Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Pomożesz jej.

– Cholera! Spróbuj mnie wysłuchać. Nie ratuję ludzi, rozumiesz, ani świata. Ratuję cudze dolary. O to chodzi. Przez większość roku czytam setki kilogramów dokumentów. Nie potrzebują beretty z radioaktywnym celownikiem! Wystarczą mi okulary!

W telefonie zapadła cisza. David zdał sobie sprawę, co powiedział. Chryste. Usiłował ratować sprawę, choć wiedział, że jest już za późno.

– Przepraszam, tato. Jestem przepracowany i niedospany…

– Nie rozumiem twojej pracy – przerwał mu ojciec. – Staram się, naprawdę. Ale nie jestem uczony jak ty. Umiem pracować, znam się na baseballu, znam się na broni. Kiedy ty też się tym zajmowałeś, potrafiłem cię zrozumieć. Potem zrobiłeś dyplom. Prawdziwy dyplom, naukowy. Nie poszedłeś do liceum, żeby grać w baseball. I dostałeś się na studia. Boże Wszechmogący, nawet nie potrafią sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy ma się taką szansę. Teraz robisz analizy, oskarżasz lekarzy, szpitale i towarzystwa ubezpieczeniowe, a tam nie ma idiotów. Nie, nie rozumiem twojej pracy. Umiem tylko pracować fizycznie i ulepszać twoją broń. Skoro już nie grasz, ulepszanie twojej beretty to jedyne, co mi zostało. Nie potrafię ci dawać rad, nie mogę być twoim trenerem. Przeważnie nie potrafią nawet z tobą rozmawiać. Więc zajmuję się twoją bronią. Może uważasz, że to głupie, ale wolę być głupi niż nie mieć z tobą żadnego kontaktu.

– Tato… – Nie wiedział, co mówić dalej. Powinien powiedzieć coś miłego. Pocieszyć ojca. Rozłączyć się, zanim zrobi się jeszcze gorzej. I nagle, niespodziewanie dla samego siebie, usłyszał własny głos: – Tato, dzisiaj pewna kobieta zawiodła się na mnie. Nie tylko zawodowo. Ufała mi. Potrzebowała mnie. A ja jej nie dopuściłem do swoich spraw. Okłamałem ją a sobie wmawiałem, że to w porządku, bo na tym polega moja praca. Zrobiłem coś, czego ty byś nigdy nie zrobił. Nie wiem, dlaczego.

Ojciec milczał przez długą chwilą.

– Jesteś dobrym człowiekiem – powiedział cicho. – Wiesz, że popełniłeś błąd. A teraz go naprawisz.

– Nawet nie wiem, gdzie mam jej szukać.

– Więc się dowiedz. Jesteś najmądrzejszym facetem, jakiego znam, mówią poważnie. Kiedy lekarz mi powiedział, że twoja choroba jest dziedziczna, genetyczna, pomyślałem coś brzydkiego. Przez wiele dni czułem się przez to podle, ale i tak się nie wypieram.

– Co?

– Pomyślałem, że jeśli jeden z nas musiał zachorować, skoro musiało na kogoś paść, to dobrze, że to byłeś ty. Może byłeś świetny na boisku, ale miałeś też coś więcej. Kim byłby Steve, gdyby nie baseball? Kim byłbym ja? A ty… ty jesteś podobny do matki. Jesteś inteligentny. I zostałeś agentem. Prawdziwym agentem FBI. Może nie wiedziałeś, jak ci obaj zazdrościliśmy?

David poczuł, że ma sucho w ustach.

– Chyba nie wiedziałem.

– Jesteś dobry, synu. Jesteś bardzo dobry.

Nie mógł odpowiedzieć. Gardło mu się ścisnęło.

– Eee… robi się późno – mruknął ojciec. – Wiem, że masz robotę.

– Tak… tak. Niedługo, eee… niedługo do ciebie zadzwonię. Może przywiozę berettę. Możesz pokombinować z celownikiem.

– Dobrze. Kupię ci okulary. David roześmiał się ochryple.

– Dzięki.

– Dobranoc, Davidzie.

– Dobranoc.

Odłożył słuchawkę. Przez chwilę siedział bez ruchu, kompletnie wykończony, ale jakby… podniesiony na duchu.

Od dawna nie rozmawiał z ojcem tak naprawdę. Miał trzydzieści sześć lat. Ciągle sobie powtarzał, że pochwały ojca nie powinny się już dla niego liczyć, ale sam sobie nie trafiał do przekonania. Choćby się miało nie wiadomo ile lat, akceptacja rodziców zawsze się liczy. Dlatego…

Myśl urwała się gwałtownie. Nagle zrozumiał.

Uciekająca Meagan Stokes. Zdradzona Meagan Stokes, która, nie wiedząc o tym, żyła w kłamstwie. Meagan Stokes, pragnąca się dowiedzieć, kim jest.

Przecież wiedział, dokąd pojechała!

Złapał za słuchawkę i wyrwał Chenneya z łóżka.

28

Ale Margaret nie poszła do łóżka, nie zdjęła białego fartucha pielęgniarki. Siedziała w mrocznym wnętrzu swojego małego bungalowu i czekała. Wiedziała, że on przyjdzie dopiero późno w nocy, kiedy – jak mu się wydaje – nikt go nie zauważy.

Wreszcie tylne drzwi otworzyły się cicho, a on wszedł na palcach do salonu.

– Pewnie już wiesz – powiedział.

Spojrzała na niego. Zdała sobie sprawę, że choćby powiedział nie wiadomo co, nic się nie zmieni. Była głupia, że na niego czekała. Przeżyli razem tak wiele, najpierw jako przyjaciele, od niedawna kochankowie. Myślała, że Jamie jest jej drugą szansą. Myślała, że wreszcie postępuje właściwie. Że tym razem miłość będzie dobra.

Zapomniała, że zawsze się zakochuje w złych mężczyznach.

– Wybacz mi, najdroższa – powiedział Jamie cicho. – Przepraszam cię… przepraszam.

Zrobił ku niej krok.

– Nie.

– Annie, proszę, wysłuchaj mnie.

– Agent powiedział, że Melanie go zastrzeliła. Dlaczego? Co poszło nie tak?

– Nie wiem. Chyba nie wierzysz, że na to liczyłem. To straszne. Zrobię wszystko, żeby to naprawić.

– Wszechmocny Jamie O’Donnell. – Usta jej zadrgały. Wstała i przekonała się z zaskoczeniem, że nogi się pod nią nie uginają. – Gdybym teraz zaczęła mówić, po tylu latach, zabiłbyś mnie. Prawda?

– Nie mów tak, kochanie. Nie mów tak.

– Ale byś to zrobił, prawda? Oszukujesz się, że jesteś lepszy od Harpera, ale nie masz racji. Obaj pogardzacie tymi, których kochacie. Mężczyźni nie powinni się bawić bronią.

Minęła go i wyszła zdecydowanie. Kiedy usiłował złapać ją za ramię, uderzyła go w twarz tak mocno, że odgłos ciosu odbił się od ścian pokoju. Na jego szczęce zadrgał mięsień. Oboje wiedzieli, że charakter zawsze kazał mu walczyć, nawet w niesłusznej sprawie. Ale teraz Jamie zdołał się opanować. Zacisnął pięści i powściągnął gniew. Dla niej. Może to oznaczało, że naprawdę ją kochał… ją i Patricię Stokes.

– Wybacz mi, Annie.

– Idź do diabła.

– Nawet jeśli mnie znienawidziłaś, zawarłaś układ i musisz dotrzymać warunków.

– Sprzedałam duszę diabłu.

– Dwadzieścia pięć lat bardzo dobrego życia. Lepszego niżby cię czekało, gdybyś radziła sobie o własnych siłach. I dobrze o tym wiesz. Ja dotrzymałem słowa. Powiedziałem ci już tego pierwszego dnia, że Jamie O’Donnell zawsze dotrzymuje słowa. I nie oszukałem cię.

Nagle w jej oczach pojawiły się łzy. Sam ich widok zabolał go bardziej niż policzek. Nigdy nie widział, żeby płakała. Ani razu. Początkowo szanował jej stalowy charakter, potem pokochał ją za niego.

– Przestań – szepnął. – Annie…

– Kochałam cię. Myślałam, że to coś zmieni. I zmieniło, ale na gorsze.

– Nic nie musi się zmieniać.

– Musi. Przecież wiedziałeś, że do tego dojdzie.

Nie odpowiedział. Usiłował wziąć ją za rękę. Cofnęła się.

– Nie chcę cię więcej widzieć. Ani nikogo z tej rodziny. Wtedy popełniłam błąd. Zapłaciłam za niego, ale nie będę płacić w nieskończoność.

– Chyba nie mówisz poważnie…

– A jeśli coś się stanie z Melanie, znajdę cię i zabiję gołymi rękami. Nie myśl, że niczego się nie nauczyłam od ludzi, którzy mnie otaczali. I nie lekceważ mnie. Kiedy mężczyźni stają się okrutni, robią to z kaprysu. Kiedy kobiety są okrutne, to na poważnie.

Wyszła z pokoju i oddaliła się korytarzem.

Jamie spoglądał za nią. Znowu czuł ból w piersi. Rozsądek podpowiadał, że to zawał, ale on wiedział, że to co innego. To ból złamanego serca. Czuł się dokładnie tak samo, kiedy Patricia wymknęła się z jego ramion i oświadczyła, że wraca do Harpera, żeby dać bydlakowi ostatnią szansę. Jamie był jej kochankiem, ale Harper, podstępny Harper, był człowiekiem jej gatunku.

A on się nie zmienił. Nie zmienił się i tego właśnie żałował.

– Nie rób niczego głupiego, Annie, najdroższa – szepnął w ciemnościach. – Nic nie rób, żebym nie musiał cię zabić.

Patricia stanęła przed szafką z alkoholami, otworzyła ją i wyjęła prawie pełną butelkę dżinu. Poruszała rękami powoli, z wysiłkiem, jakby nagle stały się bardzo ciężkie.

58
{"b":"101339","o":1}