Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Z jej kieszeni popłynęła wesoła melodyjka.

– Jeśli to znowu Feliks, to przysięgam, że utopię ten telefon – warknęła, patrząc na wyświetlacz.

Jednak był to nieznany numer.

– Tak? – odebrała.

– Dzień dobry, z tej strony Helena Adler. – Nazwisko nic Magdzie nie mówiło, głosu też nie rozpoznała i mogła jedynie stwierdzić, że należał do starszej pani. – Ja dzwonię w sprawie tej zaginionej dziewczyny…

– Tak? – Nie miała zielonego pojęcia o co chodziło, ale liczyła, że zaraz się dowie.

– Przepraszam, że dzwonię dopiero dziś, ale nie mogłam znaleźć kartki z numerem – tłumaczyła staruszka. – Już myślałam, że ją wyrzuciłam, mija kilka dni, a tu patrzę, kartka wystaje spod szafy. Pewnie przeciąg ją zrzucił…

– A do rzeczy? – zasugerowała Magda.

– Ach, no tak. Opowiadałam temu przemiłemu chłopcu, co widziałam. Jak porwali tę dziewczynę, ale nie potrafiłam podać rejestracji tego samochodu. Aż kilka dni temu obudziłam się w środku nocy i wszystko mi się przypomniało. Tak jak mówiłam, był to biały, dostawczy samochód. A rejestracja to…

– Chwileczkę. – Magda chwyciła ołówek i kawałek papieru, na którym zapisała rejestrację.

– Mam nadzieję, że to wam pomoże – powiedziała staruszka. – Nie dzwoniłam na policję, bo te wałkonie znów by coś przekręciły. Uznałam, że najbliżsi najlepiej będą wiedzieć, co z tym zrobić.

– Oczywiście. Bardzo dziękuję. Nawet pani nie wie, jak nam pomogła – zapewniła Magda.

Rozłączyła się i spojrzała na kartkę. Rejestracja nic jej nie mówiła, dlatego otworzyła nowe okno w wyszukiwarce i zaczęła szybko uderzać palcami o klawisze, lecz zanim wcisnęła „Enter”, jej dłoń znieruchomiała nad klawiaturą. To nie była już jej sprawa. Skoro Feliks nie chciał jej pomocy, to Magda nie będzie mu jej udzielała. Pospiesznie zamknęła okienko wyszukiwarki.

– Niech sobie sam z tym radzi – mruknęła pod nosem, dzwoniąc do Feliksa, choć nie miała nawet ochoty słyszeć jego głosu.

– Dlaczego nie odbierałaś ode mnie telefonów?! – odezwał się już po pierwszym sygnale.

– Wyrzuciłeś mnie z domu i jasno dałeś do zrozumienia, że nie możemy mieć ze sobą nic wspólnego – warknęła.

– Nie wyrzuciłem! Poprosiłem tylko, żebyś się wyprowadziła. Martwiłem się!

– To już twoja sprawa. Dzwoniła do mnie jakaś Helena Adler.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– I czego chciała? – zapytał już spokojniej Feliks.

– Przyśniła jej się rejestracja samochodu, którym jeździli porywacze „tamtej dziewczyny”. Chodzi o Nadię, prawda?

Znów cisza.

– Tak. Podasz mi te numery?

Magda podyktowała kuzynowi rejestrację, po czym w słuchawce zaległa cisza.

– Mówią ci coś te blachy? – zapytała, zanim ugryzła się w język.

– Nie wiem, muszę pomyśleć. Będę potrzebował samochodu…

W Magdzie wszystko nagle się zagotowało ze złości.

– To go sobie kup! – wybuchła.

¢

Sądząc po odgłosach w słuchawce, Magda rzuciła telefonem o ścianę.

– Cóż, nie jestem tu po to, aby być dla wszystkich miły – westchnął Feliks.

Spojrzał na kartkę i postukał jej krawędzią o stół. Nie miał pojęcia, skąd pochodził właściciel samochodu z taką rejestracją. Zlepek liter i cyfr nic mu nie mówił. Magda zaledwie w chwilę mogłaby to dla niego sprawdzić, ale doskonale wiedział, że tym razem musi poradzić sobie sam. Tak jak dawniej, kiedy nie było jej jeszcze na świecie.

– Chyba dopadła mnie teraźniejszość – stwierdził z pewnym smutkiem w głosie. – Będę musiał kupić sobie komputer. – Schował kartkę do kieszeni. – I samochód – dodał, wychodząc na korytarz.

Tymczasem będzie musiała mu wystarczyć wizyta w bibliotece publicznej.

Gdy otworzył drzwi wyjściowe, w twarz buchnęło mu gorące, wilgotne powietrze, a oczy poraziło przedpołudniowe słońce. Wyszedł na ganek i otarł dłonią pot z czoła. Było tak duszno, że ledwo mógł oddychać.

– Przydałaby się porządna burza, żeby oczyścić atmosferę – powiedział do siebie, żałując, że nie może pozostać w chłodnych murach domu.

Ruszył przez zarośnięty ogród w stronę ulicy. Owady bzyczały głośno w wysokiej trawie. Położył dłoń na furtce i nagle spłynęło na niego olśnienie. Widział już gdzieś taką rejestrację!

– Tylko gdzie? – szepnął.

Z jedną dłonią spoczywającą na rozgrzanym metalu, drugą zaciśniętą na skrawku kartki w kieszeni, zamknął oczy i wysilił pamięć.

– Gdzie to było?

Skupił się na widoku czarnych liter i cyfr na białym tle. Tuż obok nich tkwił obraz polskiej flagi.

– Potrzebuję czegoś więcej – szepnął, nie ruszając się z miejsca.

Wtem czerń otaczająca rejestrację powoli przemieniła się w maskę niebieskiego samochodu. Z odmętów pamięci wyłonił się symbol – srebrne koło podzielone na trzy równe części.

– Miał być biały – szepnął. – Ale co to za problem odkręcić rejestrację i przyczepić ją do innego auta?

Już kiedyś widział taki samochód. Niebieski bus bez okien z tyłu.

Wszedł do ciemnego, chłodnego korytarza. Z szafy wyjął plecak, do którego zapakował łom, zioła i odrobinę soli. Po chwili zastanowienia dorzucił również mały toporek, tak na wszelki wypadek. Potem zbiegł do piwnicy i sięgnął za piec, skąd wyciągnął niewielki kluczyk. Wciąż poruszając się w ciemnościach, podszedł do odpowiedniej ściany i pomagając sobie łomem, wyjął z niej kilka cegieł, za którymi leżała bezpiecznie metalowa kasetka, w środku której znajdowała się biżuteria, kilka starych, srebrnych i złotych monet oraz pistolet.

Broń palna i kule nie powstrzymałyby nawich, ponadto gdy nie miało się na nie pozwolenia, przyciągały niechcianą uwagę i częstokroć sprawiały problemy, ale w tym jednym przypadku, gdy Feliks nie był pewien, z czym przyjdzie mu się mierzyć, wolał być przygotowany na wszystko.

¢

Magda pomogła dyrektorce lokalnej podstawówki zapakować do bagażnika karton z książkami na nagrody i wróciła do księgarni.

– Masakra – jęknęła, ocierając pot z czoła.

Nie pamiętała, kiedy ostatnio pogoda była tak okropna. Czuła się niemal jak w tropikach.

„Jak w pracy?” – napisała wiadomość do Mateusza. „Bo mi upał nie daje żyć.”

– Jest tak wilgotno i duszno, że jeszcze trochę, a będzie można pływać w powietrzu – stwierdziła, przykładając do czoła chłodną szklankę z sokiem, jednak niewiele to pomogło.

„Parno i duszno” – odpisał po chwili Mateusz. „I mam wrażenie, że tylko ja pracuję, bo reszta kryje się po kątach z zimnym piwem.”

Magda uśmiechnęła się do własnego telefonu. Cieszyła się, że Mateusz zaproponował jej wyprawę do lasu po krew świętego Jana, a mimo to czuła ukłucie żalu, że nie zrobi tego z Feliksem.

Z nadzieją zerknęła do szklanki i zakręciła sokiem pomarańczowym, ale lód, który wrzuciła do środka dosłownie przed momentem, zdążył się już roztopić.

– Szlag – burknęła, a potem wypiła łyk. – W tej temperaturze wszystko płynie, a jedzenie psuje się dużo szybciej niż normalnie.

Gdy tylko wypowiedziała te słowa na głos, przed oczami stanął jej widok bagażnika wypełnionego gnijącym mięsem.

– Ohyda – mruknęła, krzywiąc się mimowolnie. – I ten smród…

Sok pomarańczowy, choć był jej ulubionym, przestał jej smakować. Z obrzydzeniem odłożyła szklankę na ladę.

– Niech go szlag! – wybuchła nagle. – Cholerny potwór! To przez niego Feliks wyrzucił mnie z domu! Gdyby tylko…

Gdyby tylko co? – zapytał ironicznie głosik w jej głowie. Gdyby cię nie zaatakował? Nie ten, to inny. A może gdyby nie zgnił w twoim samochodzie?

– Przeklęty, zbutwiały kawał mięcha!

Nagle Magda zapatrzyła się w przestrzeń przed sobą. Coś zaświtało jej w głowie. Gdzieś już czytała o czymś podobnym.

Popędziła na zaplecze i zaczęła przekładać stos książek, które zazwyczaj czytała, kiedy nie było nic do roboty.

¢

Feliks zatrzymał rower, o którym Magda zapomniała i zostawiła w garażu. Zaprowadził swój pojazd na pobocze, gdzie ukrył go w chaszczach, po czym wrócił na brukowaną drogę i stanął przed starą tablicą z zaciekami z rdzy w miejscach, gdzie odprysnęła farba.

68
{"b":"725614","o":1}