Литмир - Электронная Библиотека

Pod murami stolicy nie czekał na nas królewski powóz. Nasz rydwan musieliśmy zostawić przed główną bramą, w królewskich stajniach. Żaden obcy pojazd nie miał prawa wjazdu do królestwa.

– Nasi woźnice też muszą zarobić – wyjaśnił nam strażnik. – A za opiekę nad waszymi końmi musicie zapłacić.

– Idziemy pieszo lub wynajmiemy wóz, ale może nas to drogo kosztować – powiedział Alef, bywalec wszystkich królestw. – Tutejsi mieszkańcy lubią denary.

– Nie wiedzą, że jesteśmy ochotnikami, szukamy ich następcy tronu, ryzykujemy życiem i powinni nam pomagać? – zirytowałam się.

– Wiedzą i bardzo chętnie nam pomogą, byle za odpowiednią zapłatą – zaśmiał się Włóczęga, dając kolejny pieniążek stajennym chłopcom, którzy już zabrali się za wyprzęganie naszych koni z rydwanu. Trzeci pieniążek powędrował do kiesy pary służących, którzy odciągnęli rydwan z ulicy wiodącej do miasta.

– Dużo masz tych pieniążków? – zaciekawił się Kotyk.

– Ile zechcesz – rzekł obojętnie Włóczęga.

– Okradłeś kogoś, czy też masz Magiczny Denar? – spytał Kotyk. Alef znów się roześmiał i nie odpowiedział.

– Magiczny Denar to pieniążek, który zawsze się odradza. Tyle że po trzynastu miesiącach, trzynastu dniach i trzynastu godzinach przemienia się w bezwartościowy metal – wyjaśnił Kotyk, widząc moją zdziwioną minę. O nic już nie pytał Włóczęgi, wiedząc, że ten, gdyby chciał, sam odpowiedziałby na jego pytanie.

– Kto stworzył Magicznego Denara? – nie ustąpiłam tak łatwo.

– Cesarski Mag, jako zabawkę dla dworu, ale ktoś mu go ukradł. Pamiętam, że był o to ogromny rwetes w cesarskim pałacu – odparł niechętnie Kotyk.

Przypominając sobie niezdrowo bladą, chorą z ambicji twarz cesarskiego Maga, pomyślałam, że sprzyjam tym, którzy ukradli jego magiczny pieniążek. Zwłaszcza że teraz służył nam. Ale jakim cudem miał go akurat Włóczęga, skoro nigdy nie bywał na cesarskim dworze? Czyżby miał tam ukrytego przyjaciela…?

Szliśmy pieszo ulicami stolicy Królestwa Denarów, a przechodnie popatrywali ku nam ze słabym zainteresowaniem i zaraz wracali do swoich zajęć. Na zadbanych i czystych ulicach wrzała praca: budowano, sprzątano, kuto metale, gotowano, handlowano różnymi towarami. Całe miasto przypominało ni to fabrykę, ni wielkie targowisko.

– Nigdy nie odpoczywają? – zdziwiłam się.

– W nocy śpią, ale krótko. Żal im czasu. Ich zdaniem, czas to pieniądz – burknął Alef.

– U nas też tak niektórzy twierdzą – zamyśliłam się, lecz Alef od razu dorzucił:

– Nawet gdy twoi tak mówią, to sentencję tę wymyślono w Królestwie Denarów.

Król i Królowa Denarów już wiedzieli o naszym przybyciu, gdyż osobiście wyszli powitać nas przed masywną bramę swego zamku. Ubrani byli skromnie i praktycznie. Królowa, w fartuchu narzuconym na suknię, miała umączone dłonie i ledwo zdążyła je otrzepać.

– Heroldowie widzieli was z murów przez lunety, więc piekę ciasto na wasze powitanie – wyjaśniła. Nawet się nie zdziwiłam. Ceniąc pieniądze, pewnie żałowała ich dla kucharki.

Zaraz też zasiedliśmy do niewyszukanego, choć smacznego posiłku, a Królowa sama usługiwała nam przy stole. Po chwili zreflektowałam się i zaczęłam jej pomagać.

– Widzę, że królowej z Dalekiego Kraju nieobca jest robota – zauważyła z sympatią. Jej sympatia zwiększyła się, gdy pomogłam jej też zmyć naczynia.

Początkowo rozmowa przy stole była niezobowiązująca i toczyła się wokół problemów ze żniwami, z cenami zboża, kartofli i innych towarów. Król narzekał, że rosną ceny mebli i dywanów i coraz trudniej urządzić tanio królewski zamek.

– Dlatego sam zacząłem robić nowy stół – wyjaśnił, wskazując na pęknięcia w tym, przy którym siedzieliśmy. Dopiero teraz zauważyłam, że sala tronowa zarzucona jest wiórami, widocznie czasem służyła królowi za stolarnię. Świeżo oheblowane deski złożone w kącie dowodziły, że aby nas powitać, Król oderwał się od pożytecznego zajęcia.

Kotyk coraz bardziej się niecierpliwił, lecz czekał, aż obyty ze światem Alef da znak do rozpoczęcia właściwej rozmowy o Księciu Thecie. Królowa Denarów też wierciła się na krześle, lecz z innych przyczyn, gdyż nagle wstała, złapała stojącą w kącie sali miotłę i sprzątnęła okruchy, które spadły nam ze stołu. Najwyraźniej nie umiała usiedzieć bez zajęcia. Postanowiłam przyjść jej z pomocą. Zerknęłam na salę i dostrzegłam wiaderka stojące koło okien. Obok leżały szmaty. Aha, gdyby nie nasza wizyta, pewnie zajęta byłaby sprzątaniem.

– Jeśli Wasza Dostojność chce, to pomogę umyć okna – zaofiarowałam się. – Mnie też irytuje bezczynność.

Królowa aż klasnęła w dłonie z zadowolenia i już po chwili obie pucowałyśmy szyby.

– Zrób dzisiaj to, co masz zrobić jutro, a dostaniesz futro – zanuciła.

– Robotna kobieta z Waszej Wysokości – rzekł z uznaniem Król Denarów, chwaląc mnie za udzielenie pomocy jego małżonce.

– Właśnie dlatego wzięliśmy ją ze sobą dla ratowania Księcia Theta – oświadczył Alef, a Kotyk odetchnął z ulgą, że rozmowa, dość gładko, zeszła wreszcie na ten jedynie istotny dla niego temat.

– Książę zapowiadał się na zbyt dobrego władcę, żeby to nie mogło zirytować niektórych osób – stwierdziła niejasno Królowa Denarów. – Nigdy bym jednak nie wpadła na myśl, że może to zezłościć jego własną matkę. Każda matka powinna być dumna z takiego syna. A ona była dumna, lecz do czasu. Tylko do czasu. Jak wiesz zapewne, Kocie, ludzie z naszego Królestwa jeżdżą do cesarskiego pałacu, żeby robić meble, tkać dywany, budować altanki dla Cesarzowej i porządkować ogrody. I to właśnie od nich usłyszeliśmy, że w pałacu cesarskim coś zaczęło się zmieniać. Im bliżej było trzynastych urodzin Księcia i chwili gdy miał otrzymać tytuł Młodego Cesarza, tym szybciej Cesarzowa traciła dobry humor. Ale przecież ty, Kocie, powinieneś o tym wiedzieć najlepiej, bo stale przebywałeś w Cesarskim Pałacu… Kotyk podniósł na nią dwubarwne ślepia:

– Tak, lecz niestety zwracałem uwagę głównie na Księcia, a nie na Cesarzową.

Potem zamyślił się i wyszeptał:

– Owszem, teraz gdy o tym myślę, widzę, że chyba masz rację. Cesarzowa wcześniej mnie lubiła, widząc moją miłość do swego jedynaka. A od pewnego czasu nagle zaczęła być dla mnie niemiła. Raz nawet specjalnie przydeptała mi ogon… A potem… Potem oskarżyła mnie, że brałem udział w porwaniu Księcia!

– Mam uczucie, że to Cesarz zaczął się starzeć i przestał należycie pełnić swoją rolę – oświadczył Król Denarów. – Ja szanuję moją żonę, lecz w sprawach wagi państwowej sam podejmuję decyzje. Owszem, radzę się jej, lecz to inna sprawa. Za to Cesarz, o czym szumi całe Cesarstwo, od pewnego czasu we wszystkim ustępuje żonie. Dla mnie takim znakiem granicznym był moment, gdy mennica cesarska wypuściła nowe pieniądze… Pamiętasz, Kocie?

– Nigdy nie interesowałem się pieniędzmi – powiedział zdziwiony Kot. – Szczerze mówiąc, dopiero dziś po raz pierwszy zobaczyłem cesarskiego denara. Proszę pamiętać, że żyjąc w pałacu, nigdy za nic nie musiałem płacić.

– A cóż tak dziwnego było w wypuszczeniu nowej monety? – spytał zaciekawiony Alef.

– To, że nie było na niej podobizny Cesarza czy też następcy tronu, Księcia Theta. Wcześniej były trzy rodzaje monet, honorujące trzy najważniejsze osoby w Cesarstwie, a dziś jest tylko jedna. Ta z Cesarzową. Innych monet już nie ma – odparł Król Denarów. – Dziwię się, że tak mało uwagi zwracacie na pieniądze, bo one najwięcej mówią o stanie państwa i jego władcach.

– Powiedz mi, Kocie, co ty właściwie robiłeś na tym dachu, w nocy, gdy zniknął Książę Thet? – spytał Włóczęga, a Kotyk, gdyby umiał, pewnie by się zaczerwienił. – Nie musisz odpowiadać – dorzucił po chwili Alef. – To jasne. Uwiodła cię kotka Cesarskiego Maga, ta piękna srebrnowłosa kocica, która w dzień śpi, a nocami włóczy się po dachach pałacu, tak?

Kotyk milczał ze spuszczonym wielkim łbem i zrobiło mi się go żal. Okna były już prawie czyste, więc odłożyłam ściereczkę i usiadłam koło moich przyjaciół. Jonyk przestał tańczyć wokół stołu i też przysiadł na moich kolanach.

– Gdybyś robiła pokazy tańca twego synka na publicznych placach, mogłabyś zebrać niezłe pieniądze – zauważyła sympatycznie Królowa, więc nie wzięłam jej tych słów za złe.

– Czy przydały się wam na coś nasze uwagi? – spytał rzeczowo Król Denarów. – Pytam, bo muszę wrócić do roboty przy nowym stole.

– Tak, przydały się. Chyba nawet bardzo – odparł Kotyk, a Włóczęga w tym samym momencie szturchnął go nogą pod stołem. Za późno. Król już mówił dalej:

– Skoro tak, to za nasz trud i zmarnowany czas, który moglibyśmy wykorzystać dla pożyteczniejszej roboty, musicie nam zapłacić cztery cesarskie denary.

Włóczęga westchnął i wyjął z worka cztery małe pieniążki. Odliczał je wolno, po jednym, tak aby Magiczny Denar nie utracił mocy. Drugi pieniążek rodził się bowiem dopiero, gdy z worka zniknął ten pierwszy.

– Czy za nocleg też nam policzysz? – spytał Kotyk.

– Jeśli idzie o ścisłość, nocleg w zamku nie jest wygodniejszy, lecz znacznie droższy niż w zwykłym zajeździe. Więc ponieważ was polubiłem i dobrze wam życzę, radzę tam się udać – rzekł dobrodusznie Król.

– Chwileczkę! – zawołałam zirytowana. – Pomagałam Królowej usługiwać przy stole, myłam naczynia, wyczyściłam cztery okna! Albo zapłacicie mi za to, albo nocleg mamy za darmo!

Król spojrzał na żonę, ona na niego, a potem spojrzała na mnie z wyraźnym żalem, lecz i uznaniem:

– Pierwszy raz w życiu ktoś z naszych gości tak się targuje – westchnęła. – Ale królowa z Dalekiego Kraju ma rację. Nie wolno nam oszukiwać gości. Od nieuczciwych pieniądz ucieka. Moim zdaniem oni mają prawo do jednego darmowego noclegu w zamku.

– Lecz tylko do jednego. Drugi musi być płatny – dodał szybko Król.

– Wystarczy nam jeden – odparł Włóczęga.

– Śpijcie zatem spokojnie. Nasi słudzy wyznaczą wam pokoje – oświadczył Król. – A co ze śniadaniem?

– Śniadanie też należy się nam za darmo. Te okna, które myłam, byty bardzo szerokie – wtrąciłam, nim Alef zdążył kiwnąć obojętnie głową. Jemu nie było żal Magicznych Denarów, ale mnie brała złość na naszych gospodarzy. Oszczędność i gospodarność powinny mieć jakieś przyzwoite granice!

34
{"b":"87905","o":1}