Copyright © Paulina Hendel, 2017
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017
Redaktor prowadząca: Milena Buszkiewicz
Redakcja: Dawid Wiktorowski
Korekta: Alicja Wojciechowska /panbook.pl
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl
Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Jamróz
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2017
ISBN 978-83-7976-685-7
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
fax: 61 853-80-75
[email protected]
www.czwartastrona.pl
Rodzicom
Zegar na wieży kościelnej wybił dwudziestą. Od wielu lat spieszył się o dobrych kilka minut. Zmrok zapadł już jakiś czas temu, a świat spowiła gęsta, jesienna mgła. Leniwie snuła się między drzewami i grobami, rozpraszając ciepłe pomarańczowe światło lamp ustawionych przy głównych alejkach.
Przyjaźń – miasto otaczające cmentarz z każdej strony, niczym morze bezludną wyspę – powoli zasypiało. Jedynym odgłosem, jaki dało się usłyszeć, był szelest upadających na ziemię suchych, lekko zmrożonych liści.
Piotr narzucił na siebie kurtkę, zdjął z haka gruby pęk kluczy i wyszedł z ciepłej stróżówki w zabarwioną na pomarańczowo mgłę. Zamknął wszystkie bramy i cmentarz, nim zegar wskazał kwadrans po dwudziestej. Cmentarz miejski został odcięty od świata żywych. Jedyne wciąż mocno bijące serce należało do nocnego stróża, który zapalił wygasłe znicze, zmiótł żółte liście z grobów, których nikt nie odwiedzał. Z przyzwyczajenia bardziej niż z potrzeby, mruczał pod nosem modlitwę do Michała Archanioła.
W końcu dotarł do jednego ze świeżych grobów. Mogiła była jeszcze obłożona kwiatami i wieńcami, dopiero za trzy dni miała stanąć na niej marmurowa płyta. Czarna tabliczka na drewnianym krzyżu głosiła, że w tym miejscu został pochowany czterdziestoletni mężczyzna. Piotr wiedział, że właśnie tacy najbardziej lubili wracać, zazdroszcząc ludziom życia. Obejrzał więc grób z każdej strony, ale nie zauważył niczego podejrzanego.
Minęła dwudziesta druga, kiedy Piotr wrócił do stróżówki i zaparzył sobie mocnej herbaty. Na talerzyk wyłożył ciastka, które dostał poprzedniego dnia od jednej ze staruszek. Starsi ludzie szanowali go, często przynosili jedzenie, ale niewielu chciało wdawać się z nim w pogawędki.
Usiadł w jedynym fotelu w stróżówce i pił herbatę ze szklanki w metalowym koszyczku, rozmyślając nad życiem i śmiercią. Zapatrzył się na dużego pająka, który utkał w kącie pajęczynę i czekał na zabłąkaną muchę. Piotr nie zamierzał go zabijać, ani wyrzucać na dwór. Nie brzydził się pająków, żmij czy robactwa. Wszystko to żyło, miało swoje miejsce na ziemi, w przeciwieństwie do umarłych. Ich nie znosił – straszyli, wysysali krew, zabijali w świecie, który już nie należał do nich. Nie mieli prawa tu być.
Piotr widywał ich, odkąd tylko pamiętał. Na szczęście nie on jeden. Jego babcia była podobna, opowiedziała mu o nich wszystko, co sama wiedziała. Nazywała ich „nawimi”, twierdząc, że to stare słowo, przedchrześcijańskiej proweniencji, oznacza trupa, zmarłego.
– Bo oni wszyscy pochodzą ze świata umarłych – mówiła. – Nieważne, czy to upiór, który powstał z grobu, czy duch będący zaledwie echem wspomnień żyjących.
Ledwie Piotr zaczął mówić, a babcia nauczyła go modlitwy do Michała Archanioła zarówno po polsku, jak i po łacinie. Przestrzegła również, aby nigdy nikomu nie opowiadał o tym, co widzi, jeśli nie chciał zostać „zamknięty u czubków”. A co najważniejsze, powiedziała, gdzie powinien udać się po pomoc, gdy sprawy będą miały się naprawdę źle.
Jesienny wieczór w stróżówce mijał powoli i przyjemnie. Stary zegar z wahadłem tykał głośno. Lodówka włączyła się z cichym buczeniem, a żarówka w lampie pod sufitem zamrugała, wywołując taniec cieni po kątach.
Gdy herbata ostygła, stróż zamoczył w niej ciastko tak, aby się nie rozpadło. Nagle po cmentarzu rozniósł się przeraźliwy, nieziemski wrzask. Ciastko wpadło do szklanki, gdy gwałtowny wiatr otworzył drzwi i trzasnął nimi o ścianę. Serce Piotra zabiło szybciej. Sięgnął drżącą ręką do szklanej miseczki pełnej suszonych ziół i nabrał całą garść mieszanki, którą wsypał do kieszeni spodni. W prawą dłoń pochwycił zaś żelazny pręt stojący za drzwiami i – zapominając o kurtce – wybiegł na zewnątrz, gdzie wiatr pędził kłęby mgły nad grobami.
Czując zimny pot na czole i plecach, Piotr szybkim krokiem ruszył przed siebie. Doskonale wiedział, w którym kierunku iść. Dłoń trzymająca latarkę trzęsła się niczym w febrze. Dopiero po chwili mężczyźnie udało się skierować strugę światła na grób. Zastał tam okropny bałagan. Kwiaty leżały rozrzucone dookoła, częściowo przysypane ziemią. A w samym środku kopca znajdowało się niewielkie wgłębienie.
– Jezu Chryste. – Piotr przeżegnał się, nerwowo wodząc wzrokiem po otoczeniu. – Gdzie jesteś? – szepnął. Z jego ust ulatywały kłęby pary.
Piotr usłyszał szelest. Odwrócił się błyskawicznie, ale nic nie zobaczył. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej. Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że stojąc samotnie między grobami, stanowi nadzwyczaj łatwą ofiarę.
Nie zważając na to, że przydeptuje rozrzucone wokół kwiaty, ruszył z powrotem do stróżówki. Wiedział, że nie poradzi sobie sam z upiorem i musi wezwać pomoc.
Wyszedł już na główną aleję, gdy nagle dostrzegł kątem oka kształt wychodzący z cienia rzucanego przed jeden z wysokich nagrobków.
– Odejdź! – krzyknął Piotr, sięgając do kieszeni.
Chwycił garść ziół i cisnął nimi w zbliżający się powoli kształt. Nie ocenił jednak dobrze odległości i mieszanka opadła na ziemię.
Upiór wrzasnął rozdzierająco i rzucił się na mężczyznę.
Piotr w akcie desperacji zamachnął się prętem. Żelazo ześlizgnęło się po torsie stwora, który zawył z bólu.
– Odejdź! – krzyknął ponownie Piotr.
Upiór zasyczał i okrążył mężczyznę, nie spuszczając z niego wzroku. Piotr przełknął głośno ślinę, niemal czując, jak ostre zęby rozrywają mu szyję. Musiał wziąć się w garść, bo inaczej zginie, a wygłodniały potwór pożywi się jego krwią. Kilka razy machnął przed upiorem żelaznym prętem, ale nie wywarło to na nim większego wrażenia. Piotr ponownie sięgnął do kieszeni, natrafiając z ulgą na resztkę suszonych ziół. Tym razem dobrze wycelował i dmuchnął mieszanką prosto w gębę upiora, który zawył z wściekłości i umknął w cień. Piotr doskonale wiedział, że ten niedługo wróci. Zioła były tylko tymczasowym remedium.
Mężczyzna popędził do stróżówki tak szybko, na ile pozwalały mu roztrzęsione nogi. Zaczął przeszukiwać szuflady, co chwilę oglądając się za siebie. W końcu znalazł małą karteczkę z imieniem i numerem telefonu.
Nie mogąc opanować drżenia rąk, Piotr wykręcił numer na starym aparacie telefonicznym i z niecierpliwością wsłuchiwał się w sygnał w słuchawce.
– Tak? – Choć zdawało mu się, że upłynęła cała wieczność, w końcu usłyszał w słuchawce zaspany, dziewczęcy głos.
– Z tej strony Piotr Żak – starał się mówić spokojnie. – Potrzebuję pomocy Feliksa.
¢
Magda, słuchając relacji Piotra, natychmiast się rozbudziła.
– Feliks przyjedzie najszybciej jak się da – obiecała. – Do zobaczenia.