Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Może to była zemsta. Innych dzieci nienawidził, bo go przypominały. Meagan zabił dlatego, że była od niego lepsza.

– Być może, choć to nieprawdopodobne. To zbyt wyraźna zmiana motywu, a takie zmiany rzadko się spotyka w przypadku seryjnych morderców. Czasami zabijają ofiarę inną niż zwykle, ponieważ nie mogą dopaść upatrzonej. Powiedzmy, że morderca preferuje młode dwudziestoparoletnie blondynki, ale kiedy żądza mordu przeszkadza mu już żyć, ostatecznie zadowala się trzydziestoletnią brunetką. Jednak w tym przypadku kieruje się potrzebą zabijania kobiet i nie dba o szczegóły. Natomiast dla innego mordercy rodzaj ofiar jest rodzajem znaku firmowego. On nie chce tylko zabijać kobiet. Zabija, powiedzmy, „rozpustnice”, dlatego nigdy nie wybierze matki trojga dzieci zamiast prostytutki, nawet jeśli zabicie tej pierwszej jest znacznie łatwiejsze. Taka zbrodnia nie zaspokoi jego żądzy. Dla niego znalezienie odpowiedniej ofiary jest jak szukanie miłości. Przez całe tygodnie, miesiące, lata czeka na tę, jedyną. Zaczyna od cech fizycznych – w przypadku Russella Lee były to małe dzieci, niedożywione, brudne i biedne. Potem po prostu ją widzi. Na jej widok serce bije mu szybciej. Dłonie zaczynają się pocić, i już wie: to ona.

– Są jeszcze inne czynniki – przerwał mu David, patrząc na Melanie. – Na przykład jak analfabeta może napisać list z żądaniem okupu?

– Celna uwaga – przyznał Quincy. – Mam tutaj kopię tego listu. Jak stwierdziła policja w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym drugim, jest to bardzo prymitywna wiadomość, ze słowami wyciętymi z gazet i błędami gramatycznymi. Została dostarczona do szpitala, w którym pracował Harper Stokes. Proste, ale sprytne. Wszystko to pasowało do wyobrażenia, jakie policja miała o Holmesie. Jednak jeśli dokładnie przyjrzeć się temu listowi, ta wersja nie trzyma się kupy. Słowa są przyklejone zbyt pieczołowicie jak na niewykształconego, wściekłego młodego mężczyznę. Nie ma śladów kleju, co wymaga precyzji. Wreszcie nie znaleziono odcisków palców, znaczka, nawet śliny, którą zaklejono kopertę. Nadawca listu był cierpliwy, inteligentny i znał się na policyjnych procedurach. A to nie pasuje do portretu psychologicznego Russella Lee Holmesa.

Melanie wstała i nalała sobie szklankę wody z kranu. Ręce jej się trzęsły.

– Więc dlaczego widzę Meagan w tej szopie? Jeśli Russell Lee jej nie porwał, dlaczego tam była?

– Tego nie wiem. Jestem bardzo ciekaw pani wspomnień i tego, co mogą wyjaśnić. Mam wrażenie, że ktoś naśladował Russella Lee Holmesa, wiedząc o jego zwyczajach. A robił to racjonalnie, po to, by zatuszować własną zbrodnię. Meagan została porwana w chwili, gdy zaczęto już podejrzewać, że Holmes trzyma gdzieś swoje ofiary. Może morderca wybrał szopę w trosce o jak największą wierność szczegółom. W siedemdziesiątym drugim roku to wystarczyło, żeby oszukać policję i FBI. Ale jak już wspomniałem, sporządzanie profilu psychologicznego wychodzi poza zwykłe fizyczne symulacje zbrodni i sięga do ukrytych motywów i zachowań. I znowu przypadek Meagan Stokes nie pasuje do motywów Russella Lee. To prowadzi nas do ostatniego poważnego czynnika – pochówku jej ciała. Wszystkie ofiary Russella Lee Holmesa znajdowano nagie, porzucone w przypadkowych miejscach. Wszystkie, z wyjątkiem Meagan Stokes. Ona także była naga, ale jej ciało owinięto kocem. Nie porzucono jej, lecz starannie zakopano. Była także okaleczona. Ktoś obciął jej głowę i dłonie. Co panu wiadomo o dekapitacji?

– W jakim sensie?

– Dekapitacji dokonuje się zwykle z dwóch powodów. Jeden to względy praktyczne. Co bardziej inteligentni przestępcy, przeważnie psychopaci, którzy starają się ukrywać swoje czyny, obcinają swojej ofierze głowę, żeby utrudnić identyfikację. W niektórych przypadkach postępują tak również z jej dłońmi.

– Ale już ustaliliśmy, że Russell Lee Holmes nie kierował się inteligencją ani logiką. A drugi powód?

– Emocje. Czasami, jeśli morderca ma wyrzuty sumienia, okalecza głowę lub dłonie, by zdepersonalizować swoją ofiarę. Obcięcie głowy może stanowić wskazówkę, że ofiara była bliską znajomą mordercy.

– Boże – szepnęła Melanie. Wiedziała już, na co się zanosi.

– A zatem – powiedział Quincy cicho – ciało zakopał ktoś bardzo ostrożny lub bardzo związany z ofiarą.

– Rodzice – dokończył David. – Dla pieniędzy. Dla miliona dolców.

– Co?! – krzyknęła Melanie.

– Harper i Patricia Stokesowie ubezpieczyli swoje dzieci na milion dolarów każde – potwierdził chłodno Quincy. – Prawdę mówiąc, zanim Russell Lee przyznał się do morderstwa, policja sprawdzała Harpera Stokesa. W latach siedemdziesiątych kiepsko mu się wiodło. Stracił sporo pieniędzy na giełdzie. Gdyby nie pieniądze z ubezpieczenia, musiałby ogłosić bankructwo.

– Nie zabija się własnego dziecka dla pieniędzy! – jęknęła Melanie. – Nawet… nawet dla miliona! I dlaczego Meagan, skoro oboje byli ubezpieczeni? O Boże, dlaczego nie Brian? Spuściła głowę, jeszcze bardziej przerażona. Oczywiście Brian pewnie domyślił się już wcześniej. Najprawdopodobniej jej gnębiony depresją brat od dwudziestu pięciu lat zadawał sobie to samo pytanie: dlaczego nie ja? I zawsze zachowywał się wrogo wobec ojca, prawie jakby go nienawidził. Czy wiedział? Czy podejrzewał? Och, Brianie… – Dlaczego po prostu nie zaaranżować porwania? Czy nie mogli udać, że ktoś porwał Meagan, zatrzymać ją w szopie i uzyskać okup z banku czy skądś tam? To by pasowało do tego, co wiem…

– Ale nie mogliby wyjaśnić, skąd wzięli pieniądze – odparł David spokojnie. – Gdyby nagle wzbogacili się o sto tysięcy dolarów, ludzie mogliby zacząć coś podejrzewać. Ale jeśli stracili córkę i otrzymali pieniądze z ubezpieczenia, wszystko jest jasne i proste.

– Tylko że ich córka nie żyje! Oni by tego nie zrobili. Przecież ich znam. To moi rodzice i przysięgam, że nie są zdolni do takiej potworności. Nie zabiliby córki dla pieniędzy.

– Wiem, że nie chce pani o tym słyszeć – przerwał jej Quincy – ale wszystko wskazuje na to, że morderca obciął Meagan głowę, kierując się poczuciem winy, pochował ją ze skruchy, a owinął kocykiem z miłości. Widziałem tylko trzy przypadki, kiedy ciało dziecka było tak starannie okryte i pochowane. I we wszystkich przypadkach morderczynią była matka dziecka.

– Boże!

– Seryjni mordercy nie czują potrzeby, by owijać zwłoki w miękkie kocyki. Ale troska o dziecko, nawet gdy jest już za późno, nawet gdy stało się coś strasznego, jest cechą wybitnie macierzyńską. Opierając się na wszystkim, co mi wiadomo, chętnie otworzyłbym sprawę na nowo. I bardzo starannie przyjrzałbym się członkom rodziny. Zbadałbym ich motywy i wszystko, co naprawdę wydarzyło się w lecie siedemdziesiątego drugiego roku, włączając w to przyjaciół i krewnych. A zacząłbym od Patricii Stokes.

16

Hotel „Waltham” okazał się całkiem przyzwoity. Apartament z dwiema sypialniami był utrzymany w błękitach i fioletach i umeblowany wiktoriańskimi podróbkami. Jedna sypialnia znajdowała się na antresoli, druga na dole, naprzeciwko małej kuchni. David postawił swoją torbę w sypialni na parterze, bliżej drzwi. Melanie krążyła niespokojnie po salonie, nadal biała jak prześcieradło.

W aptece koło mieszkania Davida kupili podstawowe kosmetyki. Niestety, w pobliżu nie było sklepu z ubraniami, więc Melanie musiała się zadowolić starym podkoszulkiem Davida i za dużymi spodniami od dresu. Wyglądała w nich na bardzo drobną, zwłaszcza kiedy splotła ręce na piersi i stanęła przy oknie, wpatrzona w bezksiężycową noc. Z autostrady dochodził ryk pojazdów. Światło reflektorów omiatało jej twarz, rozbłyskiwało w oczach.

– No i? – odezwał się w końcu David. – Co sądzisz?

– Jest świetnie.

Czekał na coś więcej, ale nie odezwała się ani słowem. Nie wiedział, co powinien zrobić. Od czasu rozmowy z Quincym Melanie zamknęła się w sobie. Jej oczy przygasły i patrzyły martwym spojrzeniem; usta zacisnęły się w bezkrwistą linię. Dotarła do krańca wytrzymałości, pomyślał. Teraz albo się ugnie, albo złamie. Niestety, nie potrafił się zorientować, na co się zanosi, a to go trochę przerażało.

36
{"b":"101339","o":1}