Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Gdzie jesteś ranny?

– Najgorzej jest z plecami…

– Pokaż.

Magda pomogła mu, do wtóru jego pojękiwań i przekleństw, zdjąć kurtkę, a potem koszulę. Gdy zobaczyła szramę ciągnącą się w poprzek jego pleców, syknęła cicho.

– Źle jest? – zapytał Feliks.

– Przeżyjesz – odparła, siląc się na lekki ton. – Kto odwraca się do bezkosta plecami, powinien się cieszyć, że tylko tak to się skończyło – powiedziała, wyjmując z torby opatrunki.

– Mądrala się znalazła – burknął żniwiarz.

Magda spryskała ranę środkiem dezynfekującym, polała odrobiną krwi świętego Jana, a potem poprzyklejała na nią cienkie plastry.

– Rana nie jest aż taka głęboka, liczę, że stripy ją utrzymają – powiedziała. – I nie będziemy musieli znowu jechać do Waldemara.

– I dobrze – stęknął Feliks.

Kiedy go opatrzyła, pomogła mu założyć czystą koszulkę, którą zabrała z domu.

– Poczekaj tu na mnie, podjadę trochę bliżej samochodem, dobrze? – zaproponowała.

Żniwiarz skinął głową.

– Ale uważaj na siebie.

Magda, stając w drzwiach, przewróciła oczami.

– Zabiłeś bezkosta. Niby co mogłoby mi się stać? – powiedziała, po czym, nie czekając na odpowiedź, wyszła do ciemnego ogrodu.

Feliks znów został sam. Oparł łokcie o kolana i przymknął oczy, zbierając siły. To prawda, że jego rany goiły się szybciej niż u zwykłych ludzi, co nie oznaczało, że bolało mniej. A w tej chwili marzył tylko i wyłącznie o ciepłym łóżku.

– Co tak długo jej to zajmuje? – zastanowił się na głos.

Nagle usłyszał szelest na zewnątrz. Obcy i niepokojący, niepasujący do dźwięków uśpionej działki. Nie mogła to też być Magda, ponieważ ona nie zachowywałaby się aż tak cicho.

Feliks poczuł, jak jego mięśnie mimowolnie się napinają. Ból przestał docierać do jego mózgu. Żniwiarz powoli wstał i sięgnął po nóż. Cień przemknął za oknem.

Bezszelestnie podszedł do drzwi i ostrożnie je uchylił. Przez chwilę nasłuchiwał, ale ciszę mącił jedynie szelest wiatru w drzewach i szum odległych samochodów. Gdzieś w oddali zaszczekał pies. Feliks wciągnął w płuca duży haust powietrza. Pachniało trawą, wilgotną ziemią i czymś jeszcze. Nie do końca był to zapach człowieka, ale z pewnością nie należał do żadnego z nawich.

Żniwiarz przecisnął się przez szparę w drzwiach i od razu przylgnął plecami do ściany altanki, uważnie obserwując otoczenie. Zza chmur wychynął księżyc prawie w pełni. Zalał mdłym światłem całą działkę, tworząc cienie pod płotem i przy większych krzewach. Feliks dokładnie przyjrzał się każdemu z nich, a kiedy nie zobaczył tam nic podejrzanego, ruszył tuż przy ścianie wokół drewnianego domku.

Miękka trawa bezszelestnie uginała się pod jego butami, gdy ostrożnie stawiał jedną stopę za drugą. Dłoń była mocno zaciśnięta na rękojeści noża, wszystkie zmysły chłonęły bodźce z zewnątrz, a mięśnie drżały z napięcia.

Za altaną znajdował się krzew dzikiej róży, który rozrósł się do imponujących rozmiarów i sięgał kilkoma gałązkami jej ściany. Żniwiarz delikatnie je odchylił, nie zważając na to, że kolce wbijały mu się w dłonie, a potem przecisnął się między nimi a budynkiem. W pewnej chwili jedna gałązka wysunęła mu się z palców, śmignęła w powietrzu i z cichym trzaskiem uderzyła w drewnianą ścianę.

Feliks zamarł, nasłuchując – wtedy do jego uszu dotarł charakterystyczny szelest ubrania z drugiej strony altanki. Ktoś, kto zakradł się na działkę, zmierzał w stronę furtki, lecz żniwiarz nie miał zamiaru pozwolić mu uciec. Nie bacząc na hałas, zerwał się do biegu.

¢

Magda, pogwizdując cicho, zamknęła samochód. Podjechała na parking znajdujący się najbliżej miejsca, gdzie ukrył się Feliks, jednak do samej działki prowadziła dość wąska dróżka, którą żniwiarz będzie musiał przejść pieszo. Co prawda był ranny, ale nie śmiertelnie, a żniwiarze regenerowali się znacznie szybciej niż zwykli ludzie, zatem nie martwiła się tym szczególnie.

Podrzucając w dłoni kluczyki, ruszyła po Feliksa.

Po niecałych pięciu minutach dotarła do odpowiedniej działki i pchnęła furtkę z zerwaną kłódką.

– Uważaj!!! – usłyszała i zanim zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób, ujrzała duży cień, który rzucił się w jej stronę i mocno chwycił ją za ramię.

Silnym szarpnięciem odwrócił ją i ścisnął za gardło.

Przez kilka sekund w ogóle nie docierało do niej, co się dzieje, dopóki nie zobaczyła parę kroków przed sobą bladego Feliksa z nożem w dłoni i spojrzeniem utkwionym w czymś poza nią.

Zacisnęła obie dłonie na ramieniu otaczającym jej szyję, jej plecy były przyciśnięte do umięśnionego torsu, słyszała szybki oddech napastnika, trzymającego ją w żelaznym uścisku. Czuła mdlący smród psującego się mięsa oraz męskiego dezodorantu.

– Nie waż się zrobić jej krzywdy! – warknął Feliks.

Magda poczuła, jak ramię mężczyzny coraz mocniej zaciska się na jej szyi. Zaczęła tracić dech, przez oczyma latały jej mroczki, a stopy powoli oderwały się od ziemi.

– Mógłbym skręcić ci kark, słonko, ale mam inne rozkazy. – Usłyszała niski głos tuż przy swoim uchu.

Wiedziała, że jeżeli czegoś nie zrobi, czegokolwiek, zaraz straci przytomność, a może i życie. Oderwała więc prawą rękę od duszącego ją ramienia i z impetem uderzyła mężczyznę w brzuch łokciem. Nie wywołało to na nim większego wrażenia. Resztką sił szarpnęła głową, uderzając go w twarz.

Uścisk nieco zelżał, więc spróbowała kopnąć go w kolano i choć trafiła tylko w piszczel, udało jej się wyszarpnąć z uścisku.

– Na ziemię! – krzyknął Feliks.

Magda, ledwie go słysząc, osunęła się na murawę, krztusząc się i przykładając obie dłonie do szyi. Coś świsnęło nad jej głową. Usłyszała głuche uderzenie, cichy charkot, po czym mężczyzna runął na ziemię.

Feliks natychmiast podbiegł do niego, sprawdzając, czy nie stanowi zagrożenia. Wyciągnął z ciała nóż i – na wszelki wypadek – wbił go z boku w szyję.

– W porządku? – zapytał, nachylając się nad kuzynką.

– Kto to był? – zapytała, odchrząkując kilka razy.

– Nie wiem, ale od dwóch dni mnie śledził. – Feliks pomógł dziewczynie wstać i objął ją ramieniem.

– Zabiłeś go – bardziej stwierdziła, niż zapytała, patrząc na ciało potężnego napastnika.

Zrobiło jej się słabo. Zabijać potwory to jedno, ale teraz leżał przed nimi martwy człowiek.

Magda poczuła mdłości i szybko odwróciła wzrok.

– Co teraz? – zapytała, patrząc Feliksowi w oczy.

– Musimy się stąd wynieść, na wypadek gdyby było ich więcej – odparł, lustrując okolicę.

– Feliks, właśnie zabiłeś człowieka!

Nie pierwszy raz – pomyślał z goryczą Feliks.

– Idź do altany po moje rzeczy i posprzątaj wszystko tak, żeby nie został po nas żaden ślad – powiedział rozkazującym tonem.

Magda oderwała się od niego i wykonała polecenie, podczas gdy żniwiarz stanął pod drzwiami i uważnie obserwował całą działkę, usiłując wychwycić słuchem jakiekolwiek podejrzane hałasy.

– Gotowe. – Magda po chwili wyszła na zewnątrz.

– Pomóż mi go ponieść – polecił Feliks.

Magda nawet nie skinęła głową.

Mężczyzna był ciężki, i to bardzo. Razem dźwignęli go za ramiona i – na wpół ciągnąc, na wpół niosąc – ruszyli powoli do samochodu.

– Patrz, czy nie ma gdzieś ludzi – polecił Feliks. – Raczej nikt się nami nie zainteresuje, ale w ostateczności powiemy, że to nasz kolega i jest tak pijany, że stracił przytomność.

Feliks ledwo szedł, wlepiając wzrok przed siebie. Kolana się pod nim uginały, mięśnie zaczęły palić, rana na plecach boleśnie dawała o sobie znać przy każdym kroku, ale nie mógł odpocząć ani zatrzymać się chociażby na chwilę. Działki pogrążone w ciemnościach nie były dobrym miejscem do nocnych spacerów, ale mimo to obawiał się, że natkną się na jakiegoś człowieka, ten zacznie zadawać pytania lub – co gorsza – minie ich bez słowa i zadzwoni na policję.

Jak mogłem do tego dopuścić? – wyrzucał sobie w myślach. Wiedziałem, że ten facet mnie śledzi. Straciłem czujność. Naraziłem Magdę na niebezpieczeństwo. Wplątałem ją w morderstwo. Zniszczyłem jej życie.

64
{"b":"725614","o":1}