Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Wiał wiatr z południa. Palce dymu z armadyjskich kominów pokazywały w kierunku, z którego przybyli.

Stojąc plecami do miasta na pokładzie „Shadeskinnera” i patrząc w morze, Bellis mogła udawać, że jest na normalnym statku.

Kliper należał do przedmieść Niszczukowód. Ludzie mieszkali na dole w zastanych kajutach. Na pokładach nie zbudowano żadnych domów. Materią „Shadeskinnera” było drewno, okucia z brązu, lina i stary brezent. Nie miał do zaoferowania żadnych tawern, kawiarni czy burdeli, w związku z czym na jego pokładzie spotykało się bardzo ni wielu ludzi. Bellis patrzyła w dal zupełnie jak pasażer klipra na morzu.

Długo stała sama.

Morze migotało refleksami światła latarń gazowych.

W końcu, trochę po dziewiątej wieczorem, usłyszała spieszne kroki.

Stanął przed nią Johannes Tearfly, z nieodgadniona miną. Powitała go ruchem głowy i wypowiedziała jego imię.

– Przepraszam za spóźnienie, Bellis. Dałaś mi znać w ostatniej chwili i nie zdążyłem odwołać wszystkich umówionych spotkań. Przyszedłem najwcześniej, jak tylko mogłem.

„Naprawdę?” – pomyślała lodowato Bellis. „Czy też spóźniłeś się prawie godzinę, żeby mnie ukarać?”

Uzmysłowiła sobie jednak, że z głosu Johannesa przebija autentyczna skrucha, że jego uśmiech jest niepewny, ale nie zimny.

Spacerowali po pokładzie, najpierw ku zwężającemu się dziobowi, później z powrotem. Rozmawiało im się niezręcznie, bo ciążyło im wspomnienie kłótni.

– Jak idą badania, Johannesie? – spytała w końcu Bellis. – Czy jesteśmy już blisko… tego miejsca, do którego płyniemy?

– Bellis… – Wzruszył ramionami zirytowany. – Myślałem, że… Psiakrew, jeśli wezwałaś mnie tutaj tylko po to, żeby…

Przerwała mu ruchem dłoni. Zamknęła oczy, a kiedy je na powrót otworzyła, jej twarz i głos złagodniały.

– Przepraszam cię – wydusiła. – Problem w tym, że to, co od ciebie usłyszałam, Johannesie, zabolało mnie. Bo wiem, że masz rację. – Słuchał jej z ostrożną miną. – Nie zrozum mnie źle. To miasto nigdy nie będzie moim domem. Porwali mnie tutaj piraci. Zostałam ukradziona… Ale miałeś rację, mówiąc, że się izoluję. Nie wiedziałam nic na temat miasta i zawstydziło mnie to. – Chciał jej przerwać, ale mu nie pozwoliła. – A przede wszystkim zrozumiałam, że fakt przyjścia na świat w tym, a nie innym miejscu jest zupełnie przypadkowy.

Przemawiała z pasją, jakby wygłaszała niewygodne dla siebie prawdy.

– Od tego czasu wiele zobaczyłam, wiele się dowiedziałam. Nowe Crobuzon wciąż pozostaje moją ojczyzną, ale masz rację: moje więzi z tym miastem są czysto przypadkowe. Zrezygnowałam z myśli o powrocie. – Ścisnęło ją w żołądku, bo słowa te były tak bliskie prawdy.

Uzmysłowiłam sobie, że jest tutaj parę rzeczy, które warto zrobić. – W Johannesie zachodziła jakaś metamorfoza, na jego twarzy wykwitła nowa mina. Bellis podejrzewała, że wyraża ona zachwyt, i szybko go zgasiła. – Nie, nie. Nie oczekuj ode mnie, że się zakocham w tym cholernym mieście, dobrze? Ale dla większości ludzi z „Terpsychorii”, czyli dla prze-tworzonych, uprowadzenie było najlepszą rzeczą jaka mogła im się przytrafić. Co się tyczy reszty z nas… Cóż, nie mamy moralnego prawa narzekać na swój los. Pomogłeś mi to zrozumieć, Johannesie, i chciałam ci podziękować. – Bellis mówiła z kamienną miną, a słowa miały w jej ustach smak skwaśniałego mleka chociaż zdawała sobie sprawę, że nie są one w stu procentach kłamliwe.

W pewnym okresie Bellis brała pod uwagę powiedzenie Johannesowi prawdy o zagrożeniu dla Nowego Crobuzon, ale nadal była oszołomiona prędkością, z jaką przywdział barwy Armady i Niszczukowód. Nie ulegało wątpliwości, że nie darzy miasta swego urodzenia zbyt wielką miłością. Ale mimo wszystko chyba nie zająłby neutralnego stanowiska w kwestii ataku Gengris? Z pewnością ma w Nowym Crobuzon znajomych, rodzinę… Przecież nie pozostałby obojętny na taką groźbę. No już bez przesady.

Ale co by było, gdyby jej nie uwierzył? Gdyby uznał to za element misternego planu ucieczki, gdyby poinformował Kochanków, którzy mają los Nowego Crobuzon w… głębokim poważaniu, to zmarnowałaby jedyną możliwość przekazania miastu ostrzeżenia.

Dlaczego władców Armady miałoby obchodzić, co jedno odległe państwo robi drugiemu? Może nawet ucieszyliby się z planów grindylow, które oznaczałyby zniszczenie silnej marynarki wojennej Nowego Crobuzon. Bellis nie miała pojęcia, jak daleko sięga nowy patriotyzm Johannesa. Powiedzenie mu prawdy wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem.

Badała Johannesa wzrokiem na pokładzie „Shadeskinnera” i wyczuwała, że jest ucieszony, chociaż usiłuje nie okazywać tego po sobie.

– Myślisz, że potraficie to zrobić? – spytała w końcu. Zmarszczył brwi.

– Co zrobić?

– Myślisz, że potraficie podnieść awanka?

Osłupiał. Obserwowała uczucia, które przebiegały po jego twarzy. Niedowierzanie, złość, strach. Zauważyła, że przez króciutką chwilę zastanawiał się, czy nie skłamać: „Nie wiem, o czym mówisz”, ale pokusa odpłynęła, porywając ze sobą wszystkie inne emocje.

Pozbierał się w ciągu kilku sekund.

– Chyba nie powinienem być zaskoczony – powiedział spokojnym tonem. – Absurdem jest sądzić, że coś takiego można utrzymać w tajemnicy. – Zabębnił palcami o reling. – Tak między bogami a prawdą, nie przestaje mnie zdumiewać, że tak niewielu ludzi zdaje się wiedzieć. Tak jakby ci, co nie wiedzą, zawiązali spisek z tymi, co wiedzą. Jak ty się dowiedziałaś? Podejrzewam, że żadna taumaturgia i żadne środki ostrożności nie pomogą utrzymać tak rozbudowanych planów w sekrecie. Prędzej czy później muszą wyjść na jaw, bo za dużo ludzi wie.

– Po co to robicie?

– Ze względu na korzyści dla miasta. Dlatego Kochankowie się na to zdecydowali. – Kopnął z pogardą w reling i wystrzelił kciukiem w kierunku sterburtowych parowców i holowników, ciągnących miasto za łańcuchy na południe. – Ruszamy się jak mucha w smole. Co za prędkość, jeden węzeł? Dwa przy silnym wietrze? Absurd. Na dodatek zużywamy tyle paliwa, że miasto najczęściej dryfuje z prądami morskimi. Pomyśl, co by było, gdyby udało się złapać tego stwora. Mogliby podróżować, gdzie tylko by chcieli. To by im dało ogromną przewagę. Byliby panami mórz… Podjęto już kiedyś taką próbę. – Odwrócił wzrok i pogłaskał się w brodę. – Tak sądzę. Pod miastem są tego ślady. Łańcuchy ukryte przez zaklęcia sprzed stuleci. Kochankowie są inni od wszystkich władców, których miało to miasto w całych swoich dziejach. Zwłaszcza ona. I coś się zmieniło, kiedy Uther Doul został ich strażnikiem, ponad dziesięć lat temu. Od tego czasu datuje się to przedsięwzięcie. Skaptowali Tinnabola i jego ekipę, najlepszych myśliwych w kraju. Nie tylko wprawnie władają harpunem: to naukowcy, hydrobiolodzy, koordynatorzy. Od lat zawiadują polowałem na awanka. Wiedzą wszystko na temat metod jego łapania. O każdym użytym sposobie co najmniej słyszeli… Oczywiście sami by nie potrafili go schwytać, ale posiadają teraz większą wiedzę o tych istocie niż ktokolwiek inny na świecie. Wyobrażasz sobie, co dla myśliwego oznaczałby sukces w takim polowaniu? Teraz już wiesz, dlaczego Kochankowie to robią i dlaczego ekipa Tintinnabuluma bierze w tym udział. – Jego twarz rozjaśnił uśmiech. – A ja, Bellis? Ja robię to dlatego, że chodzi o awanka!

Jego entuzjazm był nagły, irytujący i zaraźliwy jak entuzjazm dziecka. Szczerość jego pasji zawodowej nie budziła wątpliwości.

– Szczerze mówiąc – stwierdziła Bellis – nie uwierzyłabym, że powiem albo pomyślę coś takiego, ale… rozumiem cię. – Spojrzała na niego bez emocji. – Prawdę rzekłszy, między innymi to zmieniło mój stosunek do Armady. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o planie z awankiem, byłam pod takim wrażeniem, że aż się wystraszyłam. – Pokręciła głową i udawała, że szuka odpowiednich słów. – Ale to się zmieniło. Projekt jest absolutnie niezwykły, Johannesie. I zdałam sobie sprawę, że życzę mu powodzenia. – Bellis miała świadomość, że idzie jej bardzo dobrze. – Nie jest mi to wszystko obojętne, Johannesie. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie mi zależało na czymkolwiek związanym z tym miastem, ale skala przedsięwzięcia, zuchwałość planu… I pomyślałam, że mogłabym pomóc. – Johannes patrzył na nią z nieufną radością. – To się łączy z tym, w jaki sposób poznałam prawdę. Dlatego poprosiłam cię o to spotkanie, Johannesie. Mam coś dla ciebie.

55
{"b":"101386","o":1}