– Więc zgódź się, żebym do ciebie przyjechał.
– Nie chcesz tu być.
Po chwili ciszy Chenney zrozumiał.
– Żeby cię…
– Mów, co jest grane, Chenney.
Chenney parsknął gniewnie.
– Świetnie. Proszę bardzo, oto co wiemy. Ale jeśli Lairmore cię przyciśnie…
– Ty nie masz z tym nic wspólnego. Zaufaj mi.
Mały nie dał się udobruchać. Może jednak go lubił, może wytworzył się między nimi jakiś koleżeński układ. Zdarzały się już dziwniejsze rzeczy.
– Mamy parę pytań i parę odpowiedzi. Co wolisz najpierw?
– Mów po kolei. Gdzie jesteśmy z zabójstwem Sheffielda?
– No, myślę, że o tym wiesz więcej ode mnie…
– Chenney…
– Tak, tak. Jax prowadzi sprawę. Wsiadł na Harpera i nie popuszcza. Zebrał odciski palców z całego gabinetu, a za każdym razem, gdy Harper robi jakąś wredną uwagę, Jax każe zrywać deski z podłogi i wysyła je do laboratorium. Wczoraj kazał nawet zdjąć zasłony. Niedługo przeniesie do laboratorium całe mieszkanie.
– A to nam daje…
– Fajną zabawę. Nie, nie mamy innych podejrzanych. Lairmore dusi nas o te operacje. Wczoraj byłem w szpitalu i pytałem o Sheffielda. Co ciekawe, druga anestezjolog, doktor Whaler Jones, wie bardzo wiele o Sheffieldzie. Mam wrażenie, że była troszkę zazdrosna o jego operacje. Zapadł jej w pamięć. Może wymienić, ile razy Sheffield był w szpitalu, choć nie miał powodu.
– Ciągle mało.
– Taaa. Za dużo poszlak. Lairmore zabawia się wysyłaniem wszystkich pacjentów z rozrusznikami na drugie badanie, ale z tego co wiemy, to na nic. Prokurator generalny mówi, że Harper może nas pozwać za niszczenie reputacji. Dla pewności zebraliśmy wszystkie numery seryjne rozruszników, które Harper zainstalował w ciągu ostatnich pięciu lat. Niezły zbiór. Przeprowadzamy badania. Była tylko jedna skarga na funkcjonowanie, co jest wynikiem znacznie poniżej średniej. Dlatego nie możemy się przyczepić nawet do tego. Wszystko wydaje się w porządeczku. Na razie musielibyśmy zebrać tych wszystkich pacjentów, usunąć im rozruszniki i podczepić do monitorów, żeby sprawdzić, czy naprawdę mają bradykardię. Powiedzmy sobie szczerze, że to niezbyt dobry pomysł. Oczywiście po pięciu latach rozrusznik nadaje się do usunięcia, więc jeśli będziemy cierpliwi… Krótko mówiąc, nie mamy nic. Na razie Harper jest czysty.
– A ten ślad po jakichś dokumentach obok ciała Williama?
– Ano właśnie. Te dokumenty muszą gdzieś być. Przewróciliśmy mieszkanie Sheffielda do góry nogami. Nic. Sheffield dostał na konto sporą sumkę od Harpera, ale Harper twierdzi, że to prezent dla niedoszłego zięcia i kto mu udowodni, że nie? Nie znaleźliśmy u Sheffielda propranololu ani notatek. Jego znajomi nie mają zielonego pojęcia, co kombinował.
– Może Jamie O’Donnell coś wie.
– I to jest następny problem. Jamie O’Donnell opuścił miasto. Wczoraj wieczorem wymeldował się z „Four Seasons” i od tej pory ludzkie oko go nie widziało.
– Hmm… – David zanotował tę informację w pamięci. Ze wszystkich znanych mu ludzi Jamie byłby pierwszym, który by pojechał za Melanie.
– Patricia Stokes też prysnęła.
– Co?
– Aha. Dziś po południu złożyłem wizytą u Stokesów. Harper usiłuje udawać twardziela, ale pokojówka powiedziała, że wczoraj Patricia spakowała walizkę i wyszła z domu. Chłopaki z wydziału zabójstw gadali z ludźmi z „Four Seasons”, ale nikt jej tam nie widział. Najprawdopodobniej miała już dość Harpera. Wiesz, skoro chciał wrobić własną córkę…
– Niezbyt urocze – zgodził się David.
– A, byłbym zapomniał. Harper miał zabandażowaną rękę. Całą. Jakby się zranił, ale nie chciał o tym mówić. Jax spytał go wprost, co mu się stało, a Harper powiedział mu wprost, żeby się odwalił. Ostatnio chyba zrobił się nerwowy.
– Myślisz, że pęknie, jeśli Jax go przyciśnie?
– Nie wiem, czy Jax. Zdaje się, że nasza tajemnicza manipulatorka wyhamowała. Ma to, o co jej chodziło. Te podarunki, które otworzyły stare rany… Melanie uciekła, Brian wyklęty z rodziny, Patricia zostawiła męża, a O’Donnell zniknął z miasta. Harper został sam i to się zaczyna na nim odbijać. Stawiam dziesięć do jednego, że się boi. Usiłuję znaleźć jakieś informacje o Ann Margaret. Na razie nie wynikło nic ciekawego, a nie miałem czasu, żeby zbadać sprawę dogłębnie. Potrzebuję pomocy.
– Jak my wszyscy. A co z Teksasem? Jestem na miejscu, więc mogę się przydać.
– I to bardzo. Wydaje mi się, że w Teksasie znajdziemy coś ciekawego.
– Dobry chłopak.
– Razem z Jaksem sprawdziliśmy zestawienie rozmów z automatu telefonicznego. Nic. Jax, trzeba mu oddać sprawiedliwość, nie sprawdził tylko automatów telefonicznych, ale i rozmowy z mieszkania Larry’ego Diggera.
– A to sukinsyn. Nic nie powiedział.
– Bo jesteśmy konkurentami, pamiętasz?
– Ano tak.
– To ty powiedziałeś, że trzy tygodnie temu Digger miał anonimowy telefon. Dwadzieścia pięć dni temu wykaz rozmów Diggera nagle eksplodował od licznych telefonów. Dostałem ten wykaz od Jaksa. A potem, tak dla rozrywki, porównałem nazwiska ludzi, do których dzwonił Digger, z listą teksańskich akuszerek. I zgadnij, co znalazłem…
David szybko zapisał nazwisko.
– Znajdę ją jutro z samego rana. Jeśli pamięta Russella Lee Holmesa, musi pamiętać jego żonę, więc może dowiem się czegoś o Ann Margaret.
– Aha – mruknął Chenney z troską. – Aha, Riggs… dowiedziałem się czegoś więcej.
– Za to ci płacą.
– Wiesz… jak by to powiedzieć… zacząłem się starać o ekshumację Russella Lee Holmesa.
– Jezu.
– Moje wzięte z sufitu teorie nie są już takie niemożliwe. Nawet Lairmore się przestraszył. Pamiętasz ten ołtarzyk w pokoju Melanie? Ten materiał z dwiema grupami krwi?
– Jasne. No, Chenney, dawaj.
– Dobra. Jedna z tych próbek krwi należy do Melanie Stokes. Idealna zgodność. Kiedy została znaleziona w szpitalu, zrobiono jej mnóstwo badań, więc mieliśmy porównanie. A druga próbka… Zrobili test DNA. Istnieje pięćdziesiąt procent zgodności z DNA Melanie. A to jest możliwe tylko między rodzicem i dzieckiem.
– Cholera. – David zamknął oczy. Już wiedział, co będzie dalej.
– Wreszcie znaleźliśmy brakującego gracza. Posłaliśmy po medyczne akta Russella Lee Holmesa i jego próbki krwi, ale już teraz możemy powiedzieć, że ta druga plama krwi zawierała chromosom XY. Mówimy o prawdziwym ojcu Melanie. I, Riggs… laboratorium przysięga na wszystkie świętości, że ta plama pochodzi sprzed niespełna tygodnia.
32
Harper Stokes stał na środku swojego gabinetu. Włączył światło, ale to tylko pogorszyło sprawę: jarzący się proszek, rozdarte zasłony, brakujące deski w podłodze. Przez ostatnią dobę jego dom roił się od policjantów, przetrząsających każdy wypieszczony kącik, wywracających do góry nogami każdy wychuchany antyk.
Teraz gdziekolwiek szedł, natykał się na policjanta. Nie było ucieczki.
Jamie wyjechał. I Patricia. Zastanawiał się, czy wreszcie znalazła szczęście z O’Donnellem i to go doprowadzało do szału.
Brian zniknął. Harper zadzwonił do jego pracy. Powiedziano mu, że Brian od dawna się nie pojawiał. Harper zapomniał o dumie i wybłagał numer domowy syna wiedząc, że prawdopodobnie należy on do jego kochanka. I tak było.
Nate zachował się grzecznie. Brian zniknął. Nie wiadomo, gdzie. Nate złożył raport na policji.
Harper odłożył słuchawkę. Poczuł się nagle bardzo stary i, po raz pierwszy, samotny.
Pusty dom. Policyjna taśma. Zabandażowana ręka. Jeszcze raz ten chytry O’Donnell miał rację. Życie zatoczyło pełny krąg.
Nie mógł tu siedzieć i rozpaczać. Był człowiekiem czynu. Pora zacząć działać. Pora czegoś dokonać. Dla rodziny. Dla siebie.
Poszedł do sypialni. Z sejfu w garderobie wyjął pistolet. Bandaż na prawej ręce utrudniał mu chwyt, więc go odwinął. Świeży tatuaż zapłonął czerwienią. Trzy szóstki. 666.
– Nie jestem diabłem – mruknął. – Nie skrzywdziłem Meagan. I nie przypominam Russella Lee Holmesa.