Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Słowem, okolica uspokoiła się, a ogrody otaczające świątynią Astoreth były prawie puste.

W tej porze książę Ramzes, wolny od zabaw i obowiązków państwowych, zajął się sprawą swej miłości do Kamy. Jednego dnia odbył tajemną naradę z Hiramem, który z jego polecenia ofiarował świątyni Astoreth dwanaście talentów w złocie, posążek bogini cudnie wyrzeźbiony z malachitu, pięćdziesiąt krów i sto pięćdziesiąt miar pszenicy. Był to dar tak hojny, że sam arcykapłan świątyni przyszedł do namiestnika, ażeby upaść przed nim na brzuch swój i podziękować za łaskę, o której, jak mówił, po wsze wieki nie zapomną ludy kochające boginią Astoreth.

Załatwiwszy się ze świątynią, książę wezwał do siebie naczelnika policji w Pi-Bast i przepędził z nim długą godzinę. Zaś w kilka dni później całe miasto zatrzęsło się pod wpływem nadzwyczajnej nowiny.

Kama, kapłanka Astoreth, została porwana, gdzieś uprowadzona i — przepadła jak ziarno piasku w pustyni!..

Niesłychany ten wypadek zdarzył się w następnych warunkach.

Arcykapłan świątyni wysłał Kamę do miasta Sabne-Chetam nad jeziorem Menzaleh, z ofiarami dla tamtejszej kaplicy Astoreth. Kapłanka odbywała podróż czółnem w nocy, już to aby uniknąć letniego skwaru, już dla zabezpieczenia się przed ciekawością i hołdami mieszkańców.

Nad ranem, kiedy czterej wioślarze zmęczeni zdrzemnęli się, spomiędzy zarośli nadbrzeżnych wypłynęły nagle czółna prowadzone przez Greków i Chetów, otoczyły łódź wiozącą kapłankę i porwały Kamę. Napad był tak szybki, że feniccy wioślarze nie stawiali żadnego oporu; kapłance zaś widocznie zatkano usta, nawet bowiem nie zdążyła krzyknąć.

Dokonawszy świętokradzkiego czynu Chetowie i Grecy zniknęli w zaroślach, aby następnie wydobyć się na morze. Celem zaś zabezpieczenia się od pościgu wywrócili czółno należące do świątyni Astoreth.

W Pi-Bast zawrzało jak w ulu: cała ludność mówiła tylko o tym. Nawet domyślano się sprawców zbrodni. Jedni posądzali Asyryjczyka Sargona, który ofiarował Kamie tytuł małżonki, byle chciała opuścić świątynię i pojechać z nim do Niniwy. Inni zaś podejrzewali Greka Lykona, który był śpiewakiem Astoreth i od dawna gorzał namiętnością do Kamy. Był też o tyle bogatym, że mógł pozwolić sobie na wynajęcie greckich rabusiów a o tyle bezbożnym, że zapewne nie wahałby się porwać kapłanki.

Rozumie się, że w świątyni Astoreth natychmiast zwołano radę najbogatszych i najpobożniejszych wyznawców. Rada zaś przede wszystkim uchwaliła, ażeby uwolnić Kamę od kapłańskich obowiązków i zdjąć z niej klątwy grożące dziewicom, które w służbie bogini utraciły niewinność.

Było to rozporządzenie świątobliwe i mądre: jeżeli bowiem ktoś gwałtem porwał kapłankę i pozbawił święceń wbrew jej woli, to nie godziło się jej karać.

W parę dni później, przy odgłosie rogów, ogłoszono wiernym w świątyni Astoreth, że kapłanka Kama umarła i że gdyby kto spotkał kobietę podobną do niej, nie ma prawa mścić się, a nawet czynić jej wyrzutów. Nie ona bowiem, nie kapłanka, opuściła boginię, ale porwały ją złe duchy, za co będą ukarane.

Tego zaś samego dnia dostojny Hiram był u księcia Ramzesa i ofiarował mu, w złotej puszce, pergamin opatrzony mnóstwem pieczęci kapłańskich i podpisami najznakomitszych Fenicjan.

Był to wyrok duchownego sądu Astoreth, który uwalniał Kamę od ślubów i zdejmował z niej klątwę niebios, byle tylko wyrzekła się swego kapłańskiego imienia.

Z tym dokumentem, gdy słońce zaszło, udał się książę do pewnej samotnej willi w swoim ogrodzie. Otworzył drzwi nieznanym sposobem i wszedł na piętro do niewielkiego pokoju.

Przy świetle rzeźbionego kagańca, w którym paliła się wonna oliwa, książę zobaczył Kamę.

— Nareszcie!.. — zawołał oddając jej złotą puszkę. — Masz wszystko, czego chciałaś!

Fenicjanka była rozgorączkowana; płonęły jej oczy. Porwała puszkę i obejrzawszy ją rzuciła na podłogę.

— Myślisz, że ona jest złota?… — rzekła. — Oddam mój naszyjnik, że ta puszka jest miedziana i tylko pokryta z dwu stron cienkimi blaszkami…

— Także mnie witasz?… — spytał ździwiony książę.

— Bo znam moich braci — odparła. — Oni fałszują nie tylko złoto, ale rubiny i szafiry…

— Kobieto… — przerwał następca — ależ w tej puszce jest twoje bezpieczeństwo…

— Co mi tam bezpieczeństwo!.. — odparła. — Nudzę się i boję… Siedzę tu już cztery dni jak w więzieniu…

— Brakuje ci czego?…

— Brakuje mi światła… oddechu… śmiechów, śpiewów, ludzi… O mściwa bogini, jakże mnie ciężko karzesz!..

Książę słuchał zdumiony. We wściekłej kobiecie nie mógł poznać tej Kamy, którą widział w świątyni, tej kobiety, nad którą unosiła się namiętna pieśń Greka.

— Jutro — rzekł książę — będziesz mogła wyjść do ogrodu… A gdy pojedziemy do Memfis, do Tebów, będziesz bawiła się jak nigdy… Spojrzyj na mnie. Czyliż nie kocham cię i czyliż kobiecie nie wystarcza zaszczyt, że należy do mnie?…

— Tak — odparła nadąsana — ale cztery miałeś przede mną.

— Jeżeli ciebie kocham najlepiej…

— Gdybyś mnie kochał najlepiej, uczyniłbyś mnie pierwszą, osadziłbyś mnie w pałacu, który zajmuje ta… Żydówka Sara, i mnie dałbyś wartę, nie jej… Tam przed posągiem Astoreth byłam najpierwszą… Ci, którzy składali hołd bogini, klękając przed nią, patrzyli na mnie… A tu co?… — Wojsko bębni i gra na fletach, urzędnicy składają ręce na piersiach i schylają głowy przez domem Żydówki…

— Przed moim pierworodnym synem — przerwał zniecierpliwiony książę — a on nie jest Żydem…

— Jest Żydem!.. — wrzasnęła Kama.

Ramzes zerwał się.

— Szalona jesteś?… — rzekł, nagle uspokoiwszy się. — Czy nie wiesz, że mój syn Żydem być nie może…

— A ja ci mówię, że jest!.. — krzyczała bijąc pięścią w stolik. — Jest Żydem, jak jego dziad, jak jego wujowie, i nazywa się Izaak…

— Coś powiedziała, Fenicjanko?… Czy chcesz, ażebym cię wypędził?…

— Dobrze, wypędź mnie, jeżeli kłamstwo wyszło z ust moich… Ale jeżeli rzekłam prawdę, wypędź tamtą… Żydówkę wraz z jej pomiotem i mnie oddaj pałac… Ja chcę, ja zasługuję na to, ażeby być pierwszą w twoim domu… Bo tamta oszukuje cię… drwi z ciebie… A ja dla ciebie wyparłam się mojej bogini… narażam się na jej zemstę…

— Daj mi dowód, a pałac będzie twoim… Nie, to fałsz!.. — mówił książę. — Sara nie dopuściłaby się takiej zbrodni… Mój pierworodny syn…

— Izaak!.. Izaak!.. — krzyczała Kama. — Idź do niej i przekonaj się…

Ramzes na pół nieprzytomny wybiegł od Kamy i skierował się do willi, gdzie mieszkała Sara. Pomimo gwiaździstej nocy zbłądził i przez pewien czas tułał się po ogrodzie. Lecz otrzeźwiło go chłodne powietrze, odnalazł drogę i do domu Sary wszedł prawie spokojny.

Mimo późnego wieczoru czuwano tam. Sara własnymi rękoma prała pieluszki syna, a jej służba skracała sobie czas jedzeniem, piciem i muzyką.

Kiedy Ramzes blady ze wzruszenia stanął na progu, Sara krzyknęła, lecz wnet uspokoiła się.

— Bądź pozdrowiony, panie — rzekła ocierając zmoczone ręce i chyląc mu się do nóg.

— Saro, jak na imię twemu synowi?… — spytał.

Przerażona schwyciła się za głowę.

— Jak na imię twemu synowi?… — powtórzył.

— Wszak wiesz, panie, że Seti… — odparła ledwie słyszalnym głosem.

— Spojrzyj mi w oczy…

— O Jehowo!.. — szepnęła Sara.

— Widzisz, że kłamiesz. A teraz ja ci powiem: mój syn, syn następcy egipskiego tronu, nazywa się Izaak… i jest Żydem… podłym Żydem…

— Boże!.. Boże!.. miłosierdzia!.. — zawołała rzucając się do nóg księciu.

Ramzes ani przez chwilę nie podniósł głosu, tylko twarz jego była szara.

— Ostrzegano mnie — mówił — abym nie brał do mego domu Żydówki… Moje wnętrzności skręcały się, kiedy widziałem folwark napełniony Żydami… Alem powściągnął odrazę, bom tobie ufał. I ty, wraz z twymi Żydami, ukradłaś mi syna, złodziejko dzieci…

— Kapłani rozkazali, ażeby został Żydem… — szepnęła Sara szlochając u nóg księcia.

— Kapłani?… Jacy?…

— Najdostojniejszy Herhor… najdostojniejszy Mefres… Mówili, że tak trzeba, bo twój syn musi zostać pierwszym królem żydowskim…

81
{"b":"247838","o":1}