Литмир - Электронная Библиотека

– Nie mamy nawet koron zapasowych, gdyby coś stało się z tymi – pożaliła się Królowa Kielichów.

Alef i Kotyk spojrzeli po sobie znacząco, Jonyk zaś wpłynął pod stół i wynurzył się po chwili z koroną w rączce. Mimo woli wyciągnęłam dłoń, czekając, aby mi ją podał, ale on skierował się tanecznymi ruchami ciała ku wąskim, wysokim oknom. Myślałam, że bawi się tym złotym cackiem i nie przeszkadzałam mu, czując do siebie żal, że go uderzyłam. Korona już przestała mi się wydawać aż tak godna pożądania. Lecz nagle ujrzałam, że mój synek małymi rączkami zatacza szeroki łuk i… wyrzuca piękny klejnot przez jedno z okien! Wszyscy zerwaliśmy się z miejsc i podbiegliśmy ku oknom: korona przez krótkie sekundy szybowała półkoliście, a potem jak kamień zaczęła spadać w dół, wzdłuż wysokich murów zamku. Gdy do opadnięcia na ziemię brakowało jej najwyżej parunastu metrów, nagle z wiszących nad zamkiem chmur wyłonił się wielki czarny ptak i schwycił cenną ozdobę w zakrzywiony dziób! Po chwili znów wzbił się wysoko w górę i razem z koroną zniknął z zasięgu naszego wzroku.

– Ptak… – powiedziałam pełna nadziei.

– … ale czarny ptak – szepnął złowieszczo Alef. – Duży sęp z Krainy Mroku.

– To nie ten Ptak, którego masz na myśli. Wręcz przeciwnie – wymruczał do mnie Kotyk. – Te ptaki nie są naszymi sprzymierzeńcami.

– Ale on porwał waszą własność! Taka cenna korona… – wtrąciła zmartwiona Królowa Kielichów.

– To nie nasze – powiedziało Dziecko.

– Ten klejnot też pochodzi z Krainy Mroku – szepnął Włóczęga. – Istota, która go podrzuciła, chciała wstrzymać naszą wyprawę…

– Skoro tak, to musimy szybko ruszać w dalszą wędrówkę – orzekłam bez cienia wahania…

– …w jaką wędrówkę? – spytał, śmiejąc się, mój mąż. Stał nade mną z apetycznie zastawioną tacą: kawa ze śmietanką, rogaliki, dżem. – Czy wiesz, że spałaś całe dwanaście godzin? W dodatku nigdy nie mówiłaś przez sen, a nagle zaczęłaś. To pewnie te kłopoty, które masz ze swoją nową powieścią… Wiesz, że Jonyk z Kotykiem też przez te dwanaście godzin nawet nie drgnęli w swoim łóżeczku? I wszyscy w trójkę obudziliście się prawie jednocześnie. Jakby was łączyła jakaś niewidzialna nić! Patrz, Ewo, przyniosłem ci śniadanie do łóżka. Rozpieszczam cię… Jest tu też butelka dla Jonyka.

Przeciągnęłam się z lubością, myśląc, że już dawno nie spałam tak długo i mocno, w dodatku bez żadnych snów. No i mam bardzo, bardzo kochanego męża. Ilu mężów robi żonom śniadanie do łóżka?

Jadłam z apetytem, gdy Adam nagle przyjrzał mi się uważnie i powiedział:

– Gdzie ty się uderzyłaś?

– Ja? – spytałam zdziwiona.

– No ty – rzucił niecierpliwie mój mąż i dotknął obiema dłońmi mojego czoła. – Przejrzyj się w lustrze, jak nie wierzysz…

Pomknęłam do łazienki i ze zdziwieniem wpatrzyłam się w swoją twarz. Na czole miałam dziwną krwawą pręgę.

– Musiałam wieczorem drasnąć się gałęzią w ogrodzie i przez noc podbiegło to krwią – powiedziałam, wzruszając ramionami. Ślad był dziwny, ale płytki. Zniknie za kilka dni lub nawet wcześniej. Wróciłam do śniadania.

– Kotyk, żebyś tylko nigdy nie łaził po żadnych dachach, bo możesz zrobić sobie krzywdę – powiedziałam do kocura, wypijając pierwszy łyk aromatycznej kawy. Zwierzak łypnął na mnie zielonym okiem.

12
{"b":"87905","o":1}