Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

— Kapłani?… Mefres?… — powtórzył książę. — Królem żydowskim?… Ależ ja mówiłem ci, że twój syn może zostać dowódcą moich łuczników, moim pisarzem… Ja ci to mówiłem!.. a ty, nędzna, myślałaś, że tytuł żydowskiego króla równa się dostojeństwu mego łucznika i pisarza?… Mefres… Herhor!.. Niech będą dzięki bogom, że nareszcie zrozumiałem tych dostojników i wiem, jaki los przeznaczają memu potomstwu…

Przez chwilę rozmyślał, gryzł wargi. Nagle zawołał potężnym głosem:

— Hej!.. służba… żołnierze!..

W oka mgnieniu komnata zaczęła napełniać się. Weszły płacząc służebnice Sary, pisarz i rządca jej domu, potem niewolnicy, wreszcie kilku żołnierzy z oficerem.

— Śmierć!.. — krzyknęła Sara rozdzierającym głosem.

Rzuciła się do kołyski, porwała syna i stanąwszy w kącie komnaty zawołała:

— Mnie zabijcie… ale jego nie dam!..

Ramzes uśmiechnął się.

— Setniku — rzekł do oficera — weź tę kobietę z jej dzieckiem i zaprowadź do budynku, gdzie mieszczą się niewolnicy mego domu. Ta Żydówka już nie będzie panią, ale sługą tej, która ją zastąpi.

A ty, rządco — dodał zwracając się do urzędnika — pamiętaj, aby Żydówka nie zapomniała jutro z rana umyć nóg swej pani, która tu zaraz przyjdzie. Gdyby zaś ta służebnica okazała się krnąbrną, na rozkaz swej pani powinna otrzymać chłostę.

Wyprowadzić tę kobietę do izby czeladniej!..

Oficer i rządca zbliżyli się do Sary, lecz zatrzymali się nie śmiejąc jej dotknąć. Ale też i nie było potrzeby. Sara owinęła płachtą kwilące dziecko i opuściła komnatę szepcąc:

— Boże Abrahama, Izaaka, Jakuba, zmiłuj się nad nami…

Nisko skłoniła się przed księciem, a z jej oczu płynęły ciche łzy. Jeszcze w sieniach słyszał Ramzes jej słodki głos:

— Boże Abrahama, Iza…

Gdy wszystko uspokoiło się, namiestnik odezwał się do oficera i rządcy:

— Pójdziecie z pochodniami do domu między figowe drzewa…

— Rozumiem — odparł rządca.

— I natychmiast przeprowadzicie tu kobietę, która tam mieszka…

— Stanie się tak.

— Ta kobieta będzie odtąd waszą panią i panią Sary Żydówki, która każdego poranku ma swojej pani myć nogi, oblewać ją wodą i trzymać przed nią zwierciadło. To jest moja wola i rozkaz.

— Stanie się — odparł rządca.

— I jutro z rana powiesz mi, czy nowa sługa nie jest krnąbrną…

Wydawszy te polecenia namiestnik wrócił do siebie, ale całą noc nie spał. W jego głębokiej duszy rozpalał się pożar zemsty.

Czuł, że nie odniósłszy ani na chwilę głosu zmiażdżył Sarę, nędzną Żydówkę, która ośmieliła się oszukać go. Ukarał ją jak król, który jednym drgnieniem powieki strąca ludzi ze szczytu — w otchłań służalstwa. Ale Sara była tylko narzędziem kapłanów, a następca miał za wiele poczucia sprawiedliwości, aby połamawszy narzędzie mógł przebaczyć właściwym sprawcom.

Jego wściekłość potęgowała się tym bardziej że kapłani byli nietykalni. Książę mógł Sarę z dzieckiem, wśród nocy — wypędzić do izby czeladniej, ale nie mógł pozbawić Herhora jego władzy ani Mefresa arcykapłaństwa. Sara padła u nóg jego jak zdeptany robak; ale Herhor i Mefres, którzy wydarli mu pierworodnego syna, wznosili się nad Egiptem i (o wstydzie!) nad nim samym, nad przyszłym faraonem, jak piramidy…

I nie wiadomo, który już raz w tym roku przypominał sobie krzywdy, jakich doznał od kapłanów. W szkole bili go kijami, aż mu grzbiet pękał, albo morzyli głodem, aż brzuch przyrastał mu do krzyża. Na zeszłorocznych manewrach Herhor popsuł mu cały plan, a potem złożył winę na niego i pozbawił dowództwa korpusu. Tenże Herhor przyprawił go o niełaskę jego świątobliwości, za to, że wziął do domu Sarę, i nie prędzej przywrócił go do zaszczytów, aż upokorzony książę przepędził parę miesięcy na dobrowolnym wygnaniu.

Zdawało się, że gdy zostanie wodzem korpusu i namiestnikiem, kapłani przestaną uciskać go swoją opieką. Lecz właśnie teraz wystąpili z podwojonymi siłami. Zrobili go namiestnikiem, po co?… Aby usunąć go od faraona i zawrzeć haniebny traktat z Asyrią. Zmusili go, że po informacje o stanie państwa udał się jak pokutnik do świątyni; tam oszukiwali go za pomocą cudów i postrachów i udzielili najzupełniej fałszywych objaśnień.

Potem mięszali się do jego rozrywek, kochanek, stosunków z Fenicjanami, długów, a nareszcie, aby go upokorzyć i ośmieszyć w oczach Egiptu, zrobili mu pierworodnego syna Żydem!..

Gdzie jest chłop, gdzie niewolnik, gdzie więzień z kopalń, Egipcjanin, który nie miałby prawa powiedzieć:

— Jestem lepszy od ciebie, namiestniku, bo żaden mój syn nie był Żydem…

Czując ciężar obelgi Ramzes jednocześnie pojmował, że nie może jej natychmiast pomścić. Więc postanowił odsunąć sprawę do przyszłości. W szkole kapłańskiej nauczył się panować nad sobą, na dworze nauczył się cierpliwości i obłudy; te przymioty staną się jego tarczą i zbroją w walce z kapłaństwem… Do czasu będzie wprowadzał ich w błąd, a gdy przyjdzie odpowiednia chwila, uderzy tak, że już nie podniosą się więcej.

Na dworze zaczęło świtać. Następca twardo zasnął, a gdy obudził się, pierwszą osobą, którą spostrzegł, był rządca pałacu Sary.

— Cóż Żydówka? — zapytał książę.

— Stosownie do rozkazu waszej dostojności umyła nogi swej nowej pani — odparł urzędnik.

— Czy była krnąbrną?

— Była pełną pokory, ale nie dość zręczną, więc rozgniewana pani uderzyła ją nogą między oczy…

Książę rzucił się.

— I cóż na to Sara?… — zapytał prędko.

— Upadła na ziemię. A gdy nowa pani kazała jej iść precz, wyszła, cicho płacząc…

Książę zaczął chodzić po komnacie.

— Jakże noc spędziła?…

— Nowa pani?…

— Nie! — przerwał następca. — Pytam o Sarę…

— Stosownie do rozkazu Sara poszła z dzieckiem do izby czeladniej. Tam służebne, z litości, odstąpiły jej świeżą matę, ale Sara nie położyła się spać, tylko przesiedziała całą noc z dzieckiem na kolanach.

— A dziecko?… — spytał książę.

— Dziecko jest zdrowe. Dziś z rana, kiedy Żydówka poszła na służbę do nowej pani, inne kobiety wykąpały maleństwo w ciepłej wodzie, a żona pastucha, która także ma niemowlę, dała mu ssać.

Książę stanął przed rządcą.

— Źle jest — rzekł — gdy krowa, zamiast karmić swoje cielątko, idzie do pługa i jest bita kijem. Więc choć ta Żydówka popełniła wielki występek, nie chcę, ażeby cierpiał jej niewinny pomiot… Dlatego Sara nie będzie już myła nóg nowej pani i nie będzie przez nią kopana w oczy. W czeladnim domu dasz jej osobną izbę, parę sprzętów i pokarm, jaki należy się niedawnej położnicy. I niech w spokoju karmi swoje dziecko.

— Obyś żył wiecznie, władco nasz! — odparł rządca i szybko pobiegł spełnić rozkazy namiestnika.

Cała bowiem służba lubiła Sarę, a w ciągu paru godzin miała sposobność znienawidzić gniewną i wrzaskliwą Kamę.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kapłanka fenicka niewiele szczęścia przyniosła Ramzesowi.

Gdy pierwszy raz przyszedł odwiedzić ją w pałacyku, dotychczas zajmowanym przez Sarę, myślał, że będzie powitany z zachwytem i wdzięcznością. Tymczasem Kama przyjęła go prawie z gniewem.

— Cóż to? — zawołała — już po upływie pół dnia przywróciłeś do łask nędzną Żydówkę?..

— Czyliż nie mieszka w izbie czeladniej? — odparł książę.

— Ale mój rządca powiedział, że już nie będzie mi nóg myła…

Pan słuchając tego doznał uczucia niesmaku.

— Nie jesteś, widzę, zadowolona — rzekł.

— I nie będę nią… — wybuchła — dopóki nie upokorzę tej Żydówki… Dopóki służąc mi i klęcząc u moich nóg nie zapomni, że kiedyś była twoją pierwszą kobietą i panią tego domu…

Dopóki moja służba nie przestanie patrzeć na mnie ze strachem i nieufnością, a na nią z litością…

Ramzesowi coraz mniej zaczęła podobać się Fenicjanka.

— Kamo — rzekł — rozważ, co ci powiem. Gdyby w moim domu sługa kopnął w zęby sukę, która karmi szczenięta, wygnałbym go… Ty zaś uderzyłaś nogą między oczy kobietę i matkę… A w Egipcie, Kamo, matka to wielkie słowo, bo dobry Egipcjanin trzy rzeczy najbardziej szanuje na ziemi: bogów, faraona i matkę…

82
{"b":"247838","o":1}