Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– No tak, pani porucznik, ale tu chodzi o coś innego. Nie kupuje się butów, ale bajkę.

– Tu kupuje się czyjeś buty – uściśliła Eye i wzruszywszy ramionami, ruszyła dalej.

W tym momencie z windy wyszła Magda w otoczeniu swojej świty.

– Eye, tak się cieszę, że panią widzę. – Aktorka podeszła do niej, wyciągając obie ręce. Gęste włosy spięła na karku; wyglądała na zmęczoną. – Mój syn…

– Wiem. Tak mi przykro. Jak on się czuje?

– Lekarze twierdzą, że z tego wyjdzie. To tylko jakaś głupia reakcja alergiczna. Na wszelki wypadek podają mu środki uspokajające i nie pozwalają nikomu się z nim kontaktować. Nawet nie wie, że u niego byłam.

– Droga Magdo, ależ on wie, że go odwiedzasz. – Mince poklepał ją po ramieniu i spojrzał niepewnie na Eye. – Cały dzień zamariwia się o syna – powiedział, a w jego oczach Eye dostrzegła błaganie.

– Jest pod najlepszą opieką. – Uścisnęła dłoń Magdy, próbując ją pocieszyć.

– Mam nadzieję.,. Cóż, na pewno… Słyszałam, że była pani przy nim, kiedy to się stało.

– Tak, to prawda. Zaszłam, żeby jeszcze raz dokładnie omówić z nim szczegóły zabezpieczeń.

– Kiedy wychodziłam, czuł się świetnie. – Liza przewiercała ją wzrokiem. – Był w doskonałej formie.

– Tak, mnie też się tak zdawało. Czy przypadkiem wcześniej nie wspominał, że ma zawroty głowy i mdłości?

I co ty na to, laluniu? – pomyślała w duchu Eve.

– Nie, nigdy.

– Pewnie nie chciał pani martwić. Wspomniał coś, że nie czuje się najlepiej. Zrobił się blady i zaczął się pocić, a kiedy zapytałam. czy coś mu dolega, pokiwał tylko głową, a potem przeprosił mnie i powiedział, że musi się położyć. Moja podwładna zasugerowała, żeby wezwać lekarza.

– ]ak było – potwierdziła Peabody. – Zaniepokoiła mnie jego bladość.

– Sprzeciwił się. Już miałam wysłać Peabody do kuchni po wodę, kiedy dostał dreszczy. Zadzwoniłyśmy po pogotowie. Zauważyłam, ze na szyi, tuż pod swetrem, pojawiła mu się wysypka. Od razu stwierdzili, że to reakcja alergiczna.

– Eve, jakie to szczęście, że pani przy nim była. Nawet nie chcę myśleć, jak to się mogło skończyć. Boże, przecież gdyby był sam, nawet nie wezwałby pomocy.

– Mogła mnie pani powiadomić – wtrąciła Liza. Czekałam na niego w Randez-Vous. Umierałam z niepokoju.

– Proszę wybaczyć, ale tak się przejęłam Vince”em, że nic przyszło mi to do głowy.

– Oczywiście. – Magda najwyraźniej się uspokoiła. – Cieszę się, że tak szybko udzielono mu pomocy. – Zerknęła w stronę sali balowej. – Szkoda, że tego nie zobaczy. Włożył w przygotowania tyle pracy.

– Pech – odparła Eye.

Rany, Dallas, byłaś świetna. – Peabody uśmiechnęła się od ucha do ucha, kiedy wsiadły do prywatnej windy. – Nie myślałaś o karierze aktorskiej?

– Popełniłam błąd. Magda zrozumie to jutro, kiedy wyjdzie na jaw, że jej syn był w to zamieszany. Żal mi jej.

Wyszły z windy prosto do pomieszczenia, które Roarke przeznaczył na bazę.

– Och, Dallas – westchnęła Peabody na widok apartamentu właściciela hotelu.

– Nie śliń się, Peabody. To brzydko wygląda. Postaraj się nie zapominać, że przyszłyśmy tu do pracy.

W salonie dominowały ciepłe kolory, miękkie tkaniny i puszyste dywany o wymyślnych wzorach. Sufit zdobił żyrandol złożony z setek błękitnych szklanych łez. W rogu, obok marmurowego kominka, ustawiono fortepian w identycznym kolorze. U wejścia do otwartej windy, łączącej salon z drugim poziomem, stały donice z pnącymi się po ścianie różami.

Apartament robił tak niesamowite wrażenie, że nawet obecność policjantów, którzy przynieśli ze sobą tony sprzętu i monitorów, nie była w stanie naruszyć ekskluzywności tego miejsca.

Peabody poczuła się onieśmielona.

Ehe, słysząc wybuch śmiechu, ruszyła swobodnie przed siebie minęła salon i zatrzymała się zaskoczona w progu jadalni. Długi stół był dokładnie zastawiony. Bankiet musiał się zacząć dość dawno temu, pomyślała. Na talerzach i półmiskach zauważyła resztki jedzenia. W powietrzu wciąż unosił się zapach pieczonego mięsa, przypraw, sosów i gorącej czekolady.

W miejscu zbrodni zastała McNaba, kilku mundurowych – wśród nich rozpoznała młodego, dobrze zapowiadającego się oficera nazwiskiem Truehart, po którym, prawdę mówiąc, spodziewała się większego rozsądku – Feeneya, szefa ochrony i samego sprawcę.

– Co tu się, do cholery, dzieje?

Słysząc to, McNab pośpiesznie przełknął to, co miał w ustach. Niestety, wystraszony, zakrztusił się i zaczął się dusić. Kiedy jego twarz zrobiła się purpurowa, Feeney ulitował się nad nim i klepnął go po plecach. Mundurowi poderwali się na nogi, a człowiek Roarke”a opuścił wzrok. Tylko Roarke ciepło się uśmiechnął.

– Witam panią porucznik. Zaraz przyniosę dodatkowe nakrycie.

– Wy. Wskazała palcem mundurowych. – Na miejsca. McNab, przynosisz hańbę wydziałowi. Zetrzyj z brody tę musztardę.

– To sos, pani porucznik.

– Ty. – Kiwnęła na Roarke”a. – Chodź ze mną.

– Z przyjemnością.

Ruszył za nią. W korytarzu natknęli się na jeszcze jednego policjanta, który wpatrując się w monitor, zajadał krewetki. Ehe spojrzała na niego surowo, ale się nie zatrzymała. Weszli do głównej sypialni, jedynego miejsca, gdzie można było znaleźć trochę prywatności.

I nie jest jakieś pieprzone przyjęcie – powiedziała, odwracając się do męża.

– Z całą pewnością.

– Co ty wyprawiasz? Dlaczego zamówiłeś dla moich ludzi tyle jedzenia?

– Dostarczani im tylko paliwa. Większość ludzi potrzebuje od czasu do czasu coś zjeść.

– Talerz kanapek, pizza, to rozumiem, ale ty tak ich napchałeś, że przez pół dnia będą ociężali i senni.

– Mamy jeszcze dużo czasu. Byliby ociężali i senni, gdyby nie zrobili sobie przerwy. Twoi ludzie żyją w nieustannym stresie, potrzebują odpoczynku. – Wziął ją za brodę i delikatnie przekręcił jej głowę w lewo i prawo. – Nieźle – stwierdził. – Przydałaby ci się jeszcze jedna dawka środka przeciwbólowego i nowy opatrunek chłodzący.

– McNab – syknęła, wzbudzając jego wesołość.

– Cholemie mu zaimponowałaś, powalając tę górę mięśni jednym ciosem. Ale czy musiałaś to robić twarzą? Przecież wiesz, jak ją lubię.

– Widzę, że już ci donieśli.

– Owszem. Kiedy dobierzesz się do Yosta?

– Zaczekam do jutra. On zapłaci, Roarke. Policja i federalni wysuną przeciwko niemu takie oskarżenie, że już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Dostanie dożywocie w betonowej celi. I dobrze o tym wie.

Roarke kiwnął głową.

– Wiesz, dużo o tym myślałem. Cieszę się, bo dla człowieka o jego upodobaniach takie życie będzie straszniejsze niż śmierć.

Ehe wzięła głęboki oddech.

– Roarke, być może będzie musiało ci to wystarczyć. Aresztowanie Yosta było dla mnie najważniejsze. Nie mogłam ryzykować i tego odkładać. Zastanawiam się, czy to nie wpłynie na tę operację. Yost nie był bezpośrednio zaangażowany w skok. To płatny morderca, nie złodziej. Nie splamiłby się udziałem w czymś takim. W ciągu ostatnich kilku dni wyeliminowaliśmy Lane”a, Yosta i Connelly”ego. Naples nie jest głupi. Może się wycofać, choć zainwestował w to tyle forsy i czasu.

– Mick nic mu nie powie.

Nie zamierzała się spierać.

– Powie czy nie, został odsunięty. Spec od zabezpieczeń jest kryty, wtyczka trafiła do szpitala, a morderca do kicia. Naples może uznać operację za zbyt ryzykowną. Yost mógłby go sypnąć ale raczej na to nie liczę. Nie mamy mu nic do zaoferowania w zamian za zeznanie obciążające Naplesa. Roarke może będziemy musieli zadowolić się tym, że zapobiegliśmy przestępstwu, a aukcja Magdy przebiegła bez zakłóceń.

– A tobie to wystarczy?

– Nie. Chcę dopaść sukinsyna. Oddalam Yosta federalnym, bo… po prostu go oddałam. Ale Naples i cała reszta będą moi. Wiem; że praca nie zawsze daje człowiekowi satysfakcję. Tak czy inaczej, nadal postępujemy zgodnie z planem.

Zanim minęła północ, Eye zdążyła niebezpiecznie przekroczyć dzienną dawkę kofeiny. Przez cały wieczór nie odrywała wzroku od ekranów, śledząc, co dzieje się w holu i na korytarzach. Razem z Feeneyem i człowiekiem Roarke”a jeszcze raz dokładnie prześledzili system zabezpieczeń.

73
{"b":"102534","o":1}