Литмир - Электронная Библиотека

Okrucieństwo jego słów odebrało Keffrii dech, bowiem do jej najsłodszych wspomnień należały ich powolne zaloty, jej rozkosznie i stopniowo rosnąca nadzieja, a potem pewność, że Kyle się nią interesuje. W odpowiednim momencie dostrzegł jej wzajemność, po czym nastąpiły miesiące nieśmiałej radości z jej strony i cierpliwych manewrów z jego, aż wreszcie udało mu się obudzić w niej uczucia. Teraz przedstawił owo zdarzenie w zupełnie inny sposób. Keffria odwróciła głowę i zapatrzyła się na leżącego w łóżku męża, który nagle wydał jej się kimś zupełnie obcym. Pragnęła zapomnieć, że kiedykolwiek wymówił te słowa lub udawać, że nie odzwierciedlały jego myśli, a powiedział je, ponieważ chciał jej dokuczyć. Poczuła w sobie chłód. Chęć dokuczenia czy prawda… Czyż skutek nie był ten sam? Kyle okazał się innym człowiekiem, niż zawsze sądziła. Przez te wszystkie lata żyła u boku własnego marzenia, a nie prawdziwej osoby. Wyobrażała sobie, że jej mąż jest mężczyzną czułym, kochającym i wesołym, a oddala się od niej na tak wiele miesięcy co jakiś czas tylko dlatego, że musi. Najpierw w snach wykreowała sobie kogoś takiego, później wepchnęła Kyle'a w gotowy wzór. Do dnia dzisiejszego łatwo jej było ignorować albo usprawiedliwiać jego wady (nawet tuzin), które ujawniał podczas krótkich pobytów w domu. Zawsze tłumaczyła sobie, że jest zmęczony, ponieważ rejs był długi i trudny, że oboje, ona i on muszą się na nowo do siebie dopasować… Mimo tego, co powiedział i zrobił w ciągu tygodni, które upłynęły od śmierci jej ojca, nie przestawała go uważać za ideał. Dziś jednak uświadomiła sobie smutną prawdę – Kyle nigdy nie był tą romantyczną postacią z jej marzeń, lecz człowiekiem z krwi i kości, mężczyzną podobnym do wielu innych. Nie, nie. Głupszym niż większość z nich.

Był na tyle głupi, by sądzić, że Keffria zawsze musi mu ulegać. Zresztą dotąd nie przeciwstawiała mu się, nawet kiedy wiedziała coś lepiej i nawet kiedy nie było go w domu. Gdy teraz zdała sobie z tego sprawę, miała odczucie, jakby otwierała oczy na wschodzące słońce. Dlaczego nigdy przedtem te myśli nie przyszły jej do głowy?

Kyle najwyraźniej zrozumiał, że posunął się nieco za daleko, ponieważ odwrócił się do niej, wyciągnął rękę ponad chłodną pościelą i dotknął ramienia żony.

– Chodź tutaj – zaprosił ją łagodniejszym tonem. – Nie dąsaj się. Nie podczas mojej ostatniej nocy w domu. Zaufaj mi. Jeśli ten rejs spełni moje oczekiwania, następnym razem zostanę w domu przez jakiś czas. Zdejmę ci z ramion brzemię obowiązków. Malta, Selden, statek, posiadłości… Zajmę się wszystkim, będę gospodarował tak, jak trzeba. Zawsze byłaś trwożliwa i trochę zacofana… Nie powinienem był ci tego mówić, ponieważ sama nie potrafisz zmienić w sobie tych cech. Wiedz, że bardzo doceniam twoje starania. Wyobrażam sobie, jak trudno komuś z takim charakterem zarządzać tyloma sprawami. Możesz obwiniać jedynie mnie, gdyż przez te wszystkie lata obarczałem cię zadaniami, które przerastały twoje siły.

Keffria poddała się Kyle'owi i ten przyciągnął ją do siebie. Przytulił się do niej i szybko zasnął. Tyle że ciepłe ciało męża wydało jej się nagle uciążliwym ciężarem. A obietnice, które właśnie poczynił, by ją uspokoić, zabrzmiały jak pogróżka.

* * *

Ronica Vestrit otworzyła oczy i rozejrzała się po ciemnej sypialni. Okno było otwarte, zasłonięte jedynie przezroczystymi jak mgiełka draperiami, którymi delikatnie poruszał nocny wiatr. Sypiam teraz jak stara kobieta – pomyślała. – Zrywami. Nie jest to spanie, nie jest też czuwanie ani odpoczynek. Zamknęła oczy. Może nauczyła się tak lekko drzemać w trakcie długich miesięcy spędzanych przy łożu chorego męża, kiedy nie miała odwagi zasnąć zbyt głęboko i Ephron tylko się poruszył, natychmiast przytomniała. Pocieszała się, że może za jakiś czas zapomni o tamtym okresie i będzie sypiać mocno i zdrowo, lecz nie do końca w to wierzyła.

– Matko.

Szept był cichy jak westchnienie zjawy.

– Tak, kochanie, jestem tu – odparła szeptem. Nie otworzyła oczu. Znała te głosy, prześladowały ją od lat. Jej mali synkowie ciągle jeszcze czasami wracali i wołali do niej w ciemnościach. Bolesne to były rojenia, ale Ronica nie otwierała oczu i nie przeganiała ich. W jakiś sposób czerpała pociechę ze swego cierpienia.

– Matko, przybyłam cię prosić o pomoc. Powoli otworzyła oczy.

– Althea? – wyszeptała w ciemność. Wydawało jej się, że za oknem, za poruszającymi się zasłonami dostrzega figurkę córki. A może była to tylko kolejna z jej nocnych fantazji?

Ręka odsunęła z zewnątrz zasłonę i nad parapetem pojawiła się Althea.

– Och, dzięki Sa, jesteś bezpieczna!

Ronica pospiesznie wstała z łóżka, wtedy jednak jej córka odeszła od okna.

– Jeśli zawołasz Kyle'a, nigdy więcej nie wrócę – ostrzegła matkę cichym, chrapliwym głosem.

Ronica podeszła do okna.

– Nawet nie przeszło mi przez głowę wołać mojego zięcia – powiedziała łagodnie. – Wróć, musimy porozmawiać. Źle się dzieje. Wszystko układa się inaczej, niż sądziłam.

– Cóż za nowina – mruknęła Althea. Ponownie podeszła do okna. Kobiety wymieniły spojrzenia. Ronica dostrzegła w oczach córki ból. Potem Althea odwróciła się od niej. – Matko… może jestem głupia, prosząc cię o to, ale muszę… Muszę wiedzieć, zanim zacznę. Czy słyszałaś, co Kyle powiedział, kiedy… ostatnim razem byliśmy wszyscy razem? – Głos jej córki był dziwnie natarczywy.

Ronica westchnęła ciężko.

– Kyle powiedział wtedy wiele rzeczy. Jeśli chodzi o większość z nich, żałuję, że nie potrafię ich zapomnieć, niestety utkwiły w mojej pamięci. A o czym mówisz?

– Przysiągł na Sa, że jeśli choć jeden szanowany kapitan poręczy za moje kompetencje, Kyle odda mi statek. Pamiętasz, że to powiedział?

– Tak – przyznała Ronica. – Wątpię jednak, by mówił poważnie. Mój zięć po prostu ma zwyczaj rzucać w gniewie różne tego typu stwierdzenia.

– Ale pamiętasz, że to powiedział? – nalegała Althea.

– Tak. Altheo, mamy znacznie ważniejsze kwestie do przedyskutowania niż to. Proszę cię, wejdź. Wróć do domu, musimy…

– Nie. Nic nie jest ważniejsze od odpowiedzi na pytanie, które ci przed chwilą zadałam. Matko, nigdy nie słyszałam kłamstwa z twoich ust. Przynajmniej nie w ważnych sprawach. Nadejdzie czas, kiedy poproszę, abyś dała świadectwo prawdzie. – Niewiarygodne, lecz jej córka odchodziła, mówiąc do niej przez ramię. Przez jedną przerażającą chwilę wyglądała jak jej ojciec, gdy był młodym mężczyzną. Miała na sobie pasiastą bluzkę i czarne spodnie, które marynarze noszą na lądzie. O Ephronie przypomniał Ronice także kołyszący chód Althei i jej długi ciemny warkocz.

– Czekaj! – zawołała do córki. Usiadła na parapecie okna i przełożyła nogi na zewnątrz. – Altheo, zaczekaj! – krzyknęła i zeskoczyła do ogrodu. Wylądowała źle, jej gołe stopy zabolały, uderzając o kamienie alejki pod oknem. W ostatniej chwili zdołała odzyskać równowagę, dzięki czemu nie upadła. Pospieszyła po trawie do porośniętego gęstym listowiem żywopłotu, który otaczał posiadłość. Kiedy jednak do niego dotarła, Althei już nie było. Ronica zagłębiła ręce w gęstwinie zbitych liści i usiłowała się przez nią przecisnąć. Niestety, nie znalazła wystarczająco dużej szczeliny. Liście były mokre od rosy.

Odeszła od płotu i rozejrzała się po ciemnym ogrodzie. Wszędzie cisza i bezruch. Althea znowu odeszła. O ile w ogóle tu była.

* * *

Kłębowisko wybrało Sessureę i skłoniło go do rywalizacji z Maulkinem. Shreever irytowały i raniły jawne narady jej pobratymców. Skoro mieli wątpliwości, dlaczego zamiast plotkować między sobą nie poszli porozmawiać z przywódcą? Cała grupa zupełnie oszalała, jak gdyby najedli się zatrutego mięsa. Najgłupszy wydawał się właśnie Sessurea, który wbił sobie do głowy, że powinien walczyć z Maulkinem o pozycję. Młodszy wąż zjeżył pomarańczową grzywę trujących kolców.

93
{"b":"108284","o":1}