Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Magda, ktoś do ciebie – rzuciła do córki i podeszła do Mateusza.

– Dzień dobry. – Mateusz przywitał się ze skinieniem głowy. – Magda nadal pracuje? Miałem nadzieję, że uda mi się wyciągnąć ją na spacer.

– Niedługo powinnam skończyć. – Magda z żalem wodziła wzrokiem od komputera do chłopaka.

– Myślę, że Feliks ma dość informacji nawet na cały tydzień – oświadczyła Emilia. – A ty koniecznie musisz się przewietrzyć. I wiesz co? – zastanowiła się. – Zrobisz dla mnie zakupy na weekendowego grilla. – Sięgnęła po listę do torebki.

– Ale Feliks zabrał mi samochód – jęknęła Magda.

– A więc dobrze się składa, że przyszedł Mateusz. Pomoże ci nosić siatki.

Magdę na chwilę zatkało na tak bezczelne wrabianie kogoś w cudze zakupy, ale Mateusza jeszcze bardziej.

– Z przyjemnością pomogę… – wydukał w końcu.

– Świetnie, to uciekajcie mi stąd! – Emilia niemal siłą wypchnęła ich z księgarni. – Aha, i oczywiście Mateusz również jest zaproszony na grilla – dodała, zamykając drzwi.

Magda posłała mamie spojrzenie, które – przynajmniej jej zdaniem – miało moc spopielania, ale rodzicielka najwyraźniej tego nie zauważyła.

– Co to za grill? Jakieś wielkie wydarzenie? – zagadnął Mateusz. Magda najpierw ucieszyła się, że chłopak wpadłby na tego grilla, a potem przeraziła się, bo to przecież była rodzinna impreza.

– Nie, tylko że zjedzie się cała rodzina…

– Wstydzisz się mnie? – zapytał lekko.

– Raczej ich. Potrafią być naprawdę przytłaczający. Ostatniemu chłopakowi, którego przyprowadziłam do domu, moja starsza ciotka kazała wstać z krzesła i obrócić się wokół własnej osi, żeby mogła go sobie obejrzeć.

– Poważnie?

– Myślałam już, że zajrzy mu nawet w zęby.

Mateusz zaśmiał się.

– Współczuję.

– Ciebie też to czeka. Oczywiście jeżeli odważysz się przyjść.

– A nie próbowałaś porozmawiać z ciocią na ten temat?

– Ciotka ma osiemdziesiąt lat i uważa, że wszystko jej wolno. A na dodatek wszyscy wybaczają jej takie wybryki.

– Wierzę, że ten grill może być niemałym wyzwaniem dla mnie. Jeżeli rzeczywiście chcesz, żebym przyszedł.

Magda zerknęła kątem oka na towarzysza. Nie uciekł po tym, jak usłyszał największą tajemnicę jej rodziny, choć nadal odrobinę dziwiło ją, jak szybko pogodził się z istnieniem nawich. Na pewno sprosta spotkaniu z ciotką Jadwigą.

– Bardzo bym się cieszyła, gdybyś przyszedł – powiedziała szczerze i złapała go za rękę.

Przez chwilę szli w milczeniu.

– Przepraszam cię za wczoraj, że musiałeś to widzieć – odezwała się dziewczyna.

– Mną się nie martw. Dzień, jak co dzień, co?

– Właśnie nie. Śmierć Nadii była… – Magda zająknęła się, gdy przed oczyma stanął jej widok wciąż ciepłego ciała zawiniętego w prześcieradło.

– Tak?

– Niepokojąca, nawet biorąc pod uwagę, że Nadia jest żniwiarzem.

– Przykro mi, że umarła… Co z nią zrobiliście?

– Jest takie miejsce daleko w lesie, gdzie kiedyś wywożono kości ze starej rzeźni. Jest tam ich tak wiele, że kilka dodatkowych i to głęboko zakopanych w ziemi nie sprawi żadnej różnicy – odparła, starając się przekonać samą siebie, że to wcale nie było tak niewłaściwe, jak jej się wydawało.

Nagle z kieszeni Magdy dobiegła wesoła melodyjka.

Dziewczyna wyjęła telefon i zerknęła na wyświetlacz. Nieznany numer.

– Przepraszam cię na chwilę – powiedziała, odbierając. – Tak?

– Dzień dobry, mam pani numer od Piotra Żaka… – usłyszała w słuchawce.

Pięknie, a Feliksa jak zwykle nie ma, kiedy jest potrzebny – pomyślała z przekąsem, słuchając relacji starszej, sądząc po głosie, kobiety, która kontynuowała swój długi wywód.

– Jak długo to już trwa? – przerwała jej po kilku minutach Magda, wlepiając wzrok w drzwi supermarketu. – Uhm. I co jeszcze się stało? Nie, nie sądzę… Niech mi pani jeszcze raz powie, gdzie to dokładnie się znajduje? Nie ma problemu… Dziś… – zerknęła na zegarek na nadgarstku. – Tak, dziś wieczorem. Do widzenia.

Magda rozłączyła się i westchnęła ciężko.

– Coś się stało? – zapytał Mateusz.

– Nie… – zaczęła. – A właściwie to tak. Coś straszy w sklepie w Przyjaźni.

– Dzwonisz po Feliksa?

Dziewczyna wlepiła wzrok w telefon. Po kilku sekundach podjęła decyzję.

– Nie. I tak jest dziś zajęty. Sama sobie z tym poradzę.

– Jesteś przekonana, że to dobry pomysł?

– Uhm. – Skinęła głową.

– Ale to na pewno jest niebezpieczne.

– Dam sobie radę, potrzebuję tylko samochodu, bo ten złodziej zabrał mój – powiedziała i spojrzała wyczekująco na Mateusza.

– Eee… No wiesz, mogę pożyczyć od wujka.

– Super, dzięki. – Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. – To co, idziemy?

Mateusz przez chwilę stał nieruchomo w miejscu.

– A co z zakupami? – zapytał.

Dziewczyna wyjęła z kieszeni listę, która wyglądała dość podejrzanie. Przede wszystkim nie było na niej nic z jedzenia obowiązkowego na grillu. Za to pełna była środków czystości i mrożonek. Dodatkowo jej stan – powyginane rogi i wyrwany kawałek sugerowały, że poniewierała się w torebce mamy już od dłuższego czasu.

– Pal sześć zakupy – stwierdziła i wyrzuciła kartkę do mijanego kosza.

Szybko dotarli do domu wujostwa Mateusza.

Magda grzecznie przywitała się z rodziną chłopaka, a potem z ciekawością obserwowała, jak Mateusz z olbrzymim trudem wymyśla historyjkę o zwiedzaniu przepięknych okolic Wiatrołomu z Magdą jako przewodnikiem.

– No nie wiem, to drogie rzeczy są – powiedział wujek, wyciągając z kieszeni kluczyki i machając nimi jakby od niechcenia.

– Krzysiek! – warknęła jego żona.

– Tylko wróćcie do domu przed roznoszeniem mleka. – Mężczyzna puścił do Mateusza oko i rzucił mu kluczyki.

Chłopak skinął głową i oboje czym prędzej wyszli z domu nieco zawstydzeni bezpośredniością Krzysztofa.

– To gdzie teraz? – zapytał Mateusz, siadając za kierownicą.

– Podjedźmy do domu Feliksa. Możesz tam zostać, a ja wrócę najszybciej jak się da – odparła Magda, przypinając się pasami.

– Chyba żartujesz. – Chłopak zgrabnie wycofał samochód i wyjechał na ulicę. – Nie myśl, że puszczę cię samą.

– Nie masz innego wyjścia. To zbyt niebezpieczne, nie będę cię w to wciągać. Wystarczy, że widziałeś już bezkosta, który prawie zabił twojego kuzyna.

– Sama na pewno nie pojedziesz – oświadczył, zatrzymując samochód na poboczu.

– Nie ma mowy!

– Jak chcesz. – Mateusz założył ręce za głowę. – W takim razie nikt nie jedzie.

Nie mogę go zabrać, to zbyt niebezpieczne. Poza tym znamy się dopiero od dwóch tygodni, nie powinnam wciągać go w polowania na nawich. Feliks by się wściekł… – myślała gorączkowo Magda, lecz Mateusz wyglądał, jakby nie zamierzał ustąpić.

Spojrzała na niego, wywróciła oczyma i nerwowo zabębniła palcami w podłokietnik.

– Niech ci będzie. Ale masz słuchać mnie na każdym kroku, zrozumiano?

Mateusz skinął głową i odpalił silnik.

– Mów, w którą stronę.

W drodze Magda jeszcze raz zadzwoniła do starszej kobiety, która potrzebowała ich pomocy i zapewniła, że już niedługo będą na miejscu.

– Z czym będziemy się mierzyć? – zapytał Mateusz, kiedy Magda zakończyła rozmowę.

– Podejrzewam, że to duch, ale pewności nabiorę dopiero na miejscu – odparła, wyglądając przez okno.

Czuła lekki dreszczyk emocji w obliczu nowego wyzwania; ukłucie niepokoju, czy sobie z nim poradzi, oraz strach przed reakcją Feliksa, gdy mu o wszystkim opowie.

– Jak?

– Słucham?

– Skąd będziesz to wiedziała?

– Niektórzy ludzie lepiej wyczuwają nawich od innych. To jest tak samo jak ze słuchem. Niektórzy potrafią usłyszeć infradźwięki albo ultradźwięki, a inni nie…

– Żaden człowiek nie jest w stanie ich usłyszeć – przerwał jej Mateusz.

– No dobra, widzę, że uważałeś na fizyce. Ale wiesz, o co mi chodzi. Słyszałeś kiedyś latające nietoperze?

– Nietoperze? – zdziwił się. – Nie, ale zbyt wielu też ich nie widziałem.

33
{"b":"725614","o":1}