Литмир - Электронная Библиотека

Althea nic nie odpowiedziała, lecz nie odwróciła też wzroku. Patrzyła szwagrowi w twarz i starała się, by jej oczy niczego nie wyrażały. Rumieniec rozciągnął się na czoło mężczyzny. Kyle zaczerpnął oddechu i'odzyskał panowanie nad sobą. Patrzył jej prosto w oczy.

– A za kogo ty się uważasz, Altheo?

Nie oczekiwała takiego pytania. Oskarżenia i upomnienia potrafiła znosić w milczeniu, ale stawiając pytanie, mężczyzna jawnie żądał odpowiedzi. Było to otwarte wyzwanie. Dziewczyna podjęła je.

– Jestem właścicielką statku – oświadczyła z całą godnością, na jaką potrafiła się zdobyć.

– Zła odpowiedź! – Tym razem Kyle naprawdę krzyczał. Jednak szybko się opanował. Pochylił się nad stołem i prawie pluł słowami w Altheę. – Jesteś tylko córką właściciela. A nawet gdybyś była właścicielką, fakt ten niczego by nie zmieniał. To nie właściciel dowodzi statkiem, lecz kapitan. Nie jesteś kapitanem ani oficerem. Nie jesteś nawet prawdziwym marynarzem. Zajmujesz należną drugiemu oficerowi luksusową kabinę i wykonujesz tylko te prace, które masz ochotę wykonywać. Właścicielem tego statku jest Ephron Vestrit, twój ojciec. A on przekazał “Vivacię” pod moje rozkazy. Jeśli nie potrafisz uszanować mnie jako kapitana, w takim razie uszanuj wybór twojego ojca.

– Nie mógł mnie uczynić kapitanem jedynie z powodu mojego młodego wieku. Znam “Vivacię”. Powinnam nią dowodzić.

Althea pożałowała tych słów natychmiast, gdy je wypowiedziała. Właśnie ich spodziewał się po niej Kyle.

– Znowu zła odpowiedź. Powinnaś siedzieć w domu, zamężna z jakimś eleganckim chłopcem, równie zepsutym jak ty. Nie masz najmniejszego pojęcia o obowiązkach kapitana. Ponieważ twój ojciec pozwalał ci się bawić w żeglarstwo, myślisz, że potrafisz dowodzić statkiem. Zaczęłaś nawet wierzyć, że ojciec przeznaczył ci stanowisko kapitana. Mylisz się, moja droga. Ojciec wprowadził cię na pokład, ponieważ nie ma już synów. Wiele mi powiedział po narodzinach Wintrowa. Wiedz, że gdyby “Vivacia” nie była żywostatkiem, który wymaga na swoich deskach stałego pobytu członka rodziny, ani przez moment nie tolerowałbym twoich bzdurnych roszczeń. I zapamiętaj sobie jeszcze jedno. Ten żaglowiec potrzebuje po prostu przedstawiciela Vestritów. Nie tylko ty możesz reprezentować swoją rodzinę, “Vivacia” na pewno zgodzi się na chłopca nazwiskiem Haven. W żyłach moich synów płynie moja krew, ale także krew twojej siostry, chłopcy są w tym samym stopniu Vestritami, co Havenami. Następnym razem, gdy ten statek będzie wypływał z Miasta Wolnego Handlu, twoje miejsce zajmie jeden z moich synów, a ty zostaniesz na brzegu.

Althea poczuła, że blednie. Ten człowiek nie wiedział, co mówi, nie wiedział, jak straszliwa jest jego groźba. Własnym zachowaniem znowu potwierdził fakt, że nie ma najmniejszego pojęcia, czym są w istocie żywostatki. Nigdy nie powinien był zostać dowódcą “Vivacii”. Nikt nigdy nie powinien mu na to pozwolić. Gdyby ojciec był zdrowy, zrozumiałby tę oczywistą prawdę.

Na twarzy dziewczyny Kyle Haven prawdopodobnie dostrzegł rozpacz albo bunt, ponieważ nagle mocno zacisnął usta. Zastanawiała się, czy mężczyzna nie tłumi przypadkiem uśmiechu, gdy dodał:

– Resztę podróży spędzisz w swoich kwaterach. Jesteś wolna. Althea nie poddawała się. Skoro dotarli tak daleko, nie miała już nic do stracenia.

– Oświadczyłeś mi przed chwilą, że nie jestem marynarzem. Bardzo dobrze, więc… Skoro tak, nie możesz mi rozkazywać. Nie wiem też, skąd ten pomysł, że będziesz dowodził “Vivacią” podczas następnego rejsu. Kiedy wrócimy do Miasta Wolnego Handlu, z pewnością okaże się, że mój ojciec wyzdrowiał i wraca na stanowisko kapitana. Będzie dowodził statkiem, a potem przekaże go mnie.

Kyle wpatrywał się w dziewczynę z wielką uwagą.

– Naprawdę tak sądzisz, Altheo? – spytał.

Aż się zasapała z nienawiści, sądząc, że szwagier kpi sobie z jej wiary w wyzdrowienie ojca.

– Twój ojciec jest świetnym kapitanem – ciągnął Kyle. – Ale kiedy usłyszy o twoim zachowaniu, kiedy się dowie, jak sobie ze mnie drwisz za moimi plecami…

– Ja?! – krzyknęła.

Kyle parsknął pogardliwie.

– Wydaje ci się, że możesz się upijać ponad miarę i rzucać pod moim adresem absurdalne oskarżenia? Myślałaś, że twoje słowa z Dursay do mnie nie dotrą? Potwierdzasz tym jedynie swoją głupotę.

Althea z całych sił usiłowała sobie przypomnieć, co się zdarzyło w porcie. Rzeczywiście się upiła, ale tylko raz i niewyraźnie pamiętała, że ubolewała wówczas nad sytuacją niektórych członków załogi. Których? Twarze zamazywały jej się w pamięci, lecz… Tak, upominał ją Brashen. Ośmielił się jej powiedzieć, żeby zamknęła usta, a swoje prywatne problemy zatrzymała dla siebie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, o czym wtedy mówiła, była jednak pewna, że to on na nią doniósł.

– Ach tak. I jakichże to bajek naopowiadał ci nasz drogi Brashen? – zapytała najspokojniej, jak potrafiła. Na rybiego boga, o czym wtedy paplała? Jeśli mówiła o sprawach rodzinnych, a Kyle rozpowie o tym w domu…

– To nie Brashen. Ale potwierdzasz moją opinię o nim. Pewnie siedział i spokojnie słuchał, jak nam ubliżasz. Tak to jest właśnie z wami, kupieckimi dzieciakami, które próbują się bawić w marynarzy. Nie mam pojęcia, po co twój ojciec w ogóle go trzymał na pokładzie, chyba że uważał go za dobrą partię dla ciebie. No cóż, jeśli tylko będę władny, jego również zostawię na brzegu w Mieście Wolnego Handlu. Będziesz się mogła cieszyć jego towarzystwem. Nie licz na lepszego męża niż on; najlepiej od razu uczep się go, póki jeszcze możesz.

Kapitan odchylił się na krześle. Najwyraźniej milczenie zaszokowanej Althei sprawiało mu przyjemność. Kiedy odezwał się ponownie, jego ton był niski i wesoły.

– A widzisz, mała siostrzyczko, chyba nie jest ci przyjemnie, kiedy sobie z ciebie drwię. Może więc teraz zrozumiesz, co czułem, gdy mocno pijany po powrocie z przepustki pokładowy cieśla cytował głośno twoje słowa. Że ponoć ożeniłem się z twoją siostrą tylko z jednego powodu – ponieważ chciałem dostać w swoje łapy rodzinny żaglowiec. I że tacy ludzie jak ja jedynie w taki sposób mogą zostać kapitanami żywostatków. – Opanowany dotąd Kyle zazgrzytali nagle z wściekłości.

Althea rozpoznała własne frazy. Och, była bardziej pijana, niż sądziła. Jak mogła wypowiedzieć na głos takie opinie. Teraz pozostawało jej tchórzostwo lub kłamstwo. Wykręcić się, udawać, że niczego takiego nie mówiła? O nie. Była przecież córką Ephrona Vestrita. Nie brakowało jej odwagi.

– To prawda. Powiedziałam tak, bo to prawda. Przyznaję się. Czy prawda może cię obrażać?

Kyle wstał nagle i obszedł stół. Był postawnym mężczyzną. Mimo iż dziewczyna zaczęła się już cofać, otrzymany od niego policzek okazał się tak siarczysty, że aż się zatoczyła. Chwyciła się grodził i z trudem zdołała utrzymać równowagę. Jej szwagier bardzo blady wrócił do swoje miejsce i usiadł. Za daleko… Oboje posunęli się za daleko. Althea zawsze się tego obawiała. Czy Kyle również się tego bał? W tej chwili najwyraźniej czuł się równie paskudnie jak ona.

– Wiedz, że swoimi słowami obraziłaś nie mnie – odparł ochrypłym głosem – lecz swoją siostrę. Pijana jak szewc w publicznej tawernie niemal nazwałaś ją dziwką. Zdajesz sobie z tego sprawę? Naprawdę sądzisz, że ona musiała sobie kupować męża, kusząc go swoim żywostatkiem? Każdy mężczyzna byłby dumny, zdobywając względy takiej kobiety jak ona. Keffria stanowi całkowite twoje przeciwieństwo. Właśnie ty musisz sobie kupić męża i lepiej módl się do bogów, żeby finansowy status twojej rodziny poprawił się, bo w przeciwnym razie możesz mieć trudności ze znalezieniem przyzwoitego narzeczonego. Wynoś się do swojej kajuty, zanim stracę nad sobą panowanie. Ale to już!

Althea próbowała się odwrócić i odejść z godnością, lecz Kyle wstał z krzesła, wyszedł zza stołu, podszedł do niej i położył jej swą silną rękę na plecach, po czym pchnął dziewczynę ku drzwiom.

Wyszła z kwatery, zatrzasnęła za sobą drzwi i przyjrzała się Mildowi, który pracowicie polerował piaskiem pobliski fragment relingu. Chłopak był chytry jak lis; na pewno wszystko słyszał. No cóż, Althea nie wstydziła się niczego, co zrobiła albo powiedziała w kajucie. Wątpiła, czy Kyle może powiedzieć o sobie to samo. Z podniesioną głową ruszyła na rufę, do małej kabiny, którą zajmowała od dwunastego roku życia. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, a wówczas w całej pełni dotarła do niej groźba Kyle'a.

13
{"b":"108284","o":1}