Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To ty zniszczyłeś nam zamek w drzwiach, prawda? – zagadnął mężczyzna.

Feliks milczał. Wciąż celował do nieznajomego z pistoletu i wpatrywał się w jego puste, głębokie oczy.

– Doceniam, że nie narobiłeś więcej bałaganu – kontynuował starzec. – Wiesz, niektórzy poprzewracaliby meble, potłukli zastawę, a muszę przyznać, że przywiązałem się już do tych talerzy. Jedzenie z nich smakuje o wiele lepiej, niż z tych plastikowych. Masz może ochotę? – Nieznacznie przesunął w jego stronę swój obiad.

Feliks nawet nie drgnął.

– Kim jesteś? – zapytał w końcu.

– Przecież wiesz. – Uśmiechnął się starzec.

– Jesteś żniwiarzem. Ale co tu robisz?

– Och, mam tu pewne sprawy do załatwienia. I możesz schować ten pistolet, oboje wiemy, że mnie nie zastrzelisz. Przecież potrzebujesz informacji!

Feliks opuścił broń dopiero po dłuższej chwili. Jeśli zabije starca, ten znajdzie nowe ciało, a on nie dowie się niczego o Nadii.

– Usiądź wreszcie! – mruknął mężczyzna, nawijając na widelec makaron. – Zwą mnie Blank. A ty jesteś Feliks Wojna – dodał, kiedy Feliks usiadł po przeciwnej stronie stołu.

– A tamci mężczyźni? Oni nie byli żniwiarzami, prawda?

– Oni? Oczywiście, że nie! – Blank roześmiał się. – Nazywają siebie nijami. Ale cały ten patos pana podziemi wcale do nich nie pasuje. To zwykłe hieny cmentarne żywiące się trupami. My wolimy nazywać ich potępieńcami.

– My?

– Ja i mój pan. Poczekaj, aż go spotkasz. To będzie dla ciebie bardzo pouczające doświadczenie.

– To wy porwaliście Nadię? – zapytał Feliks, zachowując pokerową twarz. – Dlaczego? Gdzie ona teraz jest?

– Przyznam, że przysporzyła nam trochę kłopotów. Uparta i zawzięta dziewczyna.

– Gdzie ona jest? – powtórzył twardo Feliks.

– Cóż, jakby ci to powiedzieć…

Feliks kątem oka dostrzegł ruch za oknem, a jego słuch wychwycił cichy szelest w sieni.

– Ona, mój drogi, nie żyje – powiedział Blank.

Feliks poderwał się tak gwałtownie, że krzesło z hukiem poleciało do tyłu.

– Już nas opuszczasz? – zapytał spokojnie Blank, na powrót zajmując się posiłkiem.

Feliks go jednak nie słuchał. Jednym susem dopadł do drzwi i otworzył je kopniakiem, wyszarpując zza paska pistolet. Tak jak się tego spodziewał, po drugiej stronie stał potępieniec ze spłaszczonym nosem. Żniwiarz bez zastanowienia wycelował i strzelił.

Potępieniec osunął się po ścianie na ziemię, a na jego koszuli wykwitła plama krwi.

Nagle Feliks poczuł przeszywający ból w prawym kolanie. To kolejny potępieniec zaszedł go od tyłu i kopnął z taką siłą, że żniwiarz wylądował na podłodze.

Klęcząc na deskach, spróbował się odwrócić, celując w nowego wroga, ale ten wytrącił mu broń z ręki i uderzył kolanem w podbródek. Żniwiarza na chwilę zamroczyło, poczuł, że napastnik podnosi go za koszulę na piersiach. Otworzył oczy i ujrzał go, szykującego się do uderzenia czołem w nos.

Feliks zamachnął się pięściami, zbijając ręce potępieńca wciąż trzymające go za koszulę, a potem serią ciosów uderzył go w brzuch oraz szczękę, a gdy ten zgiął się wpół, zmiażdżył mu nos o kolano.

Do ciasnej sieni wpadł trzeci potępieniec. Feliks rzucił się po pistolet leżący na podłodze. Jego kolano przeszył okropny ból, ale zdążył dopaść broni, wycelować i strzelić, zanim mężczyzna zbliżył się do niego.

Żniwiarz wstał i zerknął na trzy ciała.

– Jeszcze… – zaczął, gdy usłyszał za sobą skrzypnięcie podłogi.

Natychmiast odwrócił się w miejscu, żeby ujrzeć kawał deski lecący wprost na jego głowę.

– …jeden – dokończył za niego potępieniec, który najwyraźniej wlazł do domu przez okno w kuchni.

Dla Feliksa zapadła ciemność.

¢

– Idę na zakupy, chcesz coś? – zapytała Emilia, chowając pudełko z resztką lodów do małej zamrażarki na zapleczu.

– Tylko olbrzymi tort! – Uśmiechnęła się Magda, wylizując swój talerzyk.

– Ubierz się ładnie. Dla Mateusza.

– Jasne… Szkoda tylko, że większość moich ubrań została w domu, do którego nie mam zamiaru wracać – dodała, gdy Emilia zamknęła za sobą drzwi.

Umyła talerzyki po lodach i usiadła do komputera, logując się na skrzynkę mailową księgarni. Chwilę trwało, zanim na liście odebranych wiadomości dostrzegła jedną bez tytułu. Nazwa nadawcy nic jej nie powiedziała.

– Ciekawe. – Otworzyła wiadomość i zaczęła czytać, coraz bardziej marszcząc brwi.

Oni nas mordueja wiedzajak zabic zniewiarza111 maja wiely potepiencow1 zniwiarz oeptal zyjacego czleiwka zebatal ich razem i im dowiodz

Akeladam pole lrqi

Nadai

– Że co proszę? – powiedziała Magda, wciąż wpatrując się w wiadomość. – Oni nas mordują – przeczytała. – Wiedzą, jak zabić żniwiarza… O matko, to nie żadne żarty. Nadai? Nadia? To wiadomość od Nadii!

Gwałtownie zerwała się z krzesła i pobiegła po telefon, który zostawiła na zapleczu. Drżącymi palcami zaczęła szukać numeru Feliksa, ale po chwili rozmyśliła się. Pochyliła się nad komputerem i przykładając palec do monitora, spróbowała rozszyfrować resztę wiadomości.

– Co znaczą te jedynki? – zastanowiła się. – Dlaczego trzy? Jeden… jeden… raz… – Spojrzała na swoją klawiaturę. – No jasne! – krzyknęła i uderzyła się dłonią w czoło. – To wykrzyknik! Pewnie nie wiedziała, jak go wcisnąć. A co dalej? Maja? Mają? Wielu potępieńców? Czym są, do licha, ci potępieńcy? Żniwiarz o… opętał żyjącego czle… człowieka? Przecież to niemożliwe! Co ona plecie? No ale dobra. Co tam dalej jest? Zebatal ich razem i im dowio… dowodzi. Zebrał ich razem i im dowodzi? Ale komu? Żniwiarzom? Tym potępieńcom?

Magda wyprostowała się i zaczęła krążyć w kółko, przykładając dłoń do czoła. Oczywistym było, że Nadia miała kłopoty z pisaniem. Ale potrafiła znaleźć w Internecie adres mailowy księgarni oraz wysłać wiadomość, więc napisanie jej nie powinno stanowić aż takiego problemu.

– Przecież to wygląda, jakby pisał to ktoś pijany jak szpadel! – wykrzyknęła Magda. – Albo ktoś, komu bardzo, ale to bardzo się spieszy. Akeladam pole lrqi – przeczytała. – Co to jest, do cholery? Jaki akeladam?! Jakie pole?! Co to znaczy?!

Wyprostowała się i obiema dłońmi założyła ciemne włosy za uszy.

– Pal sześć. Może Feliks będzie wiedział.

Zadzwoniła do wujka, ale jedyne co usłyszała w słuchawce, to: „abonent jest poza zasięgiem lub ma wyłączony aparat”.

– Świetnie! – Rzuciła telefon na ladę. – Jak zwykle rozładował… nie… nie rozładował. Wczoraj wieczorem widziałam, jak odłączał telefon od ładowarki. To może jest poza zasięgiem? Gdzie polazłeś, cholero jedna?! – krzyknęła, ponownie dzwoniąc do Feliksa. – Błagam, odbierz!

Jednak rezultat był taki sam jak za pierwszym razem.

– Oni nas mordują – szepnęła. – Wiedzą, jak zabić żniwiarza. Boże… Naprawdę? Kto? I czy Nadia…?

Magda zaczęła bezsilnie miotać się po księgarni. Co robić? Spojrzała na datę wysłania wiadomości. Dwa dni temu. Dokładnie wtedy Feliks męczył się z bezkostem. Dlaczego nie napisała nic więcej? Dlaczego nie zadzwoniła? Czy ci ludzie, którzy tak strasznie ją pobili, znów ją dorwali? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.

Im dłużej krążyła po księgarni i usiłowała coś wymyślić, tym gorzej się czuła. Duchota w powietrzu stała się nie do wytrzymania.

– Muszę się napić, bo inaczej zemdleję – sapnęła, nalewając do szklanki wody z kranu.

Pijąc, ponownie zadzwoniła do Feliksa, ale bez skutku.

Mijała minuta za minutą, a samotna mucha wyleciała ze swojego ukrycia i zaczęła obijać się o szybę. Po ulicy chodzili ludzie w letnich ubraniach, wachlując się gazetami. Magda powiesiła na drzwiach tabliczkę „zamknięte”, żeby czasem żaden z nich nie zechciał wejść do księgarni, aby się ochłodzić czy poszukać jakiejś książki. Nie byłaby w stanie nikogo teraz obsłużyć.

Minęła godzina, a Feliks wciąż był nieosiągalny.

– Wiedzą, jak zabić żniwiarza – powtórzyła po raz setny Magda. – Oni nas mordują. Dlatego Nadia już nie wróciła? I gdzie jest ten przeklęty Feliks? Rano przedyktowałam mu numer rejestracyjny… A jeśli znalazł ten samochód?

71
{"b":"725614","o":1}