Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Naprawdę? – zapytała. – To byłoby bardzo miłe.

– Chodź. – Złapał ją za rękę, prowadząc do swojego samochodu.

Magda syknęła cicho, gdy kurtka na lewym ramieniu przesunęła się, drażniąc oparzoną skórę.

– W porządku? – zapytał, odwracając się do niej.

– Ta…

– Napędziłaś mi strachu – powiedział, patrząc na nią.

Stanął właśnie bokiem do światła rzucanego z reflektorów samochodu tak, że w końcu mogła zobaczyć jego twarz, opaloną cerę, kwadratową szczękę, ciemne włosy i niemal czarne oczy.

– Uwierz, że ty też mnie przestraszyłeś. – Uśmiechnęła się słabo.

– Nie dość, że rozjechałbym ciebie, to jeszcze rozbił auto wujka – kontynuował.

– Okropne.

– Żebyś wiedziała. Nie wypłaciłbym mu się do końca życia.

Spojrzeli sobie w oczy i wybuchnęli śmiechem.

– Jestem Magda. – Wyciągnęła rękę.

– Mateusz. – Uścisnął jej dłoń.

Wsiedli do jego samochodu, zawrócili na pustej drodze i powoli pojechali w stronę Pasieki.

– Skąd jesteś? – zapytał Mateusz.

– Z Wiatrołomu.

– Ja też.

– Naprawdę? – zdziwiła się. – Jeszcze nigdy cię nie widziałam.

– Bo jestem tu nowy. To twoje auto? – Zwolnił, gdy mijali samochód porzucony na leśnej drodze.

– Tak – odparła z westchnieniem ulgi.

Mateusz zjechał na pobocze.

– Dziękuję ci za podwózkę. – Magda spojrzała mu w oczy. – Uratowałeś mi dziś życie.

– Bez przesady… – Uśmiechnął się nieco speszony.

– Naprawdę, dziękuję. – Zaczęła gramolić się z samochodu. – Do zobaczenia.

– Cześć.

Na pożegnanie pomachała nowemu znajomemu, a potem usiadła za kierownicą własnego auta. Gdy tylko położyła dłonie na kierownicy, zacisnęła mocno oczy, odpędzając łzy bólu i zmęczenia. Odpaliła silnik i – nie spiesząc się – wróciła do domu.

Gdy tylko zamknęła drzwi na klucz, delikatnie zrzuciła z siebie kurtkę nadającą się już tylko do wyrzucenia. Oparzenie na ramieniu nie wyglądało tak źle, jak jej się wydawało – skóra była zaledwie zaczerwieniona, ale i tak w piwnicy odszukała słoik z wywarem z młodych pędów czarnego bzu i zrobiła z niego opatrunek. Zaś gdy tylko stanęła przed lustrem w łazience, jęknęła na widok twarzy usmarowanej ziemią i czymś obrzydliwym, co mogło być zwęglonymi resztkami spaleńca. Jeden kosmyk włosów był znacznie krótszy niż pozostałe, a jego poskręcane końcówki śmierdziały spalenizną.

– Mam nadzieję, że było na tyle ciemno, że ten Mateusz nie widział, jak okropnie wyglądam – mruknęła.

Po szybkim prysznicu padła na łóżko i spała twardo do samego rana.

¢

Następnego dnia nałożyła kolejny okład na wciąż zaczerwienione ramię i ubrała bluzkę z długim rękawem, żeby mama nie zauważyła poparzenia i nie zaczęła dopytywać się, co się stało.

Jeszcze przed obiadem Magda zadzwoniła do ciotki Jadwigi pochwalić się, że odesłała spaleńca do Nawii.

– To bardzo dobrze, moje dziecko – powiedziała ciotka. – A teraz muszę już kończyć, bo…

– Bo zaczyna się twój serial? – dokończyła Magda, słysząc w telefonie charakterystyczną muzykę.

– Właśnie tak.

– Miłego oglądania – powiedziała dziewczyna i rozłączyła się.

– Z kim rozmawiałaś? – zapytała mama wchodząca do księgarni.

– Z ciocią. Koniecznie musiała mi opowiedzieć o skandalicznych wydarzeniach w jej serialu – skłamała bez zmrużenia oka. – Ktoś tam zdradził swoją żonę z jej siostrą i te sprawy.

– Ach, no cóż, to bardzo poważne przewinienie – uznała z udawaną powagą Emilia. – Chciałabym, żebyś dziś pojechała do stolarni Wilka i odebrała tę szafkę, którą zamówiłam do domu.

Tak więc popołudniu Magda pojechała na obrzeża miasta, gdzie wśród wielu innych zakładów mieściła się stolarnia Krzysztofa Wilka. Przed dużym, parterowym budynkiem stało kilka większych aut, a z boku znajdował się zsyp na trociny. Przez otwarte okna słyszała warkot maszyn. Pchnęła ciężkie drzwi i weszła do środka. Pachniało tam drewnem i trocinami, a żółtawy pył pokrywał każdą powierzchnię pomimo tego, że drzwi na halę były szczelnie zamknięte.

Dziewczyna od razu skierowała się do otwartego biura. Tam, za potężnym, drewnianym biurkiem zawalonym stertą papierów, siedział właściciel stolarni – potężny mężczyzna po czterdziestce.

– Dzień dobry – przywitała się Magda. – Przyjechałam odebrać szafkę dla Emilii Wojny.

Krzysztof Wilk podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się szeroko.

– Oczywiście, jest już zapakowana i gotowa do drogi.

Magda zapłaciła za mebel, a potem wyszła na zewnątrz, aby otworzyć bagażnik i zaczekać, aż ktoś przyniesie szafkę.

Kilka chwil później ze stolarni wyszedł dobrze zbudowany, ciemnowłosy chłopak, niosąc zapakowane w karton elementy szafy z taką łatwością, jakby nic nie ważyły.

Włożył je do bagażnika, a samochód obniżył się nieco pod ich ciężarem.

– Gotowe – powiedział chłopak, prostując się.

Magda spojrzała na niego i zmarszczyła nieco brwi, na co on się uśmiechnął.

– Entuzjastka grzybobrania? – zapytał.

– Cześć! Kurczę, ale niespodzianka… – Dziewczyna usiłowała przywołać w pamięci imię nowego znajomego. – Eee…

– Mateusz – podpowiedział.

– Miło cię znowu widzieć – wydukała.

Spojrzała na parking, gdzie stał samochód, który poprzedniego wieczoru omal jej nie potrącił i potrzebowała tylko kilku sekund, żeby skojarzyć wszystkie fakty.

– Krzysztof Wilk jest twoim wujkiem? – zapytała.

– Uhm. – Mateusz skinął głową.

Magda siłą zmusiła się, żeby nie zmierzyć go wzrokiem od stóp do głów w poszukiwaniu blizn. Wiatrołom był małym miastem i jak w każdym małym mieście huczało w nim od plotek. A jedna z nich dotyczyła młodego chłopaka, którego prześladował okrutny pech. Jego rodzice zmarli, gdy był dzieckiem, a przed kilkoma tygodniami cudem przeżył wielki pożar, w którym zginęli jego dziadkowie. Po ich śmierci przeprowadził się do Wiatrołomu, do swojej jedynej rodziny – Wilków.

– Och… – wyrwało jej się z ust. – Dziękuję za przyniesienie szafki.

– Nie ma problemu.

– I za podwiezienie wczoraj. – Zatrzasnęła bagażnik i otworzyła drzwiczki od strony kierowcy.

Mateusz skinął głową i powoli ruszył w stronę stolarni.

Magda była już jedną nogą w samochodzie, kiedy pomyślała sobie, jak ciężko po takiej tragedii musi się mieszkać w nowym mieście, bez przyjaciół i znajomych.

– Mateusz! – zawołała, prostując się.

– Tak? – Odwrócił się.

– Za to, że mnie nie rozjechałeś, powinnam cię zaprosić na kawę albo pizzę – powiedziała, przeklinając w duchu własną impulsywność. Większość chłopaków z Wiatrołomu od razu by jej odmówiło, nieważne, jak bardzo by się im podobała. Wujek Feliks skutecznie potrafił odstraszać wszystkich samą swoją obecnością.

Ale Feliksa tu nie ma – pomyślała Magda, przygryzając lekko dolną wargę. A Mateusz jest tu nowy i nic o nas nie wie.

– Z przyjemnością. – Uśmiechnął się.

– Jutro? – Magda kuła żelazo póki gorące.

Mateusz skinął głową, więc wyciągnęła z torebki kawałek kartki i nabazgrała na nim swój numer telefonu, po czym wręczyła świstek chłopakowi.

– To do jutra! – Pomachała mu ręką i wsiadła do samochodu.

Pusta noc - _5.jpg

 

Mateusz mieszkał w Wiatrołomie od niedawna i wciąż miał wrażenie, że wszyscy się tu znają. Nigdy nie wyróżniał się z tłumu i nigdy też nie obchodziło go, co tłum o nim myśli. Jak się okazało, w dużym mieście było to łatwe. Tak prosto było zniknąć wśród setek innych anonimowych twarzy. A tutaj? Miał wrażenie, że już pierwszego dnia po jego przeprowadzce połowa miasta wiedziała, że nie ma nikogo poza ciocią i wujkiem, który w zamian za pomoc w stolarni zaproponował mu skromne mieszkanie nad garażem.

– Jak tam w pracy, chłopcy? – zagadnęła ciocia przy kolacji.

Mateusz kiwnął głową i gdy po paru sekundach kobieta doszła do wniosku, że nic więcej od niego nie wyciągnie, spojrzała na męża.

10
{"b":"725614","o":1}