Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Za każdym razem, gdy wstrząsał nią dreszcz, zalewała go fala niewysłowionej rozkoszy. Z zachwytem patrzył na jej białą szyję. Całował ją, drażnił zębami, wtulał w nią twarz, wyczuwając pod delikatną skórą przyspieszony puls.

W końcu wymówiła chrapliwie jego imię, ujmując w dłonie jego głowę, przyciskając go do siebie, podczas gdy jej ciało drżało, drżało, drżało.

Odkryła, że seks podziałał na nią uspokajająco i odświeżająco. Narastające powoli podniecenie, długi powolny finisz dodał jej energii. Nie czuła zakłopotania, gdy przesycona zapachem Roarke'a wkładała z powrotem ubranie. Była zadowolona z siebie.

– Dobrze mi z tobą. – Zdziwiła się, że powiedziała to głośno, że pozwoliła, by uzyskał nad nią władzę.

Zrozumiał, że w ustach Ewy przyznanie się do tego było równoznaczne z głośnymi zapewnieniami innych kobiet o miłości.

– Cieszę się. – Przeciągnął opuszkiem palca po jej policzku i wsunął go w niewielki dołek w podbródku. – Podoba mi się pomysł bycia z tobą.

Odwróciła się i przeszła przez pokój, by popatrzeć na kombinacje cyfr przesuwających się na umieszczonym na konsoli ekranie.

– Dlaczego opowiedziałeś mi o swoim dzieciństwie w Dublinie, o swoim ojcu, o tym, co robiłeś?

– Nie zostałabyś z kimś, kogo nie znasz. – Obserwował jej plecy, gdy wpychała koszulę do spodni. – Ty powiedziałaś mi trochę, więc i ja powiedziałem ci trochę. I myślę, że w końcu mi powiesz, kto cię skrzywdził, gdy byłaś dzieckiem.

– Mówiłam ci, że nie pamiętam. – Z przerażeniem zauważyła cień paniki w swoim głosie. – Nie muszę pamiętać.

– Nie denerwuj się. – Podszedł, by rozmasować jej ramiona. – Nie będę przyciskał cię do muru. Ewo, dobrze wiem, co to znaczy stworzyć się na nowo. Odgrodzić od tego, co było.

Co by to dało, gdyby jej powiedział, że bez względu na to, jak daleko się ucieknie, przeszłość zawsze zostaje dwa kroki za nami?

Zamiast tego objął ją w talii i ucieszył się, kiedy położyła dłonie na jego rękach. Wiedział, że patrzy na ekrany, które znajdowały się na przeciwległej ścianie. Nagle powiedziała:

– Skurwiel, patrz na liczby: dochody, wydatki. Są cholernie do siebie zbliżone. Praktycznie takie same.

– Są dokładnie takie same. – Poprawił ją Roarke i wypuścił z objęć, wiedząc, że będzie chciała stać z dala od niego. – Co do grosza.

– Ale to niemożliwe. – Z wysiłkiem przypomniała sobie matematykę. – Nikt nie wydaje dokładnie tyle, ile zarabia. Każdy nosi przy sobie przynajmniej trochę gotówki, żeby coś kupić od ulicznego sprzedawcy, mieć na pepsi z automatu, dla dzieciaka, który przyniósł pizzę. Jasne, że to w większości sztuczne tworzywo albo wytwory elektroniki, ale trzeba mieć trochę forsy.

Zamilkła, odwróciła się.

– Już to widziałeś. Dlaczego, u diabła, nic nie powiedziałeś?

– Pomyślałem, że lepiej z tym poczekać do chwili znalezienia ukrytej przez niego gotówki. – Zerknął na ekran, na którym migające żółte światełko, oznaczające szukanie danych, rozbłysło na zielono. – No i chyba znaleźliśmy. Och, co za tradycjonalista z tego naszego Simpsona. Tak jak podejrzewałem, zaufał szanowanym i dyskretnym bankom szwajcarskim. Dane graficzne na ekranie piątym.

– Jasna cholera. – Ewa z otwartymi ustami przyglądała się wykazowi bankowemu.

– To we frankach szwajcarskich – wyjaśnił Roarke. – Przelicz na dolary amerykańskie, ekran szósty. Mniej więcej trzykrotnie większa suma. No i co ty na to, pani porucznik?

Krew się w niej zagotowała.

– Wiedziałam, że oszukuje. Psiakrew, wiedziałam. I spójrz na wypłaty w ciągu ostatniego roku. Dwadzieścia pięć tysięcy co kwartał. Sto tysięcy rocznie. – Z lekkim uśmiechem popatrzyła na Roarke'a. – To się zgadza z liczbami na liście Sharon. “Simpson – sto kaw.” Ciągnęła z niego forsę.

– Może ci się uda to udowodnić.

– Udowodnię to, do cholery. – Zaczęła chodzić po pokoju. – Miała coś na niego. Może to był seks, może łapówki. Pewnie mieszanka mnóstwa małych brzydkich grzeszków. Więc jej płacił, by trzymała buzię na kłódkę.

Ewa wepchnęła ręce do kieszeni, po czym znowu je wyjęła.

– Może podwyższyła stawkę. Może miał dość wyrzucania stu tysięcy dolców w błoto. Więc ją zabił. Ktoś cały czas próbuje utrudniać śledztwo. Ktoś, kto ma władzę i dostęp do informacji. To wskazywałoby na niego.

– Co z dwiema pozostałymi ofiarami?

Pracowała nad tym. Pracowała nad tym, do jasnej cholery.

– Wykorzystał jedną prostytutkę. Mógł wykorzystać i inne. Sharon i ta trzecia ofiara się znały, a przynajmniej wiedziały o sobie. Któraś z nich mogła znać Lolę, wspomnieć o niej, nawet ją zaproponować dla odmiany. Do diabła, mógł ją wybrać przez przypadek. Przy pierwszym morderstwie poczuł dreszczyk podniecenia. Zabijanie go przerażało, ale jednocześnie pociągało.

Na chwilę przestała kręcić się po pokoju i rzuciła wzrokiem na Roarke'a. Wyjął papierosa, zapalił go, cały czas ją obserwując.

– DeBlass jest jednym z jego popleczników – kontynuowała.

– A Simpson gorąco popiera opracowaną przez DeBlassa Ustawę o Moralności. To były tylko prostytutki, pomyślał. Zwykłe kurwy, a jedna z nich w dodatku go straszyła. O ile bardziej niebezpieczna byłaby dla niego, gdyby zdobył fotel senatora?

Znowu się zatrzymała i zawróciła.

– To wszystko bzdury.

– Wydawało mi się, że brzmią całkiem sensownie.

– Nie wtedy, kiedy przyjrzysz się temu człowiekowi. – Potarła palcami czoło. – Jest na to za głupi. Tak, uważam, że mógłby zabić, Bóg wie, że jest do tego zdolny, ale żeby mu tak gładko poszło z serią morderstw? Jest urzędnikiem – administratorem, rzecznikiem prasowym, ale nie gliną. Nawet nie pamięta kodeksu karnego, jeśli asystent mu nie podpowie. Dawanie i przyjmowanie łapówek to nic trudnego, to po prostu biznes. Morderstwo popełnione ze strachu, z wściekłości, namiętności, tak. Ale żeby je zaplanować, wykonać plan krok po kroku? Nie. On nawet nie jest na tyle inteligentny, by manipulować prasą.

– Więc ktoś mu pomógł.

– Możliwe. Dowiem się, jeśli zdołam przycisnąć go do muru.

– Mogę ci w tym pomóc. – Roarke zaciągnął się głęboko papierosem, zanim zgniótł niedopałek. – Jak myślisz, co zrobią media, jeśli otrzymają anonimowy wyciąg z tajnych kont Simpsona?

– Nie zostawią na nim suchej nitki. Może wtedy udałoby nam się wydobyć od niego jakieś zeznanie, nawet gdyby go otaczała chmara adwokatów.

– No właśnie. Decyzja należy do ciebie, pani porucznik. Pomyślała o przepisach, o obowiązującej procedurze, o systemie, którego była integralną częścią. I pomyślała o trzech zmarłych kobietach – i o trzech innych, którym może uratować życie.

– Jest pewna reporterka. Nadine Furst. Daj jej to.

Nie chciała z nim zostać. Wiedziała, że dostanie wezwanie i że powinna być wtedy 'w domu, i to sama. Sądziła, że nie uśnie, lecz zamknęła oczy i po chwili zaczęły zwidywać się jej koszmary.

Najpierw miała sen o morderstwie. Sharon, Lola, Georgie, każda z nich uśmiechała się do kamery. W chwili wystrzału strach błyskał w ich oczach, po czym opadały na ciepłe od seksu prześcieradła.

Tatuś. Lola nazywała go tatusiem. I Ewa pogrążyła się z rozpaczą w dobrze jej znanym, jeszcze bardziej przerażającym śnie.

Była dobrą dziewczynką. Starała się być dobra, nie sprawiać kłopotów. Jeśli będziesz sprawiała kłopoty, przyjdą gliny, zabiorą cię i wsadzą do głębokiej ciemnej dziury, gdzie jest pełno robaków, gdzie pająki będą podkradały się do ciebie na swych cienkich nóżkach.

Nie miała przyjaciółek. Jeśli ma się przyjaciółki, trzeba wymyślać historyjki o tym, skąd wzięły się siniaki na ciele. Opowiadać, że jest się niezdarą, nawet jeśli wcale się nią nie było. O tym, że się upadło, choć wcale się nie upadło. Poza tym nigdy nie mieszkali długo w jednym miejscu. Jeśli byli gdzieś dłużej, ci cholerni pracownicy socjalni zaraz zaczynali węszyć, zadawać pytania. To ci cholerni pracownicy socjalni mają zwyczaj wzywać gliniarzy, którzy mogą ją wsadzić do tej ciemnej dziury rojącej się od robaków.

56
{"b":"107140","o":1}