Литмир - Электронная Библиотека

Zaśmiał się.

– Dobrze się wyśpij. Wyglądasz na padniętą.

– Postaram się.

Zniecierpliwiony Charlie popędził mnie, naciskając klakson.

– Do jutra – pożegnał się Jacob. – Przyjedź z samego rana.

– Przyjadę.

Ojciec puścił mnie przodem. Nie zawracałam sobie głowy jego zachowaniem. Zastanawiałam się za to, gdzie są teraz Sam, Jared Embry i Paul, i czy Jacob już do nich dołączył.

Kiedy weszliśmy do domu, natychmiast skierowałam się ku schodom, ale Charlie nie dał się wywieść w pole.

– Bello, co jest grane? – zapytał gniewnie, zanim zdążyłam zniknąć za drzwiami swojego pokoju. – Sądziłem, że Jacob wstąpił do jakiegoś gangu i nie chce cię znać.

– Pogodziliśmy się.

– A co z gangiem?

– Poznałam dziś Sama Uleya i jego narzeczoną Emily i wydali mi się bardzo sympatyczni. Ten gang to jakaś lipa, jedno wielkie nieporozumienie. Kto pojmie nastoletnich chłopców?

– Nie wiedziałem, że Sam i Emily są już oficjalnie zaręczeni To milo.

– Biedna dziewczyna…

– Co tak właściwie się jej stało?

– Ponad rok temu zaatakował ją niedźwiedź – na północ stąd w trakcie połowu łososi. Straszny wypadek. Słyszałem, że Sam bardzo to przeżył.

– Rzeczywiście, to okropne – przyznałam. Ponad rok temu – Mogłam się założyć, że w La Push był wówczas tylko jeden wilkołak. Zadrżałam na myśl, jak Sam musiał się czuć za każdym razem, gdy patrzył na blizny ukochanej.

Długo leżałam w łóżku, rozmyślając o wydarzeniach minionego dnia: obiedzie u Blacków, długim popołudniu w domu Billego, wyczekiwaniu na powrót Jacoba, śniadaniu w kuchni Emily, pojedynku potworów, rozmowie na plaży… Przypomniało mi się, że Jacob nazwał mnie nad morzem hipokrytką, i zastanowiłam się czy nie miał racji. Nie podobało mi się takie określenie mojej osoby, ale czy był sens się okłamywać?

Zwinęłam się w kłębek. Nie, Edward nigdy nikogo nie zabił.

A przynajmniej nikogo niewinnego – nawet, kiedy zbuntował się i na jakiś czas odszedł od Carlisle'a.

Ale co by było gdyby jednak był mordercą? Gdyby, kiedy się poznaliśmy, nie różnił się niczym od swoich pobratymców? Gdyby przez cały ubiegły rok w okolicznych lasach ginęli bez śladu ludzie? Czy świadomość, że ma na sumieniu te zbrodnie, powstrzymałaby mnie od związania się z nim?

Odpowiedź brzmiała: nie.

Miłość jest ślepa. Im mocniej się kogoś kocha, tym bardziej irracjonalnie się postępuje.

Odwróciłam się na drugi bok, usiłując myśleć o czymś innym, ale alternatywą dla wampirów okazały się wilkołaki. Zasnęłam wyobrażając sobie, jak mkną w ciemnościach wśród drzew, strzegąc mnie przed Victorią. Kiedy zasnęłam, znalazłam się na powrót w lesie, ale niczego w nim już nie szukałam. Trzymałam za rękę oszpeconą Emily. Obie wpatrywałyśmy się w zarośla, wyczekując z drżeniem serca naszych pięciu bohaterów.

15 Ćiśnienie

W poniedziałek wypadał pierwszy dzień ferii wiosennych. Obudziwszy się rano, uświadomiłam sobie, że spędzam je w Forks po raz drugi w życiu i że w zeszłym roku o tej porze polował na mnie wampir. Miałam nadzieję, że to nie nowa świecka tradycja.

Zgodnie z decyzjami, jakie zapadły w kuchni Emily, cała niedzielę spędziłam w La Push. Charlie oglądał z Billym telewizję a ja przesiadywałam głównie nad morzem. Ojciec sądził, że to towarzyszy mi Jacob, ale ten miał ważniejsze sprawy na głowie przechadzałam się więc samotnie, ukrywając ten fakt przed Charliem.

Jacob miał wyrzuty sumienia, że tak mnie zaniedbuje, i przepraszał mnie za każdym razem, kiedy zaglądał na plażę. Do czasu odnalezienia Victorii członkowie watahy musieli stale patrolować okolicę. Rozumiałam to aż za dobrze i rzecz jasna nie robiłam mu żadnych wyrzutów.

Podczas spacerów mój przyjaciel trzymał mnie teraz zawsze za rękę. Jared wspomniał w sobotę, że Jacob niepotrzebnie „miesza w to swoją dziewczynę”, i musiałam przyznać, że z punktu widzenia postronnego obserwatora tak to pewnie wyglądało. Pocieszałam się, że oboje wiemy, że sprawy mają się inaczej. Pocieszałam się, ale nie na wiele się to zdawało – dalej czułam się nieswojo. Jacob o niczym przecież tak nie marzył, jak o tym, żebyśmy byli parą. Dlaczego więc wyrażałam zgodę na ten dwuznaczny gest? Cóż, dotyk ciepłej dłoni chłopaka po prostu dodawał mi otuchy.

We wtorek po południu pracowałam. Jacob pojechał za mną na motorze z La Push do sklepu, żeby upewnić się, że dotarłam szczęśliwie, i nasze pożegnanie przyuważył Mike.

– Chodzisz z tym dzieciakiem z rezerwatu? – spytał, nieudolnie maskując swoje rozżalenie. – Z tym drugoklasistą?

– Jeśli z nim chodzę, to tylko do lasu. Spędzamy razem dużo czasu i tyle. To mój najlepszy kumpel.

Mike przekrzywił głowę.

– To twoja wersja. Nie wiem, czy wiesz, ale ten twój najlepszy kumpel jest w tobie na zabój zakochany.

– Życie jest skomplikowane – westchnęłam.

– Tak – mruknął. – A dziewczyny okrutne.

Przyznałam w duchu, że obserwując mnie i Jacoba, nietrudno było dojść do takiego właśnie wniosku. Nie mogłam mieć Mike'owi za złe tego oskarżenia.

Tego wieczora Billy zaprosił Charliego i mnie oraz Sama i Emily na podwieczorek. Dziewczyna przywiozła ciasto, którym podbiłaby serce każdego komendanta policji w kraju. Wszyscy rozmawiali z sobą swobodnie, nie okazując żadnych animozji.

Jeśli ojciec uważał jeszcze Sama za przywódcę tajemniczego Gangu, po pierwszym kęsie wypieku jego narzeczonej musiał zmienić zdanie.

Jake i ja wymknęliśmy się stosunkowo szybko, żeby pobyć trochę sam na sam. Poszliśmy do garażu i usiedliśmy w samochodzie. Jacob zapadł się w fotelu z głową odchyloną do tyłu. Przymknął powieki.

– Powinieneś iść spać – doradziłam mu.

– Wiem, wiem.

Wymacał na siedzeniu moją dłoń. Temperatura jego skóry była nadal nienaturalnie wysoka.

– To kolejna wilcza cecha? – spytałam. – Mam na myśli to, że jesteś taki gorący.

– Tak. Można by powiedzieć, że wszyscy mamy w kółko gorączkę – jakieś czterdzieści dwa, czterdzieści trzy stopnie. Dzięki temu nigdy nie jest mi zimno. – Wskazał na swój nagi tors. – Mógłbym tak stać choćby i w śnieżycy i nic. Płatki śniegu w kontakcie z moją skórą zmieniałyby się w krople letniej wody.

– Mówiłeś jeszcze, że szybko goją wam się rany. To też wilcza cecha, prawda?

– Zgadza się. Chcesz zobaczyć małą prezentację? – Otworzył oczy. – Świetna sprawa, nie pożałujesz.

Rozentuzjazmowany pogrzebał chwilę w schowku i wyciągnął scyzoryk.

– Schowaj ten nóż! – krzyknęłam, uzmysławiając sobie, co planuje mój towarzysz. – Dzięki za takie prezentacje! Jacob zaśmiał się, ale posłusznie odłożył scyzoryk na miejsce.

– Niech ci będzie. Ale to naprawdę przydatna rzecz to gojenie.

Trudno chodzić do lekarza, kiedy się ma temperaturę, przy której nie powinno się już nie żyć.

– No tak… – Zamyśliłam się na moment. – A co z tym że tak szybko rośniecie, i wszerz, i wzwyż? To też wilcze? Jakiś syndrom? Czy dlatego boicie się o Quila?

Jacob posmutniał.

– Jego dziadek doniósł Billy'emu, że na jego czole można by już smażyć jajka – wyjawił. – To teraz kwestia tygodni. Nigdy nie ma ścisłe wyznaczonego terminu. Kumuluje się to w człowieku, kumuluje, aż nagle… – urwał i przez dobrą minutę siedział w milczeniu. – Czasami wystarczy się rozzłościć i gotowe, przed czasem. Ale ja na przykład byłem w tamtym okresie w szampańskim humorze – głównie ze względu na ciebie – i wszystko mi się opóźniło. Gdybym się czymś stresował, przeobraziłbym się z miesiąc wcześniej. A tak chodziłem sobie jak bomba zegarowa.

– Wiesz, jak w końcu doszło do pierwszego wybuchu? Wróciłem wtedy z kina i Billy napomknął, że dziwnie wyglądam. Banalna uwaga, ale wystarczyła. Omal nie oderwałem mu głowy – własnemu ojcu, wyobrażasz to sobie? – Wzdrygnął się, a jego twarz pobladła.

– Czy jest aż tak źle, Jake? – Tak chciałam mu pomóc. – Bardzo cierpisz?

– Nie, nie cierpię. Już nie. Kiedy musiałem się przed tobą kryć, było dużo gorzej.

61
{"b":"103759","o":1}