— I dzisiejszy napad na świątynię Ptah? — spytał Hiram.
— Tak. Sam byłem na poufnej radzie, podczas której faraon rozkazał, opanować świątynie dzisiaj, zamiast dwudziestego trzeciego.
— No — przerwał Hiram — więc oświadczam ci, naczelniku gwardii, że jesteście zgubieni…
Bo ja z pewnością wiem, że dzisiejszy napad został uchwalony na posiedzeniu arcykapłanów i nomarchów, które odbyło się w świątyni Ptah trzynastego Paofi.
— Po cóż by oni uchwalali napad na samych siebie? — spytał drwiącym tonem Tutmozis.
— Muszą mieć w tym jakiś interes. A że oni lepiej prowadzą swoje interesa aniżeli wy, o tym już przekonałem się.
Dalszą rozmowę przerwał adiutant wzywający Tutmozisa do jego świątobliwości.
— Ale!.. ale!.. — dodał Hiram. — Wasi żołnierze zatrzymali na drodze kapłana Pentuera, który ma coś ważnego powiedzieć faraonowi…
Tutmozis schwycił się za głowę i natychmiast posłał oficerów, ażeby znaleźli Pentuera.
Następnie pobiegł do faraona, a po chwili wrócił i kazał Fenicjaninowi iść za sobą.
Kiedy Hiram wszedł do królewskiej komnaty, zastał w niej: królowę Nikotris, wielkiego skarbnika, wielkiego pisarza i kilku jenerałów. Ramzes XIII, zirytowany, szybko chodził po sali.
— Oto jest nieszczęście faraona i Egiptu! — zawołała królowa wskazując na Fenicjanina.
— Czcigodna pani — odparł nie zmięszany tyryjczyk kłaniając się — czas pokaże, kto był wiernym, a kto złym sługą jego świątobliwości.
Ramzes XIII nagle stanął przed Hiramem.
— Masz listy Herhora do Asyrii?… — zapytał.
Fenicjanin wydobył spod odzienia paczkę i milcząc oddał ją faraonowi.
— Tego było mi potrzeba! — zawołał z triumfem władca.
— Trzeba natychmiast ogłosić ludowi, że arcykapłani zdradzili państwo…
— Synu mój — wtrąciła błagalnym głosem królowa — na cień ojca… na nasze bogi zaklinam cię, wstrzymaj się parę dni z tym ogłoszeniem… Z darami Fenicjan trzeba być bardzo ostrożnym…
— Wasza świątobliwość — wtrącił Hiram — może nawet spalić te listy. Mnie nic na nich nie zależy.
Faraon pomyślał i schował paczkę za kaftan.
— Cóż słyszałeś w Dolnym Egipcie? — zapytał pan.
— Wszędzie biją Fenicjan — odparł Hiram. — Domy nasze są burzone, sprzęty rozkradane i już kilkudziesięciu ludzi zabito.
— Słyszałem!.. To robota kapłanów — rzekł pan.
— Lepiej powiedz, mój synu, że są to skutki bezbożności i zdzierstwa Fenicjan — wtrąciła królowa.
Hiram odwrócił się do pani bokiem i mówił:
— Od trzech dni siedzi w Memfisie naczelnik policji z Pi-Bast z dwoma pomocnikami i — już są na tropie mordercy i oszusta Lykona…
— Który wychowywał się w fenickich świątyniach! — zawołała królowa Nikotris.
— …Lykona — ciągnął Hiram — którego arcykapłan Mefres wykradł policji i sądom… Lykona, który w Tebach, udając waszą świątobliwość, biegał nago po ogrodzie jako wariat…
— Co mówisz? — krzyknął faraon.
— Niech wasza świątobliwość zapyta się najczcigodniejszej królowej, gdyż ona go widziała… — odparł Hiram.
Ramzes zmięszany spojrzał na matkę.
— Tak — rzekła królowa — widziałam tego nędznika, lecz nie wspominałam nic, ażeby oszczędzić ci boleści… Muszę jednak objaśnić, że nikt nie ma dowodu na to, ażeby Lykon był nasadzony przez arcykapłanów, gdyż równie dobrze mogli to zrobić Fenicjanie…
Hiram uśmiechnął się szyderczo.
— Matko!.. matko!.. — odezwał się z żalem Ramzes — czyliż w twoim sercu kapłani nawet ode mnie są lepsi?…
— Ty jesteś mój syn i pan najdroższy — mówiła z uniesieniem królowa — ale nie mogę ścierpieć, ażeby człowiek obcy… poganin… miotał oszczerstwa na święty stan kapłański, z którego oboje pochodzimy…
O Ramzesie!.. — zawołała padając na kolana — wypędź złych doradców, którzy cię popychają do znieważania świątyń, do podnoszenia ręki na następcę dziada twego Amenhotepa!..
Jeszcze czas… jeszcze czas do zgody… do ocalenia Egiptu…
Nagle wszedł do komnaty Pentuer w poszarpanej odzieży.
— No, a ty co powiesz? — zapytał z dziwnym spokojem faraon.
— Dziś, może zaraz — odparł wzruszony kapłan — będzie zaćmienie słońca…
Faraon aż cofnął się ze zdziwienia.
— Cóż mnie obchodzi zaćmienie słońca, jeszcze w tej chwili?…
— Panie — mówił Pentuer — ja tak samo myślałem, dopókim nie przeczytał w dawnych kronikach opisów zaćmień… Jest to tak przerażające zjawisko, że należałoby o nim ostrzec cały naród…
— Otóż jest!.. — wtrącił Hiram.
— Dlaczegożeś wcześniej nie dał znać?… — zapytał kapłana Tutmozis.
— Dwa dni więzili mnie żołnierze… Narodu już nie ostrzeżemy, lecz zawiadomcie przynajmniej wojska przy pałacu, ażeby choć one nie uległy popłochowi.
Faraon klasnął w ręce.
— Ach, źle się stało!.. — szepnął i dodał głośno: — Cóż to ma być i kiedy?..
— W dzień zrobi się noc… — mówił kapłan. — Ma trwać podobno tyle czasu, ile potrzeba na przejście pięciuset kroków… A zacznie się w południe… Tak mi mówił Menes…
— Menes? — powtórzył faraon. — Znam to nazwisko, ale…
— On pisał list o tym do waszej świątobliwości… Ależ dajcie znać wojsku…
Wnet odezwały się trąbki. Gwardia i Azjaci stanęli pod bronią i faraon otoczony sztabem zawiadomił wojsko o zaćmieniu dodając, aby się nie lękali, gdyż ciemność zaraz przejdzie, a on sam będzie przy nich.
— Żyj wiecznie! — odpowiedziały zbrojne szeregi.
Jednocześnie wysłano kilku najroztropniejszych jeźdźców do Memfisu.
Jenerałowie stanęli na czele kolumn, faraon przechadzał się po dziedzińcu zamyślony, cywilni dostojnicy po cichu szeptali z Hiramem, a królowa Nikotris zostawszy sama, w komnacie upadła na twarz przed posągiem Ozirisa.
Było już po pierwszej i istotnie słoneczne światło poczęło zmniejszać się.
— Naprawdę będzie noc? — spytał faraon Pentuera.
— Będzie, lecz bardzo krótko…
— Gdzież podzieje się słońce?
— Ukryje się za księżyc…
— Muszę przywrócić do łaski mędrców, którzy badają gwiazdy… — wtrącił do siebie pan.
Mrok szybko powiększał się. Konie Azjatów zaczęły się niepokoić, roje ptastwa spadły na ogród i z głośnym świergotem obsiadły wszystkie drzewa.
— Odezwijcież się!.. — zawołał Kalipos do Greków.
Zadudniły bębny, zagwizdały flety i przy tym akompaniamencie pułk grecki zaśpiewał skoczną piosenkę o córce kapłana, która tak bała się strachów, że mogła sypiać tylko w koszarach.
Wtem na żółte wzgórza libijskie padł złowrogi cień i z błyskawiczną szybkością zakrył Memfis, Nil i pałacowe ogrody. Noc ogarnęła ziemię, a na niebie ukazała się czarna jak węgiel kula, otoczona wieńcem płomieni.
Niezmierny wrzask zagłuszył pieśń greckiego pułku. To Azjaci wydali okrzyk wojenny wypuszczając ku niebu chmurę strzał dla odstraszenia złego ducha, który chciał pożreć słońce.
— Mówisz, że ten czarny krąg to księżyc? — pytał faraon Pentuera.
— Tak utrzymuje Menes…
— Wielki to mędrzec!.. — I ciemność zaraz się skończy?.
— Z pewnością…
— A gdyby ten księżyc oderwał się od nieba i spadł na ziemię?…
— To być nie może… Otóż i słońce!.. — zawołał z radością Pentuer.
Wszystkie zgromadzone pułki wydały okrzyk na cześć Ramzesa XIII.
Faraon uścisnął Pentuera.
— Zaprawdę — rzekł pan — widzieliśmy dziwne zdarzenie… Ale nie chciałbym widzieć go po raz drugi… Czuję, że gdybym nie był żołnierzem, trwoga opanowałaby moje serce.
Hiram zbliżył się do Tutmozisa i szepnął:
— Wyślijże, wasza dostojność, natychmiast gońców do Memfisu, gdyż obawiam się, że arcykapłani zrobili wam coś niedobrego…
— Myślisz?…
Hiram pokiwał głową.
— Nie rządziliby tak długo państwem — rzekł — nie pogrzebaliby dziewiętnastu waszych dynastii, gdyby nie umieli korzystać z podobnych dzisiejszemu wypadków…
Podziękowawszy wojskom za dobrą postawę wobec niezwykłego zjawiska faraon wrócił do willi. Był wciąż zamyślony, przemawiał spokojnie, nawet łagodnie, ale na pięknej twarzy jego malowała się niepewność.