Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Magda zerwała się do biegu. Przestała już myśleć o sobie i bezpieczeństwie. Nie potrafiła uciec, zostawiając młodego chłopca na tak okrutną śmierć.

Wpadła do pomieszczenia, skąd dobiegł ją krzyk. Przed sobą ujrzała plecy potwora, który powoli zbliżał się do Aleksa skulonego pod ścianą. W panice rozejrzała się za jakąkolwiek bronią, ale pokój był wyczyszczony do cna. Zerknęła na bezkosta, który powoli lecz nieubłaganie kroczył w stronę chłopaka. Jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok zatrzymał się na pręcie wystającym z podłogi. Natychmiast do niego dopadła i zaczęła nim szarpać na wszystkie strony.

– No już! – stęknęła, napierając na niego całym ciałem. Jej stopy ślizgały się po betonie.

W końcu pręt ustąpił. Magda szybko odwróciła się do bezkosta, który właśnie podniósł łapę, aby zadać ostateczny cios. W górze zalśniły czarne pazury.

– Nie!!! – krzyknęła Magda, rzucając się na potwora.

Z trudem uniosła nad głowę pręt zbrojeniowy, którego trzymał się jeszcze kawał betonu, i uderzyła bezkosta po grzbiecie. Stwór wrzasnął z bólu. Na ziemię posypał się gruz.

Potwór opadł na cztery łapy i odwrócił się w stronę dziewczyny. Powoli ruszył na nią, gwałtownie wdychając powietrze.

Magda cofnęła się o kilka kroków. Wzięła głęboki wdech, zdzieliła bezkosta w łeb, a potem – wkładając w to całą swoją siłę – wbiła pręt w jego klatkę piersiową.

Stwór zawył dziko i zaczął wierzgać patykowatymi kończynami, usiłując wyrwać raniącą go stal. Na podłogę polała się szara posoka.

Magda spróbowała go wyminąć, żeby dopaść do wciąż skulonego Aleksa, lecz nawi machnął łapą, odtrącając ją na bok. Magdę na chwilę zamroczyło – straciła orientację, musiała potrząsnąć głową i przetrzeć dłonią oczy, aby odzyskać ostrość widzenia. Na czworakach dotarła do chłopaka.

– Nic ci nie jest? – Klepnęła go w policzek i dopiero wtedy Aleks oderwał pełne grozy spojrzenie od szamoczącego się na środku pokoju bezkosta. – Uciekamy!

Stanęła na nogach i szarpnęła chłopca w górę. Razem ominęli nawiego i wybiegli na korytarz. Nie patrzyli, gdzie stawiają stopy, i nagle jedna z przegniłych desek ustąpiła pod ciężarem Magdy. Dziewczyna runęła na podłogę.

Aleks z rozpędu zrobił jeszcze kilka kroków, lecz kiedy zobaczył leżącą Magdę, zawrócił i pomógł jej się pozbierać. Wtem usłyszeli za sobą dziki skowyt i uderzenie metalowego pręta o beton.

– W nogi! – sapnęła Magda.

Aleksowi nie trzeba było tego powtarzać dwa razy. Razem zbiegli na dół i skierowali się do wyjścia. Jednak bezkost wyszedł na piętrze przez okno i niczym pająk zszedł po ścianie, po czym stanął w drzwiach i rozdziawił paszczę. Kilka nitek szarej śliny ściekało z jego rozwartej paszczy.

Magda struchlała. Zabrakło jej już pomysłów na obronę, więc tylko stanęła ramię w ramię z Aleksem i ze zgrozą patrzyła na stwora, gdy nagle ktoś niespodziewanie przebiegł obok nich i zdzielił jakimś podłużnym przedmiotem bezkosta dużo silniej, niż była to w stanie uczynić Magda. Potwór zawył, wzniósł łapę w górę, odsłaniając przy tym klatkę piersiową. Człowiek wbił swój pręt prosto w serce potwora.

Bezkost wycofał się z budynku i znikł z pola widzenia.

Chudy mężczyzna wyjrzał za nim, ale już po chwili wrócił do dwójki niedoszłych ofiar nawiego.

– Nic ci nie jest? – Najpierw dopadł do Magdy i ujął w dłonie jej bladą twarz, dokładnie jej się przyglądając.

– N-nie – odparła słabo.

– A tobie? – zwrócił się do Aleksa.

Chłopak nie był w stanie wydusić z siebie słowa, więc tylko pokręcił głową.

– Feliks… on… – zaczęła Magda.

– Wiem, wróci. – Żniwiarz obejrzał się za siebie. – Trafiłem go tylko w jedno serce. – Spojrzał na łom, który trzymał w ręku.

Kiedyś ludzie wierzyli, że upiory powstają z martwych ludzi, którzy za życia mieli dwa serca. Nie było to prawdą. Żaden człowiek, ani upiór nie miał dwóch serc, ale bezkost owszem. I trzeba było przebić oba serca, aby go zabić.

Magda zobaczyła swoją torebkę leżącą na ziemi i odruchowo ją podniosła.

– Uwziął się na chłopaka – odezwała się.

– Aleks?!

Wszystkie trzy głowy zwróciły się w stronę wyjścia, gdzie stanęła barczysta postać.

– Mateusz? – powiedzieli równocześnie Magda i Aleks.

– Co ty… Co wy tu robicie? – Podszedł do nich szybkim krokiem. – Twoi rodzice się denerwowali – zwrócił się do chłopaka. – A słyszałem, że umówiłeś się z kimś na torowisku i obiecałem cię znaleźć.

– Wy się znacie? – Dla Magdy tego było za wiele.

– To mój kuzyn – oświadczył Mateusz. – Czy to jest krew?! Jak ty wyglądasz?! Co tu się stało?!

Aleks wodził bezradnym wzrokiem pomiędzy kuzynem, a Magdą.

– Bo… ten potwór… był olbrzymi i…

– Jaki potwór?! Co ty wygadujesz? Co wy mu zrobiliście?! – Mateusz zwrócił gniewne spojrzenie Magdę i Feliksa.

– Ja… Mateusz… – zaczęła dziewczyna, ale nie miała pojęcia, jak się z tego wszystkiego wytłumaczyć.

– Zabieram cię do domu. – Mateusz chwycił kuzyna za ramię i pociągnął w stronę wyjścia.

– Nie! – krzyknęła Magda. – Nie możesz! On za wami pójdzie.

– Jaki on? Co ty wygadujesz?!

– Bezkost – jęknęła, lecz Mateusz i Aleks byli coraz bliżej wyjścia.

– Wytropi was i zabije – powiedział cicho Feliks.

Magda spojrzała w jego puste oczy. Wiedziała, że żniwiarz mówi prawdę. Znał się na rzeczy. Jeśli bezkost z jakiegoś względu uwziął się na Aleksa, nie odpuści, dopóki go nie dopadnie, nawet gdy zostało mu tylko jedno serce.

Westchnęła ciężko, po czym wyjęła z torebki paralizator i ruszyła szybkim krokiem za odchodzącymi. Nie zdążyli dojść do drzwi, gdy w holu błysnęło niebieskie światło, a Mateusz zwalił się głucho na ziemię. Zanim zrozumiał, co się stało, Magda usiadła na nim, wykręciła mu ręce za plecy i sprawnie skuła trytką, którą również nosiła w torebce. Szybko przesunęła się do tyłu i na wszelki wypadek unieruchomiła mu również nogi.

– Przepraszam – szepnęła z wyraźną skruchą.

Złapała go za kostki i z wysiłkiem przeciągnęła pod ścianę. Resztę soli, jaka jej została, wysypała w okrąg wokół niego.

– Co ty wyprawiasz?! – pieklił się Mateusz. – Natychmiast mnie rozwiąż!

Lecz Magda nie zwracała już na niego uwagi. Teraz liczyło się jedynie zabicie bezkosta, który wciąż im zagrażał. Spojrzała na Feliksa.

Żniwiarz podał jej łom i z kieszeni wyjął własny woreczek z solą. Na środku holu wyrysował przerwany okrąg.

– Wejdźcie do niego – nakazał. – Szybciej!

Magda pociągnęła Aleksa do środka.

– Kiedy tylko bezkost się do was zbliży, zamknij okrąg, dobrze? – zwrócił się do dziewczyny.

Skinęła głową.

– I pod żadnym pozorem z niego nie wychodźcie! – ostrzegł Aleksa. – Chyba że chcesz, żeby bezkost wytropił cię w twoim własnym łóżku.

Chłopiec stanowczo pokręcił głową.

– Zbliża się, czuję go – szepnął Feliks, po czym usunął się w cień.

Magda ledwo stała na nogach. Wszystko ją bolało, czuła się wykończona. Najchętniej położyłaby się na ziemi, skuliła w kłębek i niech się dzieje, co ma się dziać.

Znów poczuła dobrze jej znany smród rozkładającego się mięsa. Bezkost wrócił. Stanął w drzwiach i wyszczerzył zęby. Z lewej strony klatki piersiowej widniała głęboka, sącząca się rana. Powoli wszedł do holu, węsząc.

– Porąbało was?! Co wy wyprawiacie! – krzyczał Mateusz do czasu, aż w polu jego widzenia pojawił się nawi.

Jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Przestał się szarpać i tylko wpatrywał się w stwora.

– No chodź tu – szepnęła Magda.

Czuła, jak Aleks, z którym stykała się ramieniem, drży.

– Jeszcze kawałek – namawiała łamiącym się głosem.

Bezkost ruszył w ich stronę. I gdy znalazł się w połowie odległości pomiędzy nimi, a wyjściem, Magda zamknęła okrąg.

Stwór drgnął nerwowo, gdy przestał wyczuwać ludzi. Zaczął obracać głowę to w jedną, to w drugą stronę, wciąż węsząc.

Wtem z cienia za nim wybiegł Feliks, wyskoczył w górę i wylądował na grzbiecie nawiego. Uniósł wysoko dłonie zaciśnięte na rękojeści długiego noża. Ostrze błysnęło w świetle księżyca, po czym wbiło się w ciało bezkosta, naruszając kolejne warstwy grubej skóry.

24
{"b":"725614","o":1}