Литмир - Электронная Библиотека

A teraz to światełko go wystraszyło. Na pryczy leży dziewczyna, prawie dziecko, a przecież już kobieta. Twarz o regularnych rysach, straszliwie blada, prawie biała, chyba martwa, i pewnie dlatego taka piękna w swej doskonałości.

Pułkownik zawył jak zwierzę. Żal takie piękno oddawać śmierci na pastwę. W wojsku nauczono Zubrowa cenić wszelkie dobro, każdą wartościową rzecz. Dlatego szarpnął koszulę na piersi Oksany i pasiasty specnazowski podkoszulek. Wprawnymi ruchami zaczął robić masaż serca.

– Zdechnę, a nie oddam jej kostusze! Szkoda, żeby coś tak ładnego się zmarnowało!

Iluż to już rannych przywracał do przytomności, ilu udzielał pierwszej pomocy, nie czekając na lekarza! Rozerwał podręczną apteczkę i podsunął dziewczynie buteleczkę pod nos. Oksana szarpnęła się. Dobrze jej, ciepło – czego od niej chcą? I poczuła, że ktoś ją rozbiera do naga. Na to nie mogła pozwolić i osłoniła się, gwałtownym ruchem ramion obejmując piersi. Zubrow się rozzłościł – było też co chować!

– Wiesz ty, koleżanko, ile ja takich jak ty w życiu widziałem? Leż spokojnie, nie szarp się.

Dziewczynie zrobiło się przykro, łzy pociekły jej z oczu. A Zubrow chwycił ją swoimi potężnymi łapskami i postawił pod prysznicem. Gorącej wody nie ma, tego był pewien, ale wiedział, że Oksana jest tak przemoczona i zziębnięta, że do nieszczęścia niedaleko. W tej sytuacji każdy prysznic, nawet najzimniejszy, to dla niej ratunek – chodzi o jak najszybsze pobudzenie krążenia.

Puścił wodę, Oksana zapiszczała pod lodowatym strumieniem, ale duma jej nie pozwoliła długo krzyczeć. Zubrow porządnie natarł dziewczynę gąbką. Woda zmoczyła mu cały mundur, lała się na podłogę przedziału. Wreszcie wyciągnął Oksanę spod prysznica i szorstkim ręcznikiem wytarł ją do sucha, potem wyjął ze swoich zapasów butelkę wódki ze złotą etykietą „Admiralska”, nalał jej do srebrnej stopki i podał Oksanie, żeby wypiła. Wódka paliła jak ogień. O to właśnie chodziło.

Zubrow zamoczył w alkoholu róg ręcznika, natarł nim Oksanę jeszcze raz i okrył dziewczynę kocem.

Życie tyle razy rzucało Zubrowa w zimne i mokre miejsca, że aż przykro wspominać. Dlatego w każdej sytuacji lubił pułkownik kompensować sobie niedostatki komfortu. Cenił futrzane kurtki, płaszcze nieprzemakalne, solidne obuwie, miękką pościel. Kiedy tylko mógł, zabierał ze sobą poduszkę z łabędziego puchu i koc z wielbłądziej wełny. Nie zawsze i nieczęsto tak bywało, ale teraz, w pociągu, akurat wszystko to miał pod ręką.

Oksana szybko się rozgrzała, dreszcze ustały, ale dziewczyna nadal czuła się urażona. Dotknęły ją boleśnie słowa pułkownika o tym, że widział wiele nagich kobiet. Zdawałoby się, że nic jej to nie powinno obchodzić. W końcu różne rzeczy w życiu się zdarzają. Ale ona zapragnęła go zranić, powiedzieć w odwecie coś obraźliwego.

Zubrow kręcił się w pobliżu, przygotowując skromną, niewyszukaną późną kolację dla nich obojga. Otwierał konserwy, krajał wędzone mięso oficerskim nożem, dodał jakieś warzywa i nalał trochę wódki w dwie stopki.

Oksana popatrzyła na jego ubranie, zmoczone zimną wodą z prysznica, na nieogolone policzki, na brudne buty i spytała z zaciekawieniem:

– A pan, pułkowniku, zawsze tak wygląda? Nie wstyd panu przed podwładnymi?

Zubrow milczał, wziął tylko głęboki oddech. Oksana ciągnęła:

– Niech pan zrzuci te buciska, ogoli się i weźmie prysznic. Szkoda, że nie ma gorącej wody. Mnie może się pan nie krępować. Wie pan, ilu widziałam takich jak pan? Ale jeżeli się pan wstydzi, mogę się odwrócić.

I odwróciła się.

Zubrow nie stracił jednak opanowania. Dziewczyna miała rację. Po prostu pomieszczenie jest małe, no i przecież musiał się zająć tą niewdzięcznicą. Błyskawicznie doprowadził do porządku swój przedział. Rozebrał się. Mundur i buty wrzucił do sąsiedniego pomieszczenia. Długo, z przyjemnością mył się pod strumieniami lodowatej wody. Był do tego przyzwyczajony. Wróciła mu rześkość, poczuł się lekko. W świetle awaryjnej lampki niewiele widział, ale ogolił się starannie. Natarł twarz drogą francuską wodą kolońską – szef wywiadu Odeskiego Okręgu Wojskowego miewał takie rzeczy wśród swoich rezerw w każdych okolicznościach. Owinął się w ciepły szlafrok, zawiązał na szyi jedwabny szalik.

– Towarzyszko księżniczko, może się pani odwrócić! Obrzuciła go spojrzeniem i pochwaliła w duchu.

Ale zaraz wyobraziła sobie pułkownika w tym właśnie chińskim szlafroku w złote smoki, w takim samym półmroku i w towarzystwie wytwornej damy. Dama miała koło trzydziestki, była blondynką i zaczynała lekko tyć. Źrenice Oksany zwęziły się z nienawiści. Tyle że w awaryjnym oświetleniu nie można tego było zauważyć.

Zubrow podał dziewczynie stopkę. Sam pociągnął niewielki łyk. Oksana śmiało opróżniła kieliszek. Wódka ”Admiralska” jest łagodna w smaku. Ledwie ugryzła pierwszy kęs jedzenia, poczuła, jaka jest głodna. Ale cholerna blondyna okazała się silniejsza, niż głód. Oksana wciąż widziała tę babę obok pułkownika. Oboje spokojni, zadowoleni, nigdzie się nie śpieszą… Oksana rozżaliła się nad sobą. Czuła się jak mokry szczeniak, porzucony w czarnym stepie. Szczeniaka ktoś znalazł, wytarł, osuszył, nakarmił i położył spać w cieple. Zaopiekował się nim, pożałował go, ale nie uważa za człowieka. Oksana przełknęła kawałek bułki. Ot, i cała jej kolacja. Pułkownik też nie zamierzał długo biesiadować. Zapytał wzrokiem, czy nalać jeszcze Oksanie wódki. Nie. Wobec tego nalał sobie, wypił i powiedział:

– Dobrej nocy, dziecinko.

Oksanę aż poderwało! Kto mu dał prawo traktować ją jak dziecko? I znów zapragnęła zranić pułkownika, dotknąć go boleśnie, ale on już zdążył wejść do punktu dowodzenia i zamknąć za sobą drzwi.

– Pułkowniku, dokąd pan uciekł? Przestraszył się pan kobiety?

– Jakiej kobiety? – zdziwił się pułkownik za drzwiami.

Nikt nigdy bardziej jej nie obraził. Gdyby tu miała Stieczkina, już by mu pokazała! Ale Stieczkin leżał spokojnie na swoim miejscu. A przedtem, kiedy gwałtownie otworzyła drzwi i ujrzała pułkownika siedzącego na podłodze, ze zwieszonymi bezwładnie rękami i martwym spojrzeniem, zauważyła u niego inną broń. I teraz Zubrow znów tam siedzi. Ją ułożył do snu, a sam siedzi i patrzy przed siebie.

– Nie śpi pan, pułkowniku?

– Nie.

– Zimno mi.

Wszedł bez słowa, zdjął z wieszaka szynel, rzucił na koc i znów zniknął za drzwiami.

Jeśli Oksana mu powie, że wciąż jest jej zimno, okryje ją czymś jeszcze i dalej będzie tak siedział i patrzył…

– Pułkowniku…

– Tak?

– Boję się.

Wtedy wszedł i usiadł na brzegu pryczy, na kocu. W swoim szlafroku w chińskie smoki. A Oksana znowu wyobraziła sobie wszystkie kobiety, które Zubrow znał wcześniej. Nie wiadomo dlaczego było ich czterysta szesnaście, ona zaś darzyła najgłębszą nienawiścią każdą z nich z osobna, a także wszystkie razem wzięte.

– Pułkowniku, to prawda, że miał pan wiele kobiet?

– Prawda.

– Czterysta szesnaście?

– Nie wiem, nie liczyłem.

Zubrow powinien był równie obojętnym tonem potwierdzić, że tak, czterysta szesnaście. Ale oświadczyć, że ich nawet nie liczył – tego już za wiele! Gdyby wszystkie kobiety się tu teraz znalazły, Oksana by je po prostu zagryzła, pistolet wcale nie byłby jej potrzebny. Ale kobiet nie było, więc ugryzła Zubrowa – mocno. Chociaż nie tak mocno, jak by chciała. Ugryzła go w szyję. I w usta.

– Ej, dziewczyno, igrasz z ogniem!

Pułkownik powiedział to na pozór spokojnie, dlatego nie zrozumiała, że to ostrzeżenie było zarazem pierwszym i ostatnim.

39
{"b":"122685","o":1}