Литмир - Электронная Библиотека

– Co ty Bella? Przyszedłem cię przeprosić.

– Przeprosiny odrzucone!

Pomyślałam, że skoro śnię, nie mogę zrobić mu krzywdy, więc spróbowałam wypchnąć go przez okno. Nic z tego. Nawet nie drgnął, choć natarłam na niego z całej siły. Odsunęłam się, przyglądając mu się z przestrachem. Zaskoczył mnie nie tylko silą, ale i temperaturą ciała. Przyłożywszy dłonie do jego nagiego torsu, odkryłam, że skóra Jacoba niemal parzy – tak jak jego czoło wtedy po kinie. Tak, jakby nadal cierpiał na swoją tajemniczą chorobę… Nie wyglądał na chorego – wyglądał, jakby był na sterydach. Barami przesłaniał całe okno. Mój wybuch agresji tak go zaszokował, że aż zaniemówił. Ja z kolei poczułam nagle, że wszystkie moje bezsenne noce postanowiły właśnie w tej chwili pokazać mi, na co je wspólnie stać. Zachwiałam się niczym ofiara hipnotyzera.

Oczy zaszły mi mgłą.

– Bella? – zaniepokoił się Jacob. Zachwiałam się po raz drugi, więc przytrzymał mnie i podprowadził do łóżka. Kiedy wyczułam jego krawędź, ugięły się pode mną kolana i opadłam na pościel jak lalka.

– Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – Chłopak miał zatroskaną minę.

Obróciłam się na bok. Łzy na moich policzkach jeszcze nie wyschły.

– Dobrze wiesz, co mi jest i że nic nie jest w porządku.

Malujące się stale na twarzy Jacoba rozgoryczenie ustąpiło czemuś na kształt rozpaczy.

– Tak – przyznał ze smutkiem. Wziął głęboki oddech. – Cholera. Boże…Tak chciałbym móc to naprawić, Bello.

Bez wątpienia mówił szczerze. Tylko ten gniew w jego oczach…Na kogo był tak potwornie zły?

– Dlaczego tu przyszedłeś? Nie potrzebuję twoich przeprosin.

– Wiem – powiedział – ale nie chciałem, żeby tamta rozmowa koło domu była naszą ostatnią. Potraktowałem cię jak śmiecia, Dręczyły mnie wyrzuty sumienia.

– Nic nie rozumiem…

– Wszystko ci wyjaśnię… – Przerwał niespodziewanie jakby coś mu przeszkodziło. Znów zaczerpnął powietrza. – Nie, nie mogę nic ci wyjaśnić – poprawił się zdenerwowany. – A o niczym innym nie marzę.

Przyłożyłam głowę do poduszki.

– Dlaczego nie możesz?

Jacob nie odpowiedział. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ze zdziwieniem, że napina wszystkie mięśnie, jakby bardzo starał się coś zrobić.

– Co się dzieje? – spytałam poruszona.

Chłopak wypuścił głośno powietrze z płuc. Uzmysłowiłam sobie, że cały ten czas wstrzymywał też oddech.

– Nie da rady – mruknął sfrustrowany.

– Czego nie da rady?

Zignorował mnie.

– Może inaczej. Słuchaj. Postaw się na moim miejscu. Na pewno ukrywałaś kiedyś przed resztą świata jakiś sekret, prawda?

Spojrzał na mnie wyczekująco. Rzecz jasna, natychmiast pomyślałam o Cullenach. Mogłam tylko modlić się o to, żeby nie dało wyczytać się tego z wyrazu mojej twarzy.

– Przyznaj – ciągnął – czy nie przydarzyło ci się nigdy coś takiego, o czym nie mogłaś powiedzieć Charliemu ani mamie.

Z czego nie mogłaś się zwierzyć nawet mnie? Czego nawet teraz nie chcesz wyjawić?

Spuściłam wzrok. Podejrzewałam, że i tak potraktuje moje milczenie jako odpowiedź twierdzącą.

– Czy… czy potrafisz sobie wyobrazić, że ja też… ja też znalazłem się niedawno w podobnej sytuacji? – Znowu się męczył walczył o każde o słowo, jakby część z nich była dla niego zakazana. – Czasami szczerości wchodzi w drogę lojalność. Czasami ten sekret nie jest do końca nasz i zdradzając go, można zaszkodzić innym.

Nie mogłam się z nim kłócić. Idealnie opisał moje położenie, Tak na prawdę nie strzegłam swojej tajemnicy, ale cudzej – tajemnicy, którą Jacob niestety wydawał był się poznać.

Nadal nie rozumiałam, co ma ona wspólnego z nim, Billym czy Samem. Czemu przejmowali się Cullenami, skoro tamtych już od dawna nie było w okolicy?

– Jeśli masz zamiar serwować mi same zagadki zamiast odpowiedzi, to lepiej sobie już idź.

– Przepraszam. – Zmarkotniał. – Staram się, jak mogę.

Wpatrywaliśmy się w siebie, nie wiedząc, co począć.

– Najgorsze jest to – odezwał się Jacob – że już ci wszystko wyjaśniłem.

– Co mi wyjaśniłeś? Kiedy?

Analizował coś intensywnie. Widać było, jak z opóźnieniem dociera do niego znaczenie tego, co przed chwilą powiedział, ale – wolał się nie łudzić nadzieją, zanim nie zyska pewności.

Nachylił się nade mną, podekscytowany. Jego oddech był równie gorący co skóra.

– Musi się udać. Bello, przecież już wszystko wiesz. Opowiadałem ci o tym! Nie mogę ci zaradzić, o czym, ale ty możesz to sobie przypomnieć. Sama się domyślisz. Zgadnij, no, zgadnij!

Podparłam się na łokciu.

– Mam zgadnąć? Co mam zgadnąć?

– Co mi jest! Uwierz, znasz już odpowiedź!

Byłam taka zmęczona. Nie nadążałam za tokiem jego rozumowania.

Jacob zmarszczył czoło. Dopiero teraz dotarło do niego, że jest środek nocy i mogę mieć kłopoty z koncentracją.

– Czekaj, niech pomyślę, jaką dać ci podpórkę… – Zaciskając zęby zerknął na sufit.

– Podpórkę?

Przydałaby się. Moje powieki same się zamykały.

– No wiesz, wskazówkę. Jak w teleturnieju.

Ujął moją twarz w swoje niezwykle ciepłe dłonie i przyciągnąwszy ją do siebie, tak że dzieliło nas tylko kilka centym zajrzał mi głęboko w oczy, jakby to, co się w nich kryło, było równie ważne jak to, co miał mi do powiedzenia.

– Pamiętasz, jak spotkaliśmy się po raz pierwszy? Na plaży w La Push?

– Jasne, że pamiętam.

Opisz mi wszystko ze szczegółami.

Spróbowałam się skupić.

– Spytałeś, jak się spisuje furgonetka…

– I…

– Rozmawialiśmy też o twoim volkswagenie…

– A później? Co było później?

– Poszliśmy się przejść…

Krew napłynęła mi do policzków, ale pocieszyłam się, że Jacob, ze swoją dziwną gorączką, nie jest w stanie wyczuć różnicy, Tam na plaży usiłowałam z nim nieudolnie flirtować, żeby wydobyć od niego cenne informacje.

Pokiwał głową, zachęcając mnie, żebym mówiła dalej.

– Opowiadałeś mrożące krew w żyłach historie… – Ledwie było mnie słychać. – Legendy twojego plemienia.

Zamknął oczy i zaraz potem je otworzył.

– Właśnie. – O to mu chodziło. Miał minę archeologa, który, odkrywszy skarb, zabierał się do ostrożnego oczyszczania go z pyłu. – Pamiętasz, o czym były te legendy?

Jak mogłabym zapomnieć? Nadal odczuwałam wstyd, że tak go wówczas niecnie wykorzystałam. Nieświadomy moich manipulacji, przekonany, że opowiada bajki, Jacob wyjawił mi sekret Cullenów – sekret Edwarda. To od niego dowiedziałam się, Edward jest wampirem.

– Skup się.

Teraz, kucając przy moim łóżku, był już we wszystko wtajemniczony.

– Coś tam pamiętam… – zaczęłam kluczyć.

– Pamiętasz tę o… – Zamilkł raptownie, jakby coś utknęło mu w gardle.

Nieznana siła nie pozwalała dokończyć mu tego pytania.

– Hm… dla mnie ważna była tylko jedna legenda. Czy myśleliśmy o tej samej? Czy w ogóle były jakieś inne? O czymś tam na plaży napomknął, ale zlekceważyłam to, potraktowałam jak nic nieznaczący wstęp. Wątpiłam, żeby o tej porze miało mi się udać przypomnieć tamte historie. Nie z galaretą w miejscu mózgu.

Jacob jęknął z rozpaczą i odskoczył od łóżka.

– Wiesz to, wiesz to, wiesz… – powtarzał, kręcąc głową.

– Jake, uspokój się, proszę. Jestem wykończona. Nic z tego nie będzie. – Ale może rano…

Spojrzał na mnie.

– Może rano – przyznał. – Jak będziesz w lepszej formie.

Przysiadł na skraju łóżka.

– Nic dziwnego, że pamiętasz tylko jedno podanie – dodał sarkastycznym tonem. – Od dawna intryguje mnie pewna rzecz. Czy masz coś przeciwko, żebym zadał ci związane z nim pytanie? – Sarkazm nie znikał.

– Związane, z czym? – Resztkami sił grałam głupią.

– Związane z podaniem o wampirach, które ci opowiedziałem.

Przyglądałam mu się bacznie, niezdolna do udzielenia przyzwolenia.

Nie miał zamiaru czekać. Udzielił go sobie sam.

– Czy naprawdę wcześniej nic nie wiedziałaś? – wypalił. – Czy to ode mnie dowiedziałaś się, kim był? Czym był?

51
{"b":"103759","o":1}