Istotnie w duszy Ramzesa toczyła się ciężka walka. Zaczynał rozumieć, że kapłani mają w rękach siły, których on nie tylko nie brał w rachubę, ale nawet nie zastanawiał się nad nimi, nie chciał o nich słuchać.
Kapłani śledzący ruchy gwiazd w ciągu kilku minut niezmiernie urośli w jego oczach. I faraon mówił w sobie, że jednak należy poznać tę dziwną mądrość, która w tak straszny sposób mięsza ludzkie zamiary.
Goniec za gońcem wylatywał z pałacu do Memfisu, aby dowiedzieć się: co tam zaszło podczas zaćmienia? Ale gońcy nie wracali i nad królewskim orszakiem niepewność roztoczyła czarne skrzydła. Że pod świątynią Ptah zdarzyło się coś złego, o tym nie tylko nikt nie wątpił, ale nawet nie śmiał snuć własnych domysłów. Zdawało się, że i faraon, i jego zaufani radzi są z każdej minuty, jaka upłynęła im bez wiadomości stamtąd.
Tymczasem królowa Nikotris usiadłszy obok pana szeptała mu:
— Pozwól mi działać, Ramzesie… Kobiety naszemu państwu niejedną oddały usługę… Tylko przypomnij sobie królowę Nikotris za szóstej dynastii albo Makarę, która stworzyła flotę na Morzu Czerwonym!.. Naszej płci nie brak ani rozumu, ani energii, więc pozwól mi działać… Jeżeli świątynia Ptah nie została zdobyta, a kapłani skrzywdzeni, pogodzę cię z Herhorem. Pojmiesz za żonę jego córkę i panowanie twoje będzie pełne chwały… Pamiętaj, że twój dziad, święty Amenhotep, był również arcykapłanem i namiestnikiem faraona i że ty sam, kto wie, czy panowałbyś dzisiaj, gdyby święty stan kapłański nie pragnął mieć własnej krwi na tronie…
Także wywdzięczasz się im za władzę?…
Faraon słuchał jej, ale wciąż myślał, że jednak mądrość kapłanów jest ogromną siłą, a walka z nimi trudna!..
Dopiero o trzeciej zjawił się pierwszy goniec z Memfisu, adiutant pułku, który stał pod świątynią. Powiedział on faraonowi, że świątyni nie zdobyto z powodu gniewu bogów; że lud uciekł, kapłani triumfują, a nawet w wojsku powstał nieporządek podczas tej strasznej, choć krótkiej nocy.
Potem zaś wziąwszy na bok Tutmozisa adiutant oświadczył mu bez ogródki, że wojsko jest zdemoralizowane i że skutkiem ucieczki w popłochu ma tylu rannych i zabitych jak po bitwie.
— Cóż się teraz dzieje z wojskiem?… — zapytał struchlały Tutmozis.
— Naturalnie — odparł adiutant — że udało się nam zgromadzić i uszykować żołnierzy. Ale o użyciu ich przeciw świątyniom nawet mowy być nie może… Szczególniej teraz, gdy kapłani zajęli się opatrywaniem rannych. Teraz żołnierz na widok ogolonego łba i panterczej skóry gotów padać na ziemię i dużo czasu upłynie, zanim który odważyłby się przekroczyć świętą bramę…
— A cóż kapłani?…
— Błogosławią żołnierzy, karmią ich, poją i udają, że wojsko nie winno napadowi na świątynię, że to była robota Fenicjan…
— I wy pozwalacie na to demoralizowanie pułków?… — zawołał Tutmozis.
— Przecież jego świątobliwość rozkazał nam bronić kapłanów przeciw pospólstwu… — odparł adiutant.
— Gdyby nam pozwolono zająć świątynie, bylibyśmy w nich od dziesiątej z rana, a arcykapłani siedzieliby w piwnicach.
W tej chwili oficer dyżurny zawiadomił Tutmozisa, że znowu jakiś kapłan przybyły od Memfisu chce mówić z jego świątobliwością.
Tutmozis obejrzał gościa. Był to człowiek jeszcze dość młody z twarzą jakby wyrzeźbioną w drzewie. Powiedział, że przychodzi do faraona od Samentu.
Ramzes natychmiast przyjął kapłana, który upadłszy na ziemię podał władcy pierścień, na widok którego faraon pobladł.
— Co to znaczy?… — zapytał pan.
— Samentu nie żyje… — odpowiedział posłannik.
Ramzes przez chwilę nie mógł wydobyć głosu. Wreszcie rzekł:
— Jak się to stało?…
— Zdaje się — mówił kapłan — że Samentu został odkryty w jednej z sal Labiryntu i sam się otruł, aby uniknąć mąk… I zdaje się, że odkrył go Mefres, przy pomocy jakiegoś Greka, który ma być bardzo podobny do waszej świątobliwości…
— Znowu Mefres i Lykon!.. — zawołał z gniewem Tutmozis. — Panie — zwrócił się do faraona — czyliż nigdy nie uwolnisz się od tych zdrajców?
Jego świątobliwość znowu zwołał poufną radę do swej komnaty. Wezwał na nią Hirama tudzież kapłana, który przyszedł z pierścieniem Samentu. Pentuer nie chciał w naradzie przyjmować udziału, a czcigodna królowa Nikotris sama na nią przyszła.
— Widzę — szepnął Hiram do Tutmozisa — że po wypędzeniu kapłanów baby zaczną rządzić Egiptem…
Gdy zebrali się dostojnicy, faraon dał głos posłannikowi Samentu. Młody kapłan nie chciał nic mówić o Labiryncie. Natomiast szeroko rozwodził się nad tym, że świątynia Ptah wcale nie jest bronioną i że dość byłoby kilkudziesięciu żołnierzy, aby zabrać wszystkich, którzy w niej się ukrywają.
— Ten człowiek jest zdrajcą!.. — krzyknęła królowa.
— Sam kapłan namawia was do gwałtu nad kapłanami…
Ale w twarzy posłannika nie drgnął żaden muskuł.
— Czcigodna pani — odparł — jeżeli Mefres zgubił mego opiekuna i mistrza Samentu, byłbym psem, gdybym nie szukał zemsty. Śmierć za śmierć…
— Podoba mi się ten młody! — szepnął Hiram.
Rzeczywiście w zebraniu powiało jakby świeższe powietrze. Jenerałowie wyprostowali się, cywilni dostojnicy patrzyli na kapłana z ciekawością, nawet twarz faraona ożywiła się.
— Nie słuchaj go, synu mój!.. — błagała królowa.
— Jak myślisz — odezwał się nagle faraon do młodego kapłana — co uczyniłby teraz święty Samentu, gdyby żył?…
— Jestem pewny — odparł energicznie kapłan — że Samentu wszedłby do świątyni Ptah, bogom spaliłby kadzidło, ale ukarałby zdrajców i morderców…
— A ja powtarzam, że ty jesteś najgorszy zdrajca!.. — zawołała królowa.
— Spełniam tylko mój obowiązek — odparł niewzruszony kapłan.
— Zaprawdę, ten człowiek jest uczniem Samentu!.. — wtrącił Hiram. — On jeden jasno widzi, co nam pozostaje do zrobienia…
Wojskowi i cywilni dostojnicy przyznali Hiramowi słuszność, a wielki pisarz dodał:
— Skoro zaczęliśmy walkę z kapłanami, należy jej dokończyć, tym bardziej dziś, gdy mamy listy dowodzące, że Herhor układa się z Asyryjczykami, co jest wielką zdradą państwa…
— On prowadzi politykę Ramzesa XII — wtrąciła królowa.
— Ależ ja jestem Ramzes XIII!.. — już niecierpliwie odpowiedział faraon.
Tutmozis podniósł się z krzesła.
— Panie mój — rzekł — pozwól mi działać. Jest rzeczą bardzo niebezpieczną przeciągać ten stan niepewności, jaki panuje w rządzie, a byłoby zbrodnią i głupotą nie skorzystać z okazji.
Skoro mówi ten kapłan, że świątynia nie jest broniona, pozwól mi, abym poszedł do niej z garstką ludzi, których sam wybiorę…
— Ja z tobą — wtrącił Kalipos. — Według mego doświadczenia nieprzyjaciel triumfujący jest najsłabszy. Jeżeli więc zaraz wpadniemy do świątyni Ptah…
— Nie potrzebujecie wpadać, ale wejść tam jako wykonawcy rozkazów faraona, który poleca wam uwięzić zdrajców — odezwał się wielki pisarz. — Na to nie potrzeba nawet siły… Ileż to razy jeden policjant rzuca się na gromadę złodziejów i chwyta, ilu chce…
— Syn mój — odezwała się królowa — ustępuje pod naciskiem waszych rad… Ale on nie chce gwałtu, zabrania wam…
— Ha, jeżeli tak — odezwał się młody kapłan Seta — więc powiem jego świątobliwości jeszcze jedną rzecz…
Parę razy odetchnął głęboko, lecz mimo to dokończył stłumionym głosem:
— Na ulicach Memfisu stronnictwo kapłańskie ogłasza, że…
— Że co?… mów śmiało — wtrącił faraon.
— Że wasza świątobliwość jesteś obłąkany, że nie masz święceń arcykapłańskich ani nawet królewskich i że… można złożyć was z tronu…
— Tego właśnie obawiam się — szepnęła królowa.
Faraon zerwał się z fotelu.
— Tutmozisie! — zawołał głosem, w którym było czuć odzyskaną energię. — Bierz wojska, ile chcesz, idź do świątyni Ptah i — przyprowadź mi Herhora i Mefresa oskarżonych o wielkie zdrady. Jeżeli usprawiedliwią się, powrócę im moją łaskę; w razie przeciwnym…
— Czy zastanowiłeś się?… — przerwała królowa.