– Niestety, w tej sprawie nie mogę pomóc, pani porucznik ściśle przestrzegamy zasad obowiązujących w New Sayoy i dlatego oprócz dbania o wygodę gości zapewniamy całkowhi dyskrecję.
– Nie uważa pani, że kiedy goście zaczynają gwałcić i mordować, liczą się z możliwością utraty prywatności?
– Możliwe. Niestety, nie mogę udzielać żadnych informacji o gościach. A jeśli pani się myli? Złamałabym przepisy, co więcej. mogłabym urazić któregoś z naszych gości. Dopóki nie przedstawi pani odpowiedniej dokumentacji, w tym międzynarodowego nakazu, by hotel udostępnił dane wspomnianej osoby, mam związane ręce.
Chętnie sama bym ci je związała, a potem wykopała ten kościsty tyłek przez okno z najwyższego piętra tego zasranego hotelu.
– Pani Clydesboro, zmusza mnie pani, żebym o piątej pięćdziesiąt obudziła przełożonego i adwokata do spraw współpracy międzynarodowej? Zapewniam, że im się to nie spodoba.
– Obawiam się, że będzie pani musiała pokonać tą przeszkodę. Proszę się ze mną skontaktować, kiedy tylko…
– Dość tego, a teraz posłuchaj, siostro…
– Chwileczkę. – W drzwiach od trzydziestu sekund stał Roarke i przysłuchiwał się wymianie zdań. Podszedł do biurka i przejął łącze. – Pani Clydesboro.
Eye z zadowoleniem patrzyła, jak zasuszona twarz kobiety blednie, a jej mlecznoniebieskie oczy otwierają się szeroko ze zdziwienia.
– Och, to pan!
Proszę udostępnić porucznik Dallas wszystkie dane, jakich zażąda.
– Oczywiście. Pan wybaczy, nie wiedzialam, że autoryzował ten nakaz.
– Naturalnie, przecież nie mogła pani o tym wiedzieć – odparł z rozbawieniem. – Ale skoro już pani wie, proszę się zabrać do pracy.
– Osobiście wszystkiego dopilnuję. Pani porucznik. proszę przysłać opis mężczyzny, który, pani zdaniem, zatrzymał się w naszym hotelu, a ja natychmiast poproszę pracowników. by potwierdzili lub zaprzeczyli pani przypuszczeniom.
– Wysyłam zdjęcie, daty, kiedy ten człowiek przebywał w Lonynie, oraz opis. Proszę poinformować pracowników, że mężczyzna był prawdopodobnie w przebraniu i miał inne znaki szczególne. kolor oczu i włosów także może być różny. Podejrzewam, że zatrzymał się w którymś z luksusowych apartamentów, podróżował samotnie, możliwe, że własnym pojazdem.
– Za godzinę będzie pani mieć odpowiedź.
– Swietnie – powiedziała Eye, rozłączając się, po czym mruknęła pod nosem: – Biurokratyczna małpa.
– Na tym polega jej praca. Te zasady obowiązują we wszystkich najlepszych hotelach w Londynie. Chcesz, żebym przetarł dla ciebie ścieżki?
Wzruszyła ramionami i wstała.
– Czemu nie? A jak twoje poszukiwania? Znalazłeś coś?
– Tak, chyba tak. Zdaje się, że komputer znajdował się tu, w mieście, Reszta to na razie ciągle zagadki.
– A dokładniej. Możesz podać dokładniejszą lokalizację?
– Jeśli mi dasz trochę czasu, zaprowadzę cię pod jego drzwi.
– Ile?
– Tyle, ile trzeba.
– No tak,ale jak…
– Pani porucznik, niecierpliwość w niczym tu nie pomoże. – Spojrzał w stronę drzwi, w których właśnie pojawił się Mick.
– Przeszkadzam?
– Nie, skąd. – Eye zauważyła, że Roarke szybko zapisał dokument i ręcznie wygasił ekran. – Wcześnie wracasz, mniemam, że interesy dobrze poszły.
Mick rozpromienił się w uśmiechu.
– Mówiąc szczerze, nawet me marzyłem, że będzie tak dobrze. Ładnie pachnie! Czy to kawa?
– Tak. – Róarke był pewny, że Eye z wściekłości zgrzyta zębami. – Napijesz się z nami?
– Chętnie. Poproszę mocną z kropelką czegoś irlandzkiego, jeśli można.
– Da się zrobić.
Mick uśmiechnął się do Eye, kiedy Roarke ruszył w stronę kuchni, a tuż za nim, przeczuwając śniadanie, kot.
– Ten facet prawie nigdy nie śpi. To cud, że znalazł kobietę, która tak jak i on wstaje jeszcze przed świtem.
– Ty też wyglądasz całkiem żwawo jak na kogoś, kto się bawił przez całą noc.
– Pewne zajęcia dodają mężczyźnie energii. Pracujesz czasami w domu, prawda?
– Prawda.
Mick pokiwał głową.
– Widzę, że nie możesz się już doczekać, kiedy będziesz mogła wrócić do tego, co robiłaś. Zaraz znikam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to, co powiem, ale Roarke pracujący ramię w ramię z gliną to widok dość niezwykły.
– Bardzo niezwykły. – Obróciła się, kiedy do gabinetu wszedł Roarke z dużym kubkiem parującej kawy z whisky.
– Oto odpowiedź na modlitwy. Dzięki, przyjacielu. Wypiję w swoim pokoju, na dobry sen.
– Jeszcze chwila. Eye, masz nazwiska tej pary z Kornwalii?
– Mam czy nie, to sprawa policji.
– Mick może ich znać. – Roarke patrzył żonie w oczy. – I ich rywali.
Miał rację. Potencjalny przemytnik mógł się na coś przydać, choćby jako gość.
– Britt i Joseph Haguesowie.
– Cóż. – Mick z uwagą wpatrywał się we wzmocnioną kawę. -Możliwe, oczywiście, dużo podróżuję, mogłem gdzieś słyszeć te nazwiska. Dokładnie me pamiętam. – Spojrzał znacząco na Roarke”a. – Nie mogę powiedzieć. Nie pamiętam – powtórzył.
– Robiłeś z nimi interesy? – zaatakowała Eye. – Takie, które nie spodobałyby się celnikom?
– Robię interesy z różnymi ludźmi – odezwał się chłodno. – Nie mam zwyczaju rozmawiać o nich ani o ich sprawach z glinami. Dziwię się, że mnie oto pytasz – zwrócił się do Roarke”a. – Jestem niemile zaskoczony. Spodziewasz się, że będę sypał przyjaciół i współpracowników?
– Twoi przyjaciele i współpracownicy nie żyją – powiedziała stanowczo Eye. – Zostali zamordowani.
– Britt i Joe? – Jego zielone oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia i pociemniały. Powoli usiadł na krześle. – Nic o tym nie słyszałem. Nikt mi nie mówił.
– Ich ciała znaleziono w Kornwalii. Zdaje się, że nie od razu. Policja bardzo długo nie mogła zidentyfikować zwłok.
– Dobry Boże, niech spoczywają w pokoju. Tacy sympatyczni ludzie. Jak to się stało?
– Komu mogło zależeć na ich śmierci? – odpowiedziała pytaniem Eye. – Kto był w stanie słono zapłacić za wyeliminowanie ich z gry?
– Nie jestem pewien. Muszę przyznać, że mieli spore powodzenie. Sprowadzali do Londynu wysokiej klasy alkohole i nielegalne substancje, a stamtąd dalej do Paryża, Aten, Rzymu. Założę się, że nadepnęli na niejeden odcisk. W branży zaistnieli dopiero parę lat temu. Boże, nie mogę uwierzyć. – Mick napił się kawy, próbując się uspokoić.
– Nie znałeś ich – powiedział do Roarke” a. – Jak wspomniałem, zajmowali się eksportem od kilku lat. Działali tylko na terenie Europy. Niedawno kupili domek na wsi. Bóg jeden wie dlaczego, ale lubili wiejskie życie.
– Czyim interesom zagrażali? – zapytał Roarke.
– Trudno powiedzieć, weszli w paradę tylu ludziom. Przecież zawsze znajdzie się miejsce dla jeszcze jednego przemytnika. Na świecie jest mnóstwo rzeczy, które powinny zmienić właściciela. Może Francolini? Tak, to wredny skurwiel, a oni działali na jego terenie. Nie zawahałby się przez nasłaniem na nich któregoś ze swoich goryli. Uciszyłby ich na dobre.
– Nie zatrudnia płatnych zabójców. – Roarke dokładnie pamiętał Francoliniego, – Ma wystarczająco dużo swoich ludzi, którzy przeleją krew, jeśli tego zażąda. Nie wyszedłby poza rodzinę.
– Płatny zabójca? No to faktycznie Francolini odpada. A Lafarge? Albo Hornbecker. Hornbecker mógłby zapłacić za czyjąś śmierć. Musiałby mieć dobry powód, żeby nadwerężać swój budżet.
– Franz Hornbecker z Frankfurtu – wyjaśnił Roarke. – Za moich czasów był płotką.
– Ostatnio miał szczęście. – Mick westchnął. – Nie wiem, co jeszcze wam powiedzieć. Britt i Joe… Nie mogę uwierzyć. Dlaczego, jeśli wolno spytać, glina z Nowego Jorku interesuje się losem dwójki dobrze zapowiadających się angielskich przemytników?
– Ich śmierć może mieć związek ze sprawą, którą prowadzę.
– Jeżeli tak jest, mam nadzieje, że złapiecie bydlaka, który ich załatwił. – Mick wstał. – Nie mam pojęcia, w co się ostatnimi czasy wplątali, ale mogę popytać. Po cichu.
– Będziemy wdzięczni za pomoc i informacje.
– Zobaczę, co się da zrobić. – Pochylił się i pogłaskał kota, łaszącego się u jego nóg. – Idę do łóżka. Och, Roarke… – Zanim wyszedł, jeszcze sobie coś przypomniał. – Jeśli będziesz mial wolną chwilę, chciałbym omówić z tobą sprawę, o której ci wspominałem.