Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Niektórzy ludzie słyszą je bardzo dobrze, inni wcale. Tak samo jest z nawimi, jedni je widzą i czują, inni nie.

– Wszyscy u ciebie w rodzinie je widzą?

– Większość osób. Wiesz, mamy to w genach.

– A można to w sobie wyrobić?

Magda zamyśliła się.

– Pewien facet z Przyjaźni, stróż na cmentarzu, porównał widzenie nawich do ekranu telewizora. Większość ludzi według niego jest jak stare odbiorniki, które wciąż śnieżyły, obraz w nich był zamazany, czasem w ogóle go brakowało. Jest też garstka osób, które są jak najnowsze telewizory. Mamy niemal idealny obraz bez żadnych zakłóceń. A jeśli ktoś raz zobaczy nawich, w pewnym sensie dostraja się do tego, by ich widzieć.

– Przed tym bezkostem nigdy nie widziałem żadnego nawiego – zastanowił się Mateusz. – Ale teraz mam wrażenie… i Aleks też…

– Że wciąż coś gdzieś widzicie, szczególnie w nocy? – dokończyła Magda.

– Młody się nie przyznaje, ale wiem, że ma koszmary w nocy.

– Przyprowadź go kiedyś do mnie, pogadam z nim, wyjaśnię to, czego jeszcze nie rozumie – poradziła. – Dam mu też trochę ziół, które odstraszają większość nawich. Będzie na pewno lepiej wtedy spał.

– A ja dostanę takie zioła? – zapytał, unosząc kącik ust.

– Jak ładnie poprosisz. – Puściła do niego oko. – A wracając do tematu, większość ludzi w ogóle nie wierzy w to, że istnieje taki świat, pełen zjaw i upiorów. I nawet jeśli takiego zobaczą, to ich umysły go ignorują. Ty i Aleks znaleźliście się w takiej sytuacji, że po prostu nie mogliście zignorować zagrożenia. Teraz już wiecie, że są rzeczy, o których nie śniło się filozofom – powiedziała z uśmiechem. – I będziecie doszukiwać się ich wszędzie, nawet tam, gdzie ich nie ma. Ale na pewno jesteście od tamtej pory bardziej wyczuleni na nawich.

Mateusz pokiwał głową z zadumą.

– A jak to jest z duchami? Skąd się tak naprawdę biorą? – zapytał.

Magda zastanowiła się chwilę, zanim odpowiedziała.

– Większość duchów, wbrew powszechnym wierzeniom, to wcale nie dusze, które nie poszły do nieba. Wyobraź sobie, że duch to jakby echo po człowieku, na przykład zbrodniarzu lub osobie, która zmarła w drastyczny czy gwałtowny sposób. I nie wolno tu zapominać, że to tylko echo, a nie ta konkretna osoba. Kiedyś Feliks wypędził ducha, który prześladował młodą dziewczynę w domu odziedziczonym po jej dziadku. Biedaczka nie mogła uwierzyć, że jej ukochany dziadek zepchnął ją ze schodów i omal nie zabił. Ale to wcale nie był już on. O matko, naprawdę długo musiałam ją po wszystkim pocieszać. Płakała, że może dziadek miał jej coś bardzo ważnego do przekazania, a ten upadek to był zwykły przypadek…

– Czyli duchy nie mają żadnych informacji do przekazania?

– Nie. Te, które napotkałam do tej pory, nie miały. Po prostu musiały pozbyć się nadmiaru energii.

– Słucham? Jak to „pozbyć się nadmiaru energii”?

– Martwce pobierają energię z otoczenia. Dlatego, gdy się pojawiają, światła mrugają, robi się zimno, a elektronika zawodzi. To właśnie duchy ściągają te wszystkie fale. A im więcej ich ściągną, tym stają się silniejsze i lepiej widoczne. Ale nie są w stanie zbyt długo utrzymać tej energii… Słyszałeś o pojęciu entropii?

Mateusz w milczeniu powoli obrócił głowę w stronę Magdy, a po chwili znów wlepił wzrok w drogę przed nimi.

– Wnoszę, że nie – powiedziała lekko dziewczyna. – O, na tym skrzyżowaniu w – powiedziała i zerknęła na GPS w telefonie – prawo. Koło kościoła w lewo. I… jest. Chyba możesz tu zaparkować.

Mateusz zatrzymał samochód nad wielką kałużą.

– Dzięki – sapnęła ironicznie Magda, wyskakując ze środka tak, aby nie pomoczyć butów. – Sklep wielobranżowy – przeczytała olbrzymi szyld.

Mateusz stanął obok niej.

– I co teraz? – zapytał.

– Zobaczymy – odparła i wspięła się po kilku stopniach wiodących do przeszklonych drzwi.

Kiedy tylko je popchnęła, rozległ się cichy dźwięk dzwonka.

Sklep był duży, ale sprawiał wrażenie pustego, jakby nikomu nie chciało się zagospodarować nadmiaru przestrzeni. Przy przeciwległej ścianie ciągnęła się długa lada oraz lodówki z nabiałem i mięsem. Na środku podłogi wyłożonej czarnobiałymi kafelkami stał – niczym bezludna wyspa na morzu – wysoki regał z owocami i warzywami. Pod ścianą po prawej stronie ułożono całe mnóstwo plastikowych skrzynek z alkoholem.

– Halo! Jest tu kto? – zawołała Magda, robiąc kilka kroków przed siebie.

Rozległo się szuranie i dźwięk przesuwanego po posadzce krzesła, a po chwili z pomieszczenia po lewej wyszła lekko przygarbiona kobieta sporo po sześćdziesiątce. Była ubrana w staromodną, ale elegancką garsonkę. Na łańcuszku na jej piersi wisiały okulary.

– Pani Magdalena? – zapytała kobieta, zakładając okulary.

– Po prostu Magda. – Dziewczyna podeszła do niej uśmiechnięta, z wyciągniętą ręką.

Starsza pani, jakby nieprzyzwyczajona do takiego zachowania, uścisnęła jej dłoń.

– Maria Kościelska – przedstawiła się. – A to musi być pan Feliks? – Spojrzała na Mateusza, który wciąż trzymał się z tyłu.

– Nie, to mój kolega, Mateusz – sprostowała Magda. – Feliks był dzisiaj bardzo zajęty, ale my sobie poradzimy ze wszystkim.

Przynajmniej mam taką nadzieję – dodała w myślach.

Mateusz skinął kobiecie głową.

– A to jest właścicielka sklepu, pani Felicja. – Pani Maria odwróciła się.

Dopiero teraz Magda dostrzegła chudą, wysoką kobietę stojącą w drzwiach. Miała krótkie ciemnoszare włosy, ostre rysy twarzy, żylaste dłonie, a jej cała postawa zdradzała zmęczenie.

– Chodźmy do pokoju. Opowiemy o wszystkim, co tu się dzieje – zaproponowała pani Maria. – Napijecie się herbaty?

Mateusz pokręcił głową.

– Z przyjemnością. – Uśmiechnęła się Magda, sadowiąc się na krześle na zapleczu.

Szybkie ukradkowe spojrzenia na boki pozwoliły jej dojrzeć krzyżyk nad drzwiami, różaniec oraz Biblię na szafkach, nie wspominając o sporym krzyżu stojącym pomiędzy dwoma zapalonymi świecami na stole.

Pani Felicja z rezygnacją zapadła się w fotelu. Jej koleżanka, parząc herbatę, starała się zachowywać poważną minę osoby doświadczonej i wiedzącej, z czym ma do czynienia, choć w jej oczach krył się strach. Przez chwilę Magda zastanowiła się, czy nie wygląda czasem tak samo – na zewnątrz udająca profesjonalistkę, ale wewnątrz pełna niepokoju.

Z kolei Mateusz w ogóle nie ukrywał, że czuje się tu nieswojo i tak naprawdę nie ma pojęcia, jakim cudem dał się wciągnąć w tę kabałę. Przysiadł na skraju krzesła i nie miał pojęcia, co zrobić z własnymi rękoma.

– Mam nadzieję, że nie za mocna – powiedziała pani Maria, stawiając na stole cztery kubki. – Dla ciebie, kochana. zaparzyłam melisę. – Podsunęła największe naczynie pod nos pani Felicji. – Szóstą dzisiaj – dodała półgębkiem w stronę gości.

Właścicielka sklepu tylko pokiwała głową, wzięła kubek w ręce i położyła go na kolanach.

Biedna kobieta. Wygląda, jakby dostała dzisiaj nie tylko melisę, ale i całkiem porządne środki na uspokojenie – pomyślała Magda.

– Jak już mówiłam, dziecko, mam twój numer od Piotra Żaka – powiedziała pani Maria. – W ogóle co za historia z tym upiorem! Piotr mi opowiedział. Makabra. A u nas wszystko zaczęło się około dwóch tygodni temu. Na początku to były tylko mrugające lampy, Felicja myślała, że to wina elektrowni albo żarówek, ale z czasem było coraz gorzej. Potem pewnego ranka okazało się, że ktoś powyłączał wszystkie lodówki i mnóstwo jedzenia się zmarnowało. Kilka razy ktoś z klientów poślizgnął się, choć podłoga nie była mokra, a pan Śliwicki złamał rękę. Przez cały ten czas Felicja czuła czyjąś obecność, jakby ktoś ją obserwował. Kilka razy nawet stuknął ją w ramię, gdy była sama!

– Myślałam, że zaczynam wariować – wtrąciła poszkodowana, wpatrując się w pustkę. – Parę razy zdawało mi się, że widzę coś na granicy zmysłów. Czułam jego oddech na karku. A do tego jeszcze te lodówki się wyłączyły. Myślałam, że może mam demencję i sama je odłączyłam od prądu, ale poprosiłam Marię o pomoc i razem porządkowałyśmy sklep wieczorem, żeby rano znaleźć na podłodze rozsypaną mąkę, czy odkręcony kurek w łazience. Raz zapalił mi się czajnik elektryczny, choć nawet go nie włączałam. Miałam dwie pomocnice, które od tygodnia nie przychodzą do pracy, bo twierdzą, że są chore. Ale wiem, że się po prostu boją.

34
{"b":"725614","o":1}