Литмир - Электронная Библиотека

– Wszystko się może między wami układać, dopóki Wen zadowala się byciem częścią waszych pięknych wspomnień. Bezcielesnym snem. Ale po jakimś czasie dojdzie do siebie i poczuje się prawdziwą kobietą. Z krwi i kości. I pewnego romantycznego wieczoru rzuci się wam w objęcia. I co wtedy zrobicie? – Chen wbrew samemu sobie zaczął być sarkastyczny. – Odtrącicie Wen? Byłoby to bardzo okrutne. A jeżeli powiecie „tak", co wtedy z waszą rodziną?

– Wen wie, że jestem żonaty. Nie sądzę, by tak postąpiła.

– Nie sądzicie? A więc pozwolicie jej tu zostać jako dawnej szkolnej koleżance… przez miesiące, lata. Tak, jesteście szczęśliwi, że możecie jej pomóc. Ale czy ona będzie szczęśliwa, tłumiąc przez cały czas swoje uczucia?

– Co więc, waszym zdaniem, powinienem zrobić? Wyrzucić ją? Wysłać do męża potwora? – odparł z gniewem Liu. – Albo pozwolić, żeby gang polował na nią jak na królika?

– No właśnie. Dochodzimy do sedna sprawy.

– Czyli?

– Zagrożenia ze strony gangsterów. Właśnie w tej chwili szukają Wen jak szaleni. Bez względu na to, jak zareaguje komenda na mój meldunek, a muszę go złożyć, jestem pewien, że gang prędzej czy później wytropi Wen.

– Jakim cudem? – zapytał Liu. – Policja przekaże informację gangsterom?

– Nie. Ale triady mają swoje wtyczki. Dowiedzieli się o umowie Fenga z Amerykanami, dowiedzą się też o miejscu pobytu Wen. Przez ostatnie kilka dni inspektor Rohn i ja byliśmy śledzeni.

– Naprawdę?

– Pierwszego dnia po przyjeździe inspektor Rohn omal nie została przejechana przez motocykl. Drugiego załamały się pod nią schody. Trzeciego dnia kilka godzin po naszej wizycie gang porwał ciężarną kobietą z Guangxi, pomyłkowo biorąc ją za Wen. Detektywa Yu usiłowano otruć w hotelu w Fujianie. I wreszcie dzień przed przyjazdem do Suzhou niemal złapano nas na rynku Huating w policyjnym nalocie, który miał nas skompromitować.

– I te wszystkie wypadki spowodowali gangsterzy?

– To nie były zbiegi okoliczności. Oni mają wtyczki w policji w Szanghaju i Fujianie. Sytuacja jest poważna.

Liu pokiwał głową.

– Przenikają również do biznesu. Kilka firm wynajmuje gangsterów do ściągania długów.

– Rozumiecie więc, o co mi chodzi, Liu. Według najnowszych informacji, jakie otrzymałem, gangsterzy nie dadzą Wen spokoju nawet po procesie, bez względu na to, czy Feng będzie zeznawał, czy nie.

– Dlaczego? Nic z tego nie rozumiem.

– Nie pytajcie mnie dlaczego. Wiem tylko tyle, że zrobią wszystko, żeby ją odnaleźć. I wykonają egzekucję. Dla przykładu. To tylko kwestia czasu. Po prostu Wen łudzi się, że jeśli zostanie tu z wami, sprawy się ułożą.

– A wy, jako starszy inspektor, nie możecie nic zrobić dla niej, dla ciężarnej kobiety?

– Chciałbym, Liu. Czy sądzicie, że łatwo mi przyznać, jak bardzo jestem bezradny… jaki ze mnie żałosny okaz policjanta? Nic nie sprawiłoby mi większej radości niż możliwość udzielenia Wen pomocy. – W jego głosie dźwięczała cała nagromadzona frustracja. Dla policjanta przyznanie się do bezradności było czymś więcej niż utratą twarzy, ale w oczach Liu dostrzegł reakcję na swoje słowa. – A więc jeżeli weźmiecie to pod uwagę – mówił dalej z zaangażowaniem – sami zobaczycie, że naprawdę wyjazd leży w jej interesie. Tutaj nikt jej nie ochroni.

– Ale jak mogę pozwolić, żeby ten sukinsyn znęcał się nad nią do końca życia?

– Nie sądzę, żeby dała się Fengowi nadal maltretować. Ostatnie dni wszystko zmieniły. Sami powiedzieliście: rozkwitła. Uważam, że na nowo odzyskała ducha. – Po chwili dodał: – Poza tym na miejscu sprawą zajmie się inspektor Rohn. Będzie działać w interesie Wen. Zapewniam.

– A więc wróciliśmy do punktu wyjścia. Wen musi wyjechać.

– Nie. Uzyskaliśmy lepszy ogląd sytuacji. Spróbuję wszystko wyjaśnić Wen, a ona niech sama podejmie decyzję.

– Dobrze, starszy inspektorze Chen – oznajmił Liu. – Porozmawiajcie z Wen.

Rozdział 30

Starszy inspektor Chen i Liu Qing przeszli z gabinetu do salonu, gdzie inspektor Rohn i Wen czekały w milczeniu.

Chen natychmiast jednak zauważył zmianę. Na stole obiadowym stała imponująca kolekcja talerzy, a wśród nich królował półmisek ozdobiony malowaną wierzbą, z którego sterczał łeb i ogon wielkiego karpia duszonego w sosie sojowym. Pewnie to właśnie on niedawno zwisał z dłoni Liu. Przygotowanie żywego karpia tych rozmiarów nie mogło być łatwe. Inne dania również wyglądały kusząco. Na jednym z talerzyków wciąż parowały różowawe rzeczne krewetki, smażone z zielonymi liśćmi herbaty.

Na krześle obok inspektor Rohn leżał plastikowy fartuch. Zapewne pomagała w kuchni.

– Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać – zwrócił się Liu do Wen. – Starszy inspektor Chen chciałby z tobą porozmawiać.

– A czy ty z nim nie rozmawiałeś?

– Tak, ale decyzję musisz podjąć sama. Mówi, że powinnaś mieć

pełen obraz sytuacji.

Wen nie tego się spodziewała. Jej ramiona zadrżały mimo woli.

– Jeżeli uważasz, że tak trzeba – wymamrotała, nie podnosząc głowy.

– W takim razie poczekam na ciebie w gabinecie na górze.

– A co z karpiem? Wystygnie. Przecież to twoje ulubione danie.

Drobiazg, ale o niezwykłej wymowie, zauważył w duchu Chen. Wen w takiej chwili pomyślała o ulubionej potrawie Liu. Czy zdawała sobie sprawę, że to może być ostatni posiłek, jaki dla niego przygotowała?

– Nie martw się, Wen. Podgrzejemy – uspokoił ją Liu. – Starszy inspektor Chen obiecał, że nie zmusi cię do podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Jeżeli postanowisz zostać, zawsze będziesz tu mile widziana.

– Porozmawiajmy, Wen – ponaglił Chen.

Gdy tylko Liu wyszedł, kobieta się załamała.

– Co wam powiedział? – wyszeptała, oddychając głęboko.

– To samo, co wam.

– Nie mam nic do dodania – oświadczyła z uporem, zakrywając twarz dłońmi. – Możecie mówić, co tylko chcecie.

– Jako policjantowi nie wolno mi powiedzieć w komendzie, co tylko chcę. Każą mi wytłumaczyć, dlaczego odmówiliście wyjazdu, albo nie pozwolą zamknąć sprawy.

– Tak jest, Wen. Musimy znać pani powody – przyłączyła się Catherine, podając jej papierową chusteczkę, by wytarła łzy.

– Fakt, że zatrzymaliście się u Liu również wymaga pewnych wyjaśnień – dodał Chen. – Jeżeli ludzie tego nie zrozumieją, sprawią mu wiele kłopotów. Nie chcecie, żeby coś mu się stało, prawda?

– Dlaczego mieliby do niego pretensje? To moja decyzja – wykrztusiła Wen i znów ukryła zapłakaną twarz w dłoniach.

– Jestem starszym inspektorem policji i wiem, jak nieprzyjemnie sprawy mogą się dla niego ułożyć. Dochodzenie prowadzą wspólnie rządy Chiny i Stanów Zjednoczonych. Porozmawiajcie z nami; to leży nie tylko w waszym interesie, ale także Liu.

– Od czego zacząć?

– Od czasów ukończenia liceum… żebyśmy mieli pełny obraz.

– Naprawdę chcecie wiedzieć, co wycierpiałam przez tyle lat z tym potworem? – Ledwo mówiła przez łzy.

– Rozumiemy, że te wspomnienia są bolesne, ale to ważna sprawa. – Catherine podała kobiecie kubek wody. Wen podziękowała skinieniem głowy.

Chen odniósł wrażenie, że relacje między nimi się poprawiły. Nie wiedział, o czym rozmawiały w czasie jego nieobecności, ale wcześniejsza wrogość Wen wobec Catherine zniknęła. Na palcu Catherine dostrzegł plaster. Z całą pewnością pomagała w kuchni.

Wen zaczęła opowiadać monotonnym głosem, jakby relacjonowała historię innej osoby. Twarz miała bez wyrazu, oczy puste i tylko jej ciałem czasem wstrząsało bezgłośne łkanie.

W 1970 roku, kiedy ruch wykształconej młodzieży wymiótł wszystkich na wieś, Wen miała zaledwie piętnaście lat. Po przyjeździe do wioski Changle okazało się jednak, że nie pomieści się w małej chatce razem z trzypokoleniową rodziną swojego krewnego. Ponieważ jako jedyna reprezentowała wykształconą młodzież w wiosce, kierowany przez Fenga Komitet Rewolucyjny Komuny Ludowej wioski Changle przydzielił jej niewykorzystany składzik na narzędzia, przylegający do stodoły. W pomieszczeniu nie było elektryczności, wody ani żadnych mebli poza łóżkiem, ale Wen wierzyła w apel Mao, aby młodzi ludzie doskonalili się dzięki trudnościom. Feng jednak wcale nie okazał się małorolnym chłopem z teorii Mao.

57
{"b":"115533","o":1}