Литмир - Электронная Библиотека

– Zadzwonię później.

– Jasnozielony telefon komórkowy. Niemal w kolorze bambusa. Prawdziwa rzadkość – zauważył Chen z wyraźnym rozmysłem. – Podobny widziałem tylko na rynku Huating.

– Zbieg okoliczności. – Qian sprawiał wrażenie zdenerwowanego.

– To tłumaczyłoby wiele podejrzanych wydarzeń – dodał Chen.

Catherine pamiętała dziwne wypadki w czasie dochodzenia, ale nie miała pojęcia, czego dotyczą aluzje starszego inspektora.

– Nie sposób przewidzieć, do czego zdolni są ludzie… – Chen zrobił wymowną pauzę, patrząc wprost na Chana.

– Rzeczywiście, nie sposób – wtrącił się szybko Li, kręcąc ze smutkiem głową. – Kto by przypuszczał, że Wen zostanie wciągnięta w morderczy spisek!!

– Biorąc pod uwagę ustalenia starszego inspektora Chena, chciałabym coś powiedzieć w obronie tej kobiety. – Catherine mówiła z żarliwością, która zaskoczyła nawet ją samą. – Latające Siekiery nie pozostawiły jej wyboru. Dlatego zaczęła starać się o paszport, ale nie przypuszczam, że istotnie zamierzała wykonać ich plan. Po przybyciu mogła spróbować zwrócić się o pomoc do amerykańskiej policji.

– Też tak sądzę – przytaknął Yu.

– Ale kiedy Feng zadzwonił, żeby ją ostrzec, i kazał uciekać, wpadła w panikę. Kim byli „ludzie", o których mówił? Latające Siekiery? Jeżeli tak, to czy Feng odkrył spisek? Uciekła, ale po dziesięciu dniach w towarzystwie Liu rozkwitła, jako kobieta.

– Rozkwitła! Takiego właśnie słowa użył Liu – wtrącił Chen.

– Po tych wszystkich zmarnowanych latach – ciągnęła Catherine – nagle odzyskała nadzieję. Sprawiała wrażenie całkiem innej osoby niż kobieta na zdjęciu paszportowym. Po prostu odżyła. W Suzhou prawie jej nie poznałam. Kiedy zdała sobie sprawę, że musi opuścić Liu, nie mogła znieść myśli, że dalej będzie musiała wieść życie z Fengiem. Nienawidziła męża. I pragnęła zemsty. Dlatego tak nalegała, by pojechać do Changle. Chciała wziąć truciznę. Tym razem była zdecydowana.

– Zgadzam się – przytaknął Yu. – To dowodzi również, że początkowo nie zamierzała wykonać planu gangu. Uciekając z wioski piątego kwietnia, nie wzięła ze sobą trucizny.

– Pani inspektor Rohn bardzo dobrze podsumowała tę część – oznajmił Chen i wziął łyk wody – a reszty dowiedzieliście się, gdy Wen była w tym pokoju.

– Wspaniała robota, starszy inspektorze Chen! – Li klasnął w dłonie. – Amerykański konsul zadzwonił do zarządu miasta z podziękowaniami, ale nie wiedział, jak wielką pracę wykonaliście.

– Nie byłbym w stanie niczego zrobić bez waszego zdecydowanego poparcia podczas całego śledztwa, towarzyszu sekretarzu Li.

Catherine widziała, że Chen bardzo chętnie pozwala Li korzystać ze swoich laurów. Po przeprowadzeniu tak nietypowego dochodzenia starszy inspektor musiał zachowywać się dyplomatycznie.

– Gdyby nie obecne okoliczności, urządzilibyśmy wspaniały bankiet, aby uczcić sukces – oznajmił serdecznie Li. – W rzeczy samej, wszystko dobre, co się dobrze kończy.

– Przekażę naszemu rządowi raport, panie sekretarzu Li, o znakomitej pracy Komendy Policji w Szanghaju – oświadczyła, potem zwróciła się do Chena: – Tymczasem chciałabym, starszy inspektorze Chen, zadać panu kilka pytań przy filiżance kawy. Ubiegłej nocy pracowałam do późna nad sprawozdaniem. Pan pewnie też jest zmęczony po całonocnych podróżach.

– Teraz, kiedy pani o tym wspomniała, przyznaję, że tak – odparł.

– Idźcie oboje do lotniskowej kawiarni. To będzie pożegnalny poczęstunek na koszt komendy. – Li rozpływał się w uśmiechach. – Przypilnujemy Wen.

Rozdział 38

Właściwie to nie była kawiarnia, ale narożny fragment oddzielony od reszty poczekalni metalowymi słupkami i plastikowymi sznurami: kilka stolików, krzeseł i lada z szerokim asortymentem importowanej kawy. Kelnerka stała przy wysokim oknie, za którym rozciągał się widok na pas startowy.

– Kawy? – spytała Catherine.

– Dziś poproszę o herbatę – odparł Chen.

– Możemy napić się herbaty? – zwróciła się po chińsku do kelnerki.

– Liptona? – spytała kelnerka po angielsku.

– Nie. Chińskiej zielonej. Liściastej.

– Oczywiście. – Kobieta podała im termos z nierdzewnej stali, dwie filiżanki i małą torebkę z listkami herbaty.

Kiedy szli do stolika, Chen spojrzał w stronę saloniku recepcyjnego. Jego koledzy siedzieli za szklanymi drzwiami, pilnując Wen i Liu. W sąsiedztwie znajdowało się kilku policjantów po cywilnemu – ochrona lotniska.

Poczuł przygnębienie. W saloniku recepcyjnym musiał przekonać Wen, a potem wyjaśnić swoje decyzje pozostałym. Obawiał się reakcji sekretarza Li – zwłaszcza że w tle działał Wydział Wewnętrzny. Li zareagował jednak pozytywnie. Chen przyjął to z ulgą, chociaż wiedział, że sekretarz może okazywać radość tylko ze względu na obecność inspektor Rohn.

Teraz, siedząc obok niej, nie czuł satysfakcji, jaka była udziałem detektywa, który w powieści sensacyjnej pomyślnie rozwiązał zagadkę. Może wykonał „wspaniałą pracę". Ale czy dla Wen rezultat był równie wspaniały? Jej życie w Chinach dobiegło końca, ten rozdział zamykał się tragicznym punktem kulminacyjnym. A życie w Stanach Zjednoczonych? Na pewno nie czekała na nie z radością.

Jaka była jego rola w doprowadzeniu do takiego rozwiązania? Starszy inspektor Chen mógł oczywiście wynajdować wszystkie wygodne tłumaczenia i wymówki, na przykład: „Na tym świecie sprawy nie zawsze układają się tak, jak chcemy", albo że „jest to jedynie ironiczny związek przyczynowy źle ulokowanych jin i jang". Ale tak czy inaczej, odegrał swoją rolę w wysłaniu bezbronnej kobiety do łajdaka, który zniszczył jej życie.

A co z gangami? Wszystkie poważniejsze posunięcia przeciwko międzynarodowym organizacjom przestępczym należało podejmować, jak to określił sekretarz Li, po starannym rozważeniu względów politycznych. Zwłoki w parku zostały zidentyfikowane, i co z tego? Informacje Gu o potędze triad i ich operacjach można łatwo zlekceważyć. Li powiedział, że powinni uczcić sukces. „Wszystko dobre, co się dobrze kończy". Jasne przesłanie. Nie będzie dalszego śledztwa w sprawie gangów. Chen nic na to nie poradzi.

Czekająca go praca też nie nastrajała optymistycznie.

Nikt nigdy nie zbada korupcji w policji w Fujianie ani nie rozpocznie dochodzenia, skąd Qian ma zielony telefon komórkowy. Po cichu trzeba było załatwić parking dla klubu karaoke. I przemilczeć kwestię możliwego współuczestnictwa wyższych władz w działaniach triad.

Zastanawiał się też, czy Wydział Wewnętrzny uzna za stosowne zniknąć z jego życia po zakończeniu sprawy.

Inspektor Rohn starannie jak Chinka, szczypta po szczypcie, wkładała herbaciane listki do białych filiżanek. Sprawiała wrażenie bardzo skupionej na czymś o wiele ważniejszym niż pytania na temat śledztwa.

Podobnie jak w dniu jej przylotu, gdy siedziała w samochodzie, podobnie teraz, tuż przed odlotem, kiedy są w kawiarni, nie wiedział, co Catherine właściwie myśli.

Wzięła termos, nalała wody do jego filiżanki, potem przygotowała filiżankę dla siebie.

– Lubię chiński sposób picia herbaty. Obserwowanie, jak liście rozwijają się powoli, takie zielone, delikatne w białej filiżance. – Upiła łyk aromatycznego napoju.

Przez chwilę obraz Catherine nałożył się na inny, który tkwił w pamięci Chena – kobiety towarzyszącej mu w herbaciarni w Pekinie. Też była blada, z czarnymi kręgami pod oczami widocznymi w powodzi słonecznego światła i zielonym listkiem herbaty na białych zębach.

Kruchość listka herbaty między jej wargami.

Wszystko jest możliwe, lecz nie wszystko wybaczalne…

– Li nie zachowuje się dziś jak sekretarz partii – powiedziała, patrząc mu w oczy. – Kto by pomyślał, że będzie zachęcał swojego osobiście wybranego następcę do tete-a-tete z amerykańską policjantką!

– Taki właśnie jest sekretarz Li. Politycznie poprawny, ale niepo-zbawiony słabości.

– A więc któregoś dnia stanie się pan taki jak on?

71
{"b":"115533","o":1}