Литмир - Электронная Библиотека

– U nas w domu też trzymamy niewolnicę. Mówię o Rache, którą Davad ci wypożyczył w czasie choroby papy.

– To również jest niewłaściwe – przyznała cicho Ronica. – Zdałam sobie sprawę z tego faktu i chciałam kobietę odesłać. Ale kiedy jej o tym powiedziałam, padła na kolana i błagała mnie, żebym ją zatrzymała. Wie, że Davad dostałby za nią dobrą cenę w Chalced, ponieważ jest pojętna i wiele potrafi. Jej męża wysłano na targ za długi. Wiesz, przyjechali z Jamaillii całą rodziną. Kiedy popadli w długi i nie mogli ich spłacić, Rache, jej mąż i synek trafili do baraku dla niewolników. Mąż Rache jest człowiekiem świetnie wykształconym i handlarz uzyskał za niego dobrą cenę, natomiast ona i jej mały synek zostali sprzedani tanio jednemu z pośredników Davada. – Ronika Vestrit ciągnęła poważniejszym tonem: – Opowiedziała mi o podróży tutaj, której jej mały chłopiec nie przeżył. A nie sądzę, żeby Davad Restart postępował okrutnie, przynajmniej nie umyślnie. On także nie jest kiepskim kupcem, który specjalnie uszkadza wartościowy ładunek. – Głos jej matki pozostał stanowczy. Kiedy tym tonem naśladowała słowa Kyle'a, Keffria poczuła, jak cierpnie jej skóra.

– Obawiam się, że uodporniłam się na śmierć. Odkąd podczas zarazy umarli twoi bracia, wyrzuciłam ją z pamięci jak zdarzenie, które przetrwałam i z którym się rozprawiłam. Teraz odszedł twój ojciec i przypomniałam sobie, że zjawisko to jest nagłe i trwałe. Jeśli ktoś długo choruje, można się powoli przyzwyczaić do myśli o jego śmierci. Lecz synek Rache umarł, ponieważ jego mały brzuszek nie tolerował wiecznego kołysania zatłoczonej, bezwietrznej ładowni, a podawane przez załogę gruboziarnisty chleb i zastała woda tylko go osłabiały zamiast wzmacniać. Rache musiała patrzeć, jak jej mały chłopiec umiera.

Keffria dostrzegła w oczach matki prawdziwe cierpienie.

– Spytałam ją, dlaczego nie prosiła marynarzy, aby pozwolili im wyjść z ładowni, pooddychać świeżym powietrzem i dali trochę jedzenia, które organizm jej syna przyjąłby. Odparła mi, że prosiła. Mało tego, błagała i przedstawiała wszystkie argumenty za każdym razem, kiedy tylko podchodził do niej członek załogi, który rozdawał jedzenie albo odbierał puste kubły. Podobno marynarze zachowywali się jak głusi. Jak gdyby jej nie słyszeli. Zresztą nie była tylko jedyną osobą na pokładzie, która prosiła o miłosierdzie. Przykuci obok niej dorośli mężczyźni i młode kobiety umierali równie szybko jak jej synek. Kiedy wreszcie marynarze przyszli, by zabrać zwłoki jednego z mężczyzn i jej martwe dziecko, wlekli ich jak tobołek z jedzeniem. Rache wiedziała, że rzucą oba ciała płynącym za statkiem wężom i ta myśl przyprawiała ją o szaleństwo.

– Co dziwne – podjęła Ronica po chwili – Rache ocaliło jej szaleństwo. Zaczęła krzyczeć. Przywoływała węże, by przedarły się przez kadłub statku i ją także pochłonęły. Błagała Sa o zesłanie wiatru i fal, które roztrzaskają statek o skały. Popatrz, cóż za ironia losu. Jej wymówki nie poruszyły serca marynarzy, a jej patetyczna tyrada ich wzruszyła. Nagle okazało się, że nie chcą, by ta kobieta, o którą tak niewiele dbali, sprowadziła śmierć na wszystkich pasażerów. Bili ją, lecz nie umilkła, więc kiedy statek na krótko zacumował w Mieście Wolnego Handlu, odstawili ją na brzeg, ponieważ uznali, że przywołała sztorm, którego doświadczył niedawno statek, i że nie popłyną, jeśli Rache zostanie na pokładzie. Davad musiał ją zabrać, stanowiła przecież część jego ładunku. W naszym mieście niewolnictwo jest zabronione, traktował ją więc jak zwyczajną służącą. Kiedy jednak uświadomił sobie, że kobieta patrzy na niego z nienawiścią, ponieważ obwinia go o śmierć swego syna, przysłał ją tu, by nam usługiwała. Więc widzisz, że gdy przeżywałyśmy trudne chwile, otrzymałyśmy od Davada podarek ze strachu, nie zaś jałmużnę. Obawiam się, że tak właśnie ostatnio postrzegam naszego kuzyna – rządzi nim lęk, nie miłosierdzie.

Umilkła i zamyśliła się.

– Davad stał się też chciwy. Nie uważałam go dotąd za człowieka, który byłby zdolny wysłuchać opowieści Rache, a potem kontynuować handel niewolnikami. A jednak… Radzi sobie całkiem nieźle i przekonuje wszystkich wokół, aby głosowali za uprawomocnieniem tego procederu w Mieście Wolnego Handlu. – Ronica intensywnie wpatrzyła się w oczy córki. – Teraz, gdy odziedziczyłaś posiadłości ojca, przejęłaś również jego głos w Radzie. Bez wątpienia Davad zacznie zabiegać o twoje poparcie. I jeśli Kyle również zacznie się zajmować tego rodzaju handlem… Jak sądzisz, co on każe ci zrobić?

Keffria była jak sparaliżowana. Nie ośmieliła się udzielić odpowiedzi. Chciała powiedzieć, że jej mąż nie aprobuje niewolnictwa w Mieście Wolnego Handlu, wiedziała wszak, że to nieprawda. Gdyby niewolnictwo zostało zalegalizowane, mogliby nieźle zarobić. W ich posiadłościach pracowaliby niewolnicy. Na polach zbożowych. W kopalni cyny. Przedsiębiorstwa stałyby się dochodowe. A poza tym Kyle nie musiałby zawozić swojego ładunku aż do Chalced, mógłby go z zyskiem sprzedać tu, w Mieście Wolnego Handlu. Dzięki krótszemu rejsowi dowiózłby więcej żywego ładunku. I w dobrej kondycji…

Wzruszywszy ramionami Keffria rozważyła ponownie własne myśli. “Dowiózłby więcej żywego ładunku”… Tak pomyślała. Zatem od razu zaakceptowała nieuniknioną śmierć niektórych niewolników w transporcie Kyle'a. A powód śmierci? Starość lub choroba? Nie, jej mąż jest człowiekiem rozważnym i na pewno nie kupi ludzi, którzy mogliby niedługo umrzeć. Najwyraźniej Keffria uznała, że przyczyną ich śmierci będą trudy podróży. I pogodziła się z tym faktem. Ale dlaczego? Ilekroć sama płynęła statkiem, nigdy nie obawiała się o własne życie czy zdrowie. Zatem jedynie złe traktowanie niechętnych pasażerów może spowodować ich śmierć. A przecież Kyle może wyznaczyć Wintrowa do “opieki” nad niewolnikami. Czy jej syn nauczy się ignorować krzyki młodych kobiet, błagających o litość dla swoich dzieci? Czy pomoże rzucać trupy wężom?

Matka chyba czytała w jej myślach, gdyż powiedziała cicho:

– Pamiętaj, to jest twój głos. Jeśli chcesz, możesz go odstąpić swojemu mężowi. Wiele żon Kupców z naszego miasta z pewnością by tak na twoim miejscu postąpiło, chociaż prawo Miasta Wolnego Handlu tego nie nakazuje. Pamiętaj jednak, że rodzina Vestritów ma jeden i tylko jeden głos w Radzie Kupieckiej. I jeśli raz scedujesz głos na Kyle'a, nie będziesz już mogła cofnąć swej decyzji. A na czas swojej nieobecności twój mąż może wyznaczyć każdą osobę, by przekazywała jego opinię.

Keffria poczuła nagle dziwny chłód i samotność. Niezależnie od tego, co postanowi, będzie z powodu swojej decyzji cierpiała. Nie wątpiła, że Kyle zechce głosować za uprawomocnieniem niewolnictwa. Potrafiła sobie wyobrazić jego logiczne, racjonalne argumenty. Powie, że trzeba zalegalizować stan niewolniczy w Mieście Wolnego Handlu choćby dla samych niewolników, którzy będą tu traktowani na pewno lepiej niż w Chalced. Przekona ją takimi stwierdzeniami. I kiedy mu się uda, jej matka straci dla niej resztki szacunku.

– To tylko jeden głos w Radzie Kupców – usłyszała własne nieśmiałe słowa. – Jeden głos z pięćdziesięciu sześciu.

– Pozostało pięćdziesiąt sześć rodzin Pierwszych Kupców – przyznała Ronica, następnie zaczerpnęła powietrza i kontynuowała: – A wiesz, ilu nowych przybyszów zgromadziło już wystarczająco dużo lefrów ziemi, by żądać miejsca w Radzie? Dwudziestu siedmiu. Wyglądasz na zaszokowaną. No cóż, też byłam wstrząśnięta, gdy mi o tym powiedziano. Na południu Miasta Wolnego Handlu po cichu osiedliło się sporo osób. Obejmują ziemie przyznane im przez nowego Satrapę, a potem przychodzą do naszego miasta i domagają się miejsca w Radzie Miejskiej. W swoim czasie stworzyliśmy drugą Radę – gwoli sprawiedliwości, aby Imigranci z Trzech Statków także mieli swój udział w rządach i mogli rozwiązywać własne problemy – i teraz fakt ten obraca się przeciwko nam.

– Zresztą – dodała po chwili – naciski płyną także z zewnątrz. Mieszkańcy Chalced zachłannie patrzą na nasze bogactwa. Nie raz, nie dwa zapuszczali się nad naszą północną granicę, a głupi młody Satrapa Cosgo nie skarcił ich nawet słowem. Wszystko z powodu darów, które mu ślą: kobiet, biżuterii i ziół rozkoszy. Nie opowie się po stronie Miasta Wolnego Handlu, ponieważ stanąłby wówczas przeciwko Chalced. Nie dotrzyma danych nam przez Satrapę Esclepiusa obietnic. Plotka głosi, że ten nowy władca – ponieważ sporo wydaje na rozrywki – znacznie już uszczuplił skarbiec Jamaillii i teraz stara się zdobyć nowe fundusze, między innymi sprzedając koncesje gruntowe każdemu, kto zdobędzie sobie jego przychylność podarkami bądź obietnicami podarków. Rozdaje naszą ziemię nie tylko jamaillskim lordom, lecz także swoim pochlebcom z Chalced. Musisz więc ponownie przemyśleć swoje słowa, Keffrio. Cóż, pewnie jeden głos nie zdoła odroczyć zmian, które powoli docierają do Miasta Wolnego Handlu.

85
{"b":"108284","o":1}