“Marietta” wpłynęła pierwsza i stojący na rufie Kennit musiał przyznać z dumą, że stanowiący trzon załogi niewolniczego statku przekształceni w żeglarzy niewolnicy, sprawiali się całkiem nieźle. Pracowali z największą sumiennością i miną nadrabiali brak doświadczenia czy umiejętności. Bez trudu wprowadzili żaglowiec do portu i zakotwiczyli. “Fortuna” pływała teraz pod banderą z krukiem, która na wszystkich wyspach pirackich znana była jako emblemat Kennita. W chwili gdy z obu statków zrzucono gigi, na rozklekotanych nabrzeżach zgromadził się już spory tłumek gapiów obserwujących nowo przybyłych. Członkowie przypadkowej wspólnoty dawnych niewolników i uciekinierów nie mieli zapewne kontaktów ze światem, ciekawiło ich więc, jakie wieści i towary przywiozły im dwa żaglowce, które zacumowały w ich porcie.
Młody pirat pozostał na pokładzie, wysyłając Sorcora na brzeg z nowinami. Wątpił, czy w tym dziwacznym małym mieście ktokolwiek posiadał wystarczająco dużo pieniędzy, aby opłacił mu się rejs tutaj, zamierzał wszakże przyjąć najlepszą oferowaną cenę i jak najszybciej się uwolnić zarówno od cuchnącego statku, jak i od wypełniających ładownię “Fortuny” niewolników. Starał się nie myśleć, ile otrzymałby za cały ładunek w Chalced. Gdyby zdołał tylko do swego pomysłu przekonać Sorcora… Cóż, okazja już przepadła i nie było sensu się nad nią rozwodzić.
Z doków wypłynęła nagle mała flotylla łodzi wiosłowych i skierowała się ku statkowi niewolniczemu. Niewolnicy już się stłoczyli przy relingu, chcąc natychmiast zejść ze swego pływającego więzienia. Kennit nie spodziewał się, że mieszkańcy osady tak chętnie powitają jego motłoch. Hm – pomyślał – to i dobrze. Im szybciej “Fortuna” zostanie rozładowana i sprzedana, tym szybciej on sam będzie mógł się oddać bardziej dochodowym zajęciom. Odwrócił się do chłopca pokładowego i polecił, by nikt mu nie przeszkadzał. Nie zamierzał odwiedzać Krzywego. Wszystko pozostawiał w rękach swego mata.
Postanowił natomiast dać upust ciekawości i obejrzeć uratowany statek. Portowe godziny spędził więc na przeglądaniu wspaniałych map morskich i innych papierów (które Sorcor oczywiście całkowicie pominął) ukrytych w szafce kwater kapitańskich na pokładzie “Fortuny”. Dokumenty niewiele interesowały młodego pirata, ponieważ wiązały się ściśle ze statkiem niewolniczym i rzeczami należącymi do nieżyjącego kapitana; mimowolnie zauważył tylko, że mężczyzna dobrze zabezpieczył swoją żonę i dziecko. Mapy jednakże to co innego. Miały wielką wartość. Wszystkie tworzono wielkim wysiłkiem, a ich właściciele rzadko dzielili się niełatwo uzyskanymi informacjami z kapitanami innych statków, handlarzami czy marynarzami. Na mapach “Fortuny” wykreślono na przykład jedynie ogólnie znaną drogę wodną obok Wysp Pirackich, kilka – określonych jako niesprawdzone – kanałów oraz jedną czy dwie notki związane z wewnętrznymi drogami wodnymi. Kennit spodziewał się tego. Na mapie zaznaczono siedem osad pirackich. Dwie umieszczono w niewłaściwym miejscu, a trzecią już jakiś czas temu porzucono, ponieważ jej mieszkańcy uznali, że miejscowość zbyt się rzuca w oczy przepływającym niewolniczym statkom, zwłaszcza że handlarze niewolników chętnie napadali na mijane osady i dopełniali ładownie pojmanymi piratami, zmieniając ich w niewolników. Sorcor ich za to szczególnie nienawidził. W każdym razie, mimo pewnych oczywistych braków, przed kapitanem leżała teraz dość starannie wykonana mapa głównego kanału.
Przez jakiś czas rozparty na krześle pirat wpatrywał się w sunące wysoko chmury i rozmyślał. Uznał, że mapa ta sugeruje aktualny stan wiedzy handlarzy niewolników na temat Wysp Pirackich i tutejszych wodnych szlaków. Tak. Gdyby ktoś zdobył kontrolę nad głównym kanałem, mógłby opanować cały tutejszy handel. Statki niewolnicze nie miały czasu szukać nowych szlaków, może żywostatki również. Pomysł kusił, jednak po chwili Kennit niechętnie potrząsnął głową. Żywostatki i ich rodziny pływały na tych wodach znacznie dłużej niż handlarze niewolników. A dopiero chalcedzki handel niewolnikami powołał do życia piratów i ich osady. Wynikało z tego, że większość rodzin Pierwszych Kupców, które kursowały na tych wodach, lepiej znała kanały niż statki niewolnicze. Dlaczego Kupcy nie dzielili się z tamtymi swą wiedzą? Odpowiedź była oczywista. Żaden Kupiec dobrowolnie nie zrezygnuje z przewagi nad konkurentami. Pirat odchylił się na krześle. Tak, tak. Czego zatem właściwie się dowiedział? Niczego nowego. Żywostatek jest trudniejszy do schwytania niż statek niewolniczy, lecz istniała przecież taka możliwość. Po prostu Kennit musiał całą sprawę lepiej przemyśleć.
Młody kapitan skoncentrował się teraz na “Fortunie”. Odbili ją trzy dni temu, toteż w tej chwili nie cuchnęła już tak straszliwie jak na początku. Wprawdzie swym wrażliwym nosem Kennit wyczuwał lekki smród, lecz musiał przyznać, że Rafo świetnie się sprawił. Dawni niewolnicy wciągnęli na pokład i na wyższe pomosty setki kubełków z morską wody i dokładnie wyszorowali deski. Niestety, z otwartych włazów buchał w górę cuchnący fetor. Na statku tłoczyło się po prostu zbyt wiele osób.
Teraz więźniowie zgromadzili się na pokładzie w grupkach. Kościste kończyny wychudzonych ludzi sterczały z postrzępionych łachmanów. Niektóre osoby próbowały podjąć pracę przy czyszczeniu statku, inne po prostu starały się nie wchodzić nikomu w drogę. Jeszcze inne powoli umierały i nic ich nie interesowało. Kiedy piracki kapitan przechodził przez pokład (trzymając przy nosie i ustach chusteczkę), śledziły go oczy wyratowanych przez jego załogę niewolników. Każdy odzywał się do niego cicho. Jedni na jego widok płakali, inni pochylali przed nim głowy. Najpierw Kennit sądził, że płaszczą się przed nim ze strachu. Gdy wreszcie pojął, że ich mamrotanie oznacza podziękowanie i błogosławieństwo, nie wiedział, czy się śmiać, czy martwić. Niepewny, jak zareagować na ich spojrzenia, uciekł się do charakterystycznego dla siebie nieznacznego uśmieszku i przyspieszył kroku, kierując się do dawnych kwater oficerów statku.
Mieszkali naprawdę bardzo wygodnie, zwłaszcza w porównaniu z nieszczęsnymi więźniami. Stwierdził, że zgadza się z oceną swego mata w kwestii kapitańskiego gustu. Pod wpływem kaprysu nakazał rozdać stroje handlarza pomiędzy niewolników. Kapitan “Fortuny” palił fajkę, toteż Kennit znalazł w jego kajucie sporo ziela. Zastanowił się, czy mężczyzna nie uciekał się do nich, by zapomnieć o swoim smrodliwym ładunku. On sam nigdy nie uległ temu nałogowi, rozdał więc niewolnikom także zioła. Następnie odszukał mapy i inne papiery, które sobie przywłaszczył. W kapitańskiej kwaterze nie zostało już nic interesującego. Przeciętność pomieszczenia zapewne zaskoczyłaby Sorcora; wskazywała raczej na to, że dowódca “Fortuny” nie był potworem (tak przypuszczał mat Kennita), lecz zwyczajnym dalekomorskim kapitanem i kupcem.
Młody pirat pierwotnie zamierzał sprawdzić również podpokładzie, aby przekonać się, jak mocny jest statek i czy Sorcor nie przegapił tam czegoś cennego. Zszedł po drabince do ładowni i rozejrzał się wokół. Mężczyźni, kobiety, nawet dzieci, niesamowicie wynędzniali. Przypadkowy nieład kończyn i ciał, ciągnący się w ciemność… Wszystkie oblicza zwróciły się ku Kennitowi. Rafo poruszył latarnią i w setkach oczu zatańczyło światło. Widok skojarzył się pirackiemu kapitanowi ze szczurami, które widywał nocami w pobliżu stosów śmieci.
– Dlaczego są tacy chudzi? – zapytał nagle Kennit swego oficera. – Podróż z Jamaillii nie trwa tak długo, by zmienić ludzi w stertę kości. No chyba że się ich w ogóle nie karmi.
Poczuł wstrząs widząc, jak oczy Rafo zwężają się ze współczucia.
– Większość trafiła tu z więzień dla dłużników. Wielu pochodzi z tej samej wioski. Najwyraźniej nie podobali się Satrapie, więc podniósł podatki dla osad z ich doliny. Kiedy żaden z mieszkańców nie był w stanie ich zapłacić, wszystkich spędzono i sprzedano handlarzowi niewolników. Prawie całą wioskę… Zresztą mówią, że taka rzecz zdarzyła się nie po raz pierwszy. Tak czy owak, sprzedano ich, a potem trzymano w zagrodach i karmiono odpadami. Niektórzy twierdzą, że specjalnie ich odchudzano, by jak najwięcej osób zmieściło się w ładowni statku. Za takich prostych ludzi handlarze nie dostają zbyt dobrej ceny, toteż by zarobić, trzeba napakować statek po brzegi.