Литмир - Электронная Библиотека

– Tak naprawdę nie wrzucił go do morza. – Głos “Vivacii” był niewiele głośniejszy od szeptu.

Wintrow natychmiast się zainteresował.

– Nie? Skąd wiesz? – Wstał i podszedł do relingu, aby spojrzeć na galion. “Vivacia” uśmiechnęła się do niego.

– Ponieważ wrócił później w nocy i mi go dał. Przypomniał mi, że byliśmy razem bardzo długo, więc skoro nie może umrzeć na moim pokładzie, pragnie, bym miała po nim przynajmniej jakąś pamiątkę.

Wintrow poczuł wielkie wzruszenie. Stary marynarz oddał statkowi – w dodatku z własnej woli – zapewne kawałek czystego złota.

– Co z nim zrobiłaś?

Przez moment wyglądała na zaniepokojoną.

– Nie wiedziałam, co z nim zrobić. Ale stary powiedział mi, żebym połknęła ten kolczyk. Wyjaśnił, że wiele żywostatków tak postępuje. Nie chodzi oczywiście o wszystkie pamiątki, lecz te o wielkim znaczeniu. Statki połykają je i w ten sposób do końca swojego życia zachowują wspomnienie o człowieku, który im je dał. – Uśmiechnęła się widząc zaskoczone spojrzenie Wintrowa. – Więc tak zrobiłam. Nie było to trudne, chociaż czułam się dziwnie. Ale jestem… świadoma, że go posiadam. I wiesz, sądzę, że postąpiłam właściwie.

– Jestem pewny, że tak – odparł Wintrow, po czym zastanowił się, skąd u niego to przekonanie.

* * *

Wszyscy przyjęli z wdzięcznością wieczorny wiatr po gorącym dniu. Nawet zwykłe drewniane statki skrzypiały łagodnie w dokach i wydawało się, że cicho ze sobą rozmawiają. Niebiosa były bezchmurne, co obiecywało na jutro ładny dzień. Althea stała milcząco w cieniu “Vivacii” i czekała. Pomyślała, że chyba straciła rozum. Przecież postawiła przed sobą niemal niemożliwy do zrealizowania cel. Jedyną drogą do jego osiągnięcia były wypowiedziane w gniewie słowa jej szwagra. Cóż jednak innego jej pozostawało? Postanowiła wykorzystać mimowolną obietnicę Kyle'a, licząc na świadka – jego uczciwego syna, a swego siostrzeńca. Tylko idiota mógł wierzyć w powodzenie takiego przedsięwzięcia. Dziewczyna wiedziała, że matka szukała jej przez “Vivacię”; może więc miała w domu drugiego sprzymierzeńca, chociaż szczerze mówiąc niezbyt na to liczyła.

Położyła rękę na srebrzystym kadłubie “Vivacii”.

– Proszę, Sa – zaczęła się modlić, lecz nic więcej nie powiedziała. Rzadko się modliła. Modlitwa nie leżała w jej naturze, podobnie jak zależność od innej osoby. Przyzwyczaiła się sama zdobywać to, czego chciała. Zastanawiała się, czy wielka Matka Wszystkich Ludzi, która dotąd ją ignorowała, w ogóle słyszy wypowiadane przez nią prośby. Pod dłonią poczuła, jak “Vivacia” ciepło odpowiada na jej słowa i zadała sobie pytanie, czy na pewno jej modlitwa była skierowana do Sa. Może, jak większość marynarzy, bardziej wierzyła w swój statek niż w boską opatrzność.

– Idzie chłopak – sapnęła cicho “Vivacia”. Althea ukryła się głębiej w cieniu statku i czekała. Nienawidziła zakradać się w ten sposób, nienawidziła krótkich, potajemnych spotkań ze swoim statkiem. Tylko tak wszakże mogła dopiąć swego. Była przekonana, że jeśli Kyle domyśli się jej planów, zrobi wszystko, co w jego mocy, by pokrzyżować jej szyki. A jednak przyszła tu wyjawić swe plany Wintrowowi, ponieważ wciąż pamiętała jedno krótkie spojrzenie wymienione z chłopcem tamtego ranka. Przez krótką chwilę dostrzegła wtedy w jego oczach błysk i wiedziała, że – tak jak jego ojciec – Wintrow jest człowiekiem honoru. Teraz całkowicie opierała się na wierze w niego.

– Pamiętaj, chłopcze, że cię obserwuję – w ciszy nieprzyjemnie zahuczał głos Torga. Kiedy Wintrow nie zareagował na jego stwierdzenie, drugi oficer warknął: – Odpowiedz mi, chłopcze!

– Nie zadałeś mi pytania – zauważył Wintrow spokojnie. Żeby tylko zachował rozwagę, pomyślała stojąca w doku Althea.

– Jeśli spróbujesz zeskoczyć dziś wieczorem ze statku, tak ci skopię tyłek, że ci kręgosłup pęknie – zagroził mu Torg. – Rozumiesz mnie?

– Tak – odpowiedział chłopiec znużonym, cienkim głosem. Wydał się Althei bardzo młody i bardzo zmęczony. Usłyszała ciche szuranie gołych stóp, a potem Wintrow stanął na pokładzie.

– Jestem zbyt zmęczony, by myśleć, nie mówiąc o rozmowie – powiedział.

– Jesteś zbyt zmęczony, by słuchać? – spytał go łagodnie statek. Althea usłyszała niewyraźne odgłosy ziewania.

– Ale nie obrazisz się, jeśli zasnę w samym środku twojej opowieści.

– Nie mnie masz wysłuchać – stwierdziła “Vivacia” spokojnie. – W doku czeka Althea Vestrit. Ma ci coś do powiedzenia.

– Moja ciotka Althea? – spytał zaskoczony chłopiec. Dziewczyna dostrzegła jego głowę nad swoją. Zrobiła krok w stronę światła i patrzyła w górę. Nie widziała twarzy siostrzeńca, jedynie jego ciemną sylwetkę na tle wieczornego nieba. – Wszyscy twierdzą, że po prostu zniknęłaś – powiedział cicho.

– Tak, rzeczywiście – przyznała. Głęboko zaczerpnęła oddechu i przeszła do sedna: – Wintrowie, jeśli pomówię z tobą szczerze o swoich planach, czy potrafisz zatrzymać naszą rozmowę w tajemnicy?

W odpowiedzi chłopiec zadał jej iście kapłańskie pytanie.

– Czy planujesz coś… niewłaściwego? Słysząc jego ton, prawie się roześmiała.

– Nie. Nie zamyślam zabicia twojego ojca ani niczego równie nierozważnego. – Zawahała się, uświadomiwszy sobie, jak mało wie o tym chłopcu. “Vivacia” zapewniła ją, że jest godzien jej zaufania i Althea miała nadzieję, że statek nie myli się. – Zamierzam spróbować go jednak przechytrzyć i nie uda mi się to, jeśli dowie się o moich planach. Chcę cię więc poprosić, abyś zachował naszą rozmowę w tajemnicy.

– Po co w ogóle mówisz komuś o swoim planie? Najłatwiej dotrzymuje sekretu jedna osoba – zwrócił jej uwagę.

Miał rację. Althea nabrała powietrza.

– Ponieważ jesteś najważniejszą osobą w moich planach. Jeśli nie obiecasz mi swojej pomocy, cały mój pomysł nie będzie nic wart.

Chłopiec milczał przez jakiś czas.

– Tego dnia, kiedy ojciec mnie uderzył, mogłaś pomyśleć, że go nienawidzę albo że pragnę jego zguby. Tak wcale nie jest. Chcę tylko, by dotrzymał swojej obietnicy.

– Ja również właśnie tego pragnę – odparła szybko Althea. – Nie zamierzam cię poprosić, abyś zrobił coś złego, Wintrowie. Przyrzekam ci to. Zanim jednak zdołam ci przekazać szczegóły, muszę być pewna, że dochowasz tajemnicy.

Odniosła wrażenie, że chłopcu rozważenie tej sprawy zajęło sporo czasu. Czy wszyscy kapłani tak długo myślą nad każdym problemem?

– Dotrzymam twojej tajemnicy – odparł w końcu. Althei spodobały się te słowa. Nie przyrzekał, nie przysięgał, po prostu się zgodził na jej propozycję. Pod dłonią poczuła, że “Vivacia” odwzajemnia się aprobatą na skierowaną pod adresem chłopca pochwałę. Zdziwiła się, że ich wzajemne kontakty mają dla statku tak wielkie znaczenie.

– Dziękuję ci – stwierdziła cicho. Miała nadzieję, że nie wyda się swemu siostrzeńcowi niemądra i nierozsądna. – Pamiętasz wyraźnie ten dzień? Ten, kiedy Kyle uderzył cię w jadalni?

– Większą część – odrzekł cicho chłopiec. – Wtedy, gdy byłem przytomny.

– Pamiętasz, co powiedział twój ojciec? Przysiągł na Sa, że odda mi “Vivacię”, jeśli choćby jeden szanowany kapitan poświadczy moje umiejętności żeglarskie. Pamiętasz? – Wstrzymała oddech.

– Tak – padła spokojna odpowiedź.

Althea przyłożyła obie dłonie do kadłuba statku.

– I przysięgniesz na Sa, że słyszałeś te słowa?

– Nie.

Marzenia Althei rozbiły się w pył. Powinna się tego spodziewać. Jak mogła sądzić, że Wintrow stanie przeciwko swemu ojcu w tak ważnej sprawie? Jak mogła być taka głupia?

– Mogę poświadczyć, że słyszałem, jak je wymawiał – kontynuował łagodnym głosem chłopiec. – Ale nie przysięgnę. Kapłanom nie wolno przysięgać na Sa.

Althea była szczęśliwa. To wystarczy – pomyślała – to musi wystarczyć.

– Dasz słowo? – nalegała.

– Oczywiście. Prawda jest tylko jedna. Ale – potrząsnął głową – nie sądzę, żeby ci się na coś przydała moja pomoc. Wiesz, że mój ojciec nie dotrzymał danego Sa słowa w sprawie mojego kapłaństwa? Dlaczego zatem miałby dotrzymać wypowiedzianej w gniewie przysięgi? Przecież statek jest dla niego znacznie więcej wart niż ja. Przykro mi to mówić, ciociu Altheo, wydaje mi się jednak, że twoje nadzieje związane z odzyskaniem “Vivacii” są bezpodstawne.

88
{"b":"108284","o":1}