– Larry Digger twierdził, że chodziło pani o pieniądze – szepnęła ledwie dosłyszalnie.
Pani Applebee robiła wrażenie obrażonej.
– Rozejrzyj się, dziecko. Na co mi pieniądze? Mój Howard się o mnie zatroszczył!
– Dlaczego opowiedziała pani, co się stało? – spytał dyplomatycznie David. – Ten człowiek pani groził.
– Ach… – wzruszyła ramionami. – Bałam się. Mogę to już przyznać. Ale miałam wtedy czterdzieści lat i byłam bardziej świadoma kruchości życia. Teraz mam siedemdziesiąt lat, moje dzieci są dorosłe. Co mnie obchodzi jakiś Irlandczyk? Co mnie obchodzi Russell Lee Holmes? To wszystko już przeszłość. Pan też musi sobie zdawać sprawę, że świat nie zginie przez jednego człowieka, nawet przez złego człowieka.
– Czy oprócz tego Irlandczyka i Larry’ego Diggera ktoś jeszcze pytał panią o Russella Lee Holmesa?
– Nie.
– Czy kiedykolwiek spotkała pani jeszcze tę kobietę?
– Nie.
– Znała pani jej nazwisko?
– Angela Johnson. Pan Digger powiedział, że było fałszywe.
– Czy może ją pani opisać?
– Och, nie wiem. Widziałam ją rodzącą. Nie najlepsza chwila dla kobiety. Była dość niska, chyba jakieś metr sześćdziesiąt. Mocno zbudowana. Niebieskie oczy. Ciemne włosy, naturalnie kręcone. Miała dwadzieścia parę lat, więc teraz ma pewnie pod sześćdziesiątkę.
David spojrzał na Melanie.
– Przypomina ci kogoś ten opis?
– Nie…
– Ann Margaret. Otworzyła szeroko oczy.
– Nie!
Ale miał rację. Zanim Melanie ochłonęła, David zwrócił się do pani Applebee i zadał jej jeszcze bardziej absurdalne pytanie.
– Czy przypadkiem nie widziała pani ostatnio Russella Lee Holmesa?
– Co?
– On nie żyje! – krzyknęła Melanie.
– Wybacz, nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć, ale dostaliśmy nowe informacje na temat skrawka materiału z twojego pokoju. Były na nim dwie grupy krwi. Pierwsza należy do ciebie, a druga, biorąc pod uwagę badania DNA, do twojego ojca.
Melanie poczuła tętniący ból za okiem. Drewniana chata, Mała dziewczynka. Cień majaczący w drzwiach.
– Chwileczkę – odezwała się pani Applebee. – Uważacie, że to ona jest dzieckiem Russella Lee Holmesa?
– Tak.
– Niby dlaczego?
– Larry Digger tak powiedział – odparł David z równym zdumieniem. – Bo co?
– To absolutnie niemożliwe. Russell Lee miał syna.
34
Brian Stokes dotarł do motelu w Huntsville około południa. Był w drodze od piątej rano i choć zdołał zdrzemnąć się na lotnisku, czuł się zmęczony, obolały i rozdrażniony. Przynajmniej miał szczęście. Za dwadzieścia dolców znalazł w agencji wynajmu samochodów osobę gotową poszperać w papierach. Kiedy się już dowiedział, że Melanie wynajęła samochód, przyszło mu do głowy, by zatrzymać się przy informacji. Okazało się, że jej wielkie niebieskie oczy wywarły niezatarte wrażenie na urzędniku. Dzięki niemu trafił do Huntsville, a w pierwszym rzędzie zajrzał do motelu numer sześć.
Wyszedł z samochodu. Upał i wilgoć uderzyły go jak mokry ręcznik. Koszula przylepiła mu się do pleców. Witaj w domu, pomyślał. Jezu, nie tęsknił za Teksasem.
W motelu skłonił recepcjonistkę do wyznania, że choć nie ma gościa o nazwisku Stokes, przebywa tu osoba odpowiadająca rysopisowi Melanie.
Brian puścił do niej oko. Mała zaczerwieniła się jeszcze bardziej i wyjąkała, że może przekazać wiadomość. Brian nie skorzystał. Nie wiedział, do czego jest zdolna jego siostra i nie chciał jej skłonić do dalszej ucieczki. Postanowił zaczekać i spotkać się z nią osobiście.
Wrócił na parking nieco pogodzony z życiem. Odnalazł Melanie. Zaopiekuje się nią. Wszystko będzie dobrze.
Odwrócił się do samochodu i stanął twarzą w twarz z ojcem.
– Co tu robisz, do diabła? – spytał Harper. Koszulę miał przemoczoną, krawat przekrzywiony. Brian spędził męczącą noc, ale jego ojciec najwyraźniej miał za sobą wiele godzin bez snu.
– Szukam Melanie – powiedział Brian. – A ty co tu robisz?
– To, co powinienem był zrobić dwadzieścia pięć lat temu.
– Co? Powiedzieć prawdę? Wiem, co zrobiłeś, tato. Wiem, że nie zapłaciłeś okupu. Wiem, że sprzedałeś własną córkę za to pieprzone ubezpieczenie. Jak śmiałeś…
– Dzięki mnie ta rodzina istnieje!
– To ty nas zniszczyłeś!
– Zrobiłem, co było trzeba!
– Poświęcając własne dziecko? Sprzedając moją siostrę?
– Nienawidziłeś jej! Niszczyłeś jej zabawki.
– Kochałem ją. Była sobą, była Meagan. Uśmiechała się do nas, ufała nam. Do diabła, ufała nawet tobie. Jak mogłeś to zrobić czteroletniej dziewczynce? Jak mogłeś zrobić to mnie?
Harper spurpurowiał.
– Ty niewdzięczny gówniarzu – wycedził tonem, który Brian słyszał u niego po raz pierwszy. – Nie masz pojęcia o niczym. Nie będę się tłumaczył przed własnym synem. To ja cię wychowałem. Zrobiłem dla ciebie wszystko i tak mi się odwdzięczasz? Po raz ostatni mówię, że nie skrzywdziłem Meagan! I dość już tego!
Uniósł rękę. Dopiero teraz Brian zauważył biały bandaż. Wyglądało na to, że krył dużą ranę – w miejscu najbardziej istotnym dla chirurga. Potem, bardzo powoli, dostrzegł resztę. Ojciec trzymał pistolet. Jego rodzony ojciec mierzył do niego z pistoletu.
Brian poczuł, że spływa na niego niewyobrażalny spokój.
Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, że zawsze pragnął tylko miłości ojca… i tu właśnie popełnił błąd. Harper nie był tego wart. Liczyła się tylko matka i siostra. To one go kochały. A teraz było już za późno.
– Nie pozwolę ci skrzywdzić Melanie – powiedział rzeczowo. – Nie stracę następnej siostry.
– Wiem. Zaufaj mi, robię to dla twojego dobra.
Harper zerwał bandaż z ręki. Brian spojrzał na krwawą, rozognioną ranę. Świeży tatuaż: 666.
Ostatni prezent, pomyślał. W tej samej chwili ręka ojca śmignęła ku niemu z zaskakującą siłą.
Brian usiłował zablokować cios, ale ruszał się za wolno. Rękojeść pistoletu uderzyła go prosto w nos. Usłyszał trzask. Trzask pękającej kości.
Przepraszam, Melanie.
I zapadła ciemność.
– Nie rozumiem – wyszeptała Melanie. – Nie rozumiem.
– Gdzieś się pomyliliśmy. To się zdarza w śledztwie. Musimy się cofnąć. Melanie siedziała obok niego w samochodzie, całkowicie wyzuta z sił.
Patrzyła ponuro przez okno.
– Więc dlaczego widzę tę szopę? Cały czas widzę tę cholerną izbę i Meagan Stokes. Dlaczego czuję zapach gardenii, na pewno gardenii? Dziewczynka siedząca w kącie. Dziewczynka nagle rzucająca się do drzwi. Biegnąca przez gęste, kłujące zarośla. Ale nie ucieknie. Ja to wiem. Ja wiem.
David zastanawiał się przez chwilę.
– Może Larry Digger skierował nas na złą drogę. To on stwierdził, że jesteś córką Russella Lee. A my poszliśmy za nim jak stado baranów.
– Ale ja to widzę…
– Naprawdę? Pamiętasz, co powiedział Quincy? Miał przed sobą zdjęcie szopy Russella Lee i powiedział, że to nie ją opisujesz. Wtedy nie zwróciliśmy na to uwagi. Może popełniliśmy błąd.
– Ale dlaczego widzę Meagan i Russella Lee Holmesa?
– Może to siła sugestii. Nie wiedziałaś, skąd pochodzisz. Jest w tobie głód informacji. Nagle pojawia się jakiś człowiek i rzuca ci strzęp faktu. Wiesz, jak wyglądała Meagan, jej portret wisi w twoim domu od dwudziestu lat. Może kiedyś widziałaś nawet Russella Lee Holmesa. Nie był ci zupełnie obcy.
– Nie. Pamiętam, że gdzieś o nim słyszałam.
– I ziarno zostało zasiane. A kiedy pojawił się Larry Digger, dałaś się ponieść fantazji. Ten strzęp, który ci rzucił, stał się w twoich oczach udowodnionym faktem. Sama dodałaś do niego rozmaite szczegóły. Ale oczywiście nie trafiłaś.
Skinęła głową. Larry Digger pojawił się tak nieoczekiwanie i zrobił na niej takie wrażenie… Potarła skroń.
– Jeśli to prawda, dlaczego zapach gardenii wywołuje we mnie wspomnienia? To ty mi powiedziałeś, że zapach może uruchamiać wspomnienia. Jeśli to wszystko sobie wymyśliłam, dlaczego te wizje pojawiły się zaraz po tym, jak poczułam gardenie?