Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Jako żniwiarz Feliks rzadko stawał w obliczu takiego problemu. W spokojnych czasach bez wojny, jak teraz, jego wrogiem byli nawi, nie ludzie. Jak do tego doszło, że zabił człowieka? Przestał jasno myśleć, gdy tylko zobaczył, jak ten drań dusił Magdę.

To się musi skończyć!

Choć do samochodu nie było daleko, pokonanie krótkiego dystansu zajęło im sporo czasu. Na szczęście nie napotkali żadnych ludzi.

Magda bez słowa otworzyła bagażnik i nie patrząc ani na wrzucane do środka ciało, ani na Feliksa, usiadła za kierownicą i tam na niego czekała.

– Jedź najpierw na wysypisko kości – polecił, usadowiwszy się na siedzeniu pasażera. – Potem do domu.

Przez większość drogi milczeli.

Dlaczego on tak cuchnie? – zastanawiała się Magda, kiedy zjechała na leśną drogę. Przecież nie powinien, jeszcze nie. Mam chyba omamy.

Jednak smród wydobywający się z bagażnika tak drażnił jej nozdrza, wywołując mdłości, że trudno było uwierzyć, że coś sobie ubzdurała.

Dlaczego Feliks nic nie mówi? – denerwowała się. Cały czas tylko śpi. Czy on tego nie czuje?

Ze zniecierpliwieniem otworzyła okno. Powietrze wpadające do środka było świeże, chłodne i – co najważniejsze – nie śmierdziało rozkładającym się mięsem.

W końcu dojechali na miejsce. Magda z ulgą wyłączyła silnik i wysiadła z samochodu, wdychając głęboko pachnące lasem powietrze. Baldachimy wysokich buków zasłaniały nocne niebo, sprawiając, że na dole panowała absolutna ciemność.

Magda wyjęła z bocznych drzwiczek latarkę i ją zapaliła. Przez chwilę patrzyła na Feliksa, który podszedł do bagażnika. Żniwiarz kulał, a każdy ruch zdawał się sprawiać mu ból. Pomimo tego, jak bardzo nie chciała znów patrzeć na ciało, nie potrafiła obojętnie odwrócić wzroku.

Z ciężkim westchnieniem stanęła u boku Feliksa i wzięła głęboki wdech, zanim żniwiarz otworzył bagażnik.

Była przygotowana na widok zakrwawionego trupa, ale z całą pewnością nie na to, co zobaczyli.

Gdy poświeciła latarką do bagażnika, ujrzała bezkształtną masę rozkładającego się mięsa. Krew zdążyła zgnić, gdzieniegdzie wystawały kawałki kości czy kępki bardziej sierści niż włosów. A najgorsze było to, że coś się w tej masie poruszało. Zrobiło jej się równocześnie słabo i niedobrze.

– Co do… – zaczął Feliks, wpatrując się ze zgrozą w zawartość bagażnika.

Magda nie usłyszała reszty, bo przykładając dłonie do ust, odbiegła na bok, po czym zwymiotowała.

Feliks podniósł z ziemi patyk i dźgnął nim kilka razy masę mięsa, kiedy niespodziewanie coś wylazło spod większego płatu… Coś, czego jeszcze w życiu nie widział. Obrzydliwy łysy stwór wielkości szczura, poruszający się na czterech niezgrabnych kończynach, z paskudnym pyskiem podobnym do nietoperza, wyczołgał się spod mięsa i otrzepał, po czym spojrzał małymi, czerwonymi ślepiami wprost na Feliksa.

Żniwiarz przeklął i zamachnął się patykiem na stwora, ale ten odchylił się na bok i z szybkością, której nie można się spodziewać po czymś tak pokracznym, wyskoczył z bagażnika i popędził w głąb ciemnego lasu.

Feliks przez moment wpatrywał się w ślad za nim, a potem podszedł do wciąż klęczącej na ziemi kuzynki.

– W porządku? – zapytał, co chwila zerkając na cienie między drzewami.

– Chyba – odparła, ocierając rękawem usta. – Co to było?

– Widziałaś to?

– Kątem oka.

Żniwiarz pokręcił głową.

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem.

– A w samochodzie…?

Feliks podszedł do bagażnika i dokładnie przyjrzał się jego zawartości, zasłaniając nos oraz usta rękawem.

– To zwykłe, zepsute mięso – odparł po kilku minutach. – Widzę chyba nawet kawałek krowiej czaszki.

Magdzie znów zrobiło się niedobrze. Odwróciła się od kuzyna i odeszła kilka kroków, oddychając świeżym powietrzem.

– Ja tego nie sprzątam – powiedziała głośno, kiedy opanowała mdłości.

– Ekstra – mruknął żniwiarz, wciąż szturchając mięso patykiem. – Przydałaby się łopata.

Miał wrażenie, że z chwili na chwilę mięso jest w coraz gorszym stanie, tak jakby rozkładało się znacznie szybciej niż powinno. Gdzieniegdzie zobaczył nawet pleśń.

¢

Sprzątanie samochodu trwało dwie godziny, które Magda przesiedziała na pniaku w bezpiecznej odległości.

– Nie jestem pewien, czy to da się zupełnie wyczyścić – stwierdził Feliks, kiedy w bagażniku znajdowały się już tylko suche plamy krwi.

– Jutro oddam go do myjni – odparła dziewczyna. – Powiem, że kupiłam mięso na grilla i pękła mi siatka.

– To musiał być naprawdę duży grill – mruknął żniwiarz.

Ulga, którą poczuł na myśl, że nie zabił człowieka, wyparowała już jakiś czas temu. Zastąpiło ją zaś zmartwienie na temat tego, co tak naprawdę zabił.

– To był nawi, prawda? – zapytała Magda w drodze do domu.

Na horyzoncie niebo rozjaśniło się, zapowiadając ciepły, pogodny dzień.

– Tak, chyba – odparł Feliks. – Ale nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Powinienem skontaktować się z innymi…

I nagle zdał sobie sprawę z tego, że nie ma możliwości, aby to zrobić. Miał kilka adresów i numerów telefonu, ale żaden nie odpowiadał.

A jeśli z jakichś powodów jesteś ostatni? – zadał sobie pytanie. Bzdura, to niemożliwe!

Po raz pierwszy od dawna zapragnął towarzystwa oraz rady innego żniwiarza. Może ktoś wiedziałby, co to za stwór, który potrafi zamienić się w człowieka, a zabity pozostawia po sobie tylko zwały zepsutego mięsa. Z ukłuciem bólu i żalu zdał sobie sprawę z tego, że nie ma do kogo zwrócić się o pomoc.

Kątem oka zerknął na Magdę, która już od tak dawna mu pomagała, potrafiła go wysłuchać, a nawet doradzić.

Jestem w tym wszystkim sam – powiedział stanowczo w myślach. Kilka godzin wcześniej był przekonany, że Magda została świadkiem morderstwa, lecz teraz zastanawiał się, czy nie wplątał jej w coś jeszcze gorszego.

To się musi skończyć – postanowił. Nie mogę wciąż jej narażać.

Gdy zajechali pod dom, zrobiło się już jasno.

Magda od razu poszła pod prysznic, a ubrania, na których wciąż widniały plamy krwi, wrzuciła do miski i zalała zimną wodą.

Gdy przebrała się w pidżamę, napisała wiadomość do mamy, że tego dnia nie przyjdzie do pracy, a potem zasunęła zasłony w swoim pokoju i zwinęła się w kłębek na łóżku, od razu usypiając.

Feliks zajął łazienkę tuż po niej. W lustrze obejrzał ranę na plecach, która z godziny na godzinę wyglądała coraz lepiej. Wziął długi prysznic i również zamknął się w swojej sypialni, ale zamiast pójść spać, leżał na łóżku z otwartymi oczami, wpatrując się w sufit.

Coś mu umykało. Wiedział to. Było na samym skraju podświadomości, gotowe się ujawnić, gdy tylko odpowiednio na to spojrzy. Z czym przyszło mu walczyć?

Poczuł się zmęczony jak jeszcze nigdy.

¢

Magda obudziła się koło południa. Ubrała się i na boso zeszła na dół, gdzie na kuchennym stole leżała kartka: „Wziąłem samochód do czyszczenia. Widzimy się wieczorem. Musimy pogadać. Feliks”.

– O czym on chce gadać? – zastanowiła się, wstawiając wodę na herbatę.

Tak bardzo burczało jej w brzuchu, że zrobiła sobie cały talerz kanapek, lecz zanim usiadła do jedzenia, spróbowała rozmasować sobie naciągnięte mięśnie szyi.

Na samo wspomnienie poprzedniej nocy przeszedł ją dreszcz. O tym obrzydliwym stworze, który wylazł z cuchnącego mięsa. O tym, jak ten mężczyzna ją dusił. Z łatwością mógłby skręcić jej kark…

– Co on powiedział? – zastanowiła się, podnosząc nagle wzrok z talerza i wyglądając przez okno. – Że mógłby mnie zabić, ale… Nie. Przesłyszało mi się.

Jednak uczucie, że gdyby tamten człowiek – czy czymkolwiek on był – chciał ją zabić, zrobiłby to bez zmrużenia okiem, nie dawało jej spokoju.

Żeby zająć czymś ręce, zabrała się do porządków w domu.

Przez większość dnia sprzątała, potem wybrała się na zakupy, a po południu ugotowała obiad. Gdy zestawiała garnek z kuchenki, akurat wrócił Feliks.

65
{"b":"725614","o":1}