Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tak, oczywiście. – Elizabeth wstała, podeszła do Catherine i pomogła jej podnieść się z kanapy. – Chodź, kochanie, położysz się na chwilę.

– Przykro mi. – Catherine oparła się ciężko o Elizabeth, która wyprowadziła ją z pokoju. – Tak mi przykro. Niech mi Bóg wybaczy.

– Panie DeBlass, mamy w wydziale niezłą lekarkę, psychiatrę. Wydaje mi się, że pańska siostra powinna się z nią zobaczyć.

– Tak. – Powiedział z roztargnieniem, wpatrując się w zamknięte drzwi. – Będzie potrzebowała kogoś. Czegoś.

Wszyscy będziecie potrzebowali, pomyślała Ewa.

– Czy jest pan w stanie odpowiedzieć na parę pytań?

– Nie wiem. On jest tyranem, ma trudny charakter. Ale to czyni z niego potwora. Jak mogę pogodzić się z faktem, że mój ojciec jest potworem?

– Ma alibi na tę noc, kiedy zabito pańską córkę – zauważyła Ewa. – Na razie nie mogę oskarżyć go o morderstwo.

– Alibi?

– Z zeznań Rockmana wynika, że tej nocy pracował z pana ojcem w jego biurze we Wschodnim Waszyngtonie prawie do drugiej nad ranem.

– Rockman powie wszystko, co ojciec mu każe.

– Włącznie z kryciem morderstwa?

– Takie rozwiązanie było najprostsze. Dlaczego ktoś miałby sądzić, że mój ojciec maczał w tym palce? – Zadrżał, jakby nagle przeszedł go chłód. – Zeznanie Rockmana jedynie pozostawia jego pracodawcę poza wszelkimi podejrzeniami.

– W jaki sposób pana ojciec pojechał do Nowego Jorku i wrócił do Wschodniego Waszyngtonu, jeśli nie chciał, by jego podróż została odnotowana?

– Nie wiem. Jeśli poleciał swoim samolotem, to powinien być wpis w dzienniku pokładowym.

– Wpisy można zmieniać – rzekł Roarke.

– Tak. – Richard podniósł oczy, jakby nagle sobie przypomniał, że jego przyjaciel jest w pokoju. – Wiesz o tym lepiej ode mnie.

– Aluzja do dawnych czasów, kiedy zajmowałem się przemytem – wyjaśnił Roarke Ewie. – Można to zrobić, ale trzeba przekupić parę osób. Pilota, pewnie mechanika i z całą pewnością naziemnego pracownika lotniska.

– Więc wiem, kogo mam przycisnąć do muru. – Gdyby udało się jej udowodnić, że jego samolot odbył taką podróż tamtej nocy, miałaby punkt zaczepienia. Wystarczający, żeby złamać DeBlassa.

– Dużo pan wie o kolekcji broni swego ojca?

– Więcej niż bym chciał. – Richard stanął na drżących nogach. Podszedł do barku, wlał alkohol do szklaneczki. Wypił go szybko, niczym lekarstwo. – Lubi swoje rewolwery, często się nimi popisuje. Kiedy byłem młodszy, próbował mnie nimi zainteresować. Roarke może potwierdzić, że mu się to nie udało.

– Richard uważa, że broń jest niebezpiecznym symbolem nadużywania władzy. I mogę ci powiedzieć, że DeBlass czasami dokonywał zakupów na czarnym rynku.

– Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniałeś?

– Nie pytałaś.

Na razie zostawiła ten temat w spokoju.

– Czy pana ojciec zna się na systemach bezpieczeństwa, na ich technicznych aspektach?

– Oczywiście. Jest dumny z tego, że wie, jak się chronić. To jeden z nielicznych tematów, który możemy omawiać bez kłótni.

– Czy uznałby go pan za eksperta?

– Nie – odpowiedział wolno Richard. – Za utalentowanego amatora.

– Jego stosunki z szefem policji Simpsonem. Jakby je pan opisał?

– Samoobsługa. Uważa Simpsona za głupca. Mój ojciec lubi wykorzystywać głupców. – Nagle opadł na fotel. – Przykro mi. Nie mogę tego robić. Potrzebuję trochę czasu. Chcę być z żoną.

– W porządku. Panie DeBlass, każę śledzić pana ojca. Każda próba zbliżenia się do niego zostanie zarejestrowana. Proszę tego nie robić.

– Sądzi pani, że będę próbował go zabić? – Richard zaśmiał się smutno i spojrzał na swoje dłonie. – Chciałbym. Za to, co zrobił z moją córką, z moją siostrą, z moim życiem. Ale brakuje mi odwagi.

Kiedy znowu znaleźli się na dworze, Ewa poszła prosto do samochodu, nie patrząc na Roarke'a.

– Podejrzewałeś to? – spytała.

– Że DeBlass jest w to zamieszany? Owszem.

– Ale mi nie powiedziałeś.

– Nie. – Roarke zatrzymał ją, zanim otworzyła szarpnięciem drzwi. – To było przeczucie, Ewo. Nie miałem pojęcia, co przeżyła Catherine. Najmniejszego pojęcia. Podejrzewałem, że Sharon i DeBlass mieli ze sobą romans.

– To zbyt eleganckie określenie ich związku.

– Podejrzewałem to – kontynuował – ze sposobu, w jaki o nim mówiła podczas naszej jedynej wspólnej kolacji. Ale to znowu było przeczucie, nie pewnik. Przeczucia nie pomogłyby ci rozwikłać tej sprawy… poza tym – dodał obracając ją w swoją stronę – gdy cię poznałem, zachowałem swoje przeczucia dla siebie, ponieważ nie chciałem cię zranić. – Odwróciła gwałtownie głowę. Cierpliwie ujął jej twarz w dłonie i zwrócił ku sobie. – Nie masz nikogo, kto mógłby ci pomóc?

– Nie chodzi o mnie. – Głos jej zadrżał. – Nie mogę o tym myśleć, Roarke. Nie mogę. Położę sprawę, jeśli zacznę się nad tym zastanawiać. A jeśli ją położę, to on nie zostanie ukarany. Za gwałt, morderstwo, seksualne wykorzystywanie dzieci, które powinien był chronić. Nie dopuszczę do tego.

– Czyż nie powiedziałaś Catherine, że jedynym sposobem uwolnienia się od przeszłości jest opowiedzenie o niej?

– Robota na mnie czeka.

Stłumił uczucie rozczarowania.

– Domyślam się, że chcesz pojechać na lotnisko w Waszyngtonie, gdzie DeBlass trzyma swój samolot.

– Tak. – Wsiadła do samochodu, a Roarke obszedł go, by zająć miejsce za kierownicą. – Możesz mnie wysadzić przy najbliższym przystanku.

– Jadę z tobą, Ewo.

– Doskonale. Muszę się zameldować.

Gdy zjeżdżał krętą uliczką, połączyła się z Feeneyem.

– Mam tu coś niesamowitego – powiedziała, zanim zdążył się odezwać. – Jestem w drodze do Wschodniego Waszyngtonu.

– Ty masz coś niesamowitego? – Feeney niemal śpiewał. – Nie musiałem długo szukać, Dallas. Wystarczyło przeczytać ostatnią stroniczkę, którą zapisała rankiem w dniu morderstwa. Bóg jeden wie, dlaczego odniosła pamiętnik do banku. Ślepy traf. Miała randkę o północy. Nigdy nie zgadniesz z kim.

– Ze swoim dziadkiem.

Feeney wytrzeszczył oczy, prychnął.

– Cholera jasna, Dallas, skąd o tym wiesz?

Ewa zamknęła na chwilę oczy.

– Powiedz mi, że masz to czarno na białym. Powiedz mi, że wymienia go z nazwiska.

– Nazywa go senatorem. Nazywa go swoim starym podłym dziadziusiem. I wesoło pisze, że liczy mu pięć tysięcy dolarów za każde rżnięcie. Cytuję: Niemal warto było pozwolić mu ślinić się nade mną – drogi stary dziadek ma w sobie jeszcze mnóstwo energii. Skurwiel. Pięć tysięcy doków co parę tygodni to nie jest taki zły układ. Do cholery, na pewno mu pokażę, że jestem warta tych pieniędzy. Nie tak jak wtedy, kiedy byłam mała i mnie wykorzystywał. Role się odwróciły. Ja nie stanę się taką wysuszoną śliwką jak biedna ciotka Catherine. Ja zrobiłam z tego kwitnący interes. A pewnego dnia, gdy mnie to znudzi, prześlę swoje pamiętniki mediom. W wielu kopiach. Ten skurwysyn oszaleje, kiedy mu powiem, co zamierzam zrobić. Może dziś wieczorem trochę go postraszę. O Boże, to cudownie mieć nad nim taką władzę, żeby móc go dręczyć po tym wszystkim, co mi zrobił.

Feeney potrząsnął głową.

– To był układ długoterminowy, Dallas. Przejrzałem kilka wpisów. Czerpała niezłe zyski z szantażu, nazwiska, nazwiska i czyny. Z tego, co pisze, wynika, że senator był w jej mieszkaniu w noc morderstwa. A to z kolei oznacza, że jego zeznania są gówno warte.

– Możesz się postarać o nakaz aresztowania?

– Komendant kazał to załatwić, gdy tylko zadzwoniłaś. Powiedział, żeby go zgarnąć. Pod zarzutem trzykrotnego morderstwa.

Wolno wypuściła powietrze.

– Gdzie go znajdę?

– Jest w siedzibie Senatu, zachwala swoją Ustawę o Moralności.

– O kurde, to świetnie. Już tam jadę. – Wyłączyła się, popatrzyła na Roarke'a. – O ile szybciej to coś może jechać?

– Zobaczymy.

Gdyby wraz z nakazem aresztowania nie dostała rozkazu Whitneya, by postępować dyskretnie, wkroczyłaby do gmachu Senatu i zakuła DeBlassa w kajdanki na oczach jego kolegów. Mimo że nie mogła tego zrobić, i tak odczuwała ogromną satysfakcję.

62
{"b":"107140","o":1}