Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wiedzieli. Wiedzieli, kim jest David i Chenney, wiedzieli o dochodzeniu więcej niż FBI.

David puścił Harpera. Zrobił szybki krok do tyłu i spojrzał na obu mężczyzn.

– Ale jak? – spytał.

Obaj spojrzeli na niego bez zrozumienia.

– Nie, nie kupuję tego. Nawet wy nie zdawaliście sobie sprawy, do czego jest zdolny Sheffield. Daję głowę, że uważaliście go za mięczaka, tak jak my. Ale okazało się, że miał własne cele. Wygłupił się i naraził wszystko na niebezpieczeństwo. Tak naprawdę jedyną osobą, która dziś okazała odrobinę zdrowego rozsądku, jest Melanie. Wykiwała was. Wykiwała nas wszystkich.

Na policzku O’Donnella zadrgał mięsień.

– Nie rozumiem, bracie, o czym mówisz.

– Nie? Gratulacje, naraził pan swoją chrzestną córkę na niebezpieczeństwo. Nie co dzień pcha się piękną młodą kobietą w objęcia śmierci. Ale chyba wy już do tego przywykliście, co? Najpierw wynajął pan zabójcę, teraz tego mięczaka. Chyba się pan starzeje.

Oczy O’Donnella pociemniały. Strzał trafił w czule miejsce.

– Uważaj, bracie. Teraz bardzo uważaj.

– I wzajemnie, bracie, bo codziennie dowiaduję się więcej i coraz bardziej się zbliżam do prawdy. Wiecie, że sprawa zabójstwa nie ulega przedawnieniu? Zwłaszcza kiedy chodzi o zabójstwo małej dziewczynki. Kiedy chodzi o biedną, bezradną dziewczynkę, która nie miała pojęcia, do czego jesteście zdolni. Pewnie też was kochała. Jak Melanie.

Ruszył do drzwi.

– O czym on mówi? – spytała Patricia za jego plecami. – Czy ktoś zadzwonił do Briana?

– Mówi pani o Brianie Stokesie? – upewnił się Jax.

– Oczywiście. – W głosie Patricii zabrzmiało jeszcze większe zdziwienie.

– Przyjaciel zgłosił jego zaginięcie jakieś dwie godziny temu. Brian Stokes wyszedł na spacer i od tej pory ślad po nim zaginął.

Tego było już za wiele. Patricia jęknęła i zemdlała. Ale to nie jej mąż ją podtrzymał. Zrobił to Jamie O’Donnell.

– Może byś mi tak powiedział, co się dzieje? – wydyszał Chenney, ledwie nadążając za Davidem, który wielkimi krokami sadził przed siebie. W krzyżu pulsował mu rozdzierający ból. Poza tym nie czuł niczego.

– Mamy przeciek. Do tej pory się nie spotkaliśmy, a oni już wiedzieli, kim jesteśmy.

– Cholera. Melanie im powiedziała?

– Nie wiedziała, że prowadzę dochodzenie w sprawie jej ojca. – David dopadł samochodu. Otworzył drzwiczki gwałtowniej niż to było konieczne. Chenney wsiadł pospiesznie do środka. – Nie rozmawiaj z nikim z wyjątkiem Lairmore’a. Coś się kroi. I wcale się nie zdziwili tym, co powiedziałem o Meagan. Dobrze to wiedzieli.

– Siedzą w tym?

– Po uszy. – David przekręcił kluczyk. – Z wyjątkiem Patricii. Ona nie miała o niczym pojęcia.

– To, dokąd jedziemy?

– Do mieszkania Briana Stokesa, oczywiście. A myślisz, że dokąd poszła Melanie?

Ruszyli z piskiem opon.

– Stary – odezwał się po chwili Chenney. – Wdepnąłeś. Mówię ci, wdepnąłeś jak jasna cholera. Jak się Lairmore dowie, zawiesi cię co najmniej na miesiąc.

David nie odpowiedział.

26

Mieszkanie Briana Stokesa wyglądało jak muzeum sztuki nowoczesnej. Dozorca wpuścił ich do środka. Za drzwiami apartamentu na drugim piętrze powitały ich cztery pokoje pełne chłodnego szkła i chromu. Jedynym meblem, który nie wyglądał jak aparatura kosmiczna, była sofa obita czarną skórą.

– Nawet jednego zdjęcia rodziny – szepnął Chenney z niejaką obawą.

– Rodzina nie jest dla niego powodem do dumy.

– Adoptowana córka oddałaby życie za rodziców, a rodzony syn się ich wypiera. Niezłe, co?

Obejrzeli wszystkie pokoje. Ani jednego pyłka, ani jednego porzuconego ubrania. Niesamowite.

– W lodówce tylko piwo i jogurt – zaraportował Chenney.

– Sekretarka pusta – powiedział David w zamyśleniu. – Po dwóch dniach żadnych wiadomości?

– Może dzwoni na swój numer i odsłuchuje. Te nowoczesne sekretarki tak potrafią.

– Aha. Może.

Obeszli mieszkanie po raz drugi. Brian najwyraźniej był wyjątkowo porządny. I nie lubił żadnych ozdób. Ten człowiek jest chory, pomyślał David. Nikt normalny nie może żyć w tak klinicznym wnętrzu.

Dozorca stwierdził, że do budynku nie wchodziła dziś żadna blondynka, ale przyznał też, że ma słabość do oglądania w dzień telenowel. Nie zauważył ostatnio Briana. Nie ogląda się za facetami, dodał, podciągając spodnie na wydatnym brzuchu. Niektórzy są tacy, no, wiadomo, a on nie chce, żeby sobie o nim coś pomyśleli.

Chenney i David zeszli na dół. Już otworzyli drzwi samochodu, gdy zatrzymał ich męski głos.

– Riggs, Chenney!

Odwrócili się jednocześnie, Chenney sięgnął po broń. Brian Stokes wyszedł z cienia. Wyglądał strasznie, jakby nie spał od wielu dni.

– Zostaw tego gnata, Chenney – rzucił cierpko David. – To Brian Stokes, nie będzie strzelaniny.

– Chcę porozmawiać – poparł go Brian.

– Wie pan, gdzie jest pańska siostra?

Brian pokręcił głową.

– Dostałem od niej wiadomość. Tylko tyle. Na tym polega moja rola w tej rodzinie.

– A na czym polegała, kiedy zniknęła Meagan?

Brian drgnął.

– Myśli pan, że Meagan umarła przeze mnie – powiedział i uśmiechnął się. – Oczywiście. Sam też tak uważam.

– Brian…

– Proszę za mną agencie. Chcę panu coś pokazać. I powiedzieć. Coś, co powinienem powiedzieć wszystkim wiele lat temu.

Poszli za nim piechotą. Mijali rzędy niskich ceglanych domów. Parę przecznic dalej Brian skręcił w wąską uliczkę starych, lecz statecznych i dostatnich domów. Wszedł na teren ostatniego z nich. Kiedy wchodzili przez masywne drewniane drzwi, żonkile w skrzynce przy oknie zachwiały się jakby w ukłonie, ale oni tego nie zauważyli.

– To dom mojego… przyjaciela – wyjaśnił Brian.

– Czyli kochanka?

– Można tak powiedzieć. Teoretycznie nikt nie wie, że się z nim spotykam i że często spędzam tu noce.

– Teoretycznie?

– We wtorek rano dostałem przesyłkę. Dostarczona przez posłańca, na moje nazwisko, na ten adres.

David i Chenney wymienili spojrzenia.

– I ukrywał się pan od tego czasu?

– Musiałem się zastanowić.

– A to zgłoszenie zaginięcia?

– Prosiłem Nate’a, żeby to zrobił. Chcę, żeby ten typ nie był taki pewny siebie.

– Jaki typ?

– Nie wiem, agencie. Miałem nadzieję, że usłyszę to od pana.

Zatrzymali się na drugim piętrze. Brian otworzył drzwi i wpuścił ich do środka. Niemal natychmiast zniknął w kuchni. Mieszkanie powitało ich widokiem pięknej posadzki, ściany z surowych cegieł i dziesiątkami zamszowych poduszek i puszystych dywanów. Było tu wszystko, czego brakowało pierwszemu mieszkaniu.

– Jest Nate? – spytał David. Jedna wątpliwość została rozwiązana. Brian uważał to miejsce za swój dom. Drugie mieszkanie było tylko przykrywką.

– Nie, pracuje. On też jest lekarzem.

– A Melanie? Kiedy ją pan spotkał?

Brian wyłonił się z kuchni. Trzymał tekturowe pudełko.

– Już mówiłem – rzucił ze zniecierpliwieniem. W ogóle jej nie spotkałem.

– Ale wiedział pan, że William Sheffield nie żyje.

– Pół godziny temu odsłuchałem wiadomości na sekretarce. Dwie. Pierwsza od Melanie. Miała tak spokojny głos… myślałem, że żartuje. Powiedziała, że William chciał ją zastrzelić, ale w końcu to ona go zastrzeliła. I powiadamiała mnie, że nic jej nie jest. Potem wspomniała o panu… że prowadzi pan dochodzenie w sprawie ojca i prawdopodobnie ma pan ku temu powód. Potem…

Głos mu się załamał.

– Potem powiedziała, że Russell Lee Holmes nie zabił Meagan. I że… – odchrząknął – że mnie kocha. I dziękowała mi za te dwadzieścia lat.

Spojrzał na pudełko. Zacisnął zęby tak mocno, że zadrgały mu mięśnie policzków. Dopiero teraz David zrozumiał, co się dzieje. Brian nie miał drobnych problemów ze sobą. On siebie nienawidził. Nienawidził z całego serca i obwiniał się o wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na jego rodzinę, w tym także los siostry.

54
{"b":"101339","o":1}