Garaż był otwarty, więc weszła do środka i w ciemnościach odnalazła schody na górę. Po omacku, trzymając dłoń przy ścianie, wspięła się na górę i zapukała do drzwi. W środku rozległ się hałas i wiązanka przekleństw poprzedzająca huk przewracanego krzesła.
– Magda? – W drzwiach stanął Mateusz w bezrękawniku i dżinsach. – Co ty tu robisz?
– Cześć. – Uśmiechnęła się słabo, mrużąc oczy przed światłem wylewającym się z pokoju.
– Wchodź do środka. – Przesunął się, robiąc przejście. – Coś się stało? Dlaczego nie zadzwoniłaś?
– Wybacz – powiedziała i zrobiła przepraszającą minę. Zerknęła na zegarek, zbliżała się północ. – Jakoś nie pomyślałam…
– Nic się nie stało, siadaj. – Zrzucił z kanapy jakieś śmieci. – Chcesz coś do picia? Pogoda jest okropna. Od kilku godzin wietrzę pokój, a i tak jest duszno.
– Mnie to mówisz? Ja w tej duchocie przeszłam całe miasto.
Mateusz, który sięgał do małej lodówki, wyprostował się nagle i przeszył ją spojrzeniem.
– Dlaczego?
Magda spuściła wzrok i zaczęła skubać nitkę wystającą z bluzki.
– Feliks wyrzucił mnie z domu – powiedziała cicho.
– Słucham?!
– Feliks wyrzucił mnie z domu – powtórzyła, tym razem głośno.
– Ale jak to?
– Kazał mi się wyprowadzić.
– Tak nagle? Dlaczego? A to drań! – krzyknął i uderzył dłonią w wierzch lodówki. – Niech no ja go dorwę! I powiem, co o nim myślę!
– To znaczy dał mi tydzień, ale… pokłóciliśmy się i tak się wściekłam, że nie mogłam już na niego patrzeć. Po prostu się spakowałam i wyszłam.
Mateusz otworzył lodówkę, lecz zamiast soku, wyjął z niej dwie butelki piwa. Jedną podał Magdzie.
– Opowiedz mi o wszystkim – poprosił, siadając naprzeciwko.
Magda wypiła łyk piwa, a potem zaczęła skubać naklejkę na butelce.
– Wszystko zaczęło się od tego bezkosta w Sianowie – zaczęła.
Opowieść zajęła jej nie więcej niż kwadrans. Na wzmiankę o podejrzanym mężczyźnie, który śledził Feliksa, a potem zaatakował Magdę, Mateusz wzburzył się nawet bardziej, niż Magda mogłaby przypuszczać. A gdy usłyszał o tym, jak jego ciało zamieniło się w kawał mięsa, z którego uciekł mały, obrzydliwy stwór, z hukiem odstawił butelkę na stół i zaczął krążyć po pokoju.
– I co stało się potem?
– Zakopaliśmy mięso i wróciliśmy do domu. – Wzruszyła ramionami. – Przez cały dzień Feliksa nie było w domu, a gdy wrócił, powiedział, że muszę się wyprowadzić, że stało się zbyt niebezpiecznie i nie chce, żebym miała cokolwiek wspólnego z jego pracą.
W pokoju zapadła cisza przerywana trzepotem skrzydeł ciem krążących wokół żarówki zwisającej z sufitu. Nagle światło przygasło na kilka sekund, gdy lodówka włączyła się z głośnym buczeniem.
– Nie dasz rady go przekonać, żebyś mogła wrócić?
Magda pokręciła głową.
– Nie wydaje mi się.
– Szlag! – Mateusz uderzył pięścią w otwartą dłoń. – I co teraz zrobisz?
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem – westchnęła, a potem upiła kolejny łyk piwa.
Mateusz ponownie usiadł na odwróconym wiadrze i pochylił się lekko w jej stronę.
– Jest już późno, za późno, żebyś dziś gdziekolwiek szła, więc jak chcesz… możesz przenocować u mnie – powiedział. – Odstąpię ci kanapę, a sam prześpię się na podłodze…
Magda uśmiechnęła się lekko.
– Dziękuję ci. Nie wiem, co bym dzisiaj ze sobą zrobiła, gdyby nie ty. Jutro pójdę po resztę swoich rzeczy do Feliksa, a potem wrócę do rodziców. Super – mruknęła ze złością.
– Nie narzekaj, ja mieszkam w garażu wujka.
Spojrzeli na siebie i roześmiali się.
Stary zegar wiszący na ścianie wybił północ.
– A wiesz, co będzie za okrągłą dobę? – zagadnął Mateusz, siadając na kanapie obok niej.
– Co?
– Przesilenie letnie.
Magda zrobiła wielkie oczy.
– Naprawdę? To… to świetnie. – Nagle posmutniała.
– Co się stało?
– Jutro… to znaczy dzisiaj mam urodziny.
– Och, no tak. Wszystkiego najlepszego – powiedział, a potem pocałował ją w policzek.
– Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na jutro. – Uśmiechnął się.
– Nie mam. Już nie. – Pokręciła głową.
– Co to znaczy: „już nie”?
– W moje urodziny zawsze chodzimy z Feliksem do lasu po krew świętego Jana – powiedziała ze smutkiem w głosie.
– Cóż, byłaby to dość niezwykła randka, ale jeśli moje towarzystwo ci wystarczy, to z wielką chęcią pójdę z tobą.
Magda skinęła głową, po czym oparła ją o jego ramię.
– Dziękuję.
– Zawsze myślałem, że Noc Świętojańska i Noc Kupały to coś zupełnie innego. – Mateusz zmarszczył brwi.
– Bo tak jest. – Uśmiechnęła się.
– To jak to w końcu jest z tą krwią świętego Jana?
– Od wieków ludzie świętowali w noc przesilenia letniego. Gdy nadeszło chrześcijaństwo, księża próbowali wybić im to z głów, ale zdaje się, że ta data była zbyt głęboko zakorzeniona w sercach i świadomości ludu. Jeżeli nie można czegoś się pozbyć, najlepiej nadać mu nową nazwę i znaczenie. A żeby nie podpadło, przesunęli święto o dwa dni. Teoretycznie powinno się zbierać krew świętego Jana w Noc Świętojańską, ale tak naprawdę można to robić zarówno w jedną, jak i drugą noc.
Mateusz ze zrozumieniem pokiwał głową i spojrzał na Magdę.
– Wyglądasz na przemęczoną. Chyba pora kłaść się spać – zadecydował.
Pościelił jej łóżko, a dla siebie rozłożył koc na ziemi.
– Nie chcę, żebyś przeze mnie spał na twardym betonie – zaprotestowała. – Twoje łóżko jest szerokie, zmieścimy się na nim we dwoje.
– Jesteś pewna? – Spojrzał jej głęboko w oczy.
– Tak. – Skinęła głową. – Jestem.
Nigdy jeszcze nie była tak pewna czegoś, jak tego, że chce być z nim tu i teraz.
Położyła dłoń na jego karku i wspięła się na palce, żeby go pocałować. Delikatnie rozchyliła usta, a w jej oczach błysnęły iskierki.
W gruncie rzeczy nawet dobrze się stało, że Feliks wyrzucił ją z domu.
Magdę obudziły promienie słońca wpadające do pokoju przez okno w dachu.
Potrzebowała chwili, żeby zorientować się, gdzie jest. A gdy do jej umysłu napłynęły wspomnienia poprzedniej nocy, zarumieniła się.
Odwróciła się na bok i spojrzała na leżącego obok Mateusza.
– Śpisz? – zapytała.
– Uhm – mruknął, nie otwierając oczu.
Magda uśmiechnęła się do siebie. Była tymczasowo bezdomna, pokłóciła się z wujkiem i nie miała pojęcia, co robić dalej, a mimo to czuła, że to najlepszy urodzinowy poranek, jaki kiedykolwiek przeżyła.
Odruchowo zerknęła na telefon.
– O cholera!
– Co się stało? – Mateusz spojrzał na nią z niepokojem.
– Zaraz dziesiąta! – Magda w samej bieliźnie zerwała się z łóżka i zaczęła zbierać rozrzucone po podłodze ubrania. Miała również ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od Feliksa, ale jego akurat postanowiła zignorować.
– No i? – Mateusz usiadł i obserwował, jak dziewczyna w pośpiechu się ubiera.
– O dziesiątej muszę otworzyć księgarnię.
– Nie możesz zrobić sobie dziś wolnego?
Magda przygryzła wargę. Wizja spędzenia urodzin tylko i wyłącznie w towarzystwie Mateusza była naprawdę kusząca.
– A wiesz, że to całkiem dobry pomysł? – Wskoczyła na łóżko, uśmiechając się.
Nagle rozdzwonił się telefon Mateusza.
Chłopak odebrał go i kilka razy przytaknął z niezadowoloną miną.
– Cholera – rzucił, rozłączając się. – To był wujek, muszę iść do roboty.
– Och. – Magda jęknęła z zawodem.
– Przepraszam. – Położył dłonie na jej ramionach. – Obiecuję, że zobaczymy się po południu.
Dziewczyna pokiwała głową, po czym na powrót zaczęła się ubierać.
Razem wyszli przed garaż, pożegnali się pocałunkiem i ruszyli w przeciwne strony.
Magda odebrała samochód z myjni, więc w księgarni pojawiła się nieco spóźniona, ale miała nadzieję, że nikt tego nie zauważył. Zaparzyła sobie kawę i usiadła w wiklinowym fotelu w rogu z laptopem na kolanach, z przyzwyczajenia sprawdzając lokalne wiadomości, ale wyglądało na to, że wszędzie panował spokój.