Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tak. On był pierwszym żniwiarzem i z jakichś powodów zabijał swoich pobratymców.

– I co się z nim stało?

– Magdzie jakimś cudem udało się go wypędzić z ciała Mateusza. Albo sam odszedł. Nie wiem. Próbowałem go znaleźć, ale mi się nie udało.

– Kilka tygodni temu dzwoniłem do Mateusza – odezwał się Aleks. – Nie chciał rozmawiać o sobie. Wypytywał tylko o to, co ja robię i czy jestem bezpieczny. Myślisz, że kiedykolwiek będzie mógł normalnie żyć?

Feliks zerknął na wyczekująco wpatrzonego w niego chłopca.

– Nie wydaje mi się. Nie po tym, co przeżył. Ty też już nigdy nie spojrzysz na świat tak samo.

– Wiem, ale jakoś mi to nie przeszkadza.

Żniwiarz wstał i poklepał nastolatka w ramię.

– Trzymaj się – powiedział. – A jakbyś kiedykolwiek miał jakieś problemy, daj znać.

– Pewnie, dzięki.

Feliks poszedł do domu.

Jego ogródek był zupełnie zapuszczony, a w samym domu panował okropny bałagan. Przecież nikt go nie odwiedzał, więc nie musiał dbać o porządek. I tak nie posprzątałby tak dokładnie jak Magda. Rozpakował zakupy i usiadł w fotelu w salonie, bezmyślnie wpatrując się w pustkę przed sobą. W tym samym miejscu zastała go noc. Ledwie zwlókł się z fotela, żeby zapalić świeczkę stojącą na stole. Od roku prawie wcale nie zapalał światła, woląc trwać w mroku.

Zgasił zapałkę, kiedy nagle usłyszał coś na zewnątrz. Wyostrzony słuch żniwiarza wyłapał skrzypnięcie bramki, kroki na ścieżce wiodącej do domu i zgrzyt przesuwanej cegły w murku. A potem rozległ się chrobot klucza przekręcanego w zamku.

Feliks wyszedł na korytarz, chwytając po drodze metalowy pręt. Tylko najbliższa rodzina wiedziała o skrytce na klucz w murku przy drzwiach. Ale rodzina nie wpadała o tej porze w odwiedziny.

Zaskrzypiały zawiasy w drzwiach, które miał naoliwić już dawno temu. Ktoś wszedł cicho do środka. Przez chwilę obca ręka macała ścianę, aż w końcu natrafiła na włącznik.

Korytarz zalała fala jaskrawego światła.

Feliks ujrzał przed sobą wysoką, szczupłą blondynkę o długich, pofalowanych włosach. Miała na sobie obcisłe spodnie i skórzaną kurtkę. A spod gęstych, ciemnych rzęs patrzyły na niego intensywnie zielone oczy.

Przez ułamek sekundy zdający się trwać wieczność mierzyli siebie wzrokiem, zastanawiając się, jaki powinien być ich następny ruch.

Wtem dziewczyna uniosła obie dłonie.

– To ja – powiedziała nieco wyzywająco.

Feliks przekrzywił głowę, nie spuszczając z niej oczu.

– Magda – dodała.

Pręt wypadł z bezwładnej dłoni i uderzył z łoskotem o podłogę.

– Nie gap się tak – skarciła go. – Mam nadzieję, że zrobiłeś zakupy, bo umieram z głodu.

Wyminęła go, jak gdyby nigdy nic, i skierowała się do kuchni. Odruchowo zapaliła światło i zajrzała do lodówki.

– Bieda – stwierdziła, ale wtem jej wzrok padł na talerz pełen kotletów schabowych. – No, to ja rozumiem.

– Magda? – Feliks stanął w drzwiach. – Ale jak…? Przecież ty… To niemożliwe!

– Uwierz, że mnie też nieźle siekło, kiedy się zorientowałam – zapewniła z pełnymi ustami.

– Ale minął rok!

– No i? Początki bycia żniwiarzem nie są takie łatwe.

Feliks, wciąż nie wierząc temu, co widzi, przeszedł kilka kroków w stronę stołu i osunął się na krzesło.

– Nie mogłaś zostać żniwiarzem – szepnął.

– A jednak. Dla chcącego nic trudnego. I mam nawet tatuaż, wiesz?

Feliks przetarł dłońmi twarz, ale dziewczyna wcale nie zniknęła z jego kuchni. To nie mogła być jego Madzia. Nie, ta wysoka, umięśniona blondynka, tak butna i pewna siebie, musiała być złudzeniem. Pewnie przysnął w fotelu. Zaraz się obudzi…

Pochłonąwszy kotlety, dziewczyna znów zajrzała do lodówki.

– Nie masz piwa – stwierdziła z zawodem. – A szkoda, choć tobie pewnie przydałoby się coś mocniejszego. – Odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła zaczepnie.

– Ale Pierwszy… – zaczął Feliks.

– Drań. Jeszcze z nim nie skończyłam.

Żniwiarz podniósł na nią spojrzenie.

– No co? Sukinsyn najpierw sprawił, że się w nim zakochałam, a potem zabił mnie w moje własne urodziny. Nie puszczę mu tego płazem.

– Co zamierzasz? – zapytał Feliks.

– Najpierw pójdziemy do moich rodziców, przekazać im dobre wieści – odparła, nieco się krzywiąc. – Hurra, ich córka żyje… Ty im to powiesz. – Podniosła ze stołu nóż, wbiła ostrze w jabłko leżące w miseczce i przez chwilę się mu przyglądała. – A potem znajdziemy drania i odeślemy do Nawii. Tym razem na stałe.

– Wiesz jak?

Magda wgryzła się w owoc.

– Nie mam pojęcia. Ale na jego miejscu już zaczęłabym się bać.

Pusta noc - _18.jpg

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Niecały rok później

Polecamy

79
{"b":"725614","o":1}