Jessica poprawiła się w fotelu.
– Jakie?
– Takie, których brat nie chce słyszeć o siostrze – odparł z ociąganiem Edward.
– Aha.
– Gorzej niż „aha”. Chłopaki nie zostawiali na niej suchej nitki. Ktoś wreszcie znalazł kluczyk do pasa cnoty panny Niedotykalskiej i nie można go już było zamknąć. Doszło do bójki. Dostałem straszny wycisk, broniąc jej honoru.
Słowo „honor” wypluł z siebie, jakby budziło w nim niesmak.
– W domu też się zmieniła. Przestała chodzić do kościoła. Myślałem, że mama dostanie zawału, wiesz przecież, jak reaguje na takie rzeczy.
Jessica skinęła głową. Wiedziała aż za dobrze.
– Kathy zaczęła wracać późno. Chodziła na zabawy w colllege’u. Czasem nie nocowała w domu.
– Mama jej nie powstrzymała?
– Nie mogła, Jess. Niewiarygodne. Kathy się bała jej przez całe życie. I oto nagle znalazła swojego supermana. Mama straciła na nią wpływ.
– A tata?
– Wiesz przecież, że nigdy nie był tak surowy jak mama. Chciał uchodzić za równego gościa, być za pan brat ze wszystkimi. Dziwne, ale to właśnie wtedy Kathy nawiązała z nim bliższą więź. Był ogromnie wzruszony jej nagłym zainteresowaniem. Pewnie się bał, że zrazi ją do siebie, jeśli zacznie prawić jej kazania.
To podobne do ojca, pomyślała.
– I co zrobiłeś?
– Spytałem ją wprost, czy się puszcza.
– Co odpowiedziała?
– Właściwie to nic. Nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła. Stała z dziwnym uśmiechem. Odparła, że nic nie rozumiem, że jestem „naiwny”. Naiwny! Wyobrażasz sobie to słowo w jej ustach?
– Ale to nie wyjaśnia, od czego się zaczęło, co sprawiło, że się zmieniła.
Edward otworzył usta, lecz nic nie powiedział. Rozłożył ręce i opuścił je, jakby były za ciężkie i nie mógł ich utrzymać.
– To ma związek z mamą – rzekł ledwo dosłyszalnie.
– Jaki?
– Nie wiem. Mama chyba wie. Kathy odsunęła się od ciebie i ode mnie, ale nie przestała nas kochać. Najgorzej wyszła na tym mama.
Jessica zagłębiła się w fotelu ojca, rozważając ostatnie zdanie.
– Wiedziałam, że w ostatnich latach Kathy się zmieniła, ale nie miałam pojęcia…
Nie dokończyła zdania.
– Pamiętaj, Jess, że to się skończyło.
– Co się skończyło?
– Ten okres w jej życiu. Właśnie dlatego nie łączyłbym zmiany w zachowaniu Kathy z jej zniknięciem.
– Dlaczego?
– Kathy znów się zmieniła. Nie, nie zaczęła chodzić co niedziela do kościoła ani nie przeprosiła się z mamą. Jednak wyzwoliła się od tego, co ją gnębiło. Znów zaczęła być sobą. Sądzę, że spora w tym zasługa Christiana. Uchronił ją od najgorszego. Przestała się puszczać. Skończyła z narkotykami, piciem, imprezami. I z całą resztą. Czasem nawet się uśmiechała.
Jessica przypomniała sobie stopnie siostry. Fatalne oceny w klasie maturalnej oraz na początku studiów. I nagły powrót do świetności na drugim semestrze pierwszego roku, gdy poznała Christiana. Potwierdzało to spostrzeżenia Edwarda.
Czy więc przeszłość nie miała znaczenia? Czy ów okres Kathy zostawiła za sobą i pogrzebała na amen? Może. Tak twierdził Edward, ale Jessica w to wątpiła. No, bo jeśli faktycznie tak było, to dlaczego jej zdjęcie ukazało się w magazynie porno? To zaś prowadziło do najważniejszego pytania:
Co sprawiło, że się zmieniła?
Jessica nie znała odpowiedzi. Jednak już wiedziała, kto może ją znać.
30
Znalazłoby się kilka rzeczy przyjemniejszych od wizyty u Hermana Ache’a. Na przykład wydłubanie oka łyżką do grejpfruta.
– Wysłuchałem przez radio konferencji prasowej – rzekł Win.
Myron nie był zachwycony, że dach w sportowym zielonym jaguarze XJR jest złożony. Spodziewał się, iż lada chwila utkwi mu w zębach jakiś robak.
– Christiana z pewnością ucieszył kontrakt.
– Bardzo.
– Media wciąż milczą o Nancy Serat.
– Jake jeszcze nie podał jej personaliów. Gdy tylko się dowiedzą…
– Zacznie się zabawa.
– Właśnie.
– Czy Christian wie? – spytał Win.
– Jeszcze nie. Jest uszczęśliwiony. Nie chciałem skracać mu chwili radości.
– Powinieneś go uprzedzić.
– Uprzedzę. Jake obiecał, że da mi znać o ujawnieniu nazwiska Nancy mediom.
– Widzę, że go lubisz.
– To uczciwy gość. Możemy mu ufać.
Win poruszył palcami, mocniej ścisnął kierownicę i przyśpieszył.
– Nie ufam funkcjonariuszom – oświadczył. – Tak jest bezpieczniej.
Jaguar mknął bardzo szybko. Czteropasmowej West Side Highway, ze światłami co dwadzieścia jardów, nie przeznaczono do rozwijania takich prędkości. Nie pomagały również wykopki. Trwały, odkąd pamiętano. Książki historyczne podawały, że Peter Minuit, Holender, który w roku 1626 kupił Manhattan od Indian, często narzekał na przeszkody w podróż w okolicach przyszłej Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy.
Nie powstrzymało to jednak Wina od wciśnięcia gazu do dechy. Budynek Javits Center zamienił się w smugę. Podobnie zresztą jak rzeka Hudson.
– Może byś odrobinę zwolnił? – zagadnął Myron.
– Spokojna głowa. Po mojej stronie jest poduszka powietrzna.
– Wspaniale.
Zbliżali się do siedziby Ache’a. Od pełnego smogu powiewu Myrona jeszcze bardziej ściskało w żołądku. Nerwy miała napięte jak świeżo naciągnięta rakieta do tenisa. Za to Win był całkiem odprężony. No, ale jego nikt nie kazał zabić.
Zadzwonił telefon.
– Halo?… To P.T. – rzekł Win i przekazał słuchawkę Myronowi.
– Tak?
– Cześć, Myron, jak się czujesz?
– Nie narzekam.
– Cieszę się. Nie zgadniesz, co się wczoraj stało.
– Co?
– Wieczorem w jakimś zaułku znaleziono martwych dwóch najlepszych nowojorskich cyngli. Smutne, co?
– Tragedia.
– Pracowali dla Franka Ache’a.
– Naprawdę?
– Zginęli od kul dum-dum z magnum czterdziestki czwórki. Urwały im łby.
– Co za strata.
– Aha, mnie też spędza sen z powiek. Po mieście krąży plotka, że to nie koniec. Trupy nie powstrzymają takiego typa jak Frank Ache. Kontrakt na zabicie cieniasa, który go wnerwił, wciąż obowiązuje.
– Cieniasa?
– Miło się z tobą rozmawiało, Myron. Trzymaj się.
– Nawzajem, P.T.
Myron odłożył słuchawkę.
– Kontrakt wciąż obowiązuje? – spytał Win.
– Tak.
– W biurze Hermana cię nie stukną. On na to nie pozwoli.
Myron był tego świadom. Nawet wśród tych, z których rozkazów zginęły pewnie setki ludzi, obowiązywał pewien kodeks. Nie brakowało idiotów wierzących, że opiera się on na jakiejś etyce. Nic bardziej błędnego. Kodeks służył dwojakim celom: dzięki niemu gangsterzy wydawali się niemal ludzcy, a ponadto chronili samych siebie i własne pozycje. Mafiosi mieli tyle wspólnego z etyką, co politycy z uczciwością.
Wykopki w pobliżu Dwunastej Ulicy spowolniły Myrona i Wina, lecz i tak mieli zapas czasu. Pachniało pizzą – pewnie dlatego, że stali przez pizzerią o nazwie Pierwsza Oryginalna Nowojorska Pizza Raya, Naprawdę, Serio, Poważnie, Słowo. Chodnikiem kroczyła wysoka kobieta w granatowym kostiumie i modnych okularach. Zrewanżowała się Myronowi uśmiechem. Wprawdzie wolałby, żeby był leciutki, a najlepiej omdlewający, ale nie można mieć wszystkiego.
O drugiej po południu U Clancy’ego wrzało jak w ulu. Myron zatrzymał się przed drzwiami, poprawił włosy i z uśmiechem odwrócił twarz w lewo, w prawo i na wprost.
Win spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
– Federalni fotografują każdego, kto tu wchodzi – wyjaśnił Myron. – Chciałem wyjść jak najlepiej.
– Dopiero teraz mi to mówisz?! Jak ja wyglądam!
U Clancy’ego siedzieli sami mężczyźni. Nie było co liczyć na podryw. Z grającej szafy dobiegała piosenka Boba Segera. Lokal urządzono w stylu wczesnoamerykańskiej piwiarni. Mnóstwo neonów z nazwami marek: Budweiser, Bud Light, Miller, Miller Lite, Schlitz. Zegar reklamujący piwo Michelob. Lustro z browaru Coorsa. Podstawki od Pabsta. Kufle z logo Rolling Rock.
Myron wiedział, że lokal jest „zapluskwiony” tysiącem mikrofonów FBI. Herman Ache nie dbał o to. Idioci wygadujący w barze rzeczy, które ich obciążały, zasługiwali na zapuszkowanie. Prawdziwe rozmowy toczyły się na zapleczu. Z polecenia Ache’a codziennie sprawdzano, czy nie ma tam pluskiew.