Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Eye, miło panią widzieć. Och, jeśli przyszła pani tu w sprawach policyjnych, może powinienem zwracać się do pani per pani porucznik?

– Niech pan sam zdecyduje. Przyszłam porozmawiać o aukcji.

Roześmiał się i wskazał dłonią, żeby weszły do środka.

– Cieszę się, że to panią interesuje. Moja matka nie potrafi myśleć o niczym innym. Proszę, rozgośćcie się. Usiądźcie. Liza. mamy gości!

Apartament Lane”a urządzony był z jeszcze większym rozmachem. Przestronny salon za szerokim zakrętem przechodził w elegancki pokój jadalny z kryształowymi żyrandolami i białym fortepianem w rogu. Kręte złote schody prowadziły na drugi poziom. Teraz pojawiła się na nich zjawiskowo piękna Liza, odziana w skórzany kombinezon, biały jak fortepian.

Eye podejrzewała, że świecidełka w jej uszach, na szyi, dłoniach i stopach nie są dziełem rąk ludzkich. Biedny Vinnie, jaką pożyczkę musiałeś zaciągnąć, żeby jej to kupić?

– Witam. – Liza wydęła wargi w uśmiechu kokłctryjn, poprawiła włosy.

– Przepraszam, że przeszkadzamy – powiedziała uprzejmie Eye. Miałam nadzieję, że będę mogła ustalić z Vincc”en, kilka szczegółów dotyczących aukcji. Nowojorska policji mieć pewność, że wydarzenie organizowane przez pana Lane’a przebiegnie nie bez zakłóceń.

Liza przeciągnęła się, ziewając.

– Nie mogę się doczekać, kiedy będzie już po wszystkim. Ludzie nie rozmawiają o niczym innym.

– Musi to panią nudzić.

– Cóż, owszem. Jeśli i wy zamierzacie o tym mówić, lepiej pójdę w tym czasie na zakupy.

– Przykro mi, nie chciałam pani wyganiać z domu. To nie potrwa długo – powiedziała Eye.

– Może później się spotkamy? – Vince najwyraźniej próbował ją udobruchać. Podszedł do Lizy i pogładził ją po ramieniu. O dwunastej trzydzieści w Randez-Vous. Zjemy razem lancz.

– Może. Kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu Wodziła palcem po jego klatce piersiowej. – Skarbie, wiesz, jak lubię z tobą być. Nie spóźnij się.

– Nie spóźnię…

Podeszła do stolika przy drzwiach, wzięła torebkę, posłała Lane”owi całusa i wyszła.

– Strasznie ją znudziło to całe medialne zamieszanie wokół aukcji i zabezpieczeń – powiedział Lanc. – Wykazała się niezwykl cierpliwością.

– Tak, aż trudno uwierzyć. – Eve podeszła do jednej z trzech obitych jedwabiem sof i usiadła na poręczy. – Bardzo się pan zaangażował w sprawy fundacji pańskiej matki i w zorganizowanie aukcji. Taka działalność musi pochłaniać sporo czasu.

– To prawda, ale i tak uważam, że warto.

– I nie przeszkadza panu, że matka zamierza wyrzucić w błoto miliony dolarów?

– Nie, bo cel jest szczytny – odparł z entuzjazmem. – I jestem z niej dumny.

– Doprawdy? Mimo, że nie ma pan grosza, co więcej, jest pan po uszy zadłużony, i Ti głównie u przyjaciół?- Patrzyła, jak jego twarz zastyga, a ciało sztywnieje. – No, no, Vince, jest pan naprawdę świetnym kumplem.

– Nie wiem. O co pani chodzi, ale uważam, że tego typu żarty są bardzo w złym guście.

– Moim zdaniem spiskowanie i próby okradzenia własnej rodziny są w złym guście. Uważam, że takie małe skunksy, którym nie chce się pracować i zarabiać na życie, są też w złym bardzo guście. Ale największy wstręt budzi we mnie morderstw. Tak między nami, wasz człowiek popełnił błąd dziś rano. Nie powinniście wypłacać mu honorarium, bo jeszcze nie wypełnił tej części kontraktu.

– Proszę wyjść. – Wskazał palcem drzwi. Gdyby nie to, że drżała mu ręka, ten gest mógłby się wydać bardzo dramatyczny.- Proszę natychmiast stąd wyjść. Nie zamierzam tolerować podobnego zachowania. Złożę skargę u pani przełożonych. Zaraz skontaktuję się z moim adwokatem. Zobaczy pani…

– Zamknij się śmieciu. Peabody włącz rekordem.

– Tak jest pani porucznik

– Vincencie Lane – zaczęła Eve. – Ma pan prawo zachować milczenie.

– Jestem aresztowany? – Jego blada twarz gwałtownie nabrała koloru. – Myślicie że możecie mnie aresztować? Nic przeciwko mnie nie macie. Niczego mi nie udowodnicie. W ogóle wiecie kim jestem?

– Pewnie że wiemy. Jesteś łajdakiem. Teraz usiądziesz, a ja odczytam ci resztę twoich praw i obowiązków. Potem odpowiesz na moje pytania. Jeśli będziesz się opierał, zawieziemy cię na posterunek i urządzimy ci oficjalne przesłuchanie. Zanim dotrzemy na miejsce, media na pewno coś zwietrzą. Twoja dziewczyna, zamiast jeść z tobą lancz, będzie cię oglądać na każdym ekranie w mieście. Dowie się, że Vincent Lane został zatrzymany i jest podejrzany o udział w przygotowywaniu poważnego napadu rabunkowego, organizowanie zbytu skradzionych towarów i wielu innych drobnych przestępstw. Jak choćby udział w spisku mającym na celu zbrodnię.

– Zbrodnię! Pani chyba zwariowała. Całkiem pani rozum odebrało. Nigdy nikogo nie zabiłem. Dzwonię po mojego adwokuta.

– Oczywiście. Proszę to zrobić – powiedziała łagodnie Eve i wyciągnęła przed siebie nogi. – Śmiało, Vince, dzwoń. Ciekawe, kiedy wiadomość o tym, że bronisz się w sprawie o morderstwo. dotrze do twoich serdecznych przyjaciół Gerade”a i Naplesa. Jak myślisz, jak długo im zajmie powiadomienie o tym Yosta? Na pewno będą chcieli zamknąć ci usta. Przecież mają swoje tajemnice. Zlecą mu jeszcze jedno zabójstwo, może nawet nie będą musieli mu niczego zlecać.

Urwała i zajęła się oglądaniem paznokci. Lane stał jak wmurowany przy łączu.

– Tak, pewnie zrobi to za darmo. W końcu sam też ma tajemnice, o których policja nie powinna wiedzieć. Vinnie, wiesz, co on robi swoim ofiarom? – Podniosła wzrok i spojrzała mu w oczy. Nie współczuła mu. – Najpierw je masakruje, czeka, aż odzyskają przytomność, a potem gwałci. Mamy to sfilmowane. Mogę ci pokazać, jak obejdzie się z mężczyzną takim jak ty. Złamie ci rękę jak suchą gałązkę i tak ci obije twarz, że rodzona matka cię nie pozna. A kiedy będzie ci się wydawało, że najgorsze masz już za sobą, przerżnie cię od tyłu. To boli. Ból jest tak niewyobrażalny, że aż trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Wierz mi, to koszmar. Zobaczysz, jak otwiera się piekło, żeby cię pochłonąć żywcem. Nie uciekniesz, nie wymkniesz mu się. Twój dramat zakończy się dopiero, kiedy wokół twojej szyi zaciśnie linkę. Będziesz bębnił stopami w podłogę. Zanim umrzesz, zdążysz się jeszcze zsikać się ze strachu.

Wstała.

Jak się tak nad tym dobrze zastanowić, dochodzę do wniosku, że to dla ciebie sprawiedliwy koniec. No dalej, dzwoń po tego adwokata. Niech to się w końcu zacznie.

– Nie chciałem, żeby komuś coś się stało. – Jego oczy zaszły łzami, po chwili po policzkach spłynęła cienka strużka. To nie moja wina.

– Jasne, tacy jak ty nigdy nie są niczemu winni. – Wskazała dłonią sofę. – Usiądź i wyjaśnij mi, dlaczego to nie twoja wina.

– Potrzebowałem pieniędzy. – Wytarł oczy i jednym haustem wypił wodę, którą przyniosła mu Peabody. – Matka wpadła na ten idiotyczny pomysł z aukcją. Chciała tak po prostu oddać mnóstwo swoich rzeczy. Wszystko przez tę jej cholerną fundację. Jestem jej synem. – Spojrzał na Eve, a w jego wzroku było błaganie o litość. – Dlaczego chciała przekazać majątek jakimś obcym ludziom? Przecież to ja potrzebuję tych pieniędzy.

– Postanowiłeś wymyślić coś, żeby zostały w rodzinie.

– Pokłóciliśmy się. Powiedziała, że przestanie mnie utrzymywać. Już nieraz obiecywała, ale tym razem czułem, że mówi poważnie. Byłem wściekły, przecież to moja matka. – Patrzył na Eye, szukając u niej zrozumienia.

– I wtedy spotkałeś się z przyjaciółmi.

– Musiałem jakoś odreagować. Odwiedziłem Doma. Jego ojciec nie rozdałby pieniędzy obcym. Dom nigdy się nie martwił, czym zapłaci pieprzone rachunki. Gadaliśmy sobie, wypiliśmy kilka drinków. Powiedziałem coś takiego, że powinienem zabrać te rzeczy i sam je sprzedać. Ciekawe, jak by jej się to podobało. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy coś takiego jest w ogóle możliwe. Tylko rozmawialiśmy. Ale z tego gadania zaczął się wyłaniać całkiem realistyczny plan. Miliony dolarów. Już nigdy nie musiałbym się o nic martwić. Mógłbym żyć, jak tylko bym chciał. Nikomu nie musiałbym się z niczego tłumaczyć. Zdaje się, że byłem nieźle wstawiony. Film mi się urwał. Kiedy się rankiem ocknąłem, Dom rozmawiał już ze swoim staruszkiem. Po prostu puścił machinę w ruch. Sciągnęliśmy Michela. Spotkaliśmy się wszyscy razem i jeszcze raz zaczęliśmy się zastanawiać. Mnie nadal się wydawało, że to nierealne. Rozumie pani, jak jakaś zabawa. Ale staruszek Doma stwierdził, że to jest do zrobienia. Wiedział, jak wszystko ustawić. Mieliśmy się podzielić forsą w zależności od tego, ile kto zainwestował. Zwyczajny interes. Nic więcej. Nikt nie wspominał o żadnych morderstwach. Tylko interes.

64
{"b":"102534","o":1}