Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Roarke zauważył, że pod tym względem ma wiele wspólnego z Eye. Dziwne, że między nimi nie doszło jeszcze do rękoczynów.

Dzięki ambicji, uporowi i umiejętnościom systematycznie wspinała się po szczeblach kariery. Co ciekawe, sama na ochotnika zgłosiła się do prowadzenia śledztwa w sprawie Yosta. Jeśli idzie o życie osobiste, Karen Stowe miała czterech kochanków. Nigdy jednocześnie, wszyscy byli mężczyznami. Z pierwszym związała się w szkole średniej, z drugim na trzecim roku studiów. Wyglądało to tak, jak gdyby dokładnie planowała czas i długość każdego romansu. Podczas szkolenia w FBI weszła tylko w jeden związek, który trwał dłużej niż sześć miesięcy. Stały krąg przyjaciół. W wolnym czasie lubiła malować. Nie miała na koncie żadnych nagan ani ostrzeżeń.

Polecił komputerowi odnalezienie akt prowadzonych przez nią spraw, a w oczekiwaniu na rezultaty wrócił do Jacoby”ego.

Godzinę później zrobił sobie przerwę na kawę. Wracając, zauważył, że miga światełko oznaczające wpłynięcie nowych danych. Pani porucznik przesłała swój film, pomyślał. Postanowił odłożyć akta Stowe i zająć się czymś innym, ale kiedy polecił komputerowi zapisanie danych i zamknięcie pliku, jego uwagę przykuł drobny szczegół.

Nie chodziło o żadną z jej spraw. ale o prośbę o udostępnienie akt. Wniosek złożyła sześć miesięcy przed tym, jak przydzielono ją do prowadzenia sprawy Yosta.

Ciekawe, dlaczego agent specjalny Karen Stowe zainteresowała się szczegółami morderstwa popełnionego w Paryżu. Yost był głównym podejrzanym, ale niczego mu nie udowodniono. Nie ustalono przyczyn morderstwa przez uduszenie, połączonego z gwałtem na Winifred C. Cates, lat dwadzieścia trzy, zatrudnionej jako asystentka ambasadora Stanów Zjednoczonych w Paryżu. Yost pojawił się na pierwszym miejscu na liście podejrzanych ze względu na metodę, a nie motywy. Nie doszukano się niczego. co mogłoby go łączyć z ofiarą.

– A może nie chodziło o niego? – myślał Roarke iui gio. Może interesowała cię ofiara? Komputer, znajdź dane personalne ofiary, Cates, Winifred C.

Czekaj…

Popijając kawę, słuchał cichego mruczenia maszyny.

Cates, Winifred Carole, płci żeńskiej, rasy mieszanej, urodzona 5 stycznia 2029 w Sayannah, stan Georgia. Rodzice Marlo Barrons i John Cates, rozwiedzeni. Brak rodzeństwa. Dołączono zdjęcie.

Czy podać opis wyglądu?

– Nie, dalej.

Wykształcenie: szkoła podstawowa w trybie indywidualnym, pełne stypendium Moss-Riley w szkole średniej, ukończony kurs języka i nauk politycznych. Pełne stypendium American Uniyersity…

– Stój. Porównaj pliki Stowe i Cates. Daty i szkoły. Podobieństwa wyświetl na ekranie.

Czekaj… Trwa przetwarzanie danych… Stowe i Cates ukończyły American Uniyersity, daty te same. Cates otrzymała najwyższe wyróżnienie, Stowe specjalne wyróżnienie. Były na jednym roku. Zajęły odpowiednio pierwszą i drugą lokatę.

– Stój. Znałaś ją, prawda? – mruknął Roarke. – To nie jest zwykle śledztwo. To sprawa osobista.

14

Peabody zeskoczyła z ruchomych schodów, przebiegła korytasz, skręciła do biura ekipy i wpadła prosto na McNaba.

– 0, jesteś. – Uśmiechnął się do niej jak chłopiec, któremu długich poszukiwaniach udało się odnaleźć ukochanego szczeniaka.

– Nie, to ty jesteś. Szukałam cię. Przed chwilą dowiedziałam że FBI zwołuje konferencję prasową. Domagają się obecności Dallas. Pewnie chcą, żeby dziennikarze wzięli ją w obroty.

– Tak, dokładnie o to im chodzi. – Za plecami miał drzwi. McNab, który nigdy nie przepuszczał okazji, jak zwykle nadział na klamkę.

– Na razie nie wiadomo, czy Whitney rzuci ją na pożarcie. Jeśli tak, powinniśmy wszyscy tam być. Nasza konferencja, która miała się odbyć dziś po południu, została odwołana.

McNab kiwał głową, popychając Peabody do wąskiego kantorka, przylegającego do ich biura.

– Daj znać gdzie i kiedy, a tymczasem… – Przyparł ją do ściany zaczął całować jej kark.

– Jezu, McNab – jęknęła, ale nie stawiała większego oporu. Weź się w garść.

– Zaraz, – Jedną ręką operował przy zamku w drzwiach, drti rozpinał guziki jej munduru. -Mmm, Peabody, jesteś taka kobieca sam nie wiem, co robię.

Jego zęby muskały jej szyję, niżej, czuła go na… o tak…

– A ja mam wrażenie, że dobrze wiesz, co robis,.

Jednym szarpnięciem rozpięła mu rozporek. W końcu jaki policjant nie poświęciłby koledze kilku minut?

Był twardy jak skała.

– Jak wy, faceci, w ogóle możecie chodzić z czymś takim między nogami?

– Kwestia przyzwyczajenia. – Zapach, bliskość jej ciała doprowadzały go do szaleństwa. Kiedy wzięła go w swoje silne, zręczne dłonie, czuł, że jest najszczęśliwszym szaleńcem na ziemi. – O rany, Peabody. – Znalazł jej usta, jej językj – Błagam… – Przerwał, bo w tym momencie rozległ się brzęczyk jej kieszonkowego łącza. – Nie odbieraj. – Szamotał się z jej spodniami, niecierpliwy, gotowy, by w nią wejść. – Zostaw.

– Muszę. – Nie mogła złapać oddechu, kolana jej drżały, ale obowiązek to obowiązek. – Zaczekaj… chwileczkę. – Wymknęła się z jego objęć, nabrała powietrza w płuca i glośno wypuściła. Jej policzki zarumieniły się, pod bluzką zarysowaly się nabrzmiałe piersi. W ostatniej chwili przyszło jej do głowy, by zanwni odbierze, zablokować przekaz wideo.

– Peabody.

– Delia. Jesteś dziś wyjątkowo oficjalna. Masz zadyszkę To bardzo seksowne.

– Charles. – Natychmiast odzyskała trzeźwość umysłu. Nie zauważyła, że McNab spochmurniał. – Dzięki, że się tak szybko odezwałeś.

– Wiesz, jak lubię do ciebie dzwonić.

Sprawił jej tym przyjemność, uśmiechnęła się, trochę głupkowato. Zawsze mówił takie miłe rzeczy.

– Wiem, jaki jesteś zajęty, ale pomyślałam, że może móglbyś mi pomóc. Mam pytanie dotyczące śledztwa.

– Dla ciebie z przyjemnością znajdę czas. Co mogę zrobić?

Obrażony McNab odwrócił się do niej plecami i wbił wzrok w stojące w kącie butle i pojemniki ze środkami czystości. Czy ona nie słyszy tego fałszywego tonu w jego głosie? Nie wie, że ten głąb jest taki zajęty, bo z jakąś znudzoną bogatą damulką odpracowuje na golasa to swoje zawrotne honorarium?

– Chciałam, żebyś zidentyfikował pewnego człowieka – tłumaczyła Peabody. – Mężczyzna, rasy mieszanej, około pięćdziesiątki. Wielbiciel opery. Zawsze zajmuje pierwszą lożę po prawej stronie sceny w Metropolitan.

– Pierwsza loża po prawej, tak? Jasne, wiem, o kogo chodzi. Nigdy nie opuścił żadnej premiery. Zawsze przychodzi sam.

– To on. Możesz go opisać?

– Facet nie wygiąda na miłośnika opery. Przypomina raczej zawodowego zapaśnika. Dokładnie wygolony, głowa i twarz. Nosi stroje wieczorowe od najlepszych projektantów. Bardzo elegancki i zadbany. Nie wychodzi z loży w czasie antraktu. Z nikim nie rozmawia. Jedna z moich klientek kiedyś go rozpoznała.

– Naprawdę?

– Tak. Wspomniała, że jest przedsiębiorcą. No, ale to mogło oznaczać wszystko.

– Powiedziała, jak się nazywa?

– Zdaje się, że tak. Zaczekaj, tak, już wiem. Roles. Martin K. Roles. Jestem prawie pewny.

– Podaj mi jej nazwisko.

– Delio – zaczął nieco urażony. – Wiesz, że czuję się nie-

– No dobra. To może mógłbyś się z nią skontaktować i niby przypadkiem wypytać, skąd zna tego człowieka?

– W porządku. Zrobię to dla ciebie. Moglibyśmy się później spotkać na drinka i o tym pogadać, co ty na to? Jestem umówiony na dziesiątą, ale do tego czasu będę wolny. Może w Palace Hotel, powiedzmy o ósmej, w Restauracji Królewskiej?

Królewska, pomyślała z rozmarzeniem. Luksusowe miejsce. Do drinków serwują oliwki wielkości gołębich jaj, a wszystko na pięknych srebrnych półmiskach. A poza tym nigdy nie wiadomo, która ze znanych osobistości wpadnie na kieliszek szampana. Włoży błękitną sukienkę, tę długą, która podkreśla biodra, albo…

– Z przyjemnością, tylko nie wiem, czy nie będę musiała iść.

44
{"b":"102534","o":1}