– Więc jakieś są. Coś przede mną ukrywa. – Zerknęłam na podłogę. U mych stóp tworzyła się kałuża. – Pójdę się przebrać.
– Jasne, jasne. – Charlie machnął ręką. Myślami był już gdzie indziej.
Postanowiłam wziąć prysznic, żeby się trochę ogrzać, ale nawet strugom gorącej wody nie udało się podnieść temperatury mojego ciała. Kiedy zakręciłam kran, nagle zrobiło się bardzo cicho. Usłyszałam, że ojciec sprzecza się z kimś w kuchni. Zaciekawiona, owinęłam się ręcznikiem i uchyliłam nieznacznie drzwi łazienki.
– Nie wciśniesz mi takiej bujdy – oświadczył wzburzony Charlie. – To się nie trzyma kupy!
Nikt mu nie odpowiedział. No tak, rozmawiał przez telefon.
– Bella nie jest taka! – wrzasnął Charlie znienacka. Mało brakowało, a przytrzasnęłabym sobie nos drzwiami. Kiedy się znowu odezwał, mówił już ciszej, starając lepiej się kontrolować.
– Od samego początku tej znajomości Bella dawała mi wyraźnie do zrozumienia że są z Jacobem tylko przyjaciółmi…Cóż, jeśli tak było, czemu od razu mi o tym nie powiedziałeś? Nie, Billy, sądzę, że nie wyssała sobie tego z palca…Bo znam moją córkę i jeśli upiera się, że Jacob wyglądał wcześniej na zastraszonego… – Przerwano mu w połowię zdania. Kiedy na powrót zabrał głos, po raz drugi stracił nad sobą panowanie. – Co masz na myśli, mówiąc, że nie znam mojej córki tak dobrze, jak mi się wydaje?! – Wysłuchawszy odpowiedzi Billy'ego, zniżył glos do szeptu. Nadstawiłam uszu. – Jeśli sądzisz, że poruszę przy niej ten temat, to się grubo mylisz. Dopiero, co się po tym otrząsnęła, i, moim zdaniem, głównie dzięki Jacobowi. Niezależnie od tego, co chłopak kombinuje z tym waszym cudownym Samem, jeśli odrzuci małą i na powrót wpędzi ją w depresję, to będzie miał ze mną do czynienia. Jesteś moim przyjacielem, Billy, ale rodzinę stawiam na pierwszym miejscu.
Zamilkł, żeby wysłuchać odpowiedzi Indianina.
– Właśnie tak zamierzam postąpić. Niech tym chłopcom tylko powinie się noga, a zaraz się o tym dowiem. Będziemy ich mieli na oku.
Tego nie mówił już Charlie, a komendant Swan.
– Dobrze. Proszę cię bardzo. Cześć. – Ojciec cisnął słuchawką o widełki i zaczął coś gniewnie mamrotać. Przebiegłam na paluszkach do mojego pokoju.
A więc taką strategię przyjął Billy. Żeby zemścić się na Edwardzie, potraktowałam Jacoba jak zabawkę, aż miał dość moich gierek i pokazał mi drzwi.
Dziwne. Sama obawiałam się, że tak to mogło zostać odebrane, ale po tym, co powiedział mi Jacob pod koniec naszej rozmowy już tak nie uważałam. Gdyby chodziło tylko o szczeniackie zauroczenie!
Nie, sytuacja przedstawiała się o wiele poważniej. Skoro Billy zniżył się do oskarżania mnie o rozkochanie w sobie jego niewinnego syna, musiał wraz z Samem i całą resztą ukrywać przed światem jakiś wyjątkowo mroczny sekret. Jak dobrze, że nareszcie stanął po mojej stronie!
Włożywszy piżamę, wpełzłam pod kołdrę. Byłam w tak kiepskim stanie, że pozwoliłam sobie na odejście od sztywnych zasad.
A co mi tam, pomyślałam. I tak już mnie wszystko bolało Przypomniałam sobie słowa Edwarda – nie żadną tam prawdziwą wypowiedź (nie byłam aż taką masochistką), ale majak, który nawiedził mnie w lasku przy domu Blacków. Przywołałam w wspomnienie głosu mojego ukochanego kilkanaście razy, aż w końcu – zasnęłam z głową opartą o mokrą poduszkę.
Po raz pierwszy od września przyśniło mi się coś nowego. Padał deszcz. Szłam gdzieś z Jacobem. Chociaż pod moimi stopami chrzęściły kamyki, chłopak kroczył bezszelestnie. Niestety, nie był to „mój” Jake, ale jego nowe wcielenie – zgorzkniały młody mężczyzna. Jego zwinne ruchy kogoś mi przypominały i nagle zaczął się w tego kogoś zmieniać. Skóra mu pobladła, przybierając barwę białego marmuru. Oczy błysnęły złotem, potem szkarłatem, potem znowu złotem. Krótkie czarne włosy wydłużyły się i zrudziały jakby malowane słońcem. A rysy tak wypiękniały, że ścisnęło mi się serce. Edward. Zapragnęłam go dotknąć, ale cofnął się, osłaniając się rękami. I zniknął. A ja obudziłam się zalana łzami.
Nie miałam pewności, czy płakałam już we śnie, czy rozszlochałam się dopiero po przebudzeniu. Popatrzyłam na ciemny sufit. Był środek nocy, a ja dryfowałam nadal na granicy jawy i snu. Zamknęłam oczy, mając nadzieję, że wkrótce zapadnę się w nicość.
I wtedy usłyszałam ten dźwięk – nieprzyjemnie wysoki, taki, jaki czasem wydaje kreda w zetknięciu z tablicą. To, dlatego się obudziłam. Po szybie okiennej przesuwało się coś ostrego. Cos w nią drapało.
12 Wizyta
Byłam tak zmęczona i rozkojarzona, że mogło mi się to tylko śnić, ale i tak otworzyłam błyskawicznie oczy.
Nadal coś drapało o szybę.
Zaspana wygrzebałam się z pościeli i mrugając załzawionymi oczami wstałam z łóżka.Za oknem majaczył wielki, ciemny kształt. Intruz kołysał się, jakby chciał nabrać rozpędu, by z impetem rozbić taflę szkła i dostać się do środka. Cofnęłam się odruchowo. Krzyk uwiązł mi w gardle.
Victoria.
Przyszła.
Już po mnie.
Boże. Charlie.
Nie, nie wolno było mi krzyczeć. Musiała zabić mnie w zupełnej ciszy. Tylko tym sposobem mogłam uratować ojca – nie wywabiając go z jego pokoju.
Moje rozpaczliwe rozmyślania przerwał znajomy głos. To wołał mój nocny gość.
– Bella – syknął. – Auć! Otwórz wreszcie to okno! Auć! Do jasnej cholery…
Potrzebowałam dwóch sekund, żeby dojść do siebie i móc ruszyć z miejsca. Rzuciłam się wykonać to, o co mnie poproszono. Do pokoju wtargnęło chłodne powietrze. Wzrok przyzwyczajał mi się powoli do ciemności.
– Co ty tu robisz? – wykrztusiłam.
Jacob kołysał się uczepiony wierzchołka rosnącego przed domem świerku. Od pasa w górę był nagi. Pod jego ciężarem drzewko przechyliło się sprężyście, tak, że chłopak wisiał jakiś metr od parapetu i jakieś sześć czy siedem metrów nad ziemią. To gałązki czubka świerku drapały o szybę i tynk.
– Usiłuję… – Zmienił pozycję, żeby nie stracić równowagi.
– Usiłuję dotrzymać swojej obietnicy.
Potrząsnęłam głową, żeby otrzeźwieć. To musiał być sen.
– Kiedy to mi obiecałeś, że popełnisz samobójstwo, rzucając się z naszego świerka?
Prychnął zniecierpliwiony.
– Zejdź mi z drogi – rozkazał. Zaczął machać nogami żeby rozbujać drzewo.
– Co?
Bujał się coraz silniej. Zorientowałam się, co zamierza zrobić.
– Zwariowałeś!
Odskoczyłam, bo było już za późno. Jacob wystrzelił w powietrze jak z procy.
Zdusiłam w sobie kolejny krzyk. Byłam pewna, że złamie sobie kark i w najlepszym wypadku skończy na wózku inwalidzkim Chłopak tymczasem nawet nie musnął framugi okna i z głuchym łomotem wylądował zgrabnie na piętach.
Oboje spojrzeliśmy trwożnie na drzwi. Wstrzymując oddech czekaliśmy, czy hałas nie zbudzi Charliego. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, a potem usłyszeliśmy głośne chrapnięcie.
Jacob uśmiechnął się szeroko zadowolony ze swego wyczynu. Nie był to ciepły uśmiech, który znałam i uwielbiałam, tylko jego gorzka parodia – nowy uśmiech na nowej twarzy należącej do Sama.
Ten widok okazał się kroplą, która przelała czarę.
Zasnęłam we łzach, zadręczając się tym, co zostało z mojego przyjaciela. Przez to, jak mnie potraktował, na moim ciele pojawiły się nowe rany. W dodatku, jakbym nie miała już dosyć, swoim postępowaniem zmienił scenariusz mojego koszmaru. Kolejny policzek. A teraz stał na środku mojego pokoju, uśmiechając się triumfalnie, jakby nic się nie stało. Najgorsze było to, że chociaż dostał się na piętro dość nieporadnie, swoim pojawieniem się przypomniał mi o niezliczonych nocnych wizytach Edwarda. a wspomnienia te, jak wszystkie z tego okresu, zadawały ból.
Wszystko to, a także fakt, że byłam śmiertelnie zmęczona skutecznie zniechęcało mnie do powitania Jacoba z otwartymi ramionami.
– Wynoś się! – warknęłam, wkładając w swój szept tyle jadu na ile tylko było mnie stać. Spojrzał na mnie spłoszony. Nie spodziewał się takiego przyjęcia.