Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Dobrze pani wie, że nic takiego nie istnieje. – Jacoby poderwał się na równe nogi. – Chce pani sypiać z facetem, który złamał każde prawo, jakie obowiązuje na tej planecie, proszę bardzo, ale…

– Jacoby. -Agentka Stowe także się podniosła. Stanęła między kolegą a Eve. – Na miłość boską, nie mieszajmy do tego spraw osobistych.

– Słuszna uwaga. – Whitney odsunął się od biurka i wstał. – Agencie Jacoby, tym razem zignoruję pański niestosowny atak na mojego podwładnego. Jeśli w przyszłości coś podobnego się powtórzy, złożę raport u pańskich przełożonych. Rozpatrzymy pański wniosek o współpracę i udostępnienie danych dotyczących sprawy Darlene French, którą zajmuje się zespół dochodzeniowy prowadzony przez inspektor Eve Dallas. Proszę dostarczyć wniosek drogą formalną, na piśmie, z potwierdzeniem od pańskiego komendanta. To wszystko, dziękuję.

– Biuro może przejąć śledztwo.

– Wątpię – skwitował Whitney. – Oczywiście może pan złożyć w tej sprawie odpowiednią dokumentację. Do tego czasu radzę trzymać się z daleka od mojego biura i nie obrażać moich ludzi.

– Proszę nam wybaczyć, komendancie Whitney. – Stowe spojrzała ostrzegawczo na Jacoby”ego, dając mu do zrozumienia, że będzie lepiej, jeśli ten powstrzyma się od dalszych uwag. – Dziękujemy, że znalazł pan dla nas czas i poświęcił nam tyle uwagi. – Trąciła kolegę, wskazując głową wyjście.

– Lepiej się zastanów, zanim powiesz coś, czego będziesz później żałować -poradził Whitney, kiedy zamknęli za sobą drzwi.

– Zapewniam pana, komendancie, że nie ma niczego takiego, czego mogłabym żałować. – Na wszelki wypadek Eve wzięła głęboki wdech. Dziękuję za wsparcie.

– Jacoby przesadził. Wparował tu do mojego biura, myśląc, że wystraszę się jego federalnej odznaki. Gdyby grzecznie poprosił o możliwość współpracy, dostałby pozwolenie. Nie przejmie twojej sprawy, ale może dojść do tego, że będziesz zmuszona współpracować z Stowe i Jacobym. Masz coś przeciwko?

– Ja nie, komendancie.

Jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu. Kiwnął głową i usiadł.

– Poproszę o raport.

Opowiedziała o wszystkim równie zwięźle i szczegółowo, jak na piśmie. Mówiąc, patrzyła, jak Whitney wydyma usta i unosi brwi. Zawsze reagował tak powściągliwie.

– Więc przez te wszystkie lata nikt go nigdy nie przyskrzynił? Na to wygląda. A nawet gdyby, to w żadnym raporcie nie ma o tym ani słowa. Sprawdzano linkę, ale nikomu nie przyszło do głowy, by przyjrzeć się szczegółom. Nikt nie zainteresował się konkretną długością czy miejscami sprzedaży. Nie rozumiem, jak można było zignorować coś tak oczywistego. Walizka i peruka dotyczą tylko sprawy French, niewykluczone jednak, że wcześniej też stosował podobne sztuczki. Profil osobowości sporządzony przez FBI jest gruntowny, ale zawiły, dlatego chcę poprosić o współpracę doktor Mirę. Niech rzuci okiem na dane, które zgromadziłam, i potwierdzi raport FBI.

– Zgoda. Wszystko musi przebiegać zgodnie z regulaminem. Musisz mieć oficjalne pozwolenie na wykonanie każdego kroku. Jacoby wygląda na faceta, który może się przyczepić do najdrobniejszego szczegółu. Ostrożnie z dziennikarzami. Nie rzucaj się zanadto w oczy. Ta sprawa w jakimś sensie dotyczy Roarke”a, a zatem i ciebie. Nie życzę sobie żadnych oświadczeń dla mediów, chyba że będziesz miała stuprocentową pewność.

– Tak jest, panie komendancie.

– Niech pani nie będzie taka zadowolona z siebie, pani porucznik. Zanim zamkniemy tę sprawę, dziennikarze nie dadzą pani spokoju. A teraz powiedz mi, czy podejrzewasz, kto pociąga za sznurki? Kto za tym wszystkim stoi?

– Nie mam pojęcia, komendancie.

– A zatem skoncentruj się na poszukiwaniu Yosta. Jesteś wolna.

– Tak jest, panie komendancie. – Odwróciła się i ruszyła za Peabody do wyjścia.

– Dallas?

– Tak, panie komendancie?

– Myślę, że Roarke powinien się spodziewać wizyty federalnych.

– Rozumiem.

Czekając na windę, Eve z trudem powstrzymała się przed wyładowaniem złości na ścianie.

– Jacoby traktuje Darlene French jak narzędzie – mruczała. – Dla niego też nie jest człowiekiem, tak jak i dla Yosta. Skurwiel.

– Przejmujesz się nią, Dallas.

– A tak, i nie zamierzam sobie odpuścić. – Eve już miała wejść do windy, kiedy zauważyła, że w środku stoi Stowe. – Trzymajcie się ode mnie z daleka.

Agentka FBI podniosła ręce.

– Jacoby wrócił do biura. Chcę porozmawiać. Zjadę z wami na dół.

– Jacoby to wyjątkowy kretyn.

– Przeważnie tak. – Stowe nieśmiało się uśmiechnęła. Szczupła trzydziestolatka robiła wszystko, by choć fryzurą jakoś zatuszować, że pracuje dla FBI. Jej kasztanowe włosy miały ciepły miodowy odcień, a ciemne oczy patrzyły ze szczerością. – Przepraszam za te jego uwagi. – Westchnęła. – Wiem, że moje przeprosiny, choć szczere, niewiele dla pani znaczą.

– Jeśli szczere, to może i znaczą.

– Rozumiem. To biurokracja, a przecież i tak wszyscy jesteśmy takimi samymi glinami.

– Czyżby?

– Yost. Pani na niego poluje i my na niego polujemy. Czy to takie ważne, kto przekręci klucz w jego celi?

– Nie wiem. Przez tyle lat nie udało się wam go przyskrzynić. Prawie tyle, ile żyła Darlene French.

– To prawda. Osobiście zajmuję się nim od trzech miesięcy, z czego jeden spędziłam przed monitorem, gromadząc i analizując dane na jego temat. Jeżeli uważa pani, że tak szybciej go złapiemy, oddam pani klucz.

Kiedy drzwi windy otworzyły się, Stowe zorientowała się, że zjechała do garażu. Eye wysiadła, a agentka nacisnęła przycisk parteru.

– Proszę tylko o to, żeby nie zwracała pani uwagi na wyskoki Jacoby”ego. Myślę, że możemy sobie wzajemnie pomóc.

Eye wsunęła dłoń między drzwi windy, nie pozwalając się im zasunąć.

– Postaraj się, żeby Jacoby nie wchodził mi w drogę, a ja się zastanowię.

Kiedy drzwi się zamknęły, ruszyła przed siebie, rozglądając się w poszukiwaniu służbowego pojazdu w kolorze zielonego groszku. Stał na swoim miejscu, zarysowany i z wgniecioną blachą. Jakiś dowcipny serwisant na tylnej szybie wymalował sprayem wielką jaskrawożółtą uśmiechniętą twarz.

Dobrze się stało, że jednak nie miała przy sobie lasera.

7

Eve dotarła do salonu jako pierwsza. Wóz mile ją zaskoczył, bo w drodze ani razu nie przyniósł jej wstydu.

Znała Paradise. Była tu w związku z innym morderstwem na tle seksualnym. Tamta sprawa też miała związek z Roarkiem. Przypomniała sobie, że to ona ich połączyła.

Choć od tego czasu minął ponad rok, w bogatym wystroju wnętrza nic się nie zmieniło. W tle sączyła się łagodna muzyka, niezagłuszająca dyskretnego szumu fontann, a powietrze pachniało świeżymi kwiatami. Klienci relaksowali się, popijając prawdziwą kawę, soki owocowe w wysokich szklankach lub wodę mineralną z bąbelkami. W recepcji za kontuarem stała kobieta z dużym biustem, w dopasowanej czerwonej sukience, ta sama, która przywitała Eye ostatnim razem.

Zmieniła fryzurę, zauważyła Eye. Tym razem burza loków, upiętych na czubku głowy, miała kolor różowy jak wielkanocna pisanka.

Nie rozpoznała Eye. Kiedy zauważyła zniszczoną kurtkę, znoszone buty i niedbałe uczesanie, w jej oczach, zamiast przyjaznego powitania, pojawiła się niechęć, wręcz niesmak.

– Przykro mi, obsługujemy tylko umówionych klientów. Niestety, nasi konsultanci mogą być do pani dyspozycji najwcześniej za osiem miesięcy. Może polecić pani jakiś inny salon?

Eye pochyliła się nad wysokim kontuarem.

– Denis, nie poznajesz mnie? Och, łamiesz mi serce. Chwileczkę, na pewno przypomnisz sobie to! – Uśmiechając się, wyjęła odznakę i podsunęła pod wyrzeźbiony ręką drogiego chirurga nos recepcjonistki.

– Och nie, znowu? – Denis dokładnie pamiętała, z kim ma do czynienia. Przypomniała sobie nawet, kogo policjantka poślubiła po tym, jak widziała ją ostatni raz. – Przepraszam, nie to chciałam powiedzieć, panno…

– Pani porucznik.

21
{"b":"102534","o":1}