Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Trzeba było wziąć kanapki – mruknął do siebie żniwiarz, poprawiając się na cuchnącej wersalce.

Nie miał innego wyjścia, jak czekać na zapadnięcie zmroku. Na pewno nie wszyscy nocowali w opuszczonym domu. Poczeka więc na moment, gdy zostanie w nim mniej zbirów i wtedy wyciągnie z nich całą prawdę o porwaniu Nadii.

A jeśli to nie są ludzie? – przemknęło mu przez myśl. Łysy do złudzenia przypominał mężczyznę, który napadł na nas w Sianowie tuż po ataku bezkosta. Jeżeli oni wszyscy są tymi dziwacznymi stworami, które po śmierci zamieniają się w małą, ohydną pokrakę otoczoną kupą zepsutego mięcha?

– Skubany był silny. I szybki – dodał na głos.

Dwóch takich bez problemu mogłoby złapać Nadię i wrzucić ją na pakę samochodu.

– Nie wiem, czym jesteście, ale na pewno jest na was jakiś sposób. I znajdę go – przyrzekł żniwiarz, czując palącą wściekłość.

¢

Magda ponownie zerknęła na telefon, ale tak samo jak pięć minut wcześniej na wyświetlaczu nie pojawiła się żadna nowa wiadomość. Feliks wciąż się nie odzywał, ale przecież dzwonił tylko wtedy, kiedy czegoś chciał. A poza tym nakrzyczała na niego, że ma jej dać spokój. Ale to było przed tym, jak dokonała tego odkrycia.

– I co teraz? – westchnęła, wciąż klęcząc przed stosem książek na zapleczu.

Na samym szczycie leżał otwarty opasły tom. Jeszcze raz wzięła go do ręki i spojrzała na zaznaczony ołówkiem fragment.

– Nija, pan zaświatów – przeczytała na głos. – Bóg podziemi, deszczu, wodnych głębin, bogactwa, a przede wszystkim świata zmarłych… – Przesunęła wzrokiem po dokładniejszych opisach, powiązaniach z innymi bóstwami oraz śladach kultu. – Istnieje wiele teorii na temat pochodzenia jego imienia. Według niektórych badaczy istnieje związek pomiędzy tym słowem, a prasłowiańskim rzeczownikiem „nawь”, oznaczającym „trupa” lub „zmarłego”, czasownikiem „nyć” czyli „schnąć”, „umierać” oraz czasownikiem „niti”, czyli „butwieć”, „rozkładać się”.

Odłożyła otwartą książkę na stos.

– Butwieć, rozkładać się – powtórzyła głośno. – A jeśli nija istnieje naprawdę? Nie jako bóstwo, nie jako pan zaświatów, ale stwór tak samo cielesny jak bezkost?

Skrzyżowała ręce na piersi i oparła się plecami o ścianę.

Czy to możliwe, żeby Feliks nie znał jakiegoś gatunku nawi? Oczywiście, że tak! Przecież gdy to coś wyskoczyło z mojego bagażnika i uciekło do lasu. zostawiając za sobą tonę zgniłego mięsa, nie miał pojęcia, co to było! Zgniłe, rozkładające się mięso… A godzinę wcześniej był to żyjący i myślący człowiek.

Przetarła twarz dłońmi i pokręciła głową.

– A myślałam, że nic już nie może mnie zaskoczyć – westchnęła.

Wzięła do ręki telefon i znów się zawahała. Chciała pochwalić się Feliksowi, co właśnie odkryła, udowodnić mu, że jest przydatna… Ale czy on będzie chciał jej wysłuchać?

Nagle telefon zadzwonił, a Magda wyskoczyła w powietrze, zahaczając ręką o stos książek, który rozsypał się na ziemi.

– Niech to! – jęknęła, wciskając zieloną słuchawkę.

– Coś się stało? – usłyszała ciepły głos Mateusza.

– Nie, nic, tylko narobiłam bałaganu. O co chodzi?

– Ja… tego, chciałem się zapytać, jak sobie dziś radzisz.

– W porządku – zapewniła niezbyt szczerze. Radość, którą odczuwała rano, zdążyła już dawno z niej ulecieć.

W słuchawce zapadła cisza.

– Przepraszam – odezwała się Magda. – Mam dziś gorszy dzień. Wciąż jestem wściekła na Feliksa…

– Nie martw się. Dziś po południu mogę iść do niego z tobą i zmusić go, żeby z powrotem przyjął cię pod swój dach – odparł Mateusz pół żartem, pół serio.

– Chciałabym zobaczyć wasze „starcie tytanów” – zaśmiała się Magda, a humor od razu jej się poprawił. – A poza tym, nie uwierzysz, co właśnie odkryłam! – dodała

– Tak?

– Wiem już chyba, jakie stworzenie zaatakowało nas dwa dni temu.

Mateusz zamilkł na chwilę.

– Jesteś tam? – zapytała.

– Tak, jestem. Poważnie? I co to było?

– Na razie znam tylko nazwę, ale jak jeszcze trochę poszukam, może znajdę coś nowego – zapewniła.

– I co to za nazwa? – zainteresował się Mateusz.

Magda zerknęła na otwartą książkę.

– Nija – przeczytała. – Albo Nyja, jak kto woli.

– Ciekawe… Daj znać, jak coś jeszcze odkryjesz.

– Pewnie, będziesz pierwszym, który się dowie – powiedziała, a humor znów jej się zwarzył. – Bo Feliks nadal nie chce ze mną rozmawiać. Ja z nim zresztą też nie.

– Odzywał się dziś rano?

– Tak… To znaczy nie, ja do niego zadzwoniłam, bo jakaś staruszka przypomniała sobie, na jakich blachach był samochód, którym porwano Nadię.

– Naprawdę? Feliks wiedział, co to za samochód?

– Nie wiem, chyba nie. Zresztą, mam go gdzieś. Niech sam sobie z tym wszystkim radzi. A my widzimy się dziś wieczorem, prawda?

– Oczywiście.

– To do zobaczenia.

Magda odłożyła telefon na półkę i zaczęła zbierać rozsypane książki, kiedy usłyszała dzwonek przy drzwiach. Szybko pozbierała się z klęczek i wybiegła z zaplecza.

– To ty tak pracujesz? – zagadnęła mama, kładąc na ladzie siatkę z zakupami. – Przesiadując na zapleczu?

– Daj spokój! Jest taka duchota, że nikomu nie chce się wychodzić z domu, nie mówiąc o wizycie w księgarni.

– Pamiętasz, co dzisiaj jest? – Emilia sięgnęła do siatki, wyjmując z niej wielkie pudełko z lodami.

– Pewnie, Noc Kupały. – Magda uśmiechnęła się szeroko.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie. – Mama uściskała ją i ucałowała w czoło. – Na razie pomyślałam, że w taką pogodę będziesz miała ochotę na lody, a wieczorem przyjedziecie z Feliksem do nas na tort. Co ty na to? Oczywiście Mateusza też zabierz.

– Dzięki. – Magda przyniosła z zaplecza dwa talerzyki, łyżeczki oraz nóż, po czym zabrała się do krojenia lodów. – Nie wiem, czy Feliks będzie. Rano wyjechał bez słowa – skłamała. Jeszcze nie chciała mówić, że od wczoraj jest bezdomna. – Ale Mateusz na pewno przyjdzie. Nie ma innego wyjścia. – Puściła do mamy oko.

– Znakomicie. Czyli nie idziesz w nocy do lasu po tę krew?

– Ależ idę, tyle, że nie z Feliksem.

Emilia pokręciła głową, a potem zabrała się za lody. Była w połowie, kiedy nagle coś jej się przypomniało.

– Kilka dni temu dostaliśmy na maila księgarni dziwną wiadomość – powiedziała, machając w powietrzu łyżeczką. – Wydaje mi się, że to jakiś spam albo głupi kawał, ale na wszelki wypadek ty też ją sprawdź, może to coś ważnego i będziesz umiała coś z tego odczytać.

– Okej, tylko zjem – odparła Magda, nakładając sobie kolejną porcję lodów.

¢

Feliks drgnął nieznacznie, słysząc trzaśnięcie drzwi w sąsiednim domu. Zdążył naliczyć pięć osób, które wyszły na dwór.

Mężczyźni pożegnali się i trzech z nich wsiadło do samochodu osobowego, jeden do busa. Na progu domu został tylko starszy pan.

Teraz albo nigdy – pomyślał Feliks.

Zarzucił plecak na ramię i przez wybite okno w kuchni wyszedł na zewnątrz. Skradając się przez zarośla, dotarł do płotu, przeskoczył go, a potem zatoczył szeroki łuk i przeszedł przez brukowaną drogę w miejscu, w którym nie można było go dostrzec z okien domu. Dotarł do budynku od strony lasu, a wyprostował się dopiero, gdy stanął przed drzwiami wejściowymi. Delikatnie nacisnął klamkę, która – ku jego zaskoczeniu – nie stawiła żadnego oporu.

Uchylił lekko drzwi i zajrzał do środka, trzymając w pogotowiu pistolet. W sieni panował półmrok i cisza. Feliks postąpił krok naprzód, czując w powietrzu silny zapach męskiego dezodorantu, nieprzyjemnie drażniącego nozdrza.

– Przestań się krygować i wejdź do środka. – Usłyszał nagle ciepły głos starszego mężczyzny.

Na chwilę zastygł w bezruchu, zastanawiając się, co robić.

– Wiem, że tam jesteś. Tylko nie mów, że boisz się samotnego starca. Czekam na ciebie w kuchni.

Feliks odbezpieczył pistolet i zrobił kilka kroków w stronę kuchennych drzwi. Lekko pchnął je stopą, spodziewając się wszystkiego. Jednak nie nastąpił żaden atak, nie było też żadnej pułapki. Tylko starszy mężczyzna siedzący za stołem, a przed nim talerz z porcją kusząco pachnącego spaghetti.

70
{"b":"725614","o":1}