Литмир - Электронная Библиотека

– Tak, Aleksandrze. Więc myślisz, że się odczepią?

– Na pewno, Willie, na pewno. A o tym obrazie trzeba mi było już dawno powiedzieć. Widzę przecież, że czegoś szukasz, i dopiero wczoraj zrozumiałem, czego. Mam dojście do tego obrazu.

– Na pewno tego? „Skrzypek i koza”? – ożywił się Willie.

– Na pewno. Ale to by już było nie za mydło, tylko za zielone.

– A skąd będę miał pewność, że to właśnie ten obraz?

– Sam zobaczysz. W twojej obecności odetnę kawałeczek z brzegu, żebyś mógł posłać do ekspertyzy. Bo chyba szukasz tego dla siebie?

Na to pytanie Willie wolał nie odpowiadać. Harald Plummer nie lubił się afiszować ze swymi powiązaniami.

– Zresztą, to nie moja sprawa. Za sto pięćdziesiąt tysięcy oddam obraz, chociaż mi żal. Zrób slajd tego obrazu, poślij go do sprawdzenia, gdzie chcesz, choćby do Stanów. A obraz poczeka, jeść nie woła.

– Ale nie sprzedasz go komu innemu?

– Chyba że ktoś przebije cenę… Jestem człowiekiem interesu, Willie! Jeżeli jesteś zainteresowany, musisz się pośpieszyć. I chciałbym, żeby pieniądze były w banknotach dwudziestodolarowych. Wysokie nominały denerwują ludzi.

Niebawem Sańka odprowadzał ostatecznie pocieszonego Willie’ego do domu. Złapanie taksówki na nocnej ulicy nie stanowiło dlań żadnego problemu. Krewniak dyskretnie podążał swoim wozem za taryfą. Licho nie śpi…

Rozdział 11

MENTALNOŚĆ

Wróżyć Lubka rzeczywiście umiała na medal – babka nauczyła ją tego w dzieciństwie. Z doświadczenia jednak, jakiego nabrała w latach młodości, wiedziała już, że karty niekiedy mówią więcej prawdy, niżby się chciało usłyszeć.

Parę razy nieoględnie chlapnęła, co widać w kartach, nie próbując nic łagodzić. I zrozumiała dlaczego w dawnych czasach posłańcom przynoszącym złe wieści ścinano głowy. Przepowiedzianych rozwodów i śmierci było dość, by Lubka w końcu nabrała rozumu i wypracowała sobie nową metodę wróżenia. Łgać w żywe oczy jednak się bała. Babka ostrzegała ją, że to może być niebezpieczne, więc Łubka wolała nie sprawdzać czy to przesąd, czy nie. Wcale jej się to nie uśmiechało.

Teraz nie mogła się opędzić od żołnierzy. Może przyciągały ich nieprzyzwoite obrazki na kartach, a może sama tajemnica wróżenia, ale Lubka rozumiała jedno – dopóki nie przewinie się tu cały eszelon, nie ma sensu protestować i odmawiać.

– W twoim sercu dama karo, blondynka. Damy pik nigdzie obok nie widać, czyli wszystko wygląda dobrze.

Zinka Gnom wykrzywiła się.

– Już ja bym jej dała popalić, tej damie pik! Wszyscy się roześmiali – z wyjątkiem Sałymona, który speszył się jakoś i mruknął:

– Ciszej, do diabła! Komu wróży, wam czy mnie? No już, Lubka, mów dalej.

– Słuchaj, Sałymon, nie bardzo wiem, o co chodzi, ale wygląda na to, że przed tobą jakaś wielka sprawa. Poczekaj, rozłożę jeszcze raz… Tak, chodzi o coś takiego, że ty sam z początku nawet nie będziesz sobie zdawał sprawy, co z tego wyniknie. Ale czy to się obróci na złe, czy na dobre, nie mogę się rozeznać. Coś tu się w kartach pieprzy. Wiesz co, pokaż rękę! Też nie, ręką jak ręka, widać tylko, że jeszcze będziesz miał dwójkę dzieciaków. Możliwe, Sałymon, że tę wielką sprawę załatwisz, ale twój los się odwróci, w drugą stronę pójdziesz, niezależnie od tamtego.

– No i do diabła z tym wszystkim, skoro mi się urodzi parka bachorów. Z nimi też będzie dość kłopotów. Dzięki, Lubka.

– Na zdrowie. Kto następny? Ty, Fiedia?

Fiodor Brusnikin posłusznie przełożył karty i, wypełniając polecenie Łubki, żeby pomyślał o tym, czego w sercu pragnie, tak komicznie złapał się za głowę, że wzbudziło to ogólny śmiech i oklaski.

– Żartuj sobie, Fiedia, żartuj, to i los z tobą pożartuje – ostrzegła go Łubka żartobliwie, z podejrzaną łagodnością w głosie.

– O co ci chodzi, Lubasza? Bierz się do roboty! – zaniepokoił się major, którego nikt oprócz dziewczyn nie ośmielał się nazywać po prostu Fiedią.

– Ja, kochany, tylko czytam z kart, nic od siebie nie dodaję, nie zmyślam. Słuchasz, czy chcesz sobie żarty stroić?

– Dobra, niech ci będzie. No już, jestem cichy i posłuszny. Bunt zdławiony, lud milczy. Ogłaszaj wyrok.

– Widać tu, Fiedia, że w krótkim czasie całe twoje życie się odmieni. Czym innym się zajmiesz, inni ludzie cię otoczą. To, co w życiu najważniejsze, nie w młodości cię czeka, ale potem. To, co jest teraz, to dopiero początek bajki. Bajka przyjdzie później.

– A konkretniej, Lubasza?

– Ano daj rękę! Widzisz, jak gwałtownie linia życia skręca? I żadnych rozwidleń nie widać… Coś mi mówi, Fiedia, że ty swoją przyszłość lepiej znasz, niż ją te karty widzą, tyle że sam przed sobą nie chcesz się do tego przyznać. Naprawdę masz życzenie, żebym ja pierwsza ci to powiedziała? Słowo?

– Och, ale chytra z ciebie baba! Generalski łeb! Gdzieś ty się, kochasiu, uczyła taktyki i strategii?

– Nie daj Boże, Fiedia, żeby twoje córeczki tam się ich uczyły, gdzie ja. Idź teraz, nie miej do mnie złości. Twoje sprawy, widzę, na dobre się obrócą. Uda ci się wszystko. Może i za mnie, chuligankę, kiedyś się pomodlisz.

– Cóż to, Lubka, major popem zostanie?

– Nie popem, nie popem, jełopy! Warn wróżę czy jemu? Jego zapytajcie, to się dowiecie. Jeżeli wam powie.

Chętni do wypytywania Brusnikina jednak się nie znaleźli, major zamyślił się głęboko i najwyraźniej nie był w nastroju do żartów. Następny w kolejce do Lubki okazał się Czyrwa Lider. Pocałował ją szarmancko w rączkę i znowu wszyscy ożywili się i rozchichotali.

– Patrzcie no, jaki elegant! Uczcie się, młodzi! Lubka rozłożyła karty i zadumała się, ale tylko na chwilę.

– Dziewczyny cię kochają, Czyrwa Lider. Zawsze cię kochały. I będą cię kochały do końca twego życia. Ani jednego dnia nie przeżyjesz niekochany…

Czyrwa Lider, dumnie wyprostowany, słuchał rad i życzeń, którymi go obsypano. Cmoknął Lubkę w policzek, wstał i oświadczył:

– Słyszałyście dziewczyny? Uważajcie, żebyście ani jednej dniówki nie przepuściły! Skoro karty tak powiedziały, sprawa przesądzona! Nie ma odwołania.

Lubka wymówiła się od dalszego wróżenia.

– Zmęczona jestem, chłopcy. Przyjdźcie jutro. Karty też odpoczną, nie będą się mylić. Bo jeszcze mogłabym komuś cudze dzieci wywróżyć!

Całe towarzystwo opuściło przedział, ale i żarty i śmiechy nie milkły jeszcze na korytarzu. Tylko Sońka Pufik została.

– Słuchaj no, Lubka, Czyrwa przyniósł ci całą główkę czosnku!

Lubka się speszyła.

– Coś ty, Sońka! Ja przecież całe żarcie dzielę między dziewczyny po równo, przy wszystkich! Myślisz, że czosnek sobie przywłaszczę? Przyjdź jutro rano, kiedy będziemy robić podział – dostaniesz, co twoje! Zdaje ci się, że ja w nocy ukradkiem czosnkiem się obżeram? Jak chcesz wiedzieć, to jeszcze całować się nie oduczyłam!

– Nie o to chodzi, Łubka, nic złego nie miałam na myśli. Chcę ci tylko coś wytłumaczyć. Nie wyrzucaj więcej ogonka. To najcenniejsza rzecz!

– Ogonek? Odbiło ci?

– Od razu widać, żeś ty, Lubka, zony nie wąchała. Nie mam do ciebie pretensji, tylko dzielę się doświadczeniem. Jak opalisz ten ogonek zapałką, można nim czernić brwi i rzęsy. Dziewczyny w łagrze mi pokazały. Ekstra! Jak wszystkie te zagraniczne smarowidła zużyjemy w drodze, to co zrobimy na miejscu?

– Dobra, Sońka, nie złość się, źle cię zrozumiałam. Coś mi dzisiaj odbiło. Normalnie w życiu bym czegoś takiego nie pomyślała. Nie gniewasz się? No, daj pyska! Życie mi zbrzydło, kochana, i bez powodu ludzi obrażam. A ogonka wyrzucać nie będziemy. Nie znałam tego, i tyle.

– Coś ty, dziewczyno! Nie becz! Zmęczona jesteś? Wiesz, najlepiej się połóż. Ja cię przykryję… Zaraz się rozgrzejesz, przestaniesz drżeć. Wszystko będzie dobrze… Śpij, mała… Już sobie idę. Może ci przynieść wrzątku?

– Nie, Sonieczka, nie trzeba. Już mi cieplej.

– No to śpij. Niech ci się przyśnią niebieskie migdały.

Lubka odczekała, aż Sońka wyjdzie, i dopiero wtedy popłakała sobie do woli. To nie było takie proste – przepowiadać przyszłość całemu eszelonowi. Może i karty kłamały, ale te kłamstwa przejmowały ją prawdziwym strachem. Dzisiaj wyraźnie widziała śmierć Czyrwy Lidera z rąk innego, któremu także wróżyła, ale tę śmierć przemilczała – miała na to dość rozumu! Za to powiedziała inną prawdę, bo i ta była w kartach. Prawdę, która Lidera ucieszyła i podniosła na duchu.

27
{"b":"122685","o":1}