Литмир - Электронная Библиотека

Transakcję zawarł jednak właśnie z nim, i pamiętał, że uczcili ją ormiańskim koniakiem.

Potrafił sobie natomiast przypomnieć każde słowo innej rozmowy, która dziwnie mieszała się w jego pamięci z pierwszą – może dlatego, że i ta rozmowa toczyła się w pokoju obwieszonym ikonami. Kiedy Harding przedstawił Rossa jako człowieka, który zamierza „umyć matuszkę Rosję”, niemłody mężczyzna, jego rozmówca, zerwał się i zadeklamował donośnym głosem:

Żegnaj mi, Rosjo nieumyta, Ojczyzno panów i niewolnych, I ty, mundurów ćmo błękitna, I ty narodzie im powolny!* [*Michał Lermontow, „Żegnaj ml, Rosjo nieumyta…”, przekład Anny Kamieńskiej].

Po czym, przechadzając się po pokoju, ciągnął dalej:

– Czyż to nie wspaniałe, drodzy ziomkowie? Zawsze myśleliśmy, że aby umyć Rosję, będziemy się musieli najpierw uwolnić od naszych błękitnych mundurów. Tymczasem nasz amerykański przyjaciel proponuje, żeby zrobić na odwrót. Niewykluczone, że ma rację. Kto wie, jaki wpływ na rosyjską psychikę wywrze amerykańskie mydło? Może oczyści nasze dusze? Przecież gdy wprowadzano chrześcijaństwo, również wpędzono naszych przodków w fale Dniepru…

Człowiek ten był łudząco podobny do Karola Marksa – tyle że nosił niebieskie dżinsy, czarną skórzaną kurtkę i zielony sweter. Może zresztą był to tylko żart, intelektualna metafora, ale w umyśle Paula obie te sceny całkowicie się na siebie nałożyły, co, nie wiedzieć czemu, budziło jego niepokój. Prosta na pozór, zrozumiała transakcja przeobraziła się w duchową misję – na co zupełnie nie był przygotowany. Jednak będzie musiał porozumieć się z Moskwą i wyjaśnić całą sprawę.

Po powrocie do Chicago Ross odzyskał zdolność trawienia pokarmów stałych, znowu mógł chodzić nie dygocząc cały z bólu głowy, i wyraźnie wymawiać słowa. W Chicago stał się na jakiś czas popularny, zapraszano go na wieczory, na których bywali intelektualiści i gdzie dyskutowano o przyszłych losach ludzkości. Wystąpił nawet w lokalnej telewizji. Wkrótce jednak dał temu spokój, uświadomił sobie bowiem, że właściwie nie bardzo wie, o czym mówić – wyraźnych wspomnień miał niewiele.

Sprawy jednakże posuwały się do przodu. Firma produkująca mydło, z której przedstawicielem wcześniej prowadził rozmowy, nadal była zainteresowana transakcją. Wiceprezes powiedział mu nawet:

– Tak genialny pomysł jeszcze nikomu nie przyszedł do głowy. Pomyśleć tylko – zamiana mydła na dzieła sztuki! Jeżeli się to uda, mister Ross, uczynimy pana nie tylko bogaczem – uczynimy pana znakomitością!

Nie chcę być znakomitością, myślał Ross, ale bogactwo jest w zasięgu ręki, czyż nie? Zaciągnięcie kredytu w First Chicago National Bank też okazało się bardzo łatwe. Był to ten sam bank, który wywołał lekki skandal, udzielając Związkowi Radzieckiemu kredytu na niższy procent niż amerykańskim farmerom. Ross miał obawy, że bank, raz się sparzywszy, nie zechce więcej mieć do czynienia ze Związkiem Radzieckim – ale był w grubym błędzie.

– To wspaniale! – oświadczył mu dyrektor międzynarodowego oddziału banku. – Po prostu opatrzność nam pana zesłała.

– Jak to?

– Cóż, wie pan przecież, jak nas zmieszano z błotem z powodu tej transakcji ze Związkiem Radzieckim. Więc teraz pomożemy się wzbogacić rodakowi.

– Doskonale. Co powinienem zrobić?

– Przede wszystkim proszę mi zapewnić gwarancję od pańskiego moskiewskiego kontrahenta, że kiedy pan przywiezie mydło, on dostarczy panu określoną liczbę antykwarycznych dzieł sztuki na określoną sumę i załatwi transport tych rzeczy na Zachód. A na Zachodzie będzie pan mógł te antyki zamienić na pieniądze.

– Dobrze. Myślę, że nie będzie z tym trudności.

– A jak wyglądają te starocie? To coś oryginalnego czy te same przedmioty, które widujemy tu na wystawach?

Tego właśnie nie wiem, smętnie pomyślał Ross, a powinienem. Wiem natomiast dużo – nawet za dużo – o rosyjskich blondynkach, rudych, no i o wódce.

– Część tych antyków to coś wspaniałego. Myślę, że nie miał pan okazji oglądać niczego w tym rodzaju. Zresztą i teraz zapewne nie będzie pan miał okazji. Najprawdopodobniej sprzedam to wszystko na aukcjach w Paryżu albo w Londynie, może w Genewie. Oczywiście będzie można to zrobić także w Nowym Jorku, ale na aukcjach europejskich antyki uzyskują wyższe ceny, niż w Ameryce.

Rozdział 2

TAJEMNICZY ŁADUNEK

Szef KGB Mudrakow był tego ranka jak zwykle świeży, dziarski i dobrze ubrany. Do rozpoczęcia dnia pracy pozostało mu jeszcze kilka minut. Jak zwykle, spędził je przed lustrem, umieszczonym w gabinecie tak, żeby niezbyt rzucało się w oczy, a jeśli już, to aby nie sprawiło wrażenia czegoś wstydliwie skrywanego.

Z lustra spoglądał na niego mężczyzna w średnim wieku, z wydatnym podbródkiem, odziany w nienaganny garnitur i skromny krawat, taki, żeby nie czepiał się go nikt z kolegów w Biurze Politycznym, nawet pod wpływem zgagi.

Wrócił za biurko i rozparł się w wygodnym fotelu. Przez pozostałe pięćdziesiąt minut starał się rozluźnić mięśnie karku i szyi. Potem się wyprostował. W tej samej chwili wszedł Pawlik i zameldował, że referent do spraw personalnych czeka ze sprawozdaniem. Mudrakow skinął głową i do gabinetu wpłynęła Wala Biriukowa, którą wtajemniczeni nazywali między sobą Damą Pikową. Te rzęsy w połączeniu ze strzałkami na pończochach mogłyby każdego oderwać od roboty. Ale Mudrakow już od dawna nie interesował się kobietami i stosunki między nim a Walą układały się idealnie. Ona mówiła mu „wy” i nie próbowała przełamać dystansu, była posłuszna, rzeczowa, na oko zaś robiła wrażenie nieujeżdżonej klaczki. On mówił jej „ty” i „Waleczko”, od czasu do czasu obdarowywał ją perfumami oraz czekoladkami i miał do niej absolutne zaufanie. Po zlikwidowaniu III Zarządu KGB (kontrola Armii Radzieckiej) Wala nie miała właściwie dokąd pójść. Gdyby nie Mudrakow z jego pomysłami w kwestii doboru kadr, musiałaby zaczynać karierę prawie od początku. Oboje doskonale o rym wiedzieli, choć nigdy nie poruszali tego tematu w rozmowach.

– Towarzyszu generale, przejęto materiał z poczty dyplomatycznej USA, którego nie udało się rozszyfrować. Niejaki Ross wiezie do ZSRR nieznany ładunek pod kryptonimem „Mydło”. W Moskwie jest z tym powiązany pracownik ambasady USA Harding. Sprawdziłam obu w naszym komputerze. Informacji o Hardingu jest dziwnie mało. Wygląda na to, że prócz pracy w ambasadzie niczym się nie zajmuje. Informacja o Rossie zawiera tylko datę i miejsce urodzenia. Za to tych dat i miejsc jest cztery.

– W ten sposób Amerykanie mogą kamuflować tylko swoich superagentów. Jeżeli to oczywiście nie jest błąd w oprogramowaniu – podsumował Mudrakow.

– Też pomyślałam, towarzyszu, że tej sprawy nie wolno pozostawić w gestii urzędu celnego. W jednym z listów Ross zapytuje Hardinga w żartobliwym tonie, jak podziała „Mydło” na rosyjską mentalność.

– Mentalność?

– Nasz dział informacji sporządził wykaz wszystkich znaczeń tego słowa wraz z komentarzami.

Biriukowa położyła na biurku pękatą teczkę.

– Cholerny język! Króciutko, Walu: podstawowe znaczenie tego słowa znają wszyscy, ale jaki jest jego zakres?

– Od cech charakteru narodowego po choroby psychiczne.

– Sprowadź mi konsultanta do spraw psychologii.

– Towarzysz Kunc już czeka w poczekalni.

– Wprowadzić.

Niemłody mężczyzna z profesorską siwizną, laureat nagród państwowych, as ekspertyz psychologicznych dotyczących przestępców politycznych, przywitał się z szacunkiem, ale bez szczególnego onieśmielenia.

– Towarzyszu Kunc, co możecie mi powiedzieć o możliwościach oddziaływania na mentalność?

– Specjalne laboratorium, którego kierownictwo mi powierzono, zajmuje się tą kwestią już od dwóch lat. Ośmiotomowe sprawozdanie z przebiegu prac mogę przedstawić za miesiąc. Preliminarz wydatków na bardziej szczegółowe badania dostarczę jutro. Brakuje nam etatów, towarzyszu generale. Przydałby się instytut.

5
{"b":"122685","o":1}