– A co nas to, kurwa, obchodzi?! – mruknął trzeci, łysy jak kolano.
– Jeśli mi pomożecie, następną kolejkę stawiam ja – kontynuował niezrażony Feliks.
Zwykła ciekawość lub ochota na darmowe piwo zwyciężyła i wpatrzyli się w niego z umiarkowanym zainteresowaniem. „Jak nam się to nie spodoba, zawsze możemy ci przywalić” – zdawały się mówić ich spojrzenia.
– Dwa tygodnie temu mieszkała tu pewna dziewczyna…
– Powaliło cię?!
Dwóch chłopaków zerwało się na równe nogi.
– Wnoszę, że mieliście przyjemność ją spotkać. – Uśmiechnął się Feliks.
Łysy postąpił krok w jego stronę.
– Nie radzę – powiedział lodowatym głosem Feliks.
W chłopaku obudziły się wspomnienia sprzed dwóch tygodni. Tamta dziewczyna też wyglądała niepozornie, a niemal strzaskała mu wszystkie kości w ręce. Złapał za kaptur kolegę ze złamanym nosem, który nie uczył się tak szybko i posadził go z powrotem na cegłach.
– To co z nią? – zapytał ponuro.
– Kiedy ją spotkaliście?
Łysy skupił się przez chwilę.
– Jakieś dwa tygodnie temu, w sobotę.
– Popieprzona suka – mruknął ten ze złamanym nosem.
Feliks naprawdę się starał, żeby się nie uśmiechnąć.
– Idiotka połamała mi nos! – wyznał z żalem.
Jego koledzy byli bardziej powściągliwi w dzieleniu się wstydliwymi wspomnieniami z obcym, ale Feliks i tak wiedział, że całej trójce Nadia nie tylko napędziła strachu, ale i spuściła solidny łomot.
– I co się stało? – zapytał.
– Nic – burknął łysy. – Pogadaliśmy na klatce, a potem poszła na górę. Więcej jej nie widzieliśmy.
Żniwiarz westchnął z rozczarowaniem i sięgnął do kieszeni. Bandyci, złodzieje, męty społeczeństwa – jakkolwiek by ich nie nazwać, obiecał im kolejkę.
– A potem nie działo się w okolicy nic podejrzanego? – zapytał, zaciskając dłoń na banknocie.
Cała trójka wymieniła znaczące spojrzenia, ale zamilkli.
– Nie będziecie mieli żadnych kłopotów… – zaczął Feliks.
Łysy prychnął.
– Myślisz, że się ciebie boimy?
– Ale jednak kogoś się boicie?
– Dwa dni potem, jak ta laska nas pobi… jak ją spotkaliśmy, ktoś tu był…
– Kto?
– Dwóch kolesi… Ja pieprzę, byli ogromni, nawet my byśmy do nich nie podskakiwali.
Nie, wy zaczepialibyście tylko drobne dziewczyny – pomyślał z przekąsem żniwiarz.
– Oni… Oni wynosili stąd trupa – dodał ten ze złamanym nosem.
A więc jednak szyb od windy.
– Baranie, mówiłem ci, że to żaden trup! – zdenerwował się łysy. – To był po prostu kawał mięcha… Z krowy, albo czegoś. Ale cuchnął na kilometr.
– Oni byli naprawdę podejrzani – odezwał się ten w obcisłej skórzanej kurtce.
Feliks zamyślił się. To wszystko było coraz dziwniejsze, a żył na tym świecie swoje lata i widział już różne odmiany dziwności. Ta jednak zaczęła go naprawdę martwić.
– Jak wyglądali? – zapytał.
– Trochę jak cyngle mafii – powiedział łysy. – Byli wielcy. Jeden miał płaski nos, jakby połamali mu go kilka razy. – Tu zerknął wymownie na kolegę.
– Byli tu po tę dziewczynę, prawda?
Feliks niemal mógł zobaczyć, jak w ich mózgach tworzy się wizja Nadii – dziewczyny, może i nawet córki wielkiego mafiosa.
– Nie mówcie nikomu o tym, co widzieliście, dobrze? – poprosił. – Ani o naszej rozmowie.
Mężczyźni wymienili spojrzenia. To zabawne, jak bardzo wydawali się być jednym mózgiem w trzech ciałach.
– Nie no, spoko, szefie – odezwał się ten w za małej kurtce.
– Dzięki za pomoc. – Feliks wręczył łysemu banknot.
– Nie ma problemu.
Żniwiarz wyszedł z budynku. Takie rzeczy działy się w filmach, które czasem oglądała Magda. Nie w prawdziwym życiu. Nikt nie polował na żniwiarzy. Żadna mafia nie miała z nimi zatargu.
Czy aby na pewno? – zastanowił się.
Coś się zmieniło. Czuł to. Nie chciał dopuścić tego do siebie, ale odkąd wrócił do świata żywych, coś było nie tak. I nie chodziło tylko o to, że nawi stali się ostatnio podejrzanie aktywni.
– Ja wam mówię, to był płatny zabójca! – usłyszał niezbyt dyskretny szept.
– Dobrze, że ta dziewucha już się stąd wyniosła. Nie potrzebujemy tu takich.
Feliks uśmiechnął się pod nosem. Był obecnie przeraźliwie chudym dziewiętnastolatkiem, a mimo to potrafił wzbudzić strach w lokalnych dresiarzach.
Ruszył w stronę ogródków działkowych i wyjął z kieszeni telefon. Naprawdę rzadko dzwonił. Tak po prawdzie to używał go tylko po to, żeby kontaktować się z Magdą.
– Cześć – przywitał się.
– Ukradłeś mój samochód!
– Nie ukradłem, a pożyczyłem – wyjaśnił spokojnie. – Poza tym poranny spacer do księgarni na pewno dobrze ci zrobił…
– I nawet nie zapytałeś, czy będę go potrzebować!
– A potrzebowałaś?
– Nie, ale to nie znaczy…
– Owszem, znaczy. Poza tym to ty wprowadziłaś się do mojego domu bez mojej zgody.
Magda nabrała tchu, szykując się do tyrady na temat tego, jak bardzo Feliks jej potrzebuje.
– Wiem, gdzie przebywała Nadia tuż przed tym, nim została porwana. – Żniwiarz uprzedził jej kazanie.
Zapadła cisza.
– Gdzie?
– W Brzeźnicy.
– Nie mam pojęcia, gdzie to jest…
– Sprawdź wszystko na temat zgonów i dziwnych wypadków w tym mieście w ciągu ostatniego miesiąca.
– Nie cierpię cię, wiesz?
– Wiem, a teraz zabieraj się do pracy. Ja w nocy idę na polowanie.
Feliks nie znosił ani telefonów komórkowych, ani Internetu. Choć nawet on musiał przyznać, że czasem okazywały się przydatne, szczególnie, gdy Magda w ciągu kilku minut potrafiła wyszukać w sieci potrzebne mu informacje.
– Nienawidzę go – mruczała Magda, wklepując do wyszukiwarki najróżniejsze hasła.
– Co się dzieje, kochanie? – zapytała mama, zerkając w monitor przez ramię córki.
– Ech, Feliks – mruknęła dziewczyna.
Emilia skinęła głową i wróciła do przeglądania rachunków. Kiedyś sama była całkiem nieźle wyczulona na nawich i to właśnie przez nich poznała Jakuba, swojego męża, który wszystko jej wyjaśnił oraz zapoznał ze swoim niezwykłym krewnym, czyli Feliksem. Jakub też był zafascynowany światem umarłych, wciąż chciał pomagać wujkowi, ale w końcu dopadła go rzeczywistość – studia, dziewczyna, praca. Miał coraz mniej czasu na kontakty ze żniwiarzem i pewnie dzięki temu dożył swoich lat. Jakby nie było, ci, którzy nie tylko widzą nawich, ale również ich szukają, nie cieszą się długim i spokojnym życiem.
Zaś Magda – nie dość, że urodzona w Noc Kupały, to jeszcze córka dwojga ludzi potrafiących dostrzec nawich i daleka potomkini Feliksa – z całej rodziny była najbardziej wyczulona na upiory. Ponadto bardzo się nimi interesowała. I to martwiło Emilię. Nie miała nic przeciwko wyszukiwaniu dla Feliksa różnych informacji w Internecie, ale bała się, że córka pewnego dnia wpadnie w prawdziwe kłopoty, z których żniwiarz nie zdoła jej wyciągnąć. Dobrze, że zaczęła spotykać się z tym chłopcem – pomyślała. – Dzięki niemu nie będzie miała tyle czasu dla Feliksa.
Tego dnia Magda przesiedziała przed komputerem kilka godzin, co jakiś czas dzwoniąc do Feliksa i informując go, czego się dowiedziała.
– Nie chcesz iść do domu? – zapytała Emilia, przynosząc córce herbatę.
Dziewczyna wciąż zajmowała fotel i stolik w rogu księgarni. Teoretycznie było to miejsce dla klientów, którzy chcieli bliżej przyjrzeć się jakiejś książce, ale Magda siadała tam tak często, że czasem sama wyglądała jak element wystroju.
– Co? Nie, dzięki. – Wzięła herbatę i znów zapatrzyła się w monitor.
– Kiedyś od tego oślepniesz – przestrzegła ją mama.
Magda machnęła lekceważąco ręką.
– Już po szesnastej…
– Tak, tak, niedługo kończę – zapewniła dziewczyna.
Zadźwięczał dzwonek i w drzwiach pojawił się chłopak Magdy, bodajże Mateusz. Emilia otaksowała go wzrokiem. Był całkiem przystojny – wysoki, szeroki w ramionach i umięśniony. Miał gęste, ciemne włosy, opaloną cerę i sympatyczny uśmiech. Kobieta słyszała, że to dobre dziecko… a właściwie już mężczyzna. Choć przeżył naprawdę straszne rzeczy, o czym świadczyły blizny na rękach. Ale jego wujostwo naprawdę cieszyło się, że zamieszkał u nich.