– Tak, oczywiście. – Denis zaryzykowała próbę radosnego śmiechu. – Przepraszam, ale jestem dziś trochę roztargniona. Mamy tyle pracy. Naturalnie, dla pani zawsze znajdziemy czas. W czym możemy pomóc?
– Gdzie jest dział sprzedaży?
– Z przyjemnością panią zaprowadzę. Szuka pani czegoś konkretnego czy tylko chce się pani rozejrzeć? Nasi konsultanci…
– Denis, po prostu pokaż mi, co tam macie. I poproś szefa działu.
– Oczywiście. Proszę za mną. Czy mają panie ochotę na coś do picia?
– Chętnie. Poproszę to różowe z bąbelkami. – Peabody mówiła szybko. Nie czekając, aż przełożona jej przerwie. – Bez alkoholu – dodała, widząc jej groźną minę.
– Zaraz podam.
Wjechały na piętro. Dział sprzedaży znajdował się za miniaturową oazą z basenami i palmami. Szerokie przeszklone drzwi prowadzące do części handlowej otworzyły się automatycznie. W obszernym pomieszczeniu mieściło się kilka stanowisk, przy których zajmowano się poprawianiem urody.
Sprzedawcy ubrani byli w zwiewne czerwone płaszcze i śnieżnobiałe skórzane kombinezony, ściśle przylegające do ich doskonałych ciał. Nad ladami umieszczono ekrany, na których pokazywano różne sposoby pielęgnacji skóry, masażu ciała, układania fryzur i techniki masażu relaksacyjnego. Wszystko przy użyciu sprzedawanych na miejscu produktów.
– Zapraszam do środka, proszę się rozejrzeć, a ja poszukam Martina. Zajmuje się obsługą klientów.
– O rany, ale cudeńka.- Peabody z zachwytem podeszła do imponującej gabloty, w której stały buteleczki z matowego szkła, przeróżne złote tubki i słoiczki z czerwonymi zakręt-
– W takich wytwornych miejscach zawsze dają próbki kosmetyków.
– Peabody, trzymaj ręce przy sobie i skup się na pracy.
– Ale to wszystko za darmo…
– Tak, a do tych prezentów wcisną ci krem za sześć miesięcznych pensji. – To miejsce pachnie jak dżungla. Eye nie mogła się uwolnić od tej myśli. Przegrzane, wypełnione zapachem potu dziwnie erotyczne. – To musi być najstarszy salon w mieście. Niczego nie kupię. – Spojrzała na gablotę, pełną bajecznie kolorowych pojemniczków. Zabawki dla dużych dziewczynek, pomyślała z niepokojącą zazdrością.
Stroje ekspedientów były niczym w porównaniu z kreacją Martina.
Przed nim dreptała Denis, stukając o posadzkę czerwonymi obcasami o niebotycznej wysokości. Wyglądała jak pokojówka, prowadząca członka rodziny królewskiej. Wprawdzie zanim znikła szklanymi drzwiami, nie dygnęła w ukłonie, ale Eye była pewna, że przebiegło jej to przez myśl.
Martin prezentował się szalenie dostojnie. Pod długim, ciągnącym się po ziemi, szafirowym płaszczem widać było błyszczący kombinezon ze srebrnej skóry, opinający jego doskonale umięśnione ciało. Pięknie wyrzeźbione uda, naprężone bicepsy, imponujące wybrzuszenie w wąskiej nogawce. Twarz miał proporcjonalną, a gęste kręcone włosy, srebrne jak kombinezon, związane szafirowym troczkiem, opadały na plecy w starannie przemyślanym nieładzie.
Uśmiechając się, wyciągnął w stronę Eye ciężką od biżuterii rękę. Porucznik Dallas – powiedział z uwodzicielskim francuskim akcentem. Zanim zdążyła zaprotestować, podniósł jej dłoń i pocałował powietrze tuż nad nią. – Co za zaszczyt, witamy w Paradise. W czym możemy pomóc?
– Szukam mężczyzny.
– Chreie, a kto z nas nie szuka?
– Mam na myśli konkretnego człowieka – wyjaśniła, z trudem opanowując rozbawienie. Wyjęła z teczki zdjęcie Yosta.
Martin przez chwilę przyglądał się portretowi.
– Przystojny, choć nieco brutalny typ. Moim zdaniem, Dystyngowany Gentleman nie pasuje do jego rysów twarzy i stylu. Sprzedawcy powinni byli mu odradzić ten zakup.
– Rozpoznaje pan perukę?
– Włosy zastępcze – poprawił z błyskiem w oczach. – Tak. Ten model nie cieszy się popularnością ze względu na kolor. Większość osób próbuje uniknąć siwych włosów. Mogę wiedzieć, dlaczego szuka pani tego człowieka w Paradise?
– Dlatego, że właśnie u was kupił te włosy zastępcze oraz sporo innych produktów. Trzeciego maja, płacił gotówką. Chciałabym porozmawiać z osobą, która go obsługiwała.
– Hm. Ma pani listę zakupów?
Eve wyjęła z teczki wydruk i wręczyła mężczyźnie.
– Sporo jak na gotówkę. Nie sądzi pani, że Jurny Kapitan bardziej do niego pasuje? Proszę chwileczkę zaczekać. Podszedł do brunetki, obsługującej najbliższe stoisko, i pokazał jej listę zakupów i zdjęcie. Przyglądając się, zmarszczyła czoło, po czym pokiwała głową i oddaliła się w pośpiechu. – Zdaje się, że wiem, która konsultantka zajmowała się tym klientem. Może wolą panie skorzystać z mojego gabinetu?
– Nie, dziękuję, tu jest dobrze. Poznał go pan?
– Niestety, moje kontakty z klientami ograniczają się jedynie do interwencji w razie problemów. Rozmawiam też z VIP-ami, takimi jak pani. 0, Jest Letta. Leta, ma coeur, mam nadzieję, że pomożesz pani porucznik Dallas.
– Oczywiście. – Słysząc nosowy głos konsultantki i silny akcent ze Środkowego Zachodu, Martin wykrzywił się z niesmakiem.
– Czy ten mężczyzna był twoim klientem? – Zapytała Eve, wskazując zdjęcie, które trzymała Letta.
– Tak. Jestem prawie pewna, że to on. Wydaje mi się, że tu na zdjęciu jest po operacji plastycznej oczu, zmienił też usta, ale zasadnicze rysy twarzy pozostały te same. I lista zakupów, pamiętam, co kupował.
– Czy kiedykolwiek wcześniej był w salonie?
– Cóż… Zdaje się, że tak. Nosi różne peruki, to znaczy włosy zastępcze – poprawiła się, rzucając Martinowi przepraszające spojrzenie. – Zmienia barwniki do skóry i oczu. Lubi zmieniać wygląd, jak wielu naszych klientów. To jedna z usług, jakie świadczymy w Paradise. Zmieniając wygląd, możesz wpływać na swoje samopoczucie i poprawiać…
– Letta, nie musisz mi wciskać tego marketingowego kitu. Przypomnij sobie dzień, kiedy kupował te rzeczy.
– No dobra. To znaczy, oczywiście, proszę pani. Zdaje się, że było wczesne popołudnie, bo część pracowników nie wróciła jeszcze z lunchu. Byłam zajęta, pewna kobieta oglądała każdy produkt, jaki mamy w kolorze blond. Przymierzyła dosłownie wszystko, a w końcu wyszła, niczego nie kupując. – Konsultantka przewróciła znacząco fioletowymi oczami; zaniepokoiła się, widząc surowy wzrok Martina, na szczęście uśmiechnął się do niej ze współczuciem, więc się uspokoiła. – Wtedy podszedł do mnie ten mężczyzna i poprosił o pokazanie Dystyngowanego Gentlemana z prawdziwych czarnych i siwych włosów. Odetchnęłam z ulgą. Wiedział, czego chce, choć wcale nie wydaje mi się, żeby akurat ten model do niego pasował.
– Dlaczego uważasz, że te włosy do niego nie pasowały?
– To duży, przysadzisty facet… Mężczyzna… O kwadratowej twarzy. Wystarczyło na niego popatrzeć, a od razu było wiadomo, że pracował rękami, może w handlu? Dystyngowany Gentleman był dla niego zbyt elegancki, ale się uparł. Sam przymierzył, nie potrzebował pomocy, wiedział, jak to się wkłada.
– A jakie miał włosy? Mam na myśli własne, nie zastępcze.
– Był łysy jak niemowlę… Naturalna łysina. Całkowita. Zdrowa skóra, o dobrze dobranym odcieniu, błyszcząca. Nie wiem, dlaczego chciał ją ukrywać. A potem na wystawie zobaczył Jurnego Kapitana, poprosił, żebym podała. Moim zdaniem, ten model bardziej do niego pasował. Powiedziałam mu, że wygląda jak generał. Chyba był zadowolony. Uśmiechał się. Ma bardzo
Przyjemny uśmiech. Zachowywał się wytwornie, był bardzo grzeczny. Zwracał się do mnie „panno Letto”, „uprzejmie dziękuję”, „bardzo proszę”. Nieczęsto zdarzają nam się tacy klienci.
Konsultantka przez chwilę w milczeniu, marszcząc czoło, zbierała myśli.
– A później powiedział, że chce kupić trochę Młodości. Roześmiał się, bo sama pani słyszy, jak to brzmi: kupić trochę młodości. Ja też się zaśmiałam. Przeszliśmy do stoiska z preparatami do pielęgnacji skóry. Jesteśmy tak wyszkoleni, że możemy obsługiwać klientów we wszystkich działach. Każdy z nas zna całą linię produktów Paradise i przez cały czas asystujemy naszym klientom. Oprowadziłam go po wszystkich stoiskach. Mówił dokładnie, o co mu chodzi, a kiedy ja coś proponowałam, grzecznie odmawiał. Nie kupił niczego, co mu doradzałam. Sam wiedział, czego potrzebuje. Na koniec przeszliśmy do stoiska z żywnością dietetyczną. Powiedziałam, że nie wygląda na osobę, która powinna stosować dietę, na co on stwierdził, że obawia się, że ostatnio zbyt dobrze się odżywia. Nie skorzystał z darmowej dostawy, powiedział, że chce zabrać zakupy ze sobą. Wystawiłam rachunek i zapakowałam towar. Wtedy wyjął z kieszeni pokaźny zwitek gotówki, a mnie mało oczy nie wyszły na wierzch.