— Ja, Sargon, wódz, satrapa i powinowaty najpotężniejszego króla Assara, przychodzę pozdrowić cię, namiestniku najpotężniejszego faraona, i na znak wiecznej przyjaźni ofiarować ci dary…
Następca oparł dłonie na kolanach i siedział nieporuszony jak posągi jego królewskich przodków.
— Tłomaczu — rzekł Sargon — czy źle powtórzyłeś księciu moje uprzejme powitanie?
Mentezufs stojący obok wzniesienia pochylił się ku Ramzesowi.
— Panie — szepnął — dostojny Sargon czeka na łaskawą odpowiedź…
— Więc mu odpowiedz — wybuchnął książę — iż nie rozumiem, na mocy jakiego prawa przemawia do mnie niby równy mi dostojeństwem?…
Mentezufis zmięszał się, co jeszcze więcej rozgniewało księcia, któremu wargi zaczęły drżeć i znowu zapłonęły oczy. Ale Chaldejczyk Istubar, rozumiejąc po egipsku, rzekł prędko do Sargona:
— Upadnijmy na twarze!..
— Dlaczego ja mam padać na twarz? — spytał oburzony Sargon.
— Upadnij, jeżeli nie chcesz stracić łaski naszego króla, a może i głowy…
To powiedziawszy Istubar legł na posadzce jak długi, a obok niego Sargon.
— Dlaczego ja mam leżeć na moim brzuchu przed tym chłystkiem? — mruczał oburzony.
— Bo to namiestnik — odparł Istubar.
— A ja nie byłem namiestnikiem pana mego?…
— Ale on będzie królem, a ty nim nie będziesz.
— O co spierają się posłowie najpotężniejszego króla Assara? — zapytał już udobruchany książę tłomacza.
— O to, czy mają waszej dostojności pokazać dary przeznaczone dla faraona, czy tylko oddać przesłane dla was — odparł zręczny tłomacz.
— Owszem, chcę widzieć dary dla mego świątobliwego ojca — rzekł książę — i pozwalam posłom wstać.
Sargon podniósł się, czerwony z gniewu czy zmęczenia, i usiadł podwinąwszy pod siebie nogi, na podłodze.
— Nie wiedziałem — zawołał — że ja, krewny i pełnomocnik wielkiego Assara, będę musiał szatami moimi wycierać pył z posadzki egipskiego namiestnika!.. Mentezufis, który umiał po asyryjsku, nie pytając Ramzesa, kazał natychmiast przynieść dwie ławki pokryte dywanami, na których wnet zasiedli: zadyszany Sargon i spokojny Istubar.
Wysapawszy się Sargon kazał podać wielki szklany puchar, stalowy miecz i przyprowadzić przed ganek dwa konie okryte złocistymi rzędami. A gdy spełniono jego rozkazy, podniósł się i z ukłonem rzekł do Ramzesa:
— Pan mój, król Assar, przysyła ci, książę, parę cudnych koni, które oby nosiły cię tylko do zwycięstw. Przysyła kielich, z którego niech zawsze radość spływa ci do serca, i — miecz, jakiego nie znajdziesz poza zbrojownią najpotężniejszego władcy.
Wydobył z pochwy dość długi miecz błyszczący niby srebro i począł zginać go w ręku.
Miecz wygiął się jak łuk, a potem nagle wyprostował się.
— Zaiste! cudna to broń… — rzekł Ramzes.
— Jeżeli pozwolisz, namiestniku, okażę ci jeszcze inną jej zaletę — mówił Sargon, który, mogąc pochwalić się wyborną na owe czasy bronią asyryjską, zapomniał o gniewie.
Na jego żądanie jeden z egipskich oficerów wydobył swój miecz śpiżowy i trzymał go jak do ataku. Wtedy Sargon podniósł miecz stalowy, uderzył i odciął kawałek broni przeciwnika.
W sali rozległ się szmer zdziwienia, a na twarz Ramzesa wystąpiły silne rumieńce.
„Ten cudzoziemiec — myślał książę — odebrał mi byka w cyrku, chce ożenić się z Kamą i pokazuje mi broń, która kraje nasze miecze jak wióry!..” I jeszcze gorszą poczuł nienawiść do króla Assara, do wszystkich Asyryjczyków w ogóle, a do Sargona w szczególności.
Mimo to usiłował panować nad sobą i z całą uprzejmością poprosił posła o pokazanie mu darów dla faraona. Wnet przyniesiono ogromne paki z wonnego drzewa, z których wyżsi urzędnicy asyryjscy wydobywali sztuki wzorzystych materii, puchary, dzbany, stalową broń, łuki z rogów koziorożca, złociste zbroje i puklerze wysadzane drogimi kamieniami.
Najwspanialszym jednak darem był model pałacu króla Assara, wyrobiony ze srebra i złota. Wyglądał on jak cztery gmachy, coraz mniejsze, postawione jeden na drugim, z których każdy był otoczony gęsto kolumnami, a zamiast dachu posiadał taras. Każdego wejścia pilnowały lwy albo skrzydlate byki z ludzkimi głowami. Po obu stronach schodów stały posągi lenników króla niosących dary, po obu stronach mostu były rzeźbione konie w najrozmaitszych postawach. Sargon odsunął jedną ścianę modelu i ukazały się bogate pokoje zapełnione bezcennymi sprzętami. Szczególny zaś podziw obudziła sala audiencjonalna, gdzie znajdowały się figurki przedstawiające króla na wysokim tronie tudzież jego dworzan, żołnierzy i lenników składających hołdy.
Cały model miał długość dwu ludzi, a wysokość prawie wzrostu człowieka. Egipcjanie szeptali, że ten jeden dar króla Assara wart był ze sto pięćdziesiąt talentów.
Kiedy wyniesiono paki, namiestnik zaprosił obu posłów i ich orszak na ucztę, podczas której goście byli sowicie obdarowani. Ramzes tak daleko posunął swoją uprzejmość, że gdy Sargonowi podobała się jedna z kobiet następcy, książę darował ją posłowi, rozumie się, za jej zgodą i przyzwoleniem jej matki.
Był więc grzeczny i hojny, ale czoła swego nie rozchmurzył. A gdy Tutmozis zapytał go: czy nie piękny pałac ma król Assar? — książę odpowiedział:
— Piękniejszymi wydałyby mi się jego gruzy na zgliszczach Niniwy….
Asyryjczycy przy uczcie byli bardzo powściągliwi. Mimo obfitości wina pili mało i nie więcej wydawali okrzyków. Sargon ani razu nie wybuchnął hucznym śmiechem, jak to było w jego zwyczaju; przysłonił powiekami oczy, a w swym sercu głęboko rozmyślał.
Tylko dwaj kapłani, Chaldejczyk Istubar i Egipcjanin Mentezufis, byli spokojni jak ludzie, którym dana jest wiedza przyszłości i władza nad nią.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Po przyjęciu u namiestnika Sargon zatrzymał się jeszcze w Pi-Bast czekając na listy faraona z Memfisu, a jednocześnie między oficerami i szlachtą zaczęły na nowo krążyć dziwaczne pogłoski.
Fenicjanie opowiadali, pod największym, rozumie się, sekretem, że kapłani, nie wiadomo z jakiego powodu, nie tylko darowali Asyrii zaległe daniny, nie tylko uwolnili ją raz na zawsze od ich płacenia, ale nadto, ażeby ułatwić Asyryjczykom jakąś wojnę północną, zawarli z nimi traktat pokojowy na długie lata.
— Faraon — mówili Fenicjanie — aż mocniej zachorował dowiedziawszy się o ustępstwach robionych barbarzyńcom. Książę Ramzes martwi się i chodzi smutny, lecz obaj muszą ulegać kapłanom, nie będąc pewni uczuć szlachty i wojska.
To najwięcej oburzało egipską arystokrację.
— Jak to — szeptali między sobą zadłużeni magnaci — więc dynastia już nam nie ufa?… Więc kapłani uwzięli się, ażeby zhańbić i zrujnować Egipt?… Bo przecie jasne jest, że jeżeli Asyria ma wojnę gdzieś na dalekiej północy, to właśnie teraz trzeba ją napaść i zdobytymi łupami podźwignąć zubożały skarb królewski i arystokrację…
Ten i ów z młodych panów ośmielał się zapytywać następcy: co myśli o asyryjskich barbarzyńcach? Książę milczał, ale błysk jego oczu i zacięte usta dostatecznie wyrażały uczucia.
— Oczywiście — szeptali panowie w dalszym ciągu — że dynastia jest opętana przez kapłanów, nie ufa szlachcie, Egiptowi zaś grożą wielkie nieszczęścia… Ciche gniewy prędko zamieniły się w ciche narady mające nawet pozór spisku. Ale choć bardzo wiele osób brało w tym udział, pewny siebie czy zaślepiony stan kapłański nic o nich nie wiedział, a Sargon, choć przeczuwał nienawiść, nie przywiązywał do niej wagi.
Poznał on, że książę Ramzes jest mu niechętny, ale przypisywał to wypadkowi w cyrku, a więcej — zazdrości o Kamę. Ufny jednak w swoją poselską nietykalność, pił, ucztował i prawie co wieczór wymykał się do fenickiej kapłanki, która coraz łaskawiej przyjmowała jego zaloty i dary.
Taki był nastrój kół najwyższych, gdy pewnej nocy wpadł do mieszkania Ramzesa święty Mentezufs i oświadczył, że natychmiast musi zobaczyć się z księciem.
Dworzanie odpowiedzieli, że u księcia znajduje się jedna z jego kobiet, że więc nie śmią niepokoić swego pana. Lecz gdy Mentezufis coraz natarczywiej nalegał, wywołali następcę.