Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Nagle zesztywniała.

– Już dobrze, nic ci nie grozi – szeptał, kołysząc ją jak dziecko. – Jesteś w domu. Kochanie, zmarzłaś. – Ale nie miał odwagi jej zostawić, nawet by poszukać koca. – Przytul się do mnie.

– Nic mi nie jest, wszystko w porządku. – Nie wierzyła w to. nie.

– Przytul się do mnie. Potrzebuję cię.

Objęła go drżącymi, ciężkimi rękoma i wtuliła twarz w jego

– Czułam twój zapach, słyszałam twój głos, ale nie mogłam znaleźć.

– Jestem przy tobie. – Nie potrafił jej opowiedzieć, co czuje za każdym razem, gdy ona przeżywa swój koszmar z dzieciństwa. Nie znał słów, by opisać, jak bardzo rozdziera mu to duszę. – Tu jestem – mruczał, wtulając usta w jej włosy. – Miałaś zły sen.

– Tak, zły jak zawsze. Już po wszystkim. – Odsunęła się najdalej, jak mogła, i spojrzała na twarz Roarke”a. Jego ciemne, pełne emocji oczy płonęły. – Dla ciebie też był zły.

– Tak jak zawsze, Eye. – Przyciągnął ją do siebie, jej serce biło przy jego sercu. Kiedy najgorsze minęło, pogłaskał ją po plecach. – Przyniosę ci wody.

– Dzięki.

Wyszedł, a wtedy ona schowała głowę w dłoniach. Powtarzała sobie, że w końcu kiedyś to się skończy. Przejdzie jej, zawsze przechodziło. Przełknie gorzki, zniewalający strach i zabierze się do pracy. Będzie pamiętać, kim jest teraz, zapomni, kim była kiedyś.

Ofiara. Zawsze była ofiarą.

Do pracy. Nabrała głęboko powietrza i podniosła głowę. Powinna wrócić do pracy, bo tam ma władzę, kontrolę. W pracy zna swój cel.

Kiedy Roarke wrócił, podał jej wodę i kucnął u stóp Eve.

Czuła się lepiej. Na tyle lepiej, by ulga i wdzięczność ustąpiły miejsca podejrzliwości.

– Wrzuciłeś tu coś na uspokojenie?

– Wypij, Eve.

– Niech cię diabli, Roarke.

– Niech cię diabli, Eve – powtórzył za nią łagodnie i wypił połowę. – Dokończ.

Zmarszczyła nos i nie odrywając od niego oczu, powoli, małymi łyczkami, opróżniła szklankę. Robił wrażenie znużonego, nieczęsto się zdarzało, a nawet zmęczonego, co nie zdarzało się prawie nigdy.

Eye uprzytomnila sobie, że to nie pracy mu trzeba, ale relaksu. Wiedziała, że nawet gdyby sama odłożyła swoje obowiązki na jutro, nie zdoła namówić go na odpoczynek. Zaczekałby, aż ona uśnie, a sam wróciłby do pracy.

Tym razem mu się nie uda. Nie tylko on wie, który guzik nacisnąć. Odstawiła pustą szklankę.

– Zadowolony?

– Mniej więcej. Powinnaś dać sobie na dziś spokój. Prześpij się

Doskonale, pomyślała, celowo nie okazując zadowolenia.

– Masz rację – powiedziała wyraźnie bez entuzjazmu. – I tak nie mogę się skupić, tylko…

– Tylko co?

– Zostaniesz ze mną? – Wzięła jego dłoń. Wiem, że to głupie ale…

– Nie, to wcale nie jest głupie. – Usiadł w fotelu obok niej Objęła go, a kiedy zaczął głaskać jej włosy, przytuliła się d niego. – Wyłącz się chociaż do rana.

– Tak zrobię – przytaknęła, myśląc o tym, że i on do rana nie wymknie się z jej ramion. – Nie odchodź, dobrze?

Dobrze.

Upewniwszy się, że Roarke jej nie zostawi, że sam odpocznie. zamknęła oczy i pozwoliła sobie zapaść w mocny sen bez marzeń,

Zasnęła na długo, długo przed nim.

Kiedy się obudziła, ciągle trzymając Roarke”a w ramionach, za oknem z wolna budził się dzień. Przez chwilę pozostała w bezruchu, korzystając z rzadkiej okazji, by popatrzeć, jak mąż śpi.

Znowu pozwoliła się zaskoczyć miłości. Uniesienie ogarnęło ją jak zwykle bez ostrzeżenia. Nie było to spokojne, zwyczajne uczucie, do którego przywykła, ale gorący poryw namiętności, dziki wybuch, wulkan emocji, który wypełnił jej wnętrze. Radość, zakłopotanie, zaborczość, pożądanie i jakieś nieokreślone zadowolenie z siebie, graniczące ze zdumieniem, wszystko to stopiło w niej w jedną masę emocji.

Był tak absurdalnie piękny, że ogarnęły ją wątpliwości, czy kiedykolwiek zdoła pojąć, jak to się stało, że należy tylko do niej.

Był jej. Spośród wszystkich kobiet świata wybrał właśnie ją. Do diabła, pragnął tylko jej, pomyślała, uśmiechając się szeroko. Zdobył ją, wziął. Kiedy zrozumiała, jakie to podniecające, zrobił kolejny krok.

Pokochał ją.

Nie wierzyła, że kiedykolwiek spotka takiego człowieka. Nie mogła uwierzyć, że nosi w sobie tak wielkie uczucie. I potrafi je odwzajemnić.

A tymczasem proszę, policjantka i milioner śpią razem w fotelu, niczym para przemęczonych androidów. Poczuła się cholernie szczęsliwa. Ciągle się uśmiechała, kiedy otworzył swoje cudowne oczy. Błękitne, czyste jak kryształ i jak zwykle łagodnie rozbawione.

– Dzień dobry, pani porucznik.

– Nie rozumiem, jak można być tak przytomnym zaraz po przebudzeniu. I to bez kawy.

– Denerwujące, co?

– A tak. – Był ciepły, piękny i należał tylko do niej. Mogłaby go teraz schrupać jak świeżą bułeczkę. A właściwie to czemu nie, pomyślała. Do licha, nic nie stoi na przeszkodzie!

– Skoro już się obudziłeś – jej dłoń prześliznęła się w dół po jego torsie -…i jesteś gotowy, mam dla ciebie małe zadanie.

– Czyżby? – Szukała jego ust. celowo je omijając, to znów zaczepnie gryząc jego wargi. Ku zdumieniu i niekłamanej przyjemności Roarke”a, jego twarda męskość znalazła się nagle w jej dłoniach. Pieściła go czule, a jej język wędrował po jego szyi. Dla nowojorskiej policji zrobię wszystko – wyszeptał między jednym westchnieniem a drugim. – O Jezu! -jęknął, przewracąjąc oczyma. – Czy ja już zacząłem tę pracę?

Jakiś czas później Eye, rozluźniona i wypoczęta, wyszła z kuchni z dwoma kubkami kawy. Zdziwiła się, widząc, że w gabinecie nadal panuje półmrok. Roarke, z błogim uśmiechem, głaskał siedzącego mu na kolanach Galahada.

– Jak na eksperta w cywilu, chyba dość się już wybyczyłeś.

– Mhm. – Wziął od niej kawę. – Chodzę wcześnie spać, rano seks, kawa do lóżka. Ostatnio zachowujesz się jak prawdziwa żona. Eye, czyżbyś zaczęła się o mnie troszczyć?

– Hej, jeśli nie chcesz tej kawy, sama ją wypije. I co z tego. że się troszczę? A poza tym nie wyjeżdżaj mi tu z gadką o żonie. bo mnie to strasznie denerwuje.

– Dziękuję, kochanie, chętnie napiję się kawy. Jestem poruszony i szczęśliwy, że tak o mnie dbasz. A denerwowanie cię i nazywanie żoną to jedno z moich ulubionych zajęć.

– Świetnie. Skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, rusz tyłek, bo mamy dziś sporo pracy.

12

P o kilku pierwszych rozmowach wideofonicznych Eye w końcu udało się skontaktować z detektywem z Kornwalii, który zajmował się sprawą morderstw. W ciągu piętnastominutowej rozmowy sierżant z silnym północnym akcentem przekazał jej informacje na temat zajścia, dane obu ofiar, które na podstawie linii papilarnych i DNA zidentyftkowało MCDK, ukochane dziecko Feeneya.

Detektyw Fortique okazał się wesoły i bardzo rozmowny opowiedział jej, jak to po długich nużących poszukiwaniach w końcu udało im się ustalić, kim był turysta, który rzekomo znalazł ciała i powiadomił policję.

Fortique zaoszczędził jej sporo czasu i kłopotu. Wezwał do siebie świadka i maglował tak długo, aż mężczyzna przyznał się do zabrania dwóch kawałków srebrnej linki.

Eye uznała, że brytyjska policja jest dużo bardziej skora do współpracy niż agenci federalni. Chętnie odwzajemniła uprzejmość zamorskiego kolegi, informując go o zakupach, jakie Yost zrobił w Londynie. Wymieniwszy grzeczności, zakończyli rozmowę.

Wideofon do sklepu jubilerskiego potwierdził jej podejrzenia. Sprzedawcy od razu przypomnieli sobie Sylyestra Yosta. Zapamiętali klienta o tak doskonałym guście i manierach, który zrobił u nich ogromne zakupy za gotówkę.

Jeszcze jeden węzeł mniej, zauważyła z zadowoleniem i zabrała się do poszukiwania hoteli.

Pracownicy New Savoy okazali się mniej entuzjastyczni oil policji i londyńskich kupców. Odsyłano ją od recepcjonistki do szefa zmiany, który z kolei poradził jej, by zwróciła się do dyrekcji. Wyglądało na to, że utknie tam na dobre.

Szefem hotelu była dobiegająca sześćdziesiątki kobieta o włosach koloru stali, kościstej twarzy i wystającym podbródku. Oczy mial. błękitne jaku niemowlęcia, w jej monotonnym głosie pobrzmiewała szczegółowo dopracowana uprzejmość.

37
{"b":"102534","o":1}