– Widzę, że już ci lepiej.
Myron wzruszył ramionami.
– Różnimy się od siebie – dodał Win. – To, co ty nazywasz egzekucją, ja nazywam tępieniem robactwa.
– Nie musiałeś ich zabijać.
– Ale chciałem – odparł beznamiętnie Win. – I nie sądzę, żeby któreś z nas długo ich opłakiwało.
Była to święta prawda, ale ten argument nie uspokoił Myrona. Zapragnął zmienić temat.
– Dokąd pojechał Chaz po wyjściu z TruPro? – spytał. Win nadgryzł krakersa.
– Zanim do tego przejdę, wiedz, że pana Landreaux wyprowadził stamtąd duży gość pasujący z opisu do twojego znajomka Aarona. Wielki. Pewny siebie. Wysportowany. W garniturze, bez koszuli. I w okularach przeciwsłonecznych, choć słońce już zaszło.
– To on.
– Rozstali się na ulicy. Aaron wsiadł do długaśnej limuzyny. Chaz Landreaux poszedł do hotelu Omni.
– Którego? – spytał Myron, gdyż na Manhattanie było kilka hoteli o tej nazwie.
– Tego niedaleko Carnegie Hali. W recepcji spotkał się z matką. Wzruszające spotkanie. Objęli się i popłakali.
– Hm.
Kelnerka postawiła na stoliku jedzenie i napoje, podrapała się ołówkiem w pośladek i wróciła do kuchni.
– A gdzie poszli potem?
– Na górę. Zamówili jedzenie do pokoju.
– Czemu matka Chaza przyjechała aż z Filadelfii? – spytał Myron po chwili namysłu.
– Sądząc z ich rozpaczy – Win rozłożył na kolanach serwetę – Frank Ache wymusił na Chazie posłuszeństwo, posługując się członkiem jego rodziny.
– Kogoś porwał?
– Możliwe. Frank dopiero co wysłał tych dwóch, żeby cię zabili. Wątpię, żeby cofnął się przed porwaniem z getta.
Zamilkli.
– Brodzimy w głębokim gównie – odezwał się Myron.
– I owszem. Za głębokim.
Chaz miał liczną rodzinę. Gdyby Frank chciał uderzyć go najmocniej, to porwałby któreś z jego rodzeństwa.
– Załatwimy to jutro – rzekł Myron. – O drugiej jestem umówiony z Hermanem Ache’em. Tam gdzie zwykle.
– Mam pójść z tobą?
– Jak najbardziej. Win nabrał sałatki.
– Zdajesz sobie sprawę, że to nie będzie łatwe.
Myron skinął głową.
– Herman Ache nie lubi się wtrącać w interesy brata.
– Wiem.
Win odłożył widelec.
– Mogę ci coś zaproponować?
– Słucham.
– Frank Ache wysłał za tobą dwóch cyngli. Ich niewczesna śmierć nie odwiedzie go od ponownej próby.
– Co zatem proponujesz?
– Ograniczenie strat. Pójście na wymianę. Zostawisz im Landreaux, a oni odwołają wyrok na ciebie.
– Nie mogę tego zrobić.
– Możesz. Tylko nie chcesz.
– Bawimy się w słowa?
– Nie musisz mu pomagać.
– Ale chcę! Win westchnął.
– Oświecać trzeba nawet tych, którzy wolą siedzieć w ciemnościach. Masz już jakiś plan?
– Wciąż nad nim pracuję.
– Zapamiętale?
Myron skinął głową.
– Tymczasem powiedz mi, czego dowiedziałeś się od tej fotografia?
Myron opisał spotkanie z Lucy.
– Kto kupił te nagie zdjęcia? – spytał Win.
– Mam faworyta.
– Kogo?
– Adama Culvera.
– Ojca Kathy?
– Pomyśl. Nabywca był po pięćdziesiątce. Z miejsca zażądał wszystkich odbitek i negatywów. Nic nie zostawił przypadkowi.
– Ojciec chroniący córkę?
– To ma sens.
– Kathy zniknęła ponad rok temu. Skąd nagle Adam Culver dowiedział się o tych zdjęciach?
– Może wiedział o nich od początku.
– To dlaczego tak długo zwlekał z ich wykupieniem?
Myron wzruszył ramionami.
– Jutro dowiemy się więcej. Poślę Esperanzę do studia ze zdjęciem Adama. Zobaczymy, czy Lucy go rozpozna.
Win skubnął sałatki.
– Dziwnie się to rozwija.
– Owszem.
– Ale – Win przeżuł kęs – nie wziąłeś pod uwagę jeszcze jednej rzeczy. Jeżeli Adam Culver wykupił odbitki i negatywy, żeby ochronić córkę, to w jaki sposób zdjęcie Kathy trafiło do pisma pornograficznego?
Myron nie znalazł na to odpowiedzi.
Kelnerka wypisała rachunek. Zapłacił za siebie i Wina. Zacna dusza. W sumie osiem i pół dolara. Pojechali w górę miasta. Win mieszkał w budynku San Remo, z widokiem na Central Park West. Był to bardzo dobry, drogi adres. Gdy jechali Siedemdziesiątą Drugą Ulicą, zadzwonił telefon.
Myron spojrzał na wielobarwnego swatcha, prezent od Esperanzy.
Było po pomocy.
– Późno, jak na łapanie cię w samochodzie – rzekł Win. Myron odebrał telefon.
– Bolitar, tu Jake Courter. Natychmiast przyjedź do Szpitala Świętego Barnaby w Livingston.
– Co się stało?
– Przyjeżdżaj. Migiem.
27
– Zgłoszenie dostaliśmy około wpół do dwunastej – poinformował Jake, prowadząc go przez hol szpitala.
Twarz miał kamienną, oczy zaczerwienione i podpuchnięte. Minęli w pośpiechu recepcję dla odwiedzających i zaczekali na windę.
– Czy Jessica czuje się dobrze? – spytał Myron.
– Nic jej nie będzie… Czego, niestety, nie mogę powiedzieć i o Nancy Serat.
– Co się stało?
– Ktoś udusił ją drutem.
Nadjechała winda. Jake nacisnął guzik czwartego piętra.
– Kiedy nikt nie otworzył frontowych drzwi, Jessica dostała się od tyłu. Morderca na pewno był w środku. Uderzył ją i w głowę i uciekł. Gdy się ocknęła, zatelefonowała do nas. Miała ogromne szczęście, że jej nie zabił.
Otwierająca się winda zadzwoniła.
– Który to pokój? – spytał Myron.
– Pięćset piętnaście.
Pomknął korytarzem. Jessica z poszarzałą twarzą leżała w łóżku. Stojący przy niej lekarz szykował strzykawkę. Jake zatrzymał się w progu.
– Myron? – spytała niepewnym głosem.
– Jestem – powiedział, biorąc ją za rękę. Wydała mu się drobna, krucha i samotna. – Zostanę.
Lekarz zrobił Jessice zastrzyk.
– Musi pani odpocząć – powiedział.
– Nic mi nie jest – odparła słabym głosem. – Chcę stąd wyjść.
– Uważamy, że do rana powinna pani pozostać na obserwacji.
– Ale…
– Posłuchaj pana doktora, Jess – wtrącił Myron. – Dziś już nic nie zdziałamy.
Środek zaczął działać. Jessica zamknęła oczy.
– Nancy…
– Już w porządku – uspokoił ją.
– Twarz miała siną…
– Ciii… Zasnęła.
– Nic jej nie będzie? – spytał Myron lekarza.
– Dojdzie do siebie. To, co zobaczyła, wstrząsnęło nią bardziej niż cios w głowę.
– Chodź, postawię ci kawę – rzekł Jake, dotykając ramienia Myrona.
– Zostanę.
– Wrócisz tu. Musimy porozmawiać. Myron spojrzał na Jessicę. Spała głęboko.
W milczeniu przeszli korytarzem i zjechali windą. Na dole pachniało szpitalem – swoistą mieszanką środków odkażających i szpitalnego jadła. W poczekalni siedział Win, który zdążył zaparkować samochód. Na ich widok wstał.
– To twój przyjaciel Win? – Jake wskazał go brodą. – Ten, o którym wspomniał mi P.T.?
– Tak.
– Niech zostanie tutaj. Chcę z tobą pogadać w cztery oczy. Myron dał znak Winowi, który skinął głową, usiadł, wziął gazetę i skrzyżował nogi. Jake przyglądał mu się chwilę.
– To naprawdę taki szajbus, jak twierdzi P.T.?
– W każdym calu.
– Chodźmy.
Wzięli kawę i znaleźli stolik w kącie.
– Ekipa przeczesuje w tej chwili dom Nancy – rzekł Jake. – Jeżeli coś znajdą,, dadzą znać.
– Co wiecie do tej pory?
– Niewiele. Ostatnie kilka dni Nancy spędziła w Cancun. Wycieczkę zafundowali jej rodzice z okazji ukończenia studiów.
– Zawiadomiono ich? Jake potrząsnął głową.
– Pojadę do nich zaraz po tej rozmowie.
Zamilkli.
– A jak się w to wplątała Jessica? – spytał.
– Poprosiła mnie, żebym zbadał sprawę śmierci jej ojca. I Nie chciała wierzyć, że zabił go przypadkowy bandzior.
– Doszła do wniosku, że śmierć starego ma jakiś związek j z jej siostrą?
– Tak.
– Domyśliłem się tego. W samochodzie mam akta. Myron usiadł prosto.
– Akta śledztwa w sprawie zabójstwa Adama Culvera?
– Nie jestem idiotą, Bolitar. Zaczynasz węszyć po półtora roku od zniknięcia dziewczyny. Dlaczego? Bo zamordowano jej ojca. Najwyraźniej widzisz jakiś związek między tymi sprawami. Ja, szczerze mówiąc, nie widzę. Z tych akt nici takiego nie wynika. Jest w nich kilka nielogiczności, ale nie ma żadnego związku ze sprawą Kathy.